Sportowa niedziela w zaczadzonej smogiem Warszawie. A myślami uciekam w góry, pierwszy w tym roku spektakularny start dwójki Podopiecznych – Zimowy Ultramaraton Bieszczadzki.
Z lewej stoi Piotr. Często widzicie go na fotce z wtorkowego treningu, bo przychodzi regularnie. Regularnie się poprawia. Tutaj też – z 328 miejca przed rokiem na 221 w sobotę. Odleciał w kosmos.
Z prawej stoi Jola. Każda Jola, która przyjeżdża na obóz, to historia.
Cały dzień dzisiaj chciałem się podzielić z Wami radością, której nie przeżyłem. Tym wyścigiem bieszczadzkim w pełnym śniegu i pełnym słońcu bez miligrama PM 2,5 w dodatku. Myślałem początkowo o dwóch wywiadach – ze zwyciężczynią (wygrała z drugą z kobiet ledwie o pół minuty, więc walka musiała być) i ze zwycięzcą. Ale się nie dało.
I bardzo dobrze. Bo czym dłużej o tym biegu myślałem, tym bardziej czułem, że dla mnie kluczem do tego biegu jest właśnie Jola. Opowiem Wam o Joli.
Nie wszystko – bo to, co się opowiada trenerowi na wspólnym odcinku interwałowym w ostatnim dniu obozu, niekoniecznie jest do pisania. Ale to, co widać.
Jola, kiedy w pierwszą sobotę sierpnia stanęła na tarasie pensjonatu Villa Gorczańska, nie znała w grupie nikogo. Z pewną taką niepewnością (młodsi: Google, ale będzie trudno, bo to trawestacja) powiedziała skąd jest. W Bieszczady ma blisko. I jak biega. Uważała, że słabo.
Pierwsze „punkty” zdobyła w drugim dniu obozu za fenomenalną technikę zbiegu. Czyli to, co widać na zdjęciu otwarciowym. Te „punkty” przyznawaliśmy z Moją Sportową Żoną po każdym dniu tym, którzy szczególnie się wyróżnili, zaskoczyli trenerów albo przeskoczyli swoją poprzeczkę w głowie.
Jola przeskoczyła ją wiele razy i to w obie strony. Przyjechała z myślą, że może pobiegnie sobie Ultramaraton w Cisnej. W zasadzie pierwszy start w życiu. Poczułem od razu pewne braterstwo, bo moim pierwszym startem w życiu był Maraton Warszawski (1996), tyle że wtedy człowiek o niczym nie miał pojęcia. A teraz człowiek miał pojęcie, że Jola leci jak ćma, żeby się sparzyć na tym biegu.
A potem były kolejne coraz mocniejsze dni obozowe. Na tym zdjęciu Jola dobiega na Turbacz. Poniżej jest razem z całą grupą pod Babią Górą. I zaczyna wierzyć, że start w Bieszczadach nie musi być aktem desperacji pomieszanej z ułańską fantazją, tylko może się do niego przygotować. Wierzy, że może być mocna.
Po obozie zostaje Podopieczną, przebiega górski półmaraton w Dylągówce, dobiega do mety w pierwszej połowie stawki kobiet. A potem zasuwa jak górnik w węglowym pyle, siła biegowa, wybiegania, wycieczki górskie. Pisze mi – Jolu wybacz, że odsłaniam takie pół zdania – że nie wie, jak połączyć dwa długie wybiegania (pierwszą połowę trasy bieszczadzkiego ultra i drugą) w jedne zawody. A ja wiem, że da radę, spokojnie, z mięśniami pełnymi glikogenu i głową wypełnioną spokojem.
Jola dzwoni w niedzielę zaraz po biegu. Dobiegła, na 45-kilometrowej trasie była przez 6 i pół godziny. Dotarła na luzie półtorej godziny przed limitem. Jest taka szczęśliwa, że nie mówi nawet, jakie trudne były warunki, napisze mi to dopiero potem Piotr.
To chyba lubię z bieganiu najbardziej – że ma tyle efektów ubocznych. Na przykład wiara w siebie. Radość z endorfin. Siła ze spokoju. W górach to wszystko ma jeszcze bardziej radosny wymiar, jak w tamtej piosence: „Jadę w góry cieszyć się życiem, oddać dłoniom halnego włosy”.
37 thoughts on “W góry cieszyć się życiem”
Pięknie napisane.
Ja jadę w góry, już za dwa tygodnie.
W te, które mijałem pół roku temu wracając do Wawy z nogą w gipsie…
😉
6,5 godziny….to prawda – bieganie ma sporo efektów ubocznych, za chwilę Jola będzie mogła czerpać z „kolanowych doświadczeń” trenera…
Lipiec, zastanów się nad sobą. Czy ja wchodzę na twój blog i piszę, ze Podopieczni bedą mogli skorzystać z dopingowych doświadczeń trenera?
„Siadamy z Olgą i Pawłem Ochalami w kawiarni. Mamy rozmawiać o Oldze, zdyskwalifikowanej przez organizatorów półmaratonu poznańskiego z powodu pozytywnego wyniku kontroli antydopingowej i uniewinnionej w dwóch instancjach przez Komisję Antydopingową”
Tomasz Lipiec- PZLA po trzech latach jednogłośnie stwierdziła 3 czerwca 1996, że Tomasz Lipiec nie jest winny użycia niedozwolonego dopingu.
Wojciech Staszewski- czyżby kompleksy z powodu „warsztatu” trenerskiego powodowały Twoją złość? Może jeszcze za szybko żebyś stawiał się na równi z Cannovą i Danielsem?
Nie wiem, czy jako wierny czytelnik powinienem dać wyraz wsparcia Wojtkowi w obliczu ataków niedotlena i zakochanego w nim przydupasa, czy ignorować te zdarzenia. Jednak jako, że te ataki powtarzają się już jakiś czas i ich autorzy poświęcają dużo czasu i energii na sianie przykrości, to chciałbym chociaż wyrazić nadzieję, że nie przeszkodzą one Wojtkowi w zapewnianiu nam, czytelnikom, wielu chwil radości i przyjemności, którą tutaj czerpiemy. I że nie będzie mu przykro. Lubię tego bloga bardzo.
niektorzy chyba traktuja box „komentarz” jako element dowalenia. Moze po prostu Pan Belzebub i Pan Beztlen poszliby sobie pobiegac 🙂
Wojtku – klasa, uczyłem się również od Ciebie jeść widelcem:) … wchodź gdzie chcesz i pisz co chcesz, jeśli tylko masz coś do powiedzenia. Ja również, jeśli pozwolisz, będę swobodnie wypowiadał swoje zdanie tam gdzie mam coś ważnego do przekazania. Mam nadzieję, że nie chcesz by ten blog stał się kącikiem wzajemnej adoracji. Kiedyś odbywały się tutaj ciekawe polemiki. Mamy wolność słowa i to chyba dobrze. Jeśli nawet ktoś z pełną świadomością wypowiada się w sposób nierzetelny (mimo, że jest dziennikarzem) to łatwo to zweryfikować. Znacznie gorzej, że zostały uwolnione niektóre zawody w tym zawód trenera. Bieganie to nie jest szydełkowanie i bywa niebezpieczne dla zdrowia. Pisząc swój komentarz liczyłem raczej na obronę tezy, że docieranie do mety ultramaratonów na kilka minut przed limitem nie świadczy o braku przygotowania do takiego wysiłku i nie jest szkodliwe dla aparatu ruchu zawodnika. Odradzałem Ci start w Biegu 7 Dolin mimo, że sam go organizowałem, ponieważ wiedziałem, że nie jesteś do niego przygotowany. Twój widok leżącego pod latarnią za metą, do której dotarłeś 15′ przed limitem nie dał mi żadnej satysfakcji, raczej wzbudził litość. Przed Twoim półmaratonem w Mławie życzliwie i z całych sił (mimo, że nie jesteś moim zawodnikiem) odradzałem Ci start w tych zawodach ponieważ wiedziałem czym to się może skończyć. Skończyło się długa przerwą, na którą ciężko zapracowałeś. Rolą trenera jest moim zdaniem zaszczepianie miłości do biegania (i to robisz świetnie), ale również a może przede wszystkim ochrona zawodników przed ich ułańską fantazją dla ich własnego dobra. Jeśli nawet trener ma braki warsztatowe to powinien korzystać w tym celu w własnego doświadczenia.
Już jest nawet chodzące takie powiedzenie- „wpierdzielić się jak beztlen na bloga”;) Trolli nie karmić.
Gratulacje dla Joli:)
Sam startowałem w zeszłym roku w tym biegu w fatalnej pogodzie i niestety przed samą knajpą w Przysłupiu na 33 km chyba stałem się atrakcją dla biegaczy, gdy z drogi zbierał mnie GOPR -powalonego przez skurcze i wyziębionego. Więc szacun dla wszystkich którzy dobiegli do mety.
„Mam nadzieję, że nie chcesz by ten blog stał się kącikiem wzajemnej adoracji. Kiedyś odbywały się tutaj ciekawe polemiki. Mamy wolność słowa i to chyba dobrze.”
czy wpis jak poniżej miał być nawiązaniem polemiki?
6,5 godziny….to prawda – bieganie ma sporo efektów ubocznych, za chwilę Jola będzie mogła czerpać z „kolanowych doświadczeń” trenera…
czemu ten wpis miał służyć? Czy masz coś do Joli ogólnie jako nie znanej sobie biegaczki (6,5 h na tym „ultra” maratonie to odpowiednik wyniku 4:30 w maratonie – tylko 10 osób złamało 4 godziny , a limit to było 8h) bo uważasz, że ten wynik jest za słaby czy ogólnie amatorzy nie powinni się „forsować” tempem 9min/km bo to ryzykowne dla zdrowia. Gardzisz ludźmi którzy zamiast łamać czasy chcą po prostu przebiec trudny dla nich i długi bieg potrafią czerpać przyjemność z takiego obcowania z naturą. Dla których dystans i góry to lepsza bariera do łamania niż minuty i sekundy? Czy ten wpis miał jakiś inny ukryty cel którego nikt nie dostrzega? Jak chciałeś dopiec Wojtkowi to pomyśl „dżentelmenie” jak czytając Twój wspaniały post musiała się poczuć Jola a na pewno na to nie zasłużyła. W ogóle Jej nie znasz a ja znam i gratuluję i podziwiam:)
Brawo Jola!
Pieskiem po oczach
Skrawek, Rafal, Krzysiek S., Przemek – dziękuje Wam bardzo za wsparcie. Człowiek boryka się z hejterem, zna swoje racje, widzi jego manipulacje i frustracje – ale w pewnym momencie robi się z tego stres w żołądku. Świadomość ze nie jestem sam i ze ktoś widzi, jak jest i ma odwagę o tym napisać – bezcenna. Dzięki. Zostańcie tu, bądźcie tu (nie tylko jako grupa wsparcia 🙂
…przecież ino chodzi o klikalność…
…gdzie tu wdzięczność, ino pretensje…pensje…je…je…
Może i klikalność, ale Wojtek nie dba o to by na tym zarabiać, w sumie nie wiedzieć czemu skoro to strona komercyjnej Kancelarii (jakoś się przyzwyczaiłem do nazwy) więc argument nietrafiony. Widziałeś tu gdzieś reklamy typu „Mateusz lat 40 znalazł cudowyny sposób na to by zarabiać 15k n a miesiąc nie wychodząc z domu”? W sumie nawet jak się wpisze w wyszukiwarkę „Wojciech Staszewski” to wyskakuje najpierw stara strona… w sumie dziwne też, że nie ma linku do Caroliny (ale z drugiej strony oni tez nie zadbali o to u siebie). Więc, żeby nie było, że to kółko wzajemnej adoracji – można by było zrobić więcej, jeżeli chodzi o reklamę tego miejsca. Na początek proponuję skontaktować się z Caroliną w zakresie wzajemnej promocji:)
PC- 10/10!
Ja tak sobie myślę , że nie do końca rozumiem o co takim belzebubom chodzi. Choć może nie rozumiem dlatego, że u nas w lesie na krańcach Polski życie jest proste. Nikogo nie udajesz i albo jesteś swinia albo nie. A Wojtek jest bardzo porządnym człowiekiem i tyle.
Ten anonim to Andrzej
Gratulacje dla Joli. Nie znamy się, ale dla mnie jesteś wielka. Lubię spełniać marzenia. Lubię jak ludzie dążą do ich spełnienia.
Ciebie też Wojtku lubię. Tak po prostu. Podoba mi się Twój wpis. Niby prosty, a dający do myślenia.
Nie wdając się w polemikę…
Bo w Górach jest wszystko co kocham…
Brawo Jola!
Jolka wariatko!! Gratuluje 🙂 zaszalałas! 🙂 przyznaj:wilki Cię goniły 🙂
Jola, jesteś extra!
Wojtku, że Ty jesteś, to przecież wiesz 🙂
A hejterzy… eee tam, na drzewo. Wchodzą tu, czytają i zazdroszczą, to jasne. Nie ma co się przejmować małymi ludźmi. Naprawdę nie są tego warci.
Wojtek jesteś świetnym trenerem i to jest dla mnie jasne. Widzę to po prostu po swoich poprawiających się wynikach. Poza tym ty i Kinga jesteście super ludzmi, z którymi z naprawdę wielką przyjemnością spędza się czas na treningach. Joli składam wielkie gratulacje i ogólnie szacun, bo to nie był łatwy bieg. A Belzebub i Niedotlen… no cóż – niedotleniony diabeł wpadł w hejtowskie konwulsje, które na pewno nie są reprezentatywne dla całego środowiska, pozytywnych biegaczy.
Dawno tu nie byłem ale śledziłem wypowiedzi wszystkich. dlatego jestem zszokowany hejtem, szczególnie niejakiego „Belzebuba”. Wojtek ja na twoim blogu (i na Skarżyńskim) zmobilizowałem się do biegania (mizernego bo mizernego bez większych rezultatów ale zawsze…) i dziękuję Ci za Twoją inspirację, która zmobilizowała mnie do biegania. Wojtek oczekuje od Ciebie trochę pouczeń dla tych którzy próbują biegać w moim wieku. Ja mam 72.
ja wojtka częściowo nie lubię, bo ograł mnie kiedyś w ping-ponga, a dzikim nie jestem. poza tym lubię :).
Kochani. Love
Hmmm – z trzema osobami wygrywałem w ping ponga, więc musisz być jednym z tych trzech 🙂
A – i witaj, witaj Stary Wilmo
Już Cię witałem mailowo, ale żeby nie było, że Cię zignorowałem publicznie – bo się może zrobić dyskusja jak kiedyś „Czy Wojtek podziękował Marszowi”, kiedy gościliśmy podblogową grupką u Marsza na pierogach przed Maratonem Wrocławskim.
Jolu, nie przejmuj się opinią hejtera Beztlena, czas 6,5h zimą w takim terenie i do tego z luzem w nogach, to dowód Twoich predyspozycji. Sam bym sobie takiego wyniku życzył, a przebiegłem już wiele takich biegów. Jesteś na dobrej drodze, kiedys pewnie przyjdzie ból, kontuzje, ale ich przewidzenie wymaga Twojej własnej wyobraźni, bo w ultra trenerem jesteś Ty. Nie słuchaj hejterów, którzy szydzą z Twojego tempa, najpierw zapoznaj się z dystansem, czyli zrób to dużo wolniej niż byś chciała, po prostu patrz na góry 🙂
Hejter Beztlen wiele lat robił kasę biegaczach, którzy pragnęli ukończyć ultramaraton zwany Biegiem 7 Dolin. Namawiał ich do tego, bo potrzebował się wykazać przed pracodawcami, ale pogardzał tymi, którzy nie spełniali jego limitów. Wojtek Tobą nie pogardza, nie wpuszcza Cię w maliny, szanuje Twoją przygodę.
STARY WILMO!! WITAJ ZNOWU!! DOBRZE CIĘ CZYTAĆ !! 🙂
Jestem Jola
Opowiem krótko Wojtkowi i Kindze dłużej. Andrzej napisał: „u nas w lesie na krańcach Polski życie jest proste”. U nas na drugim krańcu Polski też życie jest proste.
Wojtek sprawiłeś mi wielką radość opisując kawałeczek mojego pięknego życia. Mój Zimowy Bieszczadzki Maraton Górski to nie tylko ta niedziela. To moja córka, która ze mną wytrzymała to mój syn, który mówił mamo trenuj pobiegniemy kiedyś razem Maraton. To 7 miesięcy trenowania z Bogdanem i Anitą (Bogdan potem towarzyszył mi podczas maratonu). Michał na ostatniej prostej przygotowywał mi zbilansowane posiłki, fizykoterapeutka Anna i Kasia rozmasowywały moje napięte ciało. Bogdan trenował ze mną crossfit, dzwonił i sprawdzał czy pije wody ile trzeba i śpię ile trzeba. Anita uczyła mnie pływać. Dorota i Ela sprawdzały czy żyję. Ten maraton to relacje ludzkie, które pozwoliły mi się przygotować i poczuć się najszczęśliwszą kobietą na świecie.
Wracając do mojego Trenera Wojtka, jesteś najlepszy, bo gdyby było inaczej to bym Cię nie wybrała…
Z osoby z cellulitem, rozstępami i nadwagą spowodowałeś, że dokonałam niemożliwego. Dziękuje.
W poniedziałek ubrałam błękitną sukienkę i poszłam do pracy… bieganie zmienia życie na lepsze…
To co Jola widzimy się w tym roku na obozie? trza to przecież uczcić:)
Brawo dla Joli! I dla trenerów
Radość z ukończenia takiego biegu jest nie do zapomnienia.
ps trolli, hejterów i zazdrośników nie karmić.
Jolu
Twoje słowa są piękne.
Ja sobie wymyśliłem kiedyś maraton – warszawski. Trenowałem wg planu od jednego z trenerów z Kancelarii Wojtka – akurat moja firma współpracuje z Wojtkiem (ja nadal biegam ale już wg mojego widzimisię – nie mam czasu na regularność).
Największą nagrodą dla mnie były moja żona z synami czekająca jakieś 200 m przed metą. Wziąłem chłopaków za ręce i razem dobiegliśmy do końca. Gdzieś wcześniej po drodze, skrycie sobie myślałem że fajnie byłoby tak zakończyć, ale nie wierzyłem że to marzenie się spełni.
Pozdrawiam, i życzę żebyś nadal czerpała radość z tego co robisz.
Co do kolegi hejtera – mam wrażenie że nikt z jego podopiecznych tu nie zagląda. Osobiście, patrząc na to co wypisuje, nie czuł bym się dobrze trenując z nim, czy też w jego grupie. Osobowość trenera i to co sobą reprezentuje ma znaczenie (i nie mam tu na myśli wiedzy i osiągnięć sportowych – te są niewątpliwe).
Cześć Wojtku, cześć Tomku.
Wojtku – jako osoba publicznie znana, szanowana i prowadząca poczytnego bloga, możesz spodziewać się komentarzy nie tylko aprobujących. Moim zdaniem komentarz Beztlena (a szczególnie jego rozwinięcie) jest komentarzem merytorycznym. Zepchnięcie go do narożnika z napisem „hejt” (gdzie pewnie od dawna siedzi już Belzebub) jest chwytem erystycznym dość łatwym i skutecznym, ale od Mistrza Słowa (a za taką osobę Cię uważam) oczekiwałbym czegoś więcej niż odpowiedzi „a ty jesteś dopingowiczem”. Najlepszą reakcją na hejterów jest po prostu ignorowanie ich komentarzy (żywią się i chełpią tylko tym, jak ktoś im odpowie), natomiast nie ma lepszego udowodnienia swojej przewagi nad konkurencją trenerską niż merytoryczne zbicie ich argumentów. Jesteś doświadczonym trenerem, współpracowałeś z mnóstwem zawodników i domyślam się że z tezę, iż „docieranie do mety ultramaratonów na kilka minut przed limitem nie świadczy o braku przygotowania do takiego wysiłku i nie jest szkodliwe dla aparatu ruchu zawodnika” możesz się rozprawić.
Sam zastanawiałem się nad tym, jaka jest skala negatywnego wpływu kilku lub kilkugodzinnego biegu ultra na organizm człowieka, który dopiero od niedawna podniósł się zza biurka. Jeżeli nie ma negatywnych reakcji bezpośrednio po biegu, to czy za 5-10 lat nie będzie problemów np. z kolanem? Czy były jakieś badania na ten temat? Czy może dzięki takim biegom organizm staje się jeszcze silniejszy? Czy są jakieś przykłady wśród podopiecznych, na podstawie których można by wysnuć konkretne wnioski? Czy jak Prezes Zarządu PGNiG po 3 miesiącach przebiegnie Rzeźnika to będzie już na zawsze Rzeźnikiem czy za rok będzie go łupać w krzyżu? Odpowiedziami na trudne pytania buduje się autorytet trenera, bo o tym jak biegać by schudnąć czy jak się ubrać do biegania potrafi pisać każdy. Tak mi się przynajmniej wydaje, a piszę to z perspektywy biegacza-amatora. Ale Wojtku jeżeli zmierzasz bardziej w stronę Studia-Ajfon, to oczywiście Twój blog i Twój Styl ;). I tak będę tu chętnie zaglądać, bo o czymkolwiek piszesz, to robisz to po mistrzowsku.
A Ciebie Tomku, jako organizatora, zachęcam do zerknięcia na (uwaga lokowanie produktu) mój artykuł w marcowym Bieganiu, o niedozwolonych postanowieniach w regulaminach biegów – zobacz jakie wstawiłeś u siebie ;).
Gratulacje dla Joli – za piękny wyczyn i inspirujący opis!
Trzymajcie się!
Marcin Stupak – miło Cię tu zobaczyć. I mieć świadomość, że tu bywasz stale. Cieszę się, że się odezwałeś.
Co do komentarza pana Tomasza Lipca, to masz rację, można by próbować uznać, że to uwaga merytoryczna. Nie jestem w stanie jednak podjąć takich prób, widząc jakim człowiekiem okazał się pan Lipiec latami odzywając się pod blogiem. Zawistnym, nieżyczliwym, czyhającym wręcz na każdy mój błąd (a któż błędów nie popełnia). W dodatku mam uzasadnione podejrzenie co do merkantylnego charakteru poczynań pana Lipca – dyskredytowanie mojej pracy, wiedzy i osoby miało służyć w moim przekonaniu zdobywaniu klientów do prowadzonej przez pana Lipca działalności trenerskiej (podobnej do mojej, nawet stronę pan Lipiec zerżnął na żywca).
Oczywiście nie kwestionuję trenerskiego warsztatu pana Lipca. Nieraz tu pisałem, że szkoda, że nie może pozostawać w blogowej społeczności jako autorytet ze świata sportu kwalifikowanego.
A co do niebezpieczeństwa szybkiej intensyfikacji treningu, to masz dużo racji. Może warto o tym napisać na blogu. Mam czasem Podopiecznych, którym najpierw trzeba mówić: mniej startuj, mniej startuj. Miałem takiego, któremu zdołałem wytłumaczyć, że Rzeźnik ultra to jednak nie na początku kariery biegowej. Sam uczę się też teraz na swojej łąkotce. Wrócę do tematu.
Blog się zmienia, jest Studio Ajfon, są i będą krótsze formy. To moja dodatkowa praca z myślą o profesjonalizacji bloga. Natomiast niczego starym Czytelnikom nie odbieram – poniedziałkowe story w starym stylu zostaje, jakie jest. Więc zapraszam – przynajmniej w poniedziałki. I odzywaj się, skoro już wyszedłeś z grona Cichociemnych 🙂
Cześć, mam na imię Anita i trenowałam z Jolą do maratonu chociaż nie wzięłam w nim udziału. Zapewniam wszystkich że Joli nie grozi zadna kontuzja , gdyż bardzo profesjonalnie i wszechstronnie podchodzi do trenowania. Pływamy razem, biegamy , rozciągamy się, wykonujemy wszelkie możliwe treningi uzupełniające. Latem jezdzimy na rowerach, gramy w tenisa, trenujemy nordic walking, wędrujemy po górach. Ukończyłyśmy razem półmaraton w Dylągówce.Jesteśmy w treningowym 'transie’i nic nas nie powstrzyma i nikt nas nie zniechęci. No a teraz drodzy hejterzy zgadnijcie kim jest Anita?????????????
Anita córka? Nie mogłem się powstrzymać od udziału w konkursie, chociaż był skierowany do hejterow 🙂
Drogi Wojtku, choć znam Cię tylko z opowiadań Joli, mam dla Ciebie wiele szacunku i bardzo Cię podziwiam. Jestem dla Joli kimś w rodzaju Vice- Anioła Stróża i bodyguarda 🙂 Wojtku ! jestes wyjątkowy. Jolu, jestes wyjątkowa. Hejterów zatkało – nie mają żadnych mądrych argumentów w konfrontacji z tak ogromną radością, jaką daje bieganie i trenowanie z ludzmi wytwarzającymi tak niezwykłą aurę . Nasze motto : ignorujemy hejterów chcących ściągnąć każdego do poziomu swojej przeciętności i dalej , konsekwentnie dążymy do celu:):):):)
Anita – to mój Anioł Stróż sportowy – koleżanka. Wojtek konkursu niestety nie wygrałeś…
Marcin – dziękuję za dobre słowo i wrażliwość. „tylko decyzje zmieniają życie” … skoro ja przebiegłam maraton to Ty też możesz. Marzenia trzeba spełniać bo skrzydła nam rosną i mamy siłę na pozostałe obowiązki.
Andrzej – obóz: pewnie w tym roku się nie uda. Ale miło Cię było spotkać w moim biegowym życiu. Spełnienia marzeń życzę.
Kwasnaali – Wilk biegł, widziałam go… Pięknie było w tej Cisnej.
Rafał, Krzysiek, Przemek – dziękuję za mnie i za Trenera.
Wszyscy – którzy się w jakikolwiek sposób wypowiedzieli. Dziękuję. Pięknego Życia dla Was i Waszych bliskich.