Do Krynicy

Walizka już spakowana, butów nie zapomnieliśmy, koszulek też, moje spodenki jeszcze się suszą. Elektronika się ładuje, bo trzeba będzie mieć mnóstwo prądu przy sobie i powietrzny internet pod ręką na wszelki wypadek – na te wszystkie relacje internetowe. No i wytrenowane jest do ostatniej kropli glikogenu.

We wtorek z grupą #szykujsienakrynice zrobiliśmy killera. Najpierw 15 min. powoli, potem dwa razy po 10 min. tempa progowego, na koniec dwa interwały 800 m. Kuba pewnie się będzie złościł, bo on miał trudniej – do samodzielnego wykonania dostał na koniec 4 interwały (bo samemu się tak nie dociśnie tempa). Był nieobecny usprawiedliwiony, zaprowadził syna na pierwsze zajęcia karate.

Pamiętajcie: biegajmy jak dzicy, jak narwańcy, jak nawiedzeni, trenujmy całym sercem. Ale jeśli tak zapakowana w paczuszkę pasja znajdzie się na jednej szali, a na drugiej zajęcia z synem – i nie da się tego pogodzić, przesunąć – to dzieci muszą wygrywać.

Na tym ostatnim treningu wiało obawą. Asia podziębiona. Tomek już wyszedł z choroby, ale obawy sobie zostawił. Magda po tygodniu euforii, że Achilles nie boli, czuła go jeszcze bardziej. Więc po tempie easy musiałem wprowadzić wszystkim ITT – indywidualny tok treningu. Asia miała sobie biegać na pół gwizdka, trzymać się Magdy ewentualnie Kingi. Kinga nawiasem mówiąc zdrowa jak ryba i entuzjastycznie nastawiona – w końcu to „jej” góry i pierwszy start w biegu górskim, 17 km Runek Run. Potem już tylko Kingi, bo Magdę zatrzymałem po kółku tempa progowego – granica bólu była wyraźnie przekroczona, a wtedy się przerywa trening i myśli, co dalej robić. Wymyśliliśmy: tejpowanie (bo to pomogło dwa tygodnie temu) plus lek przeciwzapalny przed biegiem. To oczywiście nie jest idealne rozwiązanie, ale lek przeciwzapalny, to nie jest sterydowa blokada. Jesteśmy dobrej myśli o 34 km Magdy.

Tomek dał ognia, biegłem z nim jedno kółko na interwałach i wymiękłem. Tomek biegnie setkę. A Asia zieje ogniem. Kiedy biegały tempo progowe z Kingą, to sobie pogadały o chorobach i dostała od Kingi przepis na góralski syrop z czosnku. To naprawdę jest rewelacja, ze mnie też właśnie wygnał przeziębienie zanim zdążyło się rozwinąć.

Miałem pisać o przygotowaniach do Krynicy, a piszę tyle o chorobach jakbym był starym człowiekiem z poczekalni. Ale tak często jest – pamiętajcie – że po maksymalnym żyłowaniu treningu jesteśmy narażeni. Na kontuzje, na choroby. Może człowiek powinien być mądrzejszy i dwa tygodnie przed startem włączać profilaktycznie witaminę C?

Trening wyglądał tak (filmik ciut poniżej 3 minut):

Filmowałem killera niewiele podbiegając. Ale zrobiłem go rzetelnie na drugim treningu zwanym Treningiem Wspólnym. I tak mi to dało w mięsień, że chociaż miałem plan zrobienia trzydziestki w środę, to nie dałem rady się zmobilizować. Wytłumaczyłem sobie, że mam na to za dużo pracy i trzydziestkę zrobiłem dziś. Dziękuję Wam za wszystkie rady. Uśmiechałem się i próbowałem mantry (trochę zmieniłem jej rytm): Świiiiin-ka Pep-pa, Świn-ka Pep-pa.

Znów było na trzydziestce trochę za wolno, ale za to z wyraźnym przyspieszeniem po połówce. Nie wiem dokładnie jakim, bo Garmin się rozładował po 22 km, ale zmierzyłem sobie na stoperze na wyznaczonych kilometrach w Lesie Kabackim trzy kilometry po 5:10-5:15. Przy#szykowałem się na Krynicę.

Oczywiście to nie było rozsądne, bo dwa dni przed ważnym startem nie robi się trzydziestki, tylko godzinę powoli z lekkim akcentem na koniec. Ale to było konsekwentne.

Dziś schroniłem się do lasu przed deszczem. Biegając w kółko i słuchając rewelacyjnego audiobooka miałem wrażenie, że wybiegnę z tego lasu koło Zyborka (kto zgadnie tytuł i autora?) Zamiast tego spotykałem co i rusz WarszawskiegoBiegacza – który kręcił te pętle w odwrotną stronę. Tylko on nie biegał, a leciał. Każdemu jego easy, choć dla niektórych to będzie wyglądało na interwał, a przynajmniej progowe.

Ja chciałbym polecieć w Krynicy. A potem stać na mecie i widzieć finiszujących ze szczęścia Kingę, Kubę (oboje po 17 km), Magdę (po 34), Asię (po 66) i Tomka (po 100 km biegu, jak ja mu zazdroszczę i nie zazdroszczę jednocześnie).

 

Komentarze

13 thoughts on “Do Krynicy”

  1. Wzorze psów.

    Powodzenia dla wszystkich w Krynicy. Ja w sobotę cisne z Jerozolimy do jerycha. Wyzwanie głównie związane z upalem, chociaż teren też mocno wymagający.

  2. No właśnie trochę się poirytowałem, że sobie 30-tkę to przepisujesz, a mi nie! Rozsmakowałem się 🙂
    Ładny wpis od serca, dzięki.

  3. Ja czytam Wzgórze psów właśnie, chociaż od wczoraj drobna przerwa na 5. tom przygód Lisbeth Salander. A dziś i u mnie 36-tka 😉

  4. Wojtek – życzę pudła! „Ciś” Pan na maksa od początku, bo to krótki dystans i nie ma „totamto” Żadną głową, tylko czystą siłą.
    Podobnie jak Ty, biegam raz w tygodniu dłuższe wybieganie 30-40 km. Tylko z dodatkowym parametrem – „+”
    Tygodniowo staram się wybiegać 2000 m podbiegów. W niedzielę maraton z Maćkiem i zamknę tydzień setką – po przerwie wracam do biegania.
    Zdrówko!
    PS … a z tym Achillesem, to nie przeginacie? Czasem warto odpuścić…

  5. Melduję wykonanie zadania. A jak w Krynicy?
    Zaledwie 27 km, +200m / – 1000m. 4,5h brutto, netto 3:20 dużo terenu niebiegowego, krzaki, skały, klamry ułatwiające wspinanie. No i upał. Na koniec w jerychu 38 stopni. Po drodze uratował nas grecki mnich i zaopatrzyl w wodę, bez tego pewnie bym się poddal na 5 km przed końcem (pewnie nie). Fajna przygoda i niezapomniane widoki

  6. Kubol – fajne parametry trasy 🙂 Mogłoby się wydawać, że delikatny zbieg, gdyby nie adnotacja o niebiegowych fragmentach trasy (moje ostatnie niebiegowe odcinki, to Rohacze. Obiegłem całą dolinę – od Osobitej po Berestową 40km +2800 m) A skąd taka różnica brutto/netto?

  7. Szkielet ma pudło w M50+ – brąz (czyli tak jak chciał), ale otarł się o srebro – ciekawe czy wiedział biegnąc, że zabrakło mu 7 sekund. Brawo, Wojtek! Wygrał też z Kubą, dosłownie parę minutek, czyli dokładnie 2. 🙂

    A jak pięknie Kinga pobiegła! 17-ta w open kobiet – gratulacje!!

  8. Rohacze, dobry pomysł, trzeba będzie kiedyś obiec.
    Różnica netto brutto bo zdjęcia zdjęcia zdjęcia, poza tym zatrzymaliśmy się na kąpiel chłodząca w naturalnym basenie na środku pustyni judzkiej, a potem czekaliśmy przy furcie j klasztoru św Jerzego aż mam mnich wodę przyniesie. Z ciekawych parametrow podam jeszcze ze zaczynaliśmy na wysokości prawie 800m, a skończyliśmy na minus 250m.

    Brawo Wojtek, brawo Kuba, brawo Kinga. I pozostali kryniczanie.

  9. Dzięki, dzięki – krótko bo z telefonu. Brawo dla Kubola i wszystkich startujących. Mel już wszystko opisała, więcej jutro ma blogu 🙂

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *