Radwańska właśnie nie dała rady Francuzce, a ja nie dałem rady z nerwów pracować. Będzie dziś parę słów o tenisie, bo z Moją Sportową Żoną wybraliśmy się znów na kort. Ale najpierw o Macieju Frankiewiczu. Kto nie wie: wiceprezydent Poznania, maratończyk na poziomie 3:30, umarł trzy dni temu po upadku z konia. Poznałem go rok temu, robiłem z nim wywiad do książki o Maratonie Warszawskim. Niesamowicie, zaraźliwie entuzjastyczny. Wysoki, sprawny, energiczny. Piszę nie dlatego, żeby o zmarłych tylko dobrze, ale dlatego, że kiedy Frankiewicz opowiadał mi, jak skacze na spadochronie, wybiera się na Kilimandżaro, nurkuje na 80 m i biega po Poznaniu, to wyrwało mi się: „Czy nie mógłby pan zostać prezydentem Warszawy?”. Sorry, w moim mieście urzęduje dwoje prezydentów, jeden kraju, drugi stolicy, jednego nie popieram, a drugą tak, tylko że martwi mnie, że mogliby stworzyć razem jedną koalicję – antysportową.
Dobrze, że na szczeblach władzy są tacy ludzie. Szkoda, że pan Frankiewicz odszedł. Będę o nim myślał na poznańskim maratonie.
W tym tygodniu wróciliśmy z MSŻ do naszej tenisowej szkółki. Dobra wiadomość: tego się nie zapomina, szło nam lepiej niż dwa miesiące temu. Ćwiczyliśmy bekendy i forhendy z instruktorem, w przyszłym tygodniu wybierzemy się sami, może pobiejmy rekord odbić, bo na razie jesteśmy na takim etapie.
Przed tenisem zrobiłem bieganie, w tej rekordowej ulewie. Wyszedłem i pobiegłem nie zważając na pogodę, bo najlepiej jest nie zważać. Lało jak z cebra (kto z Was w dzieciństwie myślał, że scebra to takie zwierzę podobne do zebry?), no i co z tego. Zrobiłem godzinne wybieganie, w tempie 5:10 na kilometr, bo na półtoragodzinne nie starczyło mi zapału, a na szybsze nie pozwolił pulsometr – tętno miałem na granicy pierwszego zakresu czyli pod 150.
Środa była wyjątkowo wolna od treningu, bo miałem o 8:45 spotkanie z fundraiserem (mam nagrane 2 godziny rozmowy, moim zdaniem fascynującej, ciekawe czy moje zdanie podzieli mój szef), a potem duży zachrzan. Za to pobiegałem w czwartek. Napiszę wam o logistyce sportu i pracy, zwłaszcza, że rano pytał mnie Mikołaj L. w Radiu Roxy, czy bieganie wymaga systematyczności. Na co mu powiedziałem, że amatora nie stać na taką systematyczność, jak zawodowca, żeby codziennie o 8. zrobić sobie długie wybieganie, a o 15. drugi trening. My musimy treningi posplatać z pracą, rodziną, sprawami.
Więc tak: do radia pojechałem na rowerze i w dresie. Po audycji zostawiłem w swoim biurku spodnie od dresu i rękawiczki rowerowe i wróciłem biegiem do domu. Dziś była siła biegowa, więc zrobiłem na Dolince Służewieckiej 6 serii skipów i wieloskoków, a podbiegi przed al. Wilanowską, bo tam ulica się wznosi jak Warszawska w Poznaniu. Usiadłem do pracy (spisuję w domu kasety z fundraiserem), a kiedy MSŻ wróciła z porannego fitnessu wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na obiad do Gazety. Wróciliśmy z rowerem na dachu.
I co? Da się?
Jak cień chodzi za mną po tym odcinku bloga prezydent Frankiewicz. Też musiał uprawiać podobne logistyki, bieganie przed pracą, jazda konna po, rodzina, basen. Właśnie jazdę konną wymienił w rozmowie jako największą sportową pasję oprócz biegania. Można sobie gdybać, że gdyby wybrał inny sport, gdyby wolał grać w tenisa, gdyby.
Zwyczajnie żal. Zdjęcia nie będzie, jest na głównej stronie Polska Biega, tam Kamil opowiada, jak miesiąc temu biegli razem w sztafecie.
ocobiegatu
2009/06/18 22:26:39
Da sie biegać i zapracowanym jak sie tylko chce . Na wiosne namawiałem znajomych na biegi , juz się ucieszyłem że ok a tu oni mi ciągle , że nie mają czasu..
Trudno jest jednak z planami treningowymi. Ja nie byłbym w stanie „wpaść” w program. Stawiam ( i lubię to ) na różnorodność i to nie tylko jeśli chodzi o biegi ale i mieszanie ( chód sportowy). Na pocieszenie dla amatorów – z badań najnowszych mózgowych teorii zmęczenia ( central governor theory albo anticipatory regulation) wynika , że …nasz mózg najefektywniej reguluje poziom zmęczenia ( np. vo2) gdy nie wiemy co biegamy ( np. jak długo).. – pulsometry do kosza !..)).Ja jak wybiegam to nieraz nie wiem co będę biegał… Bo jak tu skończyć tempo na 5km jak taka piękna pogoda..
Raz tak miałem biec na 5km ale wynik był dobry , pomyslalem ze moze przyzwoicie na 10km pociągnąć , pozniej ze moze na 15 km a moze na 10 mil …no i w koncu wyszla zyciowka na 20km , bo malo biegalem na 20km..preferowalem polmaraton. Bez picia , w tym biegu było słońce , deszcz – to był chyba jeden z moich najpiękniejszych biegów.
No i oczywiście trenowanie mózgowych teorii zmęczenia w czystej postaci..
–
beautyandb
2009/06/19 12:19:32
Dzięki za ten tekst. A co do logistyki, no cóż, to prawda, wczoraj wstałam o 5, zebralam na twarz wszystkie nitki pajęcze snujace się po lesie, wrociłam mokra od rosy i zadowolona. Dospałam w autobusie 😉 Dzisiaj wstałam kwadrans później, ale dziś były grane tylko kilometrówki, 6, po ~4:28. Udalo sie, wrociłam spocona i zadowolona, prysznic, sniadanko i znowu dosypialam w autobusie…
–
biegofanka
2009/06/19 14:28:02
Ocobiegatu – tak, często mówimy „nie mam czasu”, a nie chcemy przyznać, że po prostu nie mamy ochoty, bo czas się znajdzie, jak się chce…
Wojtku – no cóż, żal ściska serce, gdy słyszymy o śmierci człowieka młodego, zaangażowanego w różne dziedziny, żyjącego z taką pasją, to skłania do refleksji…
–
sfx
2009/06/19 18:19:24
A ja powolutku uwalniam drzemiącego smoka.
Dziś bieg ciągły… taki wg. guru… czyli
2K truchtu
14K WB2
3 minutówki z 3 minutową przerwą w truchcie (wyszło po 3:39, 3:39 i ostatnia 3:35)
2K truchtu
A gdzie tu smok ? 4:40/km przy srednio 160bpm… czyli tylko o 7″ wolniej niż podczas niedzielnego 15K w Karlinie.
Eh. ta skromność.
–
biegofanka
2009/06/21 23:36:29
Czytając artykuł Kamila przytaknęłam pomysłowi, że należałoby uczcić pamięć Pana Macieja Frankiewicza właśnie poprzez zorganizowanie biegu Jego imienia w Poznaniu i z pewnością tak będzie…