Biegam za pracą. Od zaraz

Szukam pracy. W dziennikarstwie, a przynajmniej moją dziennikarską – nie biegową – nóżką. Uścisnęliśmy sobie dzisiaj dłonie z Jackiem, naczelnym Twojego Stylu i będę teraz szukał nowego miejsca na ziemi czarnej, niewdzięcznej, wyschniętej na proch. Bo media to nie jest żyzna gleba dziś.

Znam swoją wartość w dziennikarstwie. Przeliczając to na bieganie, to naprawdę poniżej 2:30 w maratonie. Dzisiaj też to parę razy usłyszałem. Wiem, które redakcje chętnie wezmą ode mnie teksty i nawet zapłacą prawdziwe pieniądze. Ale jak pomyślę o tym korowodzie szukania „klubu”, który mnie przyjmie na etat, to opada mi testosteron.

  • Etat, bo? – zapytał mnie dziś jeden szef klubu, z którym rozmawiałem.
  • Bo – coś odpowiedziałem mądrzej lub nie. A co? Miałem wypruć bebechy? Że czuję się zbyt tłustym kocurem, żeby biegać za trzema myszkami po pustym pokoju? Że mam fajne życie z przecudnej urody żoną, mieszkaniem urządzonym na podobieństwo ajfona, bieganiem i trzema dyplomami Grand Press oraz zapłaconym przez pracodawcę ZUS-em i urlopem. I że nie chcę żeby mi świat z tej układanki wyjął dwa klocki. I że znów po raz kolejny w ostatnich latach widzę błąd w matrixie: tak jak pisałem parę lat temu dziennikarza Gazety Wyborczej powinno być stać na wyjazd na maraton we Frankfurcie, tak jak napiszę dziś Staszewskiego statek pijany nie powinien co chwila wyrzucać za burtę. Statek pijany to z poezji, a nie z aluzji. A wody najbardziej się boję.

Więc szukam pracy. I jak to się mówi „oczekuję propozycji”: wojciech.staszewski@gazeta.pl albo mail czy telefon ze strony KS Staszewscy, jeśli komuś wygodniej. Nie damy się z Kingą, to jest kobieta-wsparcie, a ja jestem facet-oparcie. Chwilowo na niestabilnym gruncie.

Sportowo jest nieźle. Przykurcz w plecach ustąpił w 90 procentach. Bardzo pomogło mi, jak w sobotę na spacerze rowerowym z Małym Yodą po Kopie Cwila stanąłem sobie (kiedy Mały Yoda zjeżdżał z górki) na bardzo rzetelne rozciąganie mięśnia biodrowo-lędźwiowego. U mnie to właśnie biodrowo-lędźwiowy obok czworobocznego lędźwi i prostownika grzbietu był przykurczony najbardziej.

Wiecie jak się rozciąga mięsień biodrowo-lędźwiowy? Stajesz w dużym wykroku, noga z przodu może być oparta na niewielkim murku, ale może być też na ziemi. I schodzisz nisko, żeby czuć było w pachwinie. Jeśli do tego wykonasz taki ruch (a raczej stały nacisk), jakbyś chciał wsunąć miednicę pod spód tułowia, jak szuflę, to będzie perfekcyjnie.

Jeszcze rano miałem dylemat – czy wyleczyć się w 100 procentach samym rozciąganiem i rolowaniem, czy pójść jeszcze raz na masaż, czy może do osteopaty. I właściwie podjąłem decyzję, że idę do osteopaty, chociaż trzeba na to wydać stówę.

A potem dopadła mnie ta wieść pracownicza i od razu włączył mi się tryb oszczędnościowy. Bo może ta stówa będzie na wiosnę na wagę miesięcznych zajęć piłki nożnej z Małym Yodą. Albo wpisowego na ważny bieg dla mnie i Mojej Sportowej Żony. Miałem dziś właśnie o tym pisać i poprosić Was o rady – ale przekładam to na czwartek.

 

 

Komentarze

5 thoughts on “Biegam za pracą. Od zaraz”

  1. Oby zmiana była na lepsze!
    Ja też się rozglądam za pracą (ale rozglądam, tzn. że mam komfort, bo jest zatrudnienie, a chcę lepszych warunków – albo raczej: nie gorszych, bo wygląda, że w obecnej będą gorsze ze względu na dojazdy), ale coraz częściej myślę o tym, żeby robić coś na własny rachunek, czyli zrezygnować z bezpiecznej i ciepluchnej posadki. Pomysłów mam kilka, ciągle brakuje odwagi i rozeznania w tym, jak założyć własną działalność i dalej ją prowadzić. Wiem, że były organizowane takie szkolenia i nawet chciałam iść, ale… w godzinach mojej pracy. :/

    Roluj się i rozciągaj. Szukaj wygodnych pozycji, w których naturalnie i bezwysiłkowo (bezbólowo) rozciągasz to co trzeba.

    Aha, parkrun jest i będzie za darmo. 😉

  2. Znajac Cie pewnie zostalbys mistrzem na 5k parkrunowe ale dasz rade (wierze w Ciebie) i Frankfurt jest tylko kwestia czasu moze troche dalsza perspektywa aktualnie ale widze Cie tam na mecie tego szybkiego maratonu.

  3. powodzenia wojtku – najważniejsze, że potrafisz żyć z pisania, to wyjątkowa umiejętność, a czy z zusem czy bez, to już chyba mniej istotne…

    marsz

  4. Dzięki wszystkim za dobre słowo – tutaj, w esemesie czy na FB. Noc miałem trochę nieprzespaną, bo stres jest. Ale jeszcze patrzę optymistycznie 🙂 Maratończyk to facet, który jest wytrwały

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *