ciotka – 5 kwietnia 2008

Ciekawe czy mnie wyemitowali w telewizji i czy ciocia widziała? Moja ciotka, lekarka starej daty od lat nie mogła się nadziwić mojemu bieganiu. Najpierw liczyła, że z tego wyrosnę. Potem, że zmądrzeję, zrozumiem, jakie to niezdrowe. I że nie wypada. Ale nic. W końcu zaczęła wychodzić na trasę maratonu i macha mi zawsze na rogu Wisłostrady i Bonifacego. Raz nawet stoczyła bój słowny z mieszkańcami, którzy pomstowali na biegaczy, a ciotka im z wyższością wytłumaczyła, jakie są światowe tendencje w sprawie biegów masowych. Od kiedy raz mnie zobaczyła z okazji biegowej w telewizji, całe to moje bieganie zaczęło jej się podobać. Uznała, że skoro dało się to włączyć w nurt moich zajęć dziennikarskich, to w porządku. Jakby człowiek miał prawo robić tylko to, co się wiąże z pracą, a żadnych innych aktywności nie podejmować. Ciotka jest starej daty, mówiłem. Dziś w Kabatach opowiadałem do kamery o Polska Biega 2008. A potem Polska biegała w Kabatach. Wśród 300 mniej lub bardziej znajomych biegaczy Dziki, który chciał złamać 42 minuty, Radio Fitness z Rabki (dała się namówić na debiut w zawodach biegowych), Zulus, który wypił rano tylko kawę i obaj wiedzieliśmy już przed startem jak to się skończy. Stajemy na linii, dochodzi 11. Zulus koło mnie, ostatnio się często ścigamy. Opowiada o tej kawie, rzucam, że może mu się skończyć paliwo na trzecim kilometrze, on się zgadza, ale zaczyna szybko, za szybko, ucieka mi, na szóstym staje, pochyla się, mijamy go, pytam czy w porzo (na lepiej sformułowane zdanie nie starczyło mi siły), on kiwa głową (na mądrzejszą odpowiedź go nie stać), ale ambitny jest bardzo, bo dobiega chyba niecałą minutę za mną. Na szóstym kilometrze mam szanse na wiceżyciówkę (życiówki tu nigdy nie przebiję, te 35:22 to było jak skok Boba Beamona, młodsi google). Przyspieszam i zostawiam za sobą Szymona D., z którym nie wygrałem od lat, a jak mi się to raz udało, to też był to trochę Bob Beamon. I zostaje mi samotność długodystansowaca. A wiecie, że ja tak nie umiem. Przede mną niebieski podkoszulek niestety oddalający się. Za sobą żadnego dyszenia. W końcu dochodzi mnie ktoś z tyłu. Trzymam się z nim z kilometr, ale nie daję rady. I na ostatnie półtora kilometra znów samotność. Nie mam z kim się pościgać, wiem, że tracę sekundy zapasu. Przed biegiem powiedziałem Mojej Sportowej Żonie (czekała z córką przedszkolakiem oraz radyjkiem fitness przedszkolakiem na starcie/mecie), że chciałbym złamać 36 minut. Wiem, że mogę, ale żeby tak się z kimś zabrać. I wtedy jak deus ex machina spada bóg lekkoatletyki. Pół kilometra przed metą z przeciwka nadbiega Robert Korzeniowski. Ten Robert Korzeniowski. Dotarł tu prosto z lotniska, ma powiedzieć do kamery kilka słów o Polska Biega 2008. – Podciągniesz mnie? – pytam błagalnie. – Oj nie, ścięgno bym zerwał. A w jakim tempie? – Kilometr po 3:30. Mistrz próbuje się dołączyć, ale po paru metrach macha ręką: – Nierozgrzany jestem. Poczekam na Pacewicza. Ach, gdybyż to ciotka widziała.  Pacewicz, czyli biegający szef też ma powiedzieć kilka słów do kamery o Polska Biega 2008. Dobiega na luzie, bo prowadzi na dobry czas naszą gazetową łanię, jedyną biegającą (ale za to jak!) kobietę. Dochodzą w 45 minut. Wtedy Ddziki jest już od dawna na mecie. Zamiast łamać 42 minuty pobiegł poniżej 40! To szybciej niż biegaliśmy w czasach, kiedy Dziki jeszcze startował. Po przerwie już przeskoczył siebie, jak w piosence Jacka Kleyffa. Wybiegliśmy naprzeciw Radiu Fitness. No i góralka pokazała charakter. 50 minut w debiucie, kiedy się nie trenuje biegania, tylko pracuje w fitnessie, a jedynie czasem podbiegnie się na Krzywoń – to jest coś. Dołączyliśmy do niej i miło było patrzeć, jak przyspiesza na finiszu. A w ile ja pobiegłem? 35 minut 59 sekund. Drugi wynik w życiu. Złamana bariera. Pełne zadowolenie, tym bardziej, że to tuż po chorobie. I dobra prognoza przed maratonem w Krakowie. Zrobiłem sobie prezent. Kupiłem nową torbę sportową, chociaż stara się jeszcze nie rozsypała. Skoro bieganie przekłada się na pracę, to pewnie ciotka by mnie nawet za to nie zganiła.  

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.