Czarno widzę. Czarno widzę krakowski maraton, chociaż forma jak nigdy, kilometrówki jak konkord. Biegaliśmy je w środę z Kamilem – osiem powtórzeń na ścieżce rowerowej do Konstancina, Kamil każde poniżej 4:00 (a najszybsze w 3:45) i dlatego zrobi życiówkę, ja każde poniżej 3:40 (a najszybsze w 3:28), ale czarno widzę swoją życiówkę przy upalnym słońcu, jakie się zapowiada na niedzielę. Rozumiem ten ból rolników przy prognozach pogody, kiedy promiennie uśmiechnięta pani zapowiada falę upałów, miastowi się cieszą, a im mdleje kukurydza na polu.
Słabo widzę polskobiegowy rekord liczby imprez. W tym roku wypadałoby przekroczyć pięćsetkę, a na razie nie mamy zarejestrowanych nawet 300 biegów. Bo kryzys, bo budżety trzeba obcinać, bo władza lokalna też musi oszczędzać. Chociaż Polska głosuje nogami za bieganiem, po parkach, po lasach, po osiedlach. Ale wierzę, że choćby imprez biegowych było mniej niż w zeszłym roku prosperity, to wystartuje w nich więcej ludzi. Wzrost w kryzysie, czyli to czym czarują od pół roku analitycy.
Dziś poprawiłem efekt kilometrówkowy małym BNP – biegiem z narastającą prędkością. Rano odwiozłem samochód do warsztatu, bo siadła klima, a tu lato się leje z nieba. I z powrotem zrobiłem trening. Najpierw 17 minut w pierwszym zakresie (tempo kilometr w 5:00), potem 18 minut w drugim (4:30), 8 minut w trzecim (4:00, planowane tempo maratonu) i trzy minuty roztruchtania. W domu sprzątanie sanitariatów (to mój wkład w mir domowy) i prysznic z polewaniem przez dobre 5 minut nóg zimną wodą. Wyszedłem z tego gotowy do lotu.
Przygodę z odświeżaniem miałem też we wtorek, na koniec zeszłotygodniowego obozu. Moja Sportowa Żona na Walentynki, święto zakochanych, podarowała mi wejściówkę do salonu piękności na relaksujący masaż sportowy. Przez godzinę pani o aparycji uśmiechniętej Chinki ugniatała moje nogi, a ja myślałem o tym jak dziwny jest dotyk. Dotykamy się zwykle z partnerami seksualnymi, z dziećmi, dziewczyny bywa, że dotykają się z przyjaciółkami, faceci między sobą nigdy, chyba że w Nepalu, bo tam przyjaciele potrafią iść za rękę po ulicy. A pani nagle pyta:
– Co to jest za mudra, którą pan trzyma?
Dowiedziałem się, że mudry to odpowiednie ułożenia palców, mogą np. uspokajać. Zupełnie jak ten gość, co nie wiedział, że mówi prozą. Może wy też trzymacie mudry nawet o tym nie wiedząc.
Nie napiszę, co ja musiałem trzymać przez ten cały masaż, bo blog zszedłby na zbyt rubaszne niziny. Po godzinie wyszedłem jakby z chińskiej bajeczki, ale żebym coś poczuł w sobie, to nie powiem.
Kraków lada moment. W piątek odpoczynek, jedziemy z miasta A do miasta B. W sobotę pobiegam niecałą godzinę w pierwszym zakresie z sześcioma półminutówkami na koniec. Zwykle ludzie robią odwrotnie – ostatni trening dwa dni przed startem, a w przeddzień odpoczynek. Ale ja wolę większy alert w organizmie. A w niedzielę – jedziemy.
Ja pewnie jednak na życiowkę z nadzieją na zachmurzenie umiarkowane. A MSŻ na rolkach jako najukochańszy pacemaker na świecie. Do ślubu zostały nam dwa tygodnie – tyle co wam do biegowego weekendu. Może dla paru osób to też będzie nowa droga życia.
wqu
2009/04/23 22:47:32
Wojtku solenizancie, najserdeczniejsze życzenia superżyciówki w maratonie i superweseliska za dwa tygodnie.
–
sfx
2009/04/24 08:21:53
A w Krakowie… z rana zimno… po południu wietrznie… (to było wczoraj)… dziś rano jest zimno również… a więc w początkowej niedzielnej fazie nie powinno być źle.
Ja ostatni trening zrobiłem wczoraj… 50 minut powolutku + 8 x 45-sekundówki w tempie troszke szybszym niż planowane w niedzielę. Wciąż nie mam problemów po zeszłotygodniowych i wcześniejszych kontuzjach – ale może licho tylko drzemie i ujawni się gdzieś przy Rynku, albo Smoku Wawelskim. Oby nie.
Dziś lecę… w zasadzie sunę na czterech kółkach po pakiecik. Wczoraj odwiedziłem Błonia – było jeszcze puściutko – dopiero rósł pierwszy namiocik.
A czy Wojtku będzie tam jakiś punkcik Polski Biegającej, przy którym się usadowisz ?
–
sfx
2009/04/24 17:27:04
A mnie można będzie dojrzeć z numerkiem „78”.
Do zobaczenia.
–
sfx
2009/04/26 16:21:53
Dotarłem… do mety.
4:08:43 brutto.
Jako 1000 zawodnik na mecie !!!
Było ciężko, ale ZERO kontuzji ! Psychika zaczęła wysiadać na 28-29 km… od 36 było już dno.
Na razie pozdrowionka. Dzieki wszystkim.
–
ocobiegatu
2009/04/26 17:43:01
sfx- gratulacje , no i przycinka jednego zera z tego 1000-ca za 10 lat..
tak mówią , wszelkie współczesne teorie fizjologii wysiłku ..))
–
johnson.wp
2009/04/27 17:53:28
mi też na 35 kilometrze słoń wskoczył na plecy… tak że nie wyszło jak chciałem, ale mimo wszystko sukces, bo poprawiłem czas z debiutu o 33 minuty czyli na 3:52:22. Poza tym cieszę się, że nie mam żadnych objawów masakry, tak jak to było po debiucie, tzn dzisiaj już zaliczyłem Planty dookoła, a wtedy doszedlem do siebie po 6 tygodniach…
Jak przemyslę czego mi zabrakło do 3:40-3:45, to napiszę. Na razie mogę powiedziec, że zabrakło mi w treningu podbiegów, bo powtórzył się efekt z jesieni czyli wysiadły mi czworogłowe. To pewnie efekt o złozonym podłożu, więc jak Wojtku wiesz o co chodzi to będę wdzięczny za rady. Podbiegi będę ćwiczył, bo mam zamiar na poczatku czerwca wykonać trawers Karkonoszy. Na co powinienem zwrocić uwagę przy treningu do biegów górskich?
PS. SFX- czyli Michale cieszę się z naszego spotkania po biegu i jeszcze raz gratulacje że dopiąłeś swego! Do tego poprawiłeś się o jakieś 40 min, prawda? Opisz tu Twoje przygody z ortopedami, bo z tego co zrozumiałem to oni Ci najbardziej zaszkodzili…
–
misio1975
2009/04/27 18:11:51
Ja też to czarno widzę. To, tzn. mój start w Maratonie Warszawskim…. Wróciłem z Hamburga cięższy o 12 kg (waga rosła średnio o 1 kg na tydzień), wziąłem się ostro do treningów i… dzień po trzecim treningu wysunął mi się dysk. Teraz nie wiem ile będę musiał pauzować…
–
sfx
2009/04/27 19:41:38
Sluchajcie… wlasnie ruszam do garazu i bede wracal do Koszalina… czyli dojade ok. 7 rano. Wiec tylko zapodam to co postaram sie opisac…
1. ortopedzi i moje przygody
2. vice-debiut i zyciowka w maratonie (poprawa o 0:46:05), czyli jak nie zlamalem 4h
3. wbrew wszelkim regulom, wbrew wszelkim prawidlom – moj szwagier dobiegl i do tego w czasie 4:41:21 netto w debiucie – tylko jakim !!!… wielki szacun, ale to wymaga opisu… no ale nie bede uprzedzal