Pompka czelendż

Zakopałem się w piachu, jak żuk gnojarek w „Faraonie”. Moja trzydziestka w lasach między Sztutowem, a Krynicą Morską stukała w morskie dno od drugiej strony.

Powinienem biegać easy po 5:15, na pewno nie wolniej. Trzydziestkę – po 5:30. Wolniej się zdaniem Podopiecznego Kuby nie da, bo PK też właśnie robił trzydziestkę i chociaż go mitygowałem, to pobiegł, jakby to było zwykłe 75-minutowe wybieganie. Otóż da się. Da się, kiedy zacznie się w 6:34, a jedynym usprawiedliwieniem jest sesja w saunie fińskiej poprzedniego dnia (czy Was to też tak rozwala?). I kiedy w drodze powrotnej z Krynicy Morskiej można przyspieszyć tylko ciutek i zakończyć ze średnim tempem 6:25 min./km. Ziarnka piasku lecą przez klepsydrę, lecą i nie chcą przelatywać wolniej.

Zdjęcie z zachodu słońca. W „Faraonie” poszło o zaćmienie, więc coś jest na rzeczy z tą fotą. Kinga (na zdjęciu) biega Easy szybciej ode mnie, półtorej godziny szybciej niż średnia 5:30.

Nasza wakacyjna dogrywka trwała pięć dni, dziś o 6:40 ruszyłem do Lasu Kabackiego, potem na Wał Zawadowski, żeby przed 10 zameldować się na kolegium „Wysokich Obcasów” i zdążyć przedtem z prysznicem.  Tempo dzisiaj ciutek lepsze, 5:57. Mam zamiar dogonić formę P. Kuby do maratonu, ale zawsze ten moment, kiedy jestem zakopany w błocie i grzęznę w piachu próbując się z niego wydostać – jest dla mnie frustrujący.

Najfajniejsza rzecz nad morzem – poza ogólnym relaksem i naprawdę fajnym rodzinnym czasem – to pompka czelendż. Rzuciłem takie hasło pierwszego dnia, a Kinga je podjęła. I przez cztery dni (raz, z powodu mojej smutnej trzydziestki, zrezygnowaliśmy) konsekwentnie podejmowaliśmy wyzwanie: 100 pompek dla mnie, 50 dla Kingi. Oczywiście nie na raz, tylko w seriach, zaczynałem od 10 razy 10, a kończyłem bodaj po 2 razy 20 i 4 razy 15.

Powiecie: jak się nie umie biegać, trzeba pompować. A ja chyba podświadomie myślę, jak biegać lepiej. Co to znaczy lepiej? Już nie za bardzo da się biegać szybciej – chociaż oczywiście będę się ścigał jak wściekły o złamanie, o season best, o życiówki w M-50 i miejsca w M-50. Ale można biegać lepiej technicznie. Można być na maratonie jak faraon, a nie jak przygięty do piasku niewolnik. Taki czelendż.

Jutro na Treningu Wspólnym nowa gra, którą wymyśliłem sobie na tych trzydziestkach: Kolekcjoner Pompek. I nawet nie zauważycie, jak zrobimy interwały.

Interwały też robiłem w Sztutowie, pierwsze powtórzenie wolniej od tempa, które będę miał za pięć tygodni na maratonie. Nie wiem, jak to możliwe, ale zobaczycie. Pierwszy interwał był w 4:19. Ale ostatni już 3:52, na granicy przyzwoitości.

I jeszcze na koniec zdjęcie z pompą. Żeby nie było, że całą tę historię o pompka czelendż wymyśliłem. Na razie bardziej widać żebra niż mięśnie, ale pracujemy 🙂

Komentarze

1 thought on “Pompka czelendż”

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *