Czego nie robi się z trasy

– Myślałam, że schodzenie z trasy jest przyjemne – mówi Moja Sportowa Żona na 6,66 km biegu w Raszynie. Głos ma smutny, wzrok posępny, plecy okrągłe i zupełnie niepotrzebnie dodaje filmowym po cichu, żeby jej nie opieprzać. Nie mam zamiaru.

O to schodzenie z trasy prawie się pokłóciliśmy dzień przed biegiem.

– Jak nie będę miała szans na życiówkę, to schodzę po pierwszym albo po drugim kółku.

– Z trasy się nie schodzi.

– A ja zejdę, bo po co się męczyć!

Zaczynam wyciągać z kieszeni argumenty – że bieg to zadanie do wykonania od początku do końca, że człowiek bywa nieracjonalny w decyzjach, że b. Podopieczny Bartek mógł mnie kiedyś dogonić na Biegu Powstania, ale zszedł, a wtedy to byłoby dla niego osiągnięcie, że Dziki kiedyś odpuścił walkę na półmaratonie w Tarczynie, bo nie miał już szans na 1:29 ale akurat nie zszedł, żeby być ścisłym, i przez to odpuszczenie stracił o 30 sekund podium w kategorii wiekowej itp., itd. I kiedy leży już tego całkiem spora kupka na środku pokoju MSŻ gasi wszystko: – Jak będę chciała to zejdę.

Nie zdążam nawet, żeby przypomnieć moją heroiczną kartę, jak leżałem na 36 kilometrze setki w Rytrze i zastanawiałem się, czy  wybrać 64 km ściany do Krynicy, czy pierwszy raz w   życiu zejść z trasy. To tu przypominam.

I jedziemy rano do Raszyna. Ja jestem tydzień przed Maratonem Płockim w Warszawie, więc nie biegnę – w sobotę ćwiczyłem tempo umownie maratońskie na Kabatach, wyszło 40:42. W Warszawie biegnę na 2:54 (z przodu), ale obawiam się, że wystarczy mocy tylko na 2:56. MSŻ jest tydzień po dziesiątce w Starych Babicach, gdzie kolka przytrzymała ją za włosy i do życiówki zabrakło 14 sekund, a do celu 44. Więc chce wziąć rewanż.

Dojeżdżamy po dziesiątej, start jest o 11. I otwiera się okienko pogodowe. W sobotę było chłodnawo, w poniedziałek też upału nie ma. Nawet niedziela po południu w Warszawie jest dość zimna. A poranek tryska słońcem. Żegnajcie życiówki.

30 minut przed startem MSŻ zjada ostatniego batona (rewelacyjnie smaczne batony figowe są w Rossmannie, nie sponsorują tego wpisu, tylko są pycha), łyk wody, fota, którą robi nam Michał-Obozowicz (dzięki) i dziewczyny na start, a chłopaki do punktu kibicowania.

Po pierwszym kółku MSŻ biegnie równiutko w tempie życiówkowym, jest 13 wśród kobiet. Wygląda, jakby walczyła o życie, ale to u nas rodzinne. Powie mi potem, że czuła się świetnie, leciutko, frunęła po swoje, tempo miała idealnie z założeniami – na wynik trochę poniżej 47:00.

Złe przyszło przed piątym kilometrem. Zdaje się, że to ta sama kolka, co u mnie na półmaratonie. Monstrualna, zatykająca, uniemożliwiająca oddech. U nas to rodzinne?

MSŻ najpierw zwolniła, a kiedy nie przeszło to zeszła – żeby już było lżej i żeby nie bolało.

I wiecie, co? Widziałem, że bolało jeszcze przez wiele godzin. Zejście z trasy bolało. Wydaje ci się, że schodząc z trasy przywracasz homeostazę i będziesz mógł się cieszyć? Nie, zostaniesz z tym zejściem, jak Himilsbach z angielskim. Nieodwracalnie.

Nie musiałem MSŻ dobijać. Sama wymierzyła sobie konsekwencje i poczuła je boleśnie.

Z trasy się nie schodzi. Są sytuacje, kiedy to jest uzasadnione. Jesteśmy profesjonalistą, biegniemy maraton, ale sukces już nie da się dogonić, a mamy w perspektywie poprawkę za trzy tygodnie – to schodzimy. Albo łapie nas kontuzja mięśnia i przecież nie o to chodzi, żeby dokuśtykać do mety. Albo podejrzewamy kontuzję mięśnia sercowego, dzieje się coś przez co po biegu pójdziemy do kardiologa – to schodzimy, żeby nas do tego kardiologa nie musieli zawieźć karetką na sygnale.

To są wyjątki. Ale z trasy się nie schodzi. Czy to Raszyn, czy Płock, czy Warszawa.

Updated: 18 kwietnia 2016 — 18:55

  1. kamilmnch1

    2016/04/18 21:05:49

    Pamiętam swoje zejście z trasy podczas półmaratonu w Unisławiu. Potem podzieliłem się tym tutaj pod blogiem. Z tego co pamiętam to było nieswojo, bo były to czasy, kiedy chyba nikt albo prawie nikt nie zszedł z trasy lub nikt lub prawie nikt się nie przyznał.
    Heroizm nie jest wskazany ale dotarcie na metę po przełamaniu kryzysu daje wielką satysfakcję.
    Nie ma co gdybać.


    beztlen

    2016/04/18 21:24:23

    Widzę, że temat biegowej aborcji wrócił…


    pict

    2016/04/18 22:44:07

    Ja nie schodzę z jednego w zasadzie powodu. Bo zawsze jak chcę zejść jest daleko do mety i do domu i już lepiej dobiec niż kombinować.Ale zawsze mam takie chwile.


    kwasnaali

    2016/04/19 10:06:08

    Raszyn dla mnie też nie był szczęśliwy.. 4 lata temu tak mi dogrzało na trasie że padłam przed 5km! Kinga jeszcze postawisz kropkę po 46′ :)!!


    popellus

    2016/04/19 21:01:35

    A ja zszedłem na 70 km w sobotę, biegu na 106 km 🙂 I dobrze mi z tym, trzymam kciuki za W- >MSŻ. Wcale nie musiałem biec do końca, to moje góry i moje trasy, wiedziałem, że chłopaki sobie poradzą. Na spokojnie wypiłem u Mamy kawę, pogadałem i popatrzyłem na zaśnieżone trasy z daleka i wiedziałem, że dobrze zrobiłem – patrząc wprzód. Dzisiaj też bym tak zrobił, choć wiem, że być pierwszym to inaczej niż być DNF.

    p.s Dzięki za super spotkanie: Johnson, Majek, Andante, Bury i reszta 🙂

    Trzymam kciuki, walczmy zawsze.
    Najlepszego
    Pope


    piotrek.krawczyk

    2016/04/19 21:08:37

    Tu Dziki
    Myślę podobnie jak Tomek (chyba) – to kobieta decyduje. Chociaż uważam, że porównanie do aborcji jest smutne raczej. Jedni schodzą, inni nie schodzą. Dziki na przykład lubi dostać medal i dlatego nie schodzę. Gdybym nie lubił medali zawsze schodziłbym na drugim kilometrze każdego maratonu (mam wtedy zawsze taką myśl: „co ja tutaj, k…a, robię…???!!!”). Każdy przypadek, jest swoisty. Jak każdy zawodnik i każda zawodniczka są specyficzni. Z dyszką jest inaczej niż z maratonem, dyszka nie eksploatuje do końca, zostanie na trasie może być treningiem woli. Czyli głowy. Myślę, że ukończenie jest wtedy zwycięstwem, chociaż bez wyniku. A Dziki trenuje jak szalony. Dziś już 50 minut po Puszczy z dojazdem rowerem i z powrotem rowerem. Jak w Dawnych Czasach naszego biegania z Johnem. Wtedy, 20 lat temu umawialiśmy się o świcie gdzieś na wylotowym asfalcie do Puszczy, jechaliśmy albo do Wólki, albo do Truskawia, do Dąbrowy, do Dziekanowa, rowery w krzaki i bieg o wschodzie słońca, po wydmach, przez rezerwuary ozonu między wydmami, z widokami na morze w naszych głowach, ze spotkaniami jak z Sagi i Wiedźminie, naga dziewczyna na koniu (na pewno to była Bruxa), hipisi w dzikim namiocie na Górze Ojca spali, a hipiska wyszła do nas, też hipisów, ona była przemienioną strzygą, oni jej nadjedzonymi kochankami, zawsze biegli przed nami, za nami lub z nami Tamci Chłopcy – nasze Cienie, nasze ciemne strony Mocy, pomyliły się Dzikiemu wątki literackie i filmowe… Itd. A powrót rowerami, zawsze była niepewność czy je odnajdziemy, nie raz robiliśmy niechciane dokrętki w poszukiwaniu tych a nie innych krzaków. I potem szybko do naszych Dawnych Żon, one obie nie lubiły naszego biegania jakby się umówiły, a może się umówiły? To Dziki dziś z Truskawia (wcześniej 15 km rowerem) na Mały Truskaw, niebieskim szlakiem do Zaborowa Leśnego, rympał gdzieś na Mariewskie Łąki i Trytew, powrót zielonym i żółtym aż do Truskawia, rower przykuty do płotu stał razem z sakwami. Powrót rowerem 15 km. Po bieganiu na rowerze jest bardzo zimno. Dziki


    kwasnaali

    2016/04/20 11:42:50

    Zapisałam się na bieg truskawki! Może nie będzie szybko ale będzie pysznie 🙂


    kubol7b

    2016/04/21 10:41:48

    mała dykteryjka o schodzeniu:

    w zeszłym roku byłem w życiowej formie, bo przygotowywałem sie do imprezy nie sezonu, nie roku, ale co najmniej trzylecia. tyle lat próbowałem się zapisać na UTMB (170km i +/-10,000m) i tyle lat sie do tego biegu przygotowywałem. pech chciał, że w czerwcu uziemiła mnie kontuzja pasma biodrowo-piszczelowego i przez następne 3 miesiace w zasadzie nie trenowałem, a zamiast tego prowadziłem intensywną rehabilitację. przedstartowe wycieczki z dziećmi po Alpach pokazały, że z pasmem nadal nie jest różowo.

    stając na starcie w Chamonix po 3 miesiącach walki z kontuzją w zasadzie nic nie wiedziałem o mojej formie biegowej i o tym ile wytrzyma kolano. wszystko wskazywało na to, że bedzie źle. bardzo chciałem ukończyć, ale wiedziałem, że nie ma co niepotrzebnie narażać zdrowia. wiedziałem, że być może bedę musiał zejść już na pierwszym punkcie na 30.km. ta opcja nawet wydawała mi się najbardziej prawdopodobna.

    przed startem moja żona powiedziała, że uważa, że bieg ukończę, ponieważ jeszcze nigdy, na żadnym biegu, nie zszedłem z trasy. te słowa towarzyszyły mi na 23.km, kiedy pierwszy raz poczułem, że zbieganie będzie męką (10,000m w dół), ale też na 40km przed metą, kiedy schodzenie zamieniło się w koszmar, a przede mną były jeszcze trzy podejścia i zejścia po tysiaku każde.

    bieg ukończyłem, niestety z kiepskim czasem. ale finisz przez Chamonix z Mateuszem na rękach przy dzwiękach conquest of paradise Vangelisa i przybijanie piątek z fanatycznymi kibicami, będę pamiętał do końca życia.

    to co uświadomiła mi żona, daje mi niesamowitą siłę, kiedy staję na starcie wymagającego biegu. jeszcze nigdy nie zszedłem, ani mnie nie zdjęli, mimo że biegałem w biegach z mocnymi limitami. i choć bieganie w słabym czasie mnie nie satysfakcjonuje i pozostawia wielki niedosyt, to nie chcę uchylać tej furtki z napisem ODPUŚĆ.


    sfx

    2016/04/21 17:34:45

    zszedłem raz. na rzeźniku. na pierwszym wodopoju, chyba osiemnasty kilometr? musiałbym sięgnąć do autorelacji. rzeźnik zakończył się wtedy na dwunastej minucie… i do dziś była to najtrudniejsza, ale nieodwołalna decyzja, po złym kroku :).

    ostatnio podczas maratonu w jastrowiu przed miesiącem – moim jedynym w 2015 i być może jedynym w 2016 roku – miałem takie myśli. trzeci mój maraton od końca, czyli cofnąłem się w biegowym rozwoju o 7 lat, czyli niemal do samego początku. dobiegłem w 3h52. mój najlepszy wynik na tej trasie to 3h21 (wtedy 4. open). dobrze, że nie zszedłem, mimo problemów i kłopotów straciłem finalnie na tempie 2 minuty na ostatniej dyszce, choć myśli były już o ledwo łamaniu 5h.

    nie mam niestety motywacji, nie idzie mi bieganie, ważę piętnaście kilo więcej niż na biegu czterdzieści i cztery. niestety waga zmniejsza motywację, motywacja zmniejsza chęci, chęci zmniejszają kilometry, a małe kilometry zwiększają wagę.
    nie wiem czy nie zacząć od nowa i poszukać ponownej inspiracji w planach treningowych szkieleta :). w końcu od tego się zaczęło. bez tego nie byłoby i mnie i nocnej ściemy.
    za tydzień rozpoczyna się trzeci sezon leśnej piątki – sześciu biegów przełajowych od kwietnia do września. czwartkowe biegi „z dupy” 😉 (czyli miało przyjść 50 osób, przyszło 500), ściągają obecnie średnio ponad 800 ludziów. są medale inne dla dzieci inne dla dorosłych, nie ma nagród, a wszystko za darmochę. są nawet naśladowcy z biegami o identycznej nazwie lecz z opłatami… ale nawet na maile nie odpowiadają :).


    piotrek.krawczyk

    2016/04/21 18:58:46

    Tu Dziki
    Michał SFX – na Rzeźniu złapałeś kontuzję, to się nie liczy. Widziałem to. Na Żebraku widziałem Twoje łzy i łzy świętej pamięci Jacka – Twojego Partnera. Odpuść sobie, to nie był grzech „zejścia”.
    Robisz w Koszalinie wspaniałą robotę. Patrzę i jestem normalnie dumny. Także z siebie, za to, że Dziki w tyci, tyci sposób przyczynił się do Twojego dzieła. Jesteś biegaczem kompletnym Michał. Nic tego nie zmieni. Chłopie, Ty stałeś na podium open w maratonie! Nie ma tu nikogo takiego.
    A Dziki za tydzień zwiększy objętość do 60-70 minut i zacznę włączać większą intensywność, może aktywne krosy, może BNP. Dziki zaczął od początku i fajnie mi z tym. Michał – Tobie polecam też – Drugie Życie Biegowe. Może być lepsze niż poprzednie. A Dziki dziś 10 km w 54:11 po Puszczy z Wólki przez Michałówek i Górę Ojca, Łuże, rympały po masywie Łużowej Góry, czyli były krosy lecz pasywne, do tętna 145, potem dokrętka do równej dyszki w okolicach Polany Opaleń. Dziki


    1.marsz

    2016/04/22 11:08:57

    jestem prawie „ekspertem” od schodzenia, chyba częściej mi się to przytrafiało niż ukończenie- inaczej niż dziki nie przepadam za medalami więc zdarzyło mi się w ubiegłym roku zejść z trasy dyszki na 500 metrów przed metą, bo głupio mi było z takim czasem wbiegać na stadion odbierać ten medal…
    przerwanie ważnego biegu bez wyraźnej przyczyny, a nawet z jej powodu, to dla mnie przede wszystkim ogromny smutek ale smutek to też ważna emocja byle nie za dużo – dlatego dotarłem do mety w tokyo i w nagrodę (poza medalem oczywiście) zalała mnie fala wzruszenia jakiego nie doświadczyłem wcześniej w żadnym biegu:)
    marsz


    1.marsz

    2016/04/22 17:10:43

    a w nagrodę za doczłapanie do mety przed tygodniem zająłem II miejsce w kategorii, mimo że był w niej jedyny:)
    po czymś takim nie mam wyjścia, schodzę do biegowego podziemia marsz


    piotrek.krawczyk

    2016/04/22 19:52:35

    Tu Dziki
    Marsz – marzę o takich zawodach, gdzie byłbym jedyny w kategorii. Biegnę sobie jak chcę a na mecie nie tylko medal, ale jeszcze podium i trofeum! 🙂 Kiedyś jak Dziki się jeszcze ścigał, miałem na Biegu Marszałka w Sulejówku nie tylko życiówkę na 10 km 38 minut, ale byłem chyba 11. open i na dekorację Dziki szedł jak po swoje, córka Marszałka Piłsudskiego wręczała nagrody na podium, puchary i jeszcze numizmaty warte po 500 zł. Czekam na M-40, szykuję sobie minę do zdjęcia na podium, pierwszy oczywiście nie, drugi? Też nie. Nie szkodzi, będę trzeci. I gucio! Piąty!!! W M-30 miałbym drugie miejsce, w M-20 też, ale w mojej kategorii dopisała konkurencja. Piąty!!! Po co się było męczyć. Dziki uwielbia nagrody i gadżety, choćby smycz na klucze 🙂 A kiedy indziej na Kros Maratonie nad Świdrem Dziki przybiegł dziewiąty open. Nie wiedziałem, na oko byłem trzydziesty, ale tam jednocześnie startowała połówka. Szukali mnie organizatorzy po placu żebym przyszedł na dekorację, drugi w kategorii. Ale to było fajne! Nie znasz dnia ani godziny! Dziki


    pjachu1

    2016/04/22 21:49:58

    W ubiegłym roku zaliczyłem zejście na 120 km łemkowyny. Zupełnie nieoczekiwane. Przyszło nagle. Na przepaku stracił przytomność kolega (poznany na trasie) z którym zaliczyłem poprzednie 40 km. Po kiego? Wystarczy. Znam dalszą część trasy. Po co ta „turystyka” … i położyłem się spać. To jest tylko w twojej głowie – mówił Johnson kilka godzin wcześniej – twój mózg cię oszukuje. Oszukał mnie perfekcyjnie…
    Miesiąc później dobiegłem do 150 km, też w pewnym sensie odpuszczając ciąg dalszy.


    piotrek.krawczyk

    2016/04/23 18:38:18

    Dwa Dziki

    Pobodzenia! Dobrego startu i jeszcze lepszej mety dla każdego! Może to ostatni Orlen już? Bo to polityczna sprawa…

    Szybki Konkurs Dzikiego. Typujecie czas netto Johna, czyli Redaktora Staszewskiego. Każdy może głosować raz i tylko pod tym blogiem. Każdy, kto wytypuje wynik w granicach 23 sekund w przód lub w tył, otrzyma nagrodę. Nagrodą będzie ekskluzywna naklejka na samochód z sylwetką biegacza lub biegaczki, dwa kolory do wyboru. Można głosować do jutra (niedziela, 24 kwietnia) do godziny 8:45. Start!

    Dziś są imieniny Johna. Zrób sobie Wojtuś prezent: 2:54:00. To typ Dzikiego w Konkursie Dzikiego.

    A Dziki dziś spotkał się z Mistrzem Świata i Europy w maratonie, multi-rekordzistą Polski. Antoni Cichończuk – Mistrz i Motywator.
    Będę jutro. Pobodzenia! Dziki


    1.marsz

    2016/04/23 19:00:55

    2:55:45
    na pewno nie zniknie londyn, piękny maraton z którego nie zszedłem- i to jest ta różnica w normalny kraju dobre rzeczy nie ulegają zmianom:)
    marsz


    podopieczny_bartek

    2016/04/23 20:36:21

    2:56:30


    kawonan

    2016/04/23 22:44:03

    2.57,13
    też jutro biegnę, chciałbym urwać 22 sek z ubiegłego owm( 3.34,21) 🙂


    kawonan

    2016/04/23 22:46:40

    Wojtek – najlepszego !!!! I Go go go go


    michal_obozowicz

    2016/04/24 06:17:36

    2:56:15


    jaskrawy.pomaranczowy

    2016/04/24 08:09:05

    Mój typ: 2:56:03.
    Powodzenia dla wszystkich startujących!


    1.marsz

    2016/04/24 10:43:09

    wojtek na 15 km 1:02, prognoza na 2:53:56
    beztlen na 20 km, 1:18, prognoza na 2:44:16


    1.marsz

    2016/04/24 10:45:04

    kamil – przyspieszył między 10 a 15 i prognoza jest na 3:30:50


    1.marsz

    2016/04/24 10:49:05

    gepaard choć deklarował 3:20 chyba, idzie na całość czyli po 15 km na 3:12:44


    1.marsz

    2016/04/24 10:51:27

    szostowi spadła prognoza do 2:10:21 na 30 km ale miejsce utrzymuje


    1.marsz

    2016/04/24 10:57:37

    kozłowski wow! 2:11:57


    1.marsz

    2016/04/24 11:03:05

    opłaciła się spokojna pierwsza połowa, był chyba 1′ wolniej od czołówki


    podopieczny_bartek

    2016/04/24 11:59:55

    Trener „Cyborg” Beztlen 2:49 w debiucie i bezpośrednio po 3 dniowej grypie żołądkowej (zamiast ładowania węgli wyszło odwrotnie:))
    Wojtek połamał 3h mimo, że chyba mocno osłabł Brawo


    podopieczny_bartek

    2016/04/24 12:33:44

    Polska-Kenia 2:0 :):):)


    podopieczny_bartek

    2016/04/24 12:35:48

    3mamy kciuki za Chabowskiego, który na razie biegnie w Londynie na 2:10:xx


    1.marsz

    2016/04/24 12:36:14

    brawo trenerzy:)
    beztlen musi mieć jakiś komponent kosmiczny – nie wyobrażam sobie jak można tak „zignorować” dolegliwości fizjologiczne! czy amator może się tego nauczyć?
    kowalska i chabowski walczą o minima w londynie (eutosport)
    marsz


    podopieczny_bartek

    2016/04/24 12:54:23

    może, ale nigdy aż w takim stopniu, to jest właśnie ta różnica między amatorem, a zawodowcem z komponentem mistrzowskim


    piotrek.krawczyk

    2016/04/24 21:03:38

    Tu Dziki
    Wszyscy wygrali. I jednocześnie nikt nie wygrał Konkursu Dzikiego. A Dziki dziś 70 km, w tym 38 km na trasie Orlenu. Dziki


    kamilmnch1

    2016/04/24 23:11:12

    Przybiłem z Wojtkiem piątkę przed startem ale chyba za słabo…


    podopieczny_bartek

    2016/04/24 23:12:04

    na tyle mocno, żeby pokonać wiatr:)


    kamilmnch1

    2016/04/24 23:12:31

    Szkoda, że nie spotkałem Dzikiego.


    kamilmnch1

    2016/04/24 23:20:56

    Wojtku, pijesz dzisiaj?


    pict

    2016/04/25 16:03:36

    Wojtek – wiem, że pewnie jest niedosyt. Czekam na nowy odcinek, ale mimo wszystko składam gratulacje. Poniżej 3h to moim zdaniem jest zawsze Coś – szczególnie w naszym wieku coraz bardziej posuniętym. Dopóki to się udaje w miarę swobodnie jest w porządku.


    1.marsz

    2016/04/25 19:26:29

    maraton poniżej 2h czyli berlin w kwietniu – to by zwiększało szansę, ponieważ w niemczech jest płasko jak na stole pingpongowym ale zwykle 14-18 stopni, w londynie zaś trasa na początku jest pofałdowana, choć z lekko z górki, a potem jest kilka podbiegów, moim zdaniem to duża zwłaszcza dla amatora różnica, za to temperatura, przynajmniej wczoraj idealna
    marsz

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.