Podopieczny Kuba napisał, jak nie cierpi wychodzić w te mroźne noce na trening. Odpisałem, że szacun, bo ja już w smutne popołudnie nie mogę się zebrać. Biegam rano, a życie chociaż rzuca mną po burtach, to ten komfort ciągle mi daje – że mogę biegać na początku dnia i to nie musi być o świcie.
Zima to nie jest dobra pora do niczego. Wiem, narty, ale myślę, że to jedna wielka racjonalizacja, której dokonała ludzkość, żeby ratować się przed zimową depresją. Najlepsze, co zima może zrobić, to się szybko skończyć. A ona się dopiero zaczyna za trzy dni.
Jak biegacze mogą sobie zimę zracjonalizować? Zaczynając okres przygotowawczy do wiosennego sezonu startowego. Powiem więcej: nie możemy sobie tego odpuścić. Każdy odpuszczony zimowy trening – z tych must do – to podkówka po wiosennym starcie, że zabrakło kopyta (brak siły biegowej) albo wytrzymałości (brak długich wybiegań).
To teraz jest czas na ostatni oddech i pierwsze treningi na serio. Ja ostatnio więcej tu pisałem o bieganiu za nową pracą, ale zapewniam Was, że trenuję i to bardzo na serio. Założenie na ten sezon: przede wszystkim szybka dycha na wiosnę, a półmaraton i maraton przy okazji. Środki do realizacji celu: większe skupienie na tempie biegu. Nie piszę, że trenowanie szybkości, bo pod dychę też trzeba zrobić solidną bazę tlenową. I jeszcze nie czas na akcenty szybkościowe. Ale jest równie dużo, a może jeszcze więcej siły biegowej. No a długie wybiegania trochę krótsze, za to w tempie bliższym tego, co wynika dla mnie z Tabel Danielsa.
Ostatnia godzina (na razie dłużej nie biegam) z dodanymi 2 km w tempie startowym (no, jednak biegam trochę dłużej) wyszła w tempie średnim 5:20. Walczę z tym absurdalnym tempem około 5:40, które na trzygodzinnych wybieganiach doprowadziło mnie wprawdzie do złamania na kredyt trójki w maratonie, ale nie jest bodźcem przygotowującym do krótszych i szybszych biegów.
Uwaga, teraz akapit z lokowaniem produktu (własnego). Tytuł odcinka to „Trening pod choinkę”. Na zdjęciach Bon na bieganie – można go podarować bliskiemu biegaczowi/biegaczce, żeby przestał biegać, a zaczął trenować. Rekomendujemy bon na 2 miesiące (BPS przed docelowym startem), a jeszcze lepiej 3 miesiące (dodajemy miesiąc budowania bazy), ale nawet 1 miesiąc pomoże obdarowanemu zmienić myślenie o własnym treningu. Zwłaszcza, jeśli obdarowany do tej pory wychodzi sobie pobiegać te same 9 km cztery razy w tygodniu. Szczegóły, ceny, zasady można przeczytać na naszej stronie: TUTAJ jest o bonie, a TUTAJ o zasadach opieki trenerskiej u Staszewskich. I możesz napisać, dopytać: bieganie@ksStaszewscy.pl. Dla najbardziej zdeterminowanych i mocno zapominalskich staniemy na głowie i przygotujemy prezent nawet w Wigilię po południu. Koniec lokowania.
Ale ten „Trening pod choinkę” ma dla mnie jeszcze drugie znaczenie. Od kiedy zacząłem spędzać Wigilię w domu rodzinnym Mojej Sportowej Żony, w sercu Gorców, to wigilijny poranek albo Boże Narodzenie świętuję na wycieczce biegowej na Maciejową, na Stare Wierchy, na Luboń, a raz się zapędziłem w taki góry, że musiałem wracać autostopem. I z roku na rok widzę, jak coraz więcej ludzi – wędrowców, kijkowców ale też biegaczy – spotykam na szlaku.
Kto powiedział, że godne świętowanie urodzin Pana Jezusa, to siedzenie za stołem, objadanie się kaloriami i patrzenie w telewizor? A wybiegnięcie na trening nie?
Ja sam sobie co roku pod choinką znajduję bieganie.
A który filtr ładniejszy? Ten na zdjęciu otwarciowym, mroczny, pachnący ciężkimi od śniegu gałęziami sosnowymi? Czy ten radosny, słoneczny, ale mroźny poniżej?
2 thoughts on “Trening pod choinkę”
’Zwłaszcza, jeśli obdarowany do tej pory wychodzi sobie pobiegać te same 9 km cztery razy w tygodniu’ – usmialem sie. Biegalem 10k cztery razy w tygodniu chcac byc coraz lepszy na 10k. I tak calkiem dlugo. Mialem szczescie wpasc na osobe, ktora mnie uswiadomila. Zawdzieczam to pokorze – po malym, nieprestizowym biegu na 10k wylecialem jak z procy na pierwsza pozycje i po 4 kilometrze zaczalem tracic pozycje lidera. Skonczylem na 13 miejscu. Podszedlem potem do starszego pana, ktory bez oznak zmeczenia, rowno i stabilnie przefrunal obok mnie w polowie dystansu i zapytalem jak to mozliwe, ze on mnie tak pokonal?! 🙂
A potem juz, chlonny jak gabka, zaczalem robic kosmiczny postep z 42minut na 35. Bylo to tylko kwestia wprowadzenia sensownego planu treningowego. Ile to zmienilo!
Polecam porade trenerska kazdemu kto nie mial jeszcze szczescia wpasc na swojego guru.
(Albo wpadl na mniejszego guru i czas skoczyc na wiekszego 🙂 (ja tez znalazlem turbo-guru, ktory dalej docisnal do 34minut))
Pozdrawiam!
Gz – święta prawda, mistrzu wyników 🙂