paragraf 22 – 24 listopada 2008

Bayer Leverkusen w piątek zwyciężył. I w niedzielę wreszcie wyszedłem sobie pobiegać.

Fajna rekreacyjno-sportowa była też sobota. Umówiliśmy się na basen w trzy rodziny. Nie przypuszczałem, że taka inicjatywa kiedyś nam się w życiu powiedzie, a tu wyszło. Jedna rodzina to my, druga Kamil maratończyk, niestety bez żony, która nie mogła, ale z córką, a trzecia to Wojtek typ asportowy, bez żony typ nietowarzyski, ale z dwójką dzieci.

Wojtek od dziecka był do sportu ostatni, pogadaliśmy o tym po basen podczas schnięcia – że nie umiał grać w piłkę, więc nie grał, a skoro nie grał, to nie mógł się nauczyć. Paragraf 22, dość śmieszne, szkoda tylko, że się odtwarza, bo jego córka kończąc podstawówkę nie umie jeździć na rowerze i najbardziej boi się, że dostanie kiedyś rower i będzie musiała na niego wsiąść, a jak wsiądzie skoro nie umie?

Wojtek od kiedy przybyło mu gwiazdek na pagonach (będziemy niedługo opijać awans na podpułkownika) i tłuszczu wszędzie zaczął robić sporadyczne brzuszki. Ostatnio przeszedł na parę minut ćwiczeń sprężynami. Próbował nawet biegać, ale szybko znalazł sobie alibi. No cóż, nie każdy musi mieć sportowego ducha.

Ponieważ już od piątku czułem się zdrowy, a sobotni basen mnie nie zabił, tylko wzmocnił, to w niedzielę wyszedłem sobie pobiegać. Specjalnie używam tego zwrotu już drugi raz, bo to co innego niż wyjść na trening, a nawet niż wyjść na bieganie. Typ aktywności, który pamięta się z dzieciństwa. Jak np. Wojtek (wtedy bez gwiazdek) zadzwonił do drzwi i spytał: "Wyjdziesz pojeździć na rowerze". I się wychodziło pojeździć. Nie tak jak dziś, że wszystko musi mieć cel. Na rowerze – do pracy. Albo na trening biegowy – żeby popracować nad wytrzymałością albo szybkością. Tylko wyjść sobie pohasać.

Teraz, w czasie roztrenowania jest taki czas. Akurat zima zaskoczyła drogowców, biegło się po białym, spotkałem w drodze jedną zawieję z zamiecią (jak to jest, że one zawsze występują parami), czysta przyjemność.

Potem poszliśmy z Moją Sportową Żoną na Rodzinny Turniej Badmintona w pobliskiej szkole. Zagraliśmy sobie dwa sety w ramach rozgrzewki, niestety wygrałem, ale przyznałem MSŻ dodatkowe punkty za styl, tak że ona okazała się zwycięzcą, a nasza rodzina miała dobry wieczór. (MSŻ nie potrafi przegrywać, pamiętacie?).

W samym turnieju nie zagraliśmy, bo kiedy inni uczestnicy się porozgrzewali, to zobaczyliśmy, że grają o trzy ligi wyżej od nas. Paragraf 22? Gdyby grali o jedną wyżej, gdyby była jakaś szansa na nawiązanie walki, to byśmy zostali, przegrali wszystko i wyszli zadowoleni. Ale tak? To tak, jakby na mistrzostwach świata w piłce nożnej w jednej grupie zagrały Brazylia, Argentyna, Niemcy i Dolcan Ząbki. Albo jakby w Kabatach startowali wyłącznie zawodnicy łamiący 38 minut na 10 km, a my jesteśmy w badmintonie na poziomie jakichś 49 minut.

A dziś grałem prawie półtoragodzinny mecz ze Stalą Mielec. Prezes przyjął mnie w gabinecie, kiedy usiadłem, to na chwilę stanął mi przed oczami tamten łysy blondynek z transmisji telewizyjnych, który zachrzaniał po prawym skrzydle jakby od dziecka trenował sprinty. A potem zaczął się mecz bokserski. Będę to w nocy spisywał z kasety. 

Updated: 13 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.