Minus sporo stopni, bohaterowie nad Rospudą marzną na krę, to co – ja nie wyjdę nad trening? Bronię tu Rospudy wbrew prawu, wbrew podpisanym zgodom, wbrew stemplom urzędników przystawionym w gabinetach. Bo nie ma takich stempli, którymi potem można przywrócić drzewa, bagna, zieleń lasów i nieskalaną wstęgę rzeki. Tak samo nie zgadzam się, żeby na Kopie Cwila – to taki ładny park na Ursynowie z fajną górą do podbiegów – postawić świątynię, niezależnie od tego, czy miałby to być kościół, meczet czy synagoga. Bóg, o ile istnieje, dał nam ziemię w posiadanie, ale nie do bezmyślnego zniszczenia. W zimny ranek miałem zmniejszoną ochotę na bliski kontakt z naturą. Ale plan treningowy przewidywał na dziś przynajmniej 45 minut łagodnego biegu (w pierwszym zakresie). Ustawiłem sobie ten pierwszy zakres w moim pulsometrze, tak żeby zegarek pilnował mi tętna między 150 a 156. I pobiegłem na stadion przy Koncertowej, sprawdzić, jakie to dziś tempo oznacza. Stadion zaśnieżony, wyszło, że kilometr przebiegłem w 5:15. To nie rewelacja, ale jak na bieganie po śniegu czas całkiem niezły. Kiedy wznawiałem treningi w grudniu kilometr robiłem (w I zakresie) w 5:30-5:40 i to po ubitej ścieżce. A potem zamiast coraz cieplej zaczęło się robić coraz zimniej. Zrobiłem błąd zasadniczy – nie posmarowałem policzków tłustym kremem. Stwierdziłem, że zamiast katować się przez trzy kwadranse na mrozie skracam trening do pół godziny (a na koniec sześć 25-sekundowych przebieżek). A pozostałe 15 minut przeznaczę na siłownię. Najpierw ćwiczyłem nogi na stojąco, żeby wzmocnić brzuchaty łydki. A potem usiadłem i ćwiczyłem na przemian bicepsy oraz czworogłowy uda. Jak ćwiczę siedząc, włączam sobie telewizor, zwykle TVN 24. A tam pokazywali facetów na mrozie, którzy bronią Rospudy nie tylko sercem i słowem, ale całym ciałem.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.