lipiec zachodzi – 15 września 2008

Kojarzycie taki napis na autobusach "Uwaga zachodzi na boki". Identycznie ma b. minister T. Lipiec. I to, że jest z PiS-u nie ma tu nic do rzeczy.

Na przykład taki Andrzej Lepper jest z Samoobrony. Idziemy sobie z Moją Sportową Żoną i córką przedszkolakiem w sobotę na Pikniku Olimpijskim, a tu z przeciwka Andrzej Lepper uśmiechnięty, łypie na boki, czy się za nim oglądają. Udałem, że go nie znam, żeby mu nie dać satysfakcji. Narzekamy na tę politykę, narzekamy, a przypomnijmy sobie, co było rok temu. Jednak zmiany na lepsze też się zdarzają.

Na pikniku wzięliśmy udział w turnieju rodzinnym. Tor przeszkód dla rodzin z małym dzieckiem, przechodzenie przez linki, przelewanie wody itp. Najlepszych sześć rodzin ma finał na ergometrze wioślarskim. Dopłynęliśmy na drugim miejscu. I mamy teraz nową, wypasioną wieżę w pokoju.

Ale się dzieje, mówię wam. W czwartek wieczorem byłem na siatkówce, zrobili nam taką atrakcję pracowniczą. Już w pierwszym secie rzuciłem się do trudnej piłki odbierając ją sposobem dolnym (pamiętacie te określenia?) i to samo zrobił osiemdziesięciokilowy facet obok mnie. Piłkę i tak straciliśmy, a kiedy miałem jedną dłoń już całkiem na podłodze, to facet na nią nadepnął, jak niegdyś Tomasz Hajto na przeciwnika.

Cały piątek i pół soboty robiłem sobie okłady z żelowego woreczka z zamrażalnika.

W piątek nie biegałem, zamiast sportu była malutka rekreacja. Pracowałem w domu, potem z MSŻ pojechaliśmy na obiad w Gazecie, ona stamtąd ruszyła samochodem do swojej sportowej pracy, a ja rowerem po córkę przedszkolaka.

W sobotę bodaj zaszło lato. To nawet było dobre, bo w sobotę były wyścigi na 10 km w Kabatach. Dla mnie ostatni sprawdzian przed Margaryna Maratonem Warszawskim. Nazwa oficjalna jest trochę inna, ale na blogu możemy sobie trochę podworować.

Powiedziałem MSŻ, że czas marzeń to 35:50 czyli porządna wiceżyciówka (obecna to 35:58), a minimum przyzwoitości 36:30. Wyszło średnio – 36:09, o prawie pół minuty lepiej niż dwa tygodnie temu, ale o pół minuty gorzej od marzeń. W dodatku przegrałem z b. ministrem T. Lipcem. T. Lipiec ścigał się ze mną rok temu, kiedy zrobiłem swoją kabacką życiówkę – 35:22, dogoniłem go na ósmym, ale wygrał. Dwa dni później go posadzili do więzienia. Trochę kondycji najwyraźniej stracił, bo teraz ścigamy się o kratkę niżej. Dwa tygodnie temu ja z nim wygrałem, teraz wyprzedzaliśmy się na trasie z sześć razy, w końcu T. Lipiec był górą.

Na finiszu było widać, jak zachodzi na boki. Normalnie skręca tułów o dobre 45 stopni. Jakby go ktoś z góry sterował. I to nie są żadne aluzje polityczne, tylko obserwacja, jak się zachowuje chodziarz na trasie biegowej. Specyfika kroku.

Po wyścigu b. minister T. Lipiec podszedł do mnie, żeby przybić piątkę w podzięce za walkę. Lipiec, Lipiec, po coś ty był w tym rządzie szkodliwym, czemuś się jeszcze zarzutami ubrudził. Piątkę przybiłem, ale nie będę się teraz chlubił dotykiem olimpijczyka.

Na mecie jeszcze jedna radość, co może odczytacie jako wazelinę, ale ja się naprawdę bardzo ucieszyłem. Biegający szef pierwszy raz złamał 40:00 na dychę, o ładne 15 sekund. Piszę nie dlatego, żeby dostać podwyżkę (w Gazecie zresztą chyba tego słowa nie znają), ale dlatego, że jak przez tyle lat jeździsz z człowiekiem na biegi, trenujesz wspólnie od czasu do czasu, gadasz o bieganiu więcej niż o pracy czy o czymkolwiek – i jak po latach człowiek nagle pokonuje taką barierę, to robi ci się fajnie niezależnie od tego, czy to szef, żona, czy działacz partyjny.

Niedziela była bez biegania, za to z wódką, bo były chrzciny w rodzinie. A wiadomo, małego trzeba oblać wodą w kościele i opić ten fakt przy stole. Na szczęście rozsądek nie zaburzył mi ani wieczoru, ani ranka, ani cyklu treningowego.

Bo od dziś zaczyna się obóz. Tydzień z kawałkiem biegania na okrągło, nawet po dwa razy dziennie. Zawsze mi to przynosi efekt na biegu. Muszę mocno dogiąć swój organizm przed startem, potem dać mu parę dni na odgięcie, żeby w dniu zawodów złapać górkę formy. Polecam.

Dziś miała być trzydziestka z biegającym szefem, ale biegający zadzwonił rano, że nie może i czy moglibyśmy jutro. Gdyby zadzwonił działacz polityczny, to pewnie bym konsekwentnie pobiegł dziś. Ale skoro to był biegający, to trzydziestka będzie we wtorek.

Dziś rano były skipy (sześć serii tych co zawsze, 20 minut) i podbiegi na 400 metrach Słonika. Szybko do góry, szybko w dół, szybko do góry i w dół truchcikiem. Powtórzyłem to cztery razy, cały trening miał godzinę.

A teraz MSŻ właśnie zaczęła zajęcia w Piasecznie, córka przeszkolak siada do bajki, a ja lecę na szybkie pół godziny. Zrobię dwa razy po 13 i pół minuty w tempie na maraton (po 4:00) z trzema minutami truchtu w środku. Zanim się skończy dobranocka.

Updated: 13 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.