z butelką – 16 marca 2007

Chodzę dziś cały dzień z butelką. Nigdy jeszcze tak poważnie nie przygotowywałem się do startu na 10 km. Dziś opowiem wam o moim BBPS. Trenerzy mówią tylko o BPS – bezpośrednim przygotowaniu startowym, pamiętacie zupełnie nieznanego złotego medalistę olimpijskiego Simona Ammana? Szło mu wtedy mocno średnio w pucharze świata, pojechał odpocząć i potrenować dokładnie pod start olimpijski i pokazał Małyszowi oraz Hannavaldowi tyły nart. A Hannavalda pamiętacie? Ciekawe co się z nim teraz dzieje. To jest jednak niesamowita wielkość Małysza, że wciąż jest świetny, a ostatnio nawet ponownie najlepszy. Od tego faceta można się uczyć uporu i konsekwencji. BBPS – tak nazwałbym bardzo bezpośrednie przygotowanie startowe. Czyli dzień przed. Rano obudziłem się z lekkim bólem w kolanie. Na zimne lepiej chuchać, a bolące kolano – mrozić. Śniadanie zjadłem ze spuszczonymi portkami i rehabilitacyjnym woreczkiem wyjętym z zamrażalnika. Przydałoby się ten zabieg powtórzyć dziś ze dwa razy i w sobotę rano – ale skąd ja wezmę mróz w Poznaniu. Śniadanie zwyczajne, byle nie za małe. I z kromką ciemnego pieczywa, żeby trawienie dało efekt w sobotę rano przed biegiem. Do samochodu (bo w południe wywiad z Grabażem z mojej ulubionej kapeli Strachy na Lachy oraz Pidżama Porno). A w samochodzie cały czas pod ręką butelka. Kiedyś pisałem o alkoholu, gadałem z facetem, który siedział w więzieniu za jazdę po pijaku. Nie pierwszy raz zresztą. Był alkoholikiem i zawodowym kierowcą. Jeździł po Polsce, a pod ręką miał butelkę coli. Z wódką. Dzień przed maratonem zawsze mam pod ręką półtoralitrową butelkę wody mineralnej. Gazowanej, bo niegazowanej – tak zalecaliby trenerzy – nie lubię, że aż brrrr. Często zresztą dzień przed maratonem jadę na ten maraton i to popijanie wody z butli jest już dla mnie przedstartowym rytuałem. Zadanie na dzień to – oprócz herbat, które wypijam normalnie – wypić do końca tę butelkę (teraz, o 19.17 zostały mi jeszcze ze trzy wielkie łyki). Tak, żeby następnego dnia sikać na biało, przezroczysto. Może pomyślicie, że to obrzydliwe rozpisywać się tak publicznie na temat moczu i kału. Ale w bardzo bezpośrednim przygotowaniu startowym, to kluczowe kwestie. Organizm musi być porządnie nawodniony, żeby się w trakcie wysiłku nie odwodnić. A konieczność uregulowania kwestii gastrycznych jest chyba oczywista. Zaraz wychodzę na miasto na makaron. Na deser będzie jeszcze banan (zabrałem z domu trzy banany, jednego zjadłem w drodze, drugi mam na wieczór, trzeci na rano). Czyli węglowodany do kwadratu. Potem spać. Przed spaniem zawsze rozważam jedno piwo – bo to dobre nawodnienie i sen przed startem spokojniejszy. Ale zawsze zwycięża we mnie obawa, że jednak alkohol choćby w minimalnej dawce nie jest sportowy. Dziś jeszcze się zastanawiam. I jutro się wszystko okaże. Chciałbym złamać 36 minut.

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.