Puszcza jodłowa

Kiedy Moja Sportowa Żona zbierała się w sobotę rano na basen w Powsinie, pojechałem na drugi koniec miasta, po drodze kupiłem bilety na wyjazd w Tatry z córką licealistką, odwiedziłem ojca (poprosił, żeby mu kupić batonika Prince Polo; jak z dzieckiem) i dotarłem do puszczy. Pidżama Porno na uszy i jedziemy. Powoli, naprawdę powoli, minęła godzina, druga godzina, puszcza stała się mocno majestatyczna, jakby jodłowa, jakby z książek Żeromskiego, gęstwa, chwilami dżungla, a zaraz tajga. Tempo spadało, ale nie tak bardzo, bo kupiłem sobie coś bardzo, bardzo fajnego. Pas.

Guru Skarżyński pisze, że na długich treningach trzeba pić. Znałem tę prawdę, ale latami ją olewałem, koszty były zresztą niewielkie, odwodnienie dwa razy do roku, kiedy trening był naprawdę długi, pogoda naprawdę niesprzyjająca, a ja zbyt słabo nawodniony przed bieganiem. Ale te 35-kilometrowe (zauważyliście, że to dopiero pierwsza liczba?) wybiegania przekraczają moją wyobraźnię, już na Helu zrozumiałem, że trzeba będzie zapewnić sobie picie na trasie. A do puszczy nie można wziąć pięciu złotych na kefir po drodze, bo po drodze tylko tajga, dżungla, starsze panie na wycieczce, rodziny na rowerach i zero infrastruktury.

Kupiłem sobie więc pas mojej ulubionej firmy na A. I trzeba powiedzieć B – jest bardzo, bardzo dobry. W ogóle nie przeszkadza w bieganiu, nie wiem, czy chlupocze, bo na uszach Pidżama Porno. W czterech minibidonikach mieści się pół litra wody, więc w sam raz. Z tyłu ma jeszcze sakwę w sam raz na telefon komórkowy, a jeszcze i baton by się zmieścił.

Ostatnie 2 km powinienem przebiec w tempie planowanym na maraton, czyli 4:00 na kilometr, ale nie dałem rady, zdołałem się zmusić tylko do 4:20. Trudno, przed Krakowem też nie mogłem osiągnąć docelowego tempa, a poszło lepiej niż się mogłem w tamtym upale spodziewać.

Wyjęło mi to z życia pół dnia. Wypiłem potem cały kefir w okolicy, colę, wodę, a wieczorem wódkę w drinkach i soute. To już nie regeneracyjnie tylko na hawajskim party u naszych sąsiadów. Fotka niżej. Rzadko się zdarza, że MSŻ (pierwsza z lewej) nie jest najbardziej rozebraną osobą w okolicy.

fot. ja

W niedzielę rano odsypialiśmy, odchorowywać na szczęście nie musieliśmy. Potem Moja Sportowa Żona wsiadła z córką przedszkolakiem i pojechała do Rabki; spotkamy się w niedzielę na Podhalu, jak zejdę z Tatr z córką licealistką. A ja zająłem się pisaniem planów biegowych ekipy na Poznań, czas mi zleciał. Treningu nie było, bo w niedzielę jest odpoczynek, chociaż tak ładnie świeciło słońce. I wiecie co? Koło 19. nie wytrzymałem, wziąłem rower i jak za dawnych czasów w podstawówce (tato, idę na rower, dobra?) poszedłem sobie pojeździć.

Podjechałem do Lasu Kabackiego i zrobiłem podbieg Słonika na rowerze, 400 m pod górę. Wyszło 1:23. A dziś były półgodzinne podbiegi, sześć powtórzeń. Najlepsze ostatnie – 1:27. Sam nie wiem, czy ja tak szybko biegam, czy tak wolno jeżdżę.

W piątek robiłem za to interwały. Moje ulubione trzy na dwa. Trzy minuty szybko, dwie wolno, sześć powtórzeń. Gdybyście chcieli próbować róbcie odwrotnie: dwie szybko, trzy wolno. Jak ja dawno tak nie biegałem: krótko, szybko, treściwie.

Odkładałem ten trening od rana. Bo najpierw poprawiałem tekst do Wysokich Obcasów o ślubach, potem musiałem oddać zdjęcie do prawa jazdy w urzędzie, zabrakło mi czasu na trening przed obiadem, po obiedzie namierzałem specjalistów od mebli (ktoś z Was nie jest przypadkiem stolarzem?), a potem musiałem odebrać córkę przedszkolaka z lata w mieście do 16.30. Zrobiła na metaloplastyce drzewko i pierścionek. Lato w mieście też jest fajne.

Jeszcze bonus: gospodarze hawajskiego party. Agnieszka, Grzesiek i miłość w oczach.

Fot. też ja

 

Updated: 10 sierpnia 2009 — 18:55

  1. wqu

    2009/08/11 00:42:52

    Ale narozrabiałem. Ło matko jedyna. Czy to przeze mnie od piątku nikt nic nie napisał? Bardzo mi przykro. Nawet tekstu Wojtka długo nie było, choć to przecież poniedziałek.
    Dziś, mimo wszystko, pobiegłem te trzy i pół pętli kabackiej. I biegło się super. Bo przedtem zajrzałem na blog, przeczytałem tekst i wpisy, przeczytałem tytuł i się wściekłem. Troszeczkę. I nawet nie zauważyłem kiedy zleciało te ponad trzy i pół godziny biegu, bo głowę miałem zajętą zastanawianiem się czy i co Wam odpisać. Kiedyś może napiszę, o czy myślałem. Ale nie teraz, bo nie mam tak lekkiego pióra jak Wojtek i musze dać Wam od siebie odpocząć :-). Powiem tylko, że tak mnie to niosło do przodu, że pod koniec przyspieszyłem. Zupełnie niezgodnie z planem. Ale biegać trzeba przecież spontanicznie. Więc całkiem spontanicznie pobiegłem tempem maratonu i złość wykipiała ze mnie od razu. I znów za Wami zatęskniłem.
    I pędziłem tak aż do samego końca. Jak szczur?

    Jest takie rosyjskie przysłowie: Naucz głupiego się modlić, to łeb o posadzkę rozwali. Niech więc będzie, że jak głupi głupotą neofity. Ale nie jak szczur. Bo od kiedy to bezinteresowna ciekawość i chęć przeżycia przygody jest motywacją szczurzego wyścigu. Skąd więc Brutusie ten tytuł przeciwko mnie 😕


    ocobiegatu

    2009/08/11 09:55:36

    żaden Brutusie..).
    Luzujemy – po epoce uprzemysłowionej mamy na blogu epokę romantyzmu..)


    wqu

    2009/08/11 10:14:57

    A propos romantyzmu, to w poniedziałek w lesie kabackim biega się dużo romantyczniej niż w weekend. Bo biegają prawie same dziewczyny. Chłopaki widocznie siedzą w pracy. A biegające dziewczyny mają nad chłopakami także tę przewagę, że kiedy pozdrawia się je gestem mijając (zgodnie z kabackim zwyczajem), to prócz machnięcia ręką odpowiadają też promiennym uśmiechem. Aż chce się biegać!


    johnson.wp

    2009/08/11 15:02:56

    Ile mnie ominęło gdy mnie z Wami nie było! Trzeba przyznać, że biegofanka umie podpuszczać… Te podsumowania (oczywiście nie podaję wartości sumy), deklaracje (anty)ideowe, wyznania i autorefleksje… Ze swojej strony dodam, że blog Wojtka służy nam równiez do tego żeby się trochę pochwalić 🙂 Nic w tym złego, sądzę. Mnie jednak do zaglądania tutaj zachęca styl w jakim Wojtku podchodzisz do życia biegowego. To jest styl na lekko, z uśmiechem, bo Ci na to luz w nogach pozwala. Ja też bym tak chciał, tzn. nie koniecznie tak szybko ale właśnie z takim luzem. Najpierw się trzeba namęczyć ale to nie jest wyścig szczurów, bo na nas amatorów nie czeka ani prestiż ani nagroda. Zresztą mądry szczur o tym wie, że jak ludzie czegoś w końcu sypną to może mu to na zdrowe nie wyjść. Lepiej ścigać się ze sobą samym – tym wczorajszym, z którym codziennie wygrywamy, i z tym jutrzejszym, którego na razie nie jesteśmy w stanie pokonać. Ale każdy z nas kombinuje jak samego siebie podejść i dlatego czasem tyle piszemy o tej kombinatoryce. Bo kilka głów to nie jedna i z grupą wsparcia zawsze łatwiej, prawda?

    Dla mnie zawsze ciekawsza jest eksploracja, a nie samo ściganie, bo tu o tzw. wymierny sukces dużo trudniej. Bardziej zależy mi na przygodzie właśnie. Tyle że, aby to była przygoda a nie męczarnie jakieś, to trzeba na jakiś własny poziomik mistrzostwa sportowego wskoczyć. Potem można pohulać. Dla mnie ta chwila jeszcze daleko, ale jak tylko się odpowiednio doprawię to chciałbym fundnąć sobie nową przygodę życia – start biegowy w prawdziwych Alpach. I tak dochodzimy do motywacji – myślę, że ocobiegatu trafia w sedno – biegamy bo jesteśmy z epoki romantyzmu czyli mierzymy siłę (biegową) na zamiary… Pewnie, że są też inne motywacje ale… nie chce mi się o nich gadać.

    Właśnie wróciłem z takiej eskapady, którą najbardziej lubię. Na pogodę znowu trzeba było poczekać ale potem pohulaliśmy. Przeszliśmy piękną 2km granią na Zadniego Gerlacha, a potem wędrowaliśmy przez dwa dni bez szlaków i schronisk po tatrzańskich przełęczach. I powiem Wam, czułem ten luz w nogach, choć do tej przygody potrzebna była naprawdę dobra kondycja. Bez biegania byłoby o wiele ciężej… i na tym kończę, bo to jest to czego należało dowieść.


    wqu

    2009/08/11 16:06:35

    johnson – święte słowa 🙂


    biegofanka

    2009/08/11 17:45:00

    Romantyzm… – tę epokę najbardziej lubiłam przerabiać w szkole… No ale potem trzeba było zacząć mocno stąpać po ziemi…;)
    Johnson.wp – mój kolega w zeszłym tygodniu też wrócił po przygodzie z Tatrami, poopowiadał, jak znowu „pobiegał” cały tydzień. Super, góry to to, co oprócz morza lubię najbardziej. Dzisiaj rano zrobiłam dłuższe wybieganie po okolicznym lesie przypominając sobie ścieżki z poprzedniego pobytu tutaj, a potem próbowaliśmy trochę poplażować, no ale słoneczka za wiele nie było. Mimo to i tak uwielbiam morze, nawet jak jest pochmurno, silny wiatr i piękne fale… Teraz chłopaki przygotowują boisko do gry w badmintona: dziś rozgrywamy rodzinny turniej:))


    pict

    2009/08/11 21:39:46

    Szkielet! Po WO jestem oficjalnie moim ulubionym blogerem na etacie Agory 😉 Kurde – Pidżama Porno – matka wszystkich kapel do biegania. Rispekt!


    ocobiegatu

    2009/08/11 21:57:35

    jak o chwaleniu sie i romantyzmie to cos..
    Przygotowuje osobisty polmaraton co ma pokazac najladniejsze miejsca i zabytki Wroclawia. Koncze atestowanie trasy – kolejne odcinki krokami , regulamin skomplikowany wiec troche dlugo idzie..
    No i po czesci marszowej ( ok.3km) jest czesc biegacka , zaczynajaca sie w Parku Słowackiego , oczywiscie biegnie sie kolo pomnika wieszcza. A w nastepnym parku -Szczytnickim biega sie kolo pomnika Schillera na ktorym napisane : alle Menschen werden Bruder , wszyscy ludzie beda bracmi. Brac biegacka tez tak mozna nazwac.
    A nazwa „oficjalna” biegu – I Rekreacyjny Półmaraton Ocobiegatu – od iglicy do Iglicy…)
    Ta pierwsza iglica to tajemnica , nawet do rymu wyszło..))


    johnson.wp

    2009/08/12 11:41:01

    O! Ja się piszę na taką eksplorację. Tym bardziej, że zwiedzanie miast dystansem maratonu jest nieco męczące, co powoduje, ze jesienią zwiedzac będę jedynie nowa trasę w Poznaniu. Jak przetestujesz trasę to ją nam zareklamuj, proszę


    ocobiegatu

    2009/08/12 16:02:10

    johnson – to zapraszam. Jak tylko pobiegne to opisze. Z ciekawostek – trasa konczy sie przy Iglicy gdzie ocobiegatu – zwany Organizatorem stawia pod parasolami napoje (prawie) izotoniczne..


    biegofanka

    2009/08/12 18:19:37

    Ocobiegatu – żeby lepiej obejrzeć te zabytki, to może zamiast biegiem, to chodem ten półmaraton przejść… i byłoby bardzo rekreacyjnie;))


    ocobiegatu

    2009/08/12 18:45:41

    biegofanko – czesc zabytkowa jest chodem ..)), pozniej uczestnicy albo do Rynku na piwo albo biegaja 17km..))


    biegofanka

    2009/08/13 18:53:30

    Ok, to ja chyba te 17 km wybiorę… (nie lubię piwa);)

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.