Znów trzydziestka, a nawet trochę mniej.
Wyjeżdżamy zaraz – do uzdrowiska, do kurortu, do wód. Do Rabki Zdrój. Moja Sportowa Żona zorganizowała tam spotkanie naszoklasowe. Ja zwykle przy takim wyjeździe organizowałem sobie obóz górski. Teraz jeszcze świętuję roztrenowanie, więc zamiast długich wybiegań na Stare Wierchy albo Luboń zrobię sobie krótkie wycieczki dla przyjemności.
Blog piszę więc wcześniej, a cały dzień się przez to też skrócił. Rano sprawy, potem podjechaliśmy z MSŻ do gazety na obiad, potem MSŻ wróciła samochodem, żeby załatwiać sprawy, a ja zostałem w gazecie, żeby popracować. A na 15.05 miałem być w przedszkolu. Jak?
Na rolkach. W taki upalny dzień, to sama przyjemność. Do tego łagodny trening aerobowy ze specjalną ochroną stawów. I niezbyt męczący, przynajmniej kiedy ma się czas.
Ja niestety nie miałem, bo z robotą wyrobiłem się dopiero o 14.33. Zanim zjechałem na dół zrobił mi się nóż na gardle, bo do przedszkola mam z pracy siedem kilometrów. Pierwszy raz w życiu zrobiłem sobie na rolkach bieg ciągły w drugim zakresie. Namachałem się rękami, to chyba przyspiesza jazdę. Na szczęście sędziowie nie przyznają not za styl. I zdążyłem. Niecałe trzydzieści minut. Niecała trzydziestka.
W Rabce niestety nie same wakacje mnie czekają, dzwonił właśnie niebiegający szef, mam poprawiać tekst o piłkarzu na L. z klubu na Sz. (kto zgadnie). Nie jakiś dramat, ale trochę roboty będzie. Siadam do pracy zaraz po porannym bieganiu – na Krzywoń albo na Maciejową. Praca na odległość bywa fajna.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.