22 listopada 2006

Pora oddać krew. Ale nie jest to takie proste. Krwiodawstwo to straszna przyjemność. Dwa ukłucia w rękę, a poczucie, że zrobiło się coś naprawdę dobrego i naprawdę bezinteresownie. Bo przecież nie dla tych kilku tabliczek czekolady, które przysługują po oddaniu 450 mililitrów. Oddaję krew od lat. Kiedyś robiłem to najczęściej jak można, kiedy tylko mijały dwa miesiące od poprzedniego razu. No i trochę przesadziłem, hemoglobina i żelazo zeszły poniżej dopuszczalnych norm i nie chciały się odbudowywać. Morfologie były bezlitosne. Po półrocznej przerwie przeszedłem na system trzymiesięczny. Ale zacząłem wtedy więcej biegać, czytać o bieganiu, bić życiówki. I skojarzyłem w końcu, że nieuchronny spadek hemoglobiny po każdym oddaniu krwi nie sprzyja wynikom. Bo to hemoglobina jest odpowiedzialna za transport tlenu, a niedotlenione mięśnie nie dadzą z siebie maksimum mocy. Zapytałem któregoś razu lekarza o regenerację, ten zapewnił, że po dwóch tygodniach jestem w takiej samej formie, jak przed oddaniem krwi. Ale stwierdziłem, że dla całkowitej pewności zamienię te dwa tygodnie na dwa miesiące. Czyli mogę oddawać krew jedynie po sezonie, ewentualnie na początku lipca. Sezon właśnie się skończył. W zeszłym tygodniu się powstrzymałem z powodu przeziębienia. Ale w tym już chcę to zrobić. Tylko gdzie? Dawniej było prościej. W każdym szpitalu był punkt krwiodawstwa, przychodziło się rano i załatwiało sprawę. Zwykle oddawałem w swoim rejonie (a mieszkałem w różnych dzielnicach Warszawy), potem polubiłem Insytut Hematologii na Chocimskiej, a ostatnio szpital dziecięcy na Litewskiej. A teraz? Obdzwoniłem stołeczną służbę zdrowia i wiem: punkty w szpitalach polikwidowane. W moich ulubionych również. Na Ursynowie do Centrum Onkologii przyjeżdża raz w tygodniu ambulans, akurat w czwartek – ale dopiero o 10. rano. A ja jestem na 11. umówiony (to ten nowy temat, o jeden dzień mi się przesunął – więc szczegóły jutro). Oprócz tego krew można w Warszawie oddać jedynie w Centrum Krwiodawstwa na ul. Saskiej. Chociaż trzeba przejechać pół miasta, jedziemy tam rano z Moją Sportową Żoną. Dla mnie to nawet nieźle się składa, bo spotkanie mam nieopodal. MSŻ będzie musiała potem wrócić komunikacją. Ale damy radę, nie jest to jakaś niebotyczna przeszkoda. Tyle że jakoś dziwnie brzmią dramatyczne apele na medycznych stronach internetowych: ‚Brakuje krwi! Przyjmiemy każdą grupę!!!’ itp. Jak system chce mieć świeżą krew, jeśli tak broni się przed jej przyjęciem? To ostatnie zdanie, to chyba zresztą jakaś bardziej ogólna prawda o chorych organizmach społecznych.

Updated: 11 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.