rozmowy – 16 lutego 2008

W sobotni ranek nikt normalny nie wstaje. Umówiliśmy się z Dzikim na naszych starych Bielanach o 8.30 na wyprawę do puszczy dalekiej. Przy okazji zrobiłem życiówkę z Ursynowa na Bielany – 22 minuty. Do puszczy jechaliśmy stamtąd godzinę, bo postanowiliśmy pobiegać w jej zachodniej części, gdzie rzadko dociera Warszawa. W dodatku w nocy spadł na Mazowszu śnieg, więc zrobiła się całkiem pionierska wyprawa. Ruszyliśmy o 9.30 z Roztoki (nieopodal Leszna). Pierwszy raz byliśmy tu na wagarach w III klasie liceum, już po wystawieniu ocen, zrobiliśmy sobie rajd dookoła puszczy na składakach, dobre 100 km, obiad w Lesznie, smak tamtego schabowego bez panierki pamiętamy do dziś. Las stoi jak stał, tylko my o ćwierć wieku starsi. Ale na chodzie. Z Roztoki polecieliśmy zielonym szlakiem do Sosny Powstańców, 7 km w pierwszym zakresie, pilnowałem się pulsometrem, tętno między 148 a 150. Dziś biegaliśmy o kobietach, oraz o dziewczynach z liceum, one też o ćwierć wieku starsze, jak widać na naszej-klasie. Przy sośnie złapaliśmy czerwony szlak i pobiegliśmy w Karpaty. To góralski żart na Mazowszu, nie żaden łańcuch gór tylko pasek pagórków ciągnący się na południowym skraju puszczy. Okazja do zrobienia krosu aktywnego. Bo kros może być pasywny – pod górę starasz się utrzymać to samo tempo, ale nie gniewasz się na siebie, jeśli lekko zwolnisz. Albo aktywny – jak dobiegasz do wzniesienia, to przyspieszasz. Na największej kulminacji doszedłem do tętna 179, czyli ponad 95 proc. HR max (u mnie to 186). Przy takim tempie nie uda się już rozmawiać. Po południu miał być basen. Ale nie było. Bo mamy z Moją Sportową Żoną problem osobisty, wybraliśmy się wcześniej na zakupy do supermarketu i tam niestety doszło do kulminacji. Zrobiliśmy sobie małą jatkę między półkami, więc jak nas w tygodniu opiszą w "Passie", to się nie zdziwię. Bo nie wiem, czy wiecie, z jaką emfazą mówi MSŻ? Opowiem tylko taką dykteryjkę sprzed paru tygodni: jedziemy samochodem, MSŻ rozmawia przez telefon, do mnie też dzwoni znajomy, umawiamy się na spotkanie, on w końcu mówi: "OK, to do jutra, bo jakaś rozmowa nam się wcięła na linię". Cha, cha, cha. Teraz jest rozejm, kolejne rozmowy, jak położymy córkę przedszkolaka.

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.