Test Jaroszewskiego

Już wiecie? Będzie kolejna opowieść o tym, jak nie należy biegać maratonu. Bo teraz jeszcze lepiej wiem, jak nie należy. W dniu, w którym Polska pokonała Hiszpanię w piłkę ręczną, ja poległem sromotnie na hiszpańskiej ziemi.

Kiedyś, w pierwszej fazie docierania się z Moją Sportową Żoną zauważyliśmy taką rzecz. Że jak mam pod jej nieobecność dopilnować iluś rzeczy – dać córce 1klasistce (wtedy przedszkolakowi) mandarynkę i syropek, posegregować rzeczy na półce, zgrać film z kamery, powycierać ślady po butach jak wrócimy z błota w przedpokoju i coś tam jeszcze – to właściwie nie ma sensu. Nie przeskakujcie do następnego akapitu, to naprawdę jest opowieść o bieganiu. Nie ma sensu, bo i tak się okaże, że nie wytarłem okruszków na stole albo nie wywiesiłem rzeczy po basenie i znów będziemy się kłócić o głupoty.

Dogadaliśmy się z tym jakoś, staram się zrobić, co mam do zrobienia, a jak o jednej rzeczy zapomnę, to MSŻ akceptuje, że przecież nic się nie stało. I właśnie o to chodzi, że ta reguła nie dotyczy maratonu. Bo na maratonie się stanie.

Dopilnowałem treningu, na ile w ostatnim tygodniu – kiedy dowiedziałem się o wycieczce maratońskiej na Kanary – możliwe jeszcze były rozsądne korekty. Dopilnowałem odżywiania, a przede wszystkim nawadniania przed biegiem. Wypoczynku. Odpowiedniego stroju, zresztą pogoda sprzyjała, chociaż dzień wcześniej pociłem się na treningu i miałem przygotowaną na start czapkę, to chmury zasnuły niebo i można było lecieć. Przygotowałem sobie ambitny choć realistyczny cel – przebiec maraton w 3:10.

Wszystkiego dopilnowałem, tylko zapomniałem włączyć GPS. Uruchomiłem go trzy minuty przed startem i już mi nie złapał satelity, dopiero na drugim kilometrze. Wtedy okazało się, że biegnę tempem na 2:50, kilometr w niecałe 4 minuty. A to było wolne, lekkie, luźne, spokojne tempo. Starczy przymiotników? Cudowne, miłe tempo. Pogłaskałem się tymi przymiotnikami po własnej dumie, a pogłaskana duma natychmiast zamienia się w pychę.

To był może ostatni moment, żeby odwrócić złą kartę. Zwolnić do tempa na 3:10 i dobiec z godnością w 3:14. Ale nie. Pycha mi podpowiedziała: jesteś taki dobry, taki mocny, zaskoczysz wszystkich, zadzwonisz z triumfem do MSŻ, żeby była z ciebie dumna, kiedy podasz jej czas 3:03, a może 3:01, a może 2:59. Zwolniłem do tempa na 3:00. Za mało. O 15 sekund na kilometrze za mało. Zapłaciłem za to strasznie.

Na 17 kilometrze, chwilę po tym, jak wyprzedził mnie zając na 3:00 spotkałem Bretta, Amerykanina z Teneryfy, skrzypka z kapeli w knajpie dla turystów. Przebiegliśmy równo do 34 kilometra w tempie na 3:10. Brett debiutował w maratonie, parę razy go zatrzymywałem: Don’t hurry. Ale na 34. kilometrze zaczęło się zejście. Tempo spadło mi do kilometra w 5 minut, za chwilę w 6. Kilometry wlokły mi się niemiłosiernie, z każdym kolejnym godziłem się na nowe bariery do złamania: 3:15, za chwilę już tylko 3:20, 3:25… Ostatnie dwa kilometry pokonałem w czasie 8 minut na kilometr. Biegiem. Najbardziej powolnym biegiem, jaki osiągnąłem w życiu, wolniej nawet niż na największej stromiźnie podczas wbiegania na Turbacz od strony Nowego Targu. Cierpiałem tu:

Droga przez mękę (dzień przed)

Dotarłem w 3:26. Gdybym postanowił biec, tak jak początkowo myślałem, na 3:30, przyspieszyłbym pod koniec, skończył pewnie w trochę lepszym czasie i o niebo lepszej formie.

Ze wstydem zadzwoniłem do MSŻ. Pogłaskała mnie przez telefon, była dumna, że walczyłem o ambitny cel. Ale nie mogę sobie darować, że zrobiłem to tak głupio.

Dzień przed. W niebieskiej koszulce Marek, w koszuli Władek, na żółto ekipa ze Szczecina (pozdrawiam)

 

Wycieczka na Kanary nie spadła mi z nieba, to sprawka Marka Jaroszewskiego (w niebieskiej koszulce z logo I.). Prawdziwy maratończyk, wicemistrz Polski w maratonie 2006, życiówka 2:14. Teraz pracuje dla Itaki oraz Brooksa – wymyślił ,żeby obie firmy zasponsorowały konkurs na maratonach polskich, Dziki też w nim startował, ale nie wygrał. Dziki zresztą od dawna biega w Brooksach, a ja o tym wspominam nie tylko dlatego, żeby ładnie podziękować sponsorowi, ale też dlatego, że się przekonałem do tej firmy. Dotąd traktowałem ją jak badziewie z supermarketu, ale teraz po opowieściach Marka i krótkim oglądzie obuwia na starcie zobaczyłem nowe oblicze – specjalistycznej firmy dla biegaczy. Nie masowej, jak Adidas, Nike czy Puma, ale dla wtajemniczonych jak New Balance, Asics, Mizuno. Dostałem na bieg fajne startówki Brooksa i będę w nich biegał z chęcią, wypierając złe wspomnienia.

Szczęście w losowaniu konkursowym miał Władek Przech z Wrocławia. Myślałem, że będzie strasznie cierpiał, bo wszystkie jego treningi w zimie, to… dwa starty na krótkich dystansach.

A Władek pobiegł z głową. Pierwszą połówkę w 2:10 drugą w 2:08. Wyszło 18 minut gorzej od życiówki, ale z uśmiechem na finiszu.

Marek z kolei walczył o pudło. I chociaż pobiegł szybciej niż myślał -2:30, a nie 2:35 – to do medalu zabrakło dwóch minut.

Jak ludzie to robią, że biegną szybciej niż myślą? Mi się też to czasem zdarza, ale to czasem jest za rzadko.

Marek pozwolił mi wczoraj skorzystać ze swojej wiedzy zawodniczej. Po pierwsze zrobił mi tak profesjonalny masaż sportowy, że wszystko mi zwiotczało (sorry za głupi żart, ale nie mogłem sobie darować 😉 Nogi mam rozluźnione, jakbym w niczym nie startował.

A przede wszystkim opowiedział mi o teście „Na ile jestem?”. Jeżeli masz możliwość kontrolowania zakwaszenia (z krwi), możesz wykonać Test Żołędzia. Nie mam swobodnego dostępu do netu, ale na pewno Ocobiegatu zaraz nam wyjaśni.

Ale ponieważ większość z nas nie ma domowego laboratorium, to jest inny test. Nazwałem go Testem Jaroszewskiego, Marek dał mi copyright do swojego nazwiska. Potrzebujesz tylko stoper z pulsometrem, stadion lub GPS i jeden trening na badanie.

Robisz tak. Musisz znać swoje tętno maksymalne. Wyznaczasz je albo trzema minutówkami na maksa (przerwa do minuty, a dla zaawansowanych do pół minuty), albo odczytujesz na finiszu biegu na 5 km lub 10 km.

Jeśli znasz HRmax, możesz przystąpić do Testu Jaroszewskiego. Powiedzmy, że twoje HRmax wynosi 180. Odejmujesz pięćdziesiąt – wychodzi 130.

Biegniesz 2 km pilnując na pulsometrze, żeby tętno wynosiło około 130. Zapisujesz tempo na kilometr i odpoczywasz 2 minuty w miejscu (rób wymachy, skłony, rozciąganie). Potem 2 km z tętnem 140, zapisujesz tempo i odpoczywasz znów 2 minuty. Kolejne trzy odcinki na tętnie 150, 160 i 170.

Twoje tempo na maraton jest między tempem z drugiego i trzeciego odcinka (w tym wypadku między tym bieganym na 140 i 150). Jeśli z odcinkiem czwartym i piątym miałeś kłopot, to tempo, które będziesz w stanie utrzymać na maratonie, będzie trochę wolniejsze, bliższe drugiemu odcinkowi. Jeśli miałeś zapas – będzie bliższe prędkości z trzeciego odcinka.

Spróbujcie (przed maratonem) i napiszcie, jak się sprawdza. Ja wypróbuję przed Krakowem. Może to prawda, że trzeba popełniać błędy, żeby się czegoś nauczyć. Może nie na darmo jęczałem na ulicach Las Palmas.

 

 

Updated: 25 stycznia 2010 — 18:55

  1. johnson.wp

    2010/01/25 20:35:58

    Skandalicznie mało komentarzy a post wisi już półtorej godziny…
    Nie będę Cię głaskał ani masował, bo się wstydzę 🙂 ale sięgnąłem po zeszycik z zeszłego roku, żeby przetestować wirtualnie Test Jaroszewskiegp. Wygląda na to, że u mnie to się zgadzało. Trzecie tempo, którego poziom docierałem przy okazji WB2, zastosowałem w maratonie poznańskim i dobiegłem co do minuty. Niewątpliwie cenną wskazówką jest doświadczenie luzu przy czwartym i piątym tempie, które wtedy miałem, jak wynika z notatek. Pewnie dlatego udało się zrealizować plan.


    ocobiegatu

    2010/01/25 21:10:06

    To , że u johnsona sie sprawdziło to nie oznacza , że u kogos innego nie bedzie odwrotnie . Tego typu testy doświadczonych zawodników to oczywiście kapitalne doświadczenie i korzystanie z ich wiedzy , bardziej jednak bym wierzył w empiryczne , indywidalne sprawdzenie co tam możemy w maratonie i niekoniecznie musi to byc hr bo jest przeciez cos takiego jak cardiac drift czyli zwiekszanie sie tetna w maratonie na takim samym tempie, pomijajac to , ze samo hr niewiele mówi .
    A co do wspomnianych laktatów- były kiedys modne zakwasy , teraz mamy DOMS – czyli bole miesniowe jak wrocimy do DOMu ..:)..ci naukowcy to sa dowcipni..:).
    Mam taki pasjonujacy artykuł : ” energieumsatz bei ausdauerbelastungen” – sama nazwa już brzmi niesłychanie poważnie..:). Niestety mam w pdf a nie mam linka a to błąd..po prostu ściągnąłem pdf i zadowolony…
    Biegofanka dostała na maila i sie zgodziła , że artukuł jest pasjonujący…
    W każdym razie sa tam tabele – vo2-spalanie tluszczu/glikogenu na danym tempie i sa tez laktaty…Otoz np. mozna biegac maraton na vo2=40% czyli hr- ca. 57% hrmax…z laktatami spoczynkowymi – czyli 1,3mmol/l ( czyli poziom taki jak siedzimy w fotelu i pijemy piwo) a wiec laktaty nie do konca oddaja sprawe…
    Inna sprawa to trzeba byc zdolnym aby biegac maraton na hr- 57% hrmax.:) Wiadomo ,ze dla sredniodystansowcow im ich wiecej tym lepiej tych laktatow..
    Ciekawe na co bedzie moda za 10 lat – chyba na jony wodoru..:)


    biegofanka

    2010/01/25 21:13:52

    Wojtku – narzekaj sobie, narzekaj… a miałeś takie szczęście, żeby pobiec teraz w ciepełku, na Kanarach… marzenie… Ważne, że była przygoda i żebyś miał co opisać… i tak Ci zazdroszczę:))
    Johnson – myślisz, że my co robimy wieczorem (przynajmniej ja)… trenujemy…;))


    biegofanka

    2010/01/25 21:18:28

    Quentino – Twój wpis tak mnie zmobilizował, że z tego „na pewno dzisiaj na dworze nie”, wyszło, że jednak zrobiłam chociaż podbiegi, skipy… po prostu siłę biegową na tym mrozie, a po chwili odpoczynku pojechałam do siłowni (przynajmniej nie biegałam już na bieżni, tylko skupiłam się na wzmacnianiu nóg itd.). Pomyślałam przed wyjściem na trening, że skoro Robocopy mogą, to ja też…;))


    johnson.wp

    2010/01/25 21:44:46

    biegofanko – ja tak właśnie pomyślałem, że ludziska usiłują coś szybko po południu wykręcić zanim Wojtek wróci i zapyta czy nie zapadliśmy w sen zimowy :))
    Zanim inni wrócą z tych siłowni to napiszę jeszcze, że jako Robocop wybiegłem jednak dzisiaj na dużą 25km pętlę po lasach i polach, ale złamałem się i załozyłem kominiarkę oraz wziąłem termosik do plecaczka. Wyglądałem jak ABW, skojarzeń z CBA nie miałem, bo agenta Tomka nigdy nie spotkałem… Zrobiłem to ok godziny 14, bo nas Robocopów tak często nie sprawdzają w pracy… Sprawdzałem przy tym jak to się będzie biegło bez uzupełniania bateryjek i poczułem to mrowienie w czaszce gdzieś tak po 20km. Zatem spalanie tłuszczu przy niskim glikogenie jakoś udało mi sie uruchomić na tempie 7:13 w pierwszym, na szczęście, zakresie po 2,5h. Czuję, że taki teścik ma sens przed godziną B., jak sądzicie?


    ocobiegatu

    2010/01/25 21:59:48

    wiadomo , że biegi na głodniaka w celu sprawdzenia spalania glikogenu vs. tłuszczu to abecadło biegacza…:).Żaden kulturysta wam nie powie , aby coś wziąć ze sobą na bieg – biegaja na głodniaka i maja rację , częściowo rację – ale to opowiadanie na „never ending story:..:).
    W każdym razie jesienia , juz po maratonie , wykonalem kilka biegów eksperymentalnych pod rzad na 25km – raz na glodniaka , raz testowanie bananów , itp. – teraz czas zima na analize..:)


    quentino-tarantino

    2010/01/25 22:08:59

    biegofanko – tak trzymać! No i przy okzaji ucieszyło mnie, że pomogłem wyjść z domku ku aktywności 😉
    Wojtek – z dwoch grubaśnych książek Mistrza Skarżyńskiego wyciagnąłem to co uznałem jako amator, dla mnie najlepsze…nie stosuję Jego metod treningowych bo…mi nie pasują…testuję na sobie własne pomysły, być moze kompletnie nietrafione-czas pokaże…ale to co trafiło do mnie w 100% to to, że do KAŻDEGO biegu trzeba mieć realny plan…a realny plan bierze się z wcześniejszych dokonań treningowych.
    Pytanie Na ile jesteś? bardzo ładnie i dość prosto jest opisane – na testach przed startem należy bez większych problemów przebiec kilkanaście km w tempie nieco wyższym niż planowane tempo w maratonie. A reszta…Jak to trafnie sformułował ocobiegatu – „Ciekawe na co będzie moda za 10 lat…”
    I to dotyczy nie tylko tego wątku…na każdym kroku…naukowcy odkryli, że…
    Czytałem ostatnio o tym jak to nie dieta węglowodanowa jest wskazana w biegach długich a tłuszczowa…
    Chciałoby się powiedzieć – Naukowcy odkryli, że 10 lat temu sie znów pomylili…


    piotrek.krawczyk

    2010/01/25 22:20:28

    Witaj w Starym Kraju.
    Nic się nie stało, Staszewski,
    Nic się nie stało
    Dziki


    biegofanka

    2010/01/26 08:58:07

    Ciekawe, czy ten pan, którego niedawno w telewizji pokazywano i mówiono, że biega codziennie bez względu na pogodę nawet w zimie w samych spodenkach, przy tym mrozie nadal tak trenuje…;))


    biegofanka

    2010/01/26 09:03:09

    Ale i tak nikt z Was tutaj nie „przebije” Marysieńki, która codziennie rano z siekierką nad jeziorko, aby skuć trochę lodu i w samym stroju kąpielowym zanurzyć się w tej wodzie idzie… taka jej poranna gimnastyka… a jeżeli lód za gruby, to pozostaje jej „kąpać się” w śniegu… ot twarda dziewoja z niej…;))


    beautyandb

    2010/01/26 09:27:13

    Heh, czytałam Twój bieg prawie jak swoją opowiesć sprzed roku. Też dobrze, też szybki poczatek, też „zaskoczę” wszystkich….:) Az sie boje kolejnych maratonów 😉


    piotrek.krawczyk

    2010/01/26 20:55:10

    A mnie przypomniało się Dębno 2009. To żegnanie się z kolejnymi barierami czasowymi. Do 30 km bieg na zyciowkę, chociaż już od połowy wiedziałem co będzie, przez 8 ostatnich kilometrów: kończ Waść, wstydu oszczędź…
    A MEL jeszcze zaaplikowała nam przed Rzeźnikiem wieloskoki, po płaskim lub łagodnie pod górkę. No i mam pauzę już drugi dzień – prawe kolano i skutki nierównego podłoża oraz podbiegów, które zawsze nienajlepiej znosiłem. Krótka przerwa raczej profilaktyczna, jutro wychodzę na trening. Rozciągam i mrożę.
    Dziki


    beautyandb

    2010/01/26 21:31:05

    Ja mrozilam wczoraj i dzisiaj. Jutro moze mi determinacji braknąć, najwyżej pójdę na bieżnię. Dziki, na Wawerski Krosik się nie wybierzesz? Start przy starrcie w Falenicy, pierwszy podbieg ten sam. Plus przełom Mieni w gratisie 🙂 Niedziela, 9 rano.


    johnson.wp

    2010/01/27 11:05:48

    quentino – co do karmienia się tłuszczami to napotkałem w ksiązce Kamińskiego, że idąc na biegun starali sie dodawać olej do czego sie dało, bo zwykłe węglowoadny nie dawały wystarczającej ilosci kalorii potrzebnych do długotrwałego wysiłku. Węglowodany za szybko im schodziły z bateryjek. Napierać codziennie ponad 8 godzin to co innego niż pobiec sobie maratonik…
    ocobiegatu – potrzebna Twoja opinia jako dietetyka względem karmienia na dystansach od 8-16h. Z mojego doswiadczenia górskiego wynika, że kazde sniadanko kończy wspomagać po ok 2-3h i potem robi sie w środku wata. Latem, przy wspinaczkach o takim czasie trwania, batony typu Mars lub czekolada oraz ok 1L soku (tylko tyle!, wody akurat nie ma gdzie w scianie uzupełnić) wystarczały, a był to wysiłek całego ciała (ręce i obręcz barkowa mocno pracują) tyle że wykonywany ok 20-30min interwałami 🙂
    Jednak w powszechnym odczuciu wspinaczy, a szczególnie zimą, najlepszy patent polegał na zabieraniu ze sobą kabanosów czy innej kiełbachy – to trzymało najdłużej, nie mówiąc o najzwyczajnieszych kanapkach z masełkiem i „obkładem”. Z relacji uczestników biegów ultra wynika, że batony i żele szybko zaczynają wychodzić uszami i grożą sensacjami żoładkowymi, a niektórzy przed biegiem rąbią po prostu flaki!
    Teraz pytanie: jakie wziąć szturmżarcie w Bieszczady? Żele skreślam, bo to wysiłek ekstensywny, batony zostawiam, bo żoładek nie może byc pusty, ale nie wiem jakie – chyba takie na ziarnach lub typu wafelki. Na przepakach może siegne po banana, a na pewno zażyję tłustą bułę z szynką. Tyle że przepaki będą co 4h, a ja sądzę, że karmienie musi być najrzadziej co 2h. To co będzie lepsze po drodze kiełbacha czy batony ziarniste?


    johnson.wp

    2010/01/27 11:14:31

    Dodam, że moja próba maratonu w Karkonoszach była zagrożona z powodu nagłego spadku zasilania po 5h, a ciągnąłem na Vitargo (to izotonik z dawką węglowodanów) i żelach. Skończyło sie piechotą i z czasem ponad 8h, przy czym w dól mogłem biec ale pod górę ledwo sie wlokłem. Powyższa mieszanka zawiodła mnie też na maratonie, bo po 30km ścisneło i żoładek i przebiegłem całość na połowie dawki, która mi wyliczył ocobiegatu, ale na szczęście skończyłem w przrewidywanym terminie.


    piotrek.krawczyk

    2010/01/27 11:32:25

    B&B
    Wawerski Krosik kusi. Ale tego dnia są urodziny mojej Najmłodszej, to tata się powstrzyma tego dnia od używek 🙂


    quentino-tarantino

    2010/01/27 11:57:55

    johnson – Kamiński i jego wysiłek to zupełnie inna półka i ja tam nawet windą nie podjadę a co dopiero mówić o podskakiwaniu;-) W swoim wpisie nawiązywałem do maratońskiej szkoły biegowej i diety węglowodanowej, która lada moment może zachwiać się o „najnowsze odkrycia naukowe”…

    Dziś miałem takiego lenia do wyjścia w tę „przepiękną zimową aurę”, że…ale przypomniało mi się jak przedwczoraj „poganiałem” niektórych aby wyszli z domu i pobiegali 😉
    Wyszło z tego 11km:
    – 1km – 5:55
    – 7km – 5:50
    – 1km – 4:28
    – 2km trucht


    biegofanka

    2010/01/27 14:48:55

    A ja się rozpędziłam i wczoraj też na treningu byłam…
    z synem, którego trochę pogoniłam
    i dzisiaj też się z nim umówiłam…
    obiecałam, że się z nim przebiegnę, bo jego trener odwołał dzisiejszy trening. Quentino – chciałam Ci przekazać, że nasz młodszy zapisał się ostatnio na karate, bo stwierdził, że jak nie może jeszcze na bieganie, to on nie będzie się nudził w domu, piłkę ma przecież tylko 2 x w tygodniu a rodziców „tyranów”, którzy tylko w weekendy pozwalają grać w komputer (czasem są drobne wyjątki);))


    quentino-tarantino

    2010/01/27 14:59:20

    biegofanko – super jesli chodzi o syna! Prześle Ci na maila kilka fotek mojego 10 letniego Senseia 😉


    quentino-tarantino

    2010/01/27 15:12:32

    Teraz dopiero widzę, że sobie czasy zaniżyłem w dzisiejszym biegu – oczywiście było 7 km w tempie 5:00.
    Gdy było mi „trochę” ciężko na dziewiątym km to od razu wyprostowałem sie tekstem – „Dajesz k..a dajesz, ten psiak dał a ty nie?!”. Miałem na mysli tego kundelka, który dryfował przez kilka dni na krze aż go wyniosło blisko 30 km w Bałtyk…a teraz jest najszczęśliwszym stworzeniem na świecie! 😉


    biegofanka

    2010/01/27 15:27:39

    Tak… dodatkowa motywacja, dobra rzecz. Ja dorzuciłam po prostu jeszcze jedną warstewkę ubrania, żeby mi tak zimno nie było, chociaż jeszcze marznę, ale już więcej na siebie nie wrzucę;))


    ocobiegatu

    2010/01/27 15:32:39

    johnson ja na diety nie zwracam uwagi bo biegam na glodniaka – ewolucyjnie..:).
    Tak jest jendak naprawde , nie przejmuje sie , jem co lubie , zreszta tu kiedys Wojtek napisal – jesc co sie lubi. Dokladnie to samo uslyszala kiedys moja mama po operacji od profesora. Organizm sam sobie uklada te klocki..:).
    Przekonaly mnie tez pewne artukyly. W jednych badaniach pisza , ze jak sie biega na czczo – to wtedy organizm sie uczy spalac tluszcz. Ma duzo tluszczow to sie uczy je spalac w sytuacji gdy brakuje weglowodanow.Logiczne ?
    Te biegi , nazwijmy je – ewolucyjne – a wiec biegamy/chodzimy na glodniaka w systemie nagrody – docieramy na miejsce sa banany i jajka…
    Dokladnie to zalecaja – po biegu otwiera sie „furtka” kiedy to trzeba szybko spozyc weglowodany i bialka. W biegach ultra decyduje spalanie tluszczow – procent tluszczow vs. weglowodany.
    A ten procent jest wysoki jak sie biegnie na niskim hr /vo2.
    Juz najlepiej byloby pobiec na ca. 60-70 % hrmax. Ponizej progu aerobowego. Ten prog jest wtedy gdy nam laktaty zaczynaja sie lagodnie wspinac w gore- np. u niewytrenowanych jest to na 60%hrmax , u wytrenowanych nawet na 70% , z tym ,ze nie zaleca siew od razu zakladac sobie , ze sie jest tym zdolnym..:).
    A dostawa ? Nie za bardzo bym w nia wierzyl – maksymalnie mozemy wchlonac 60g weglowodanow na godzine – czyli 60×4=240 kcal , to przeciez nic – na jeden kwadrans biegu w tempie 10km/h ( ca) to wystarczy. Najwazniejszy niski poziom vo2. Efektywne techniki chodu / biegu , na niskim tetnie.
    Przed rzeznikiem bedziecie goraco dyskutowac na jakim vo2 to robicie..:).
    Co do tluszczu w tym ultra to nie wiem, w koncu tluszczu endogennego do lipolizy mamy cale mnostwo (600-900km) . Inna sprawa uwalnianie jego – i znow dochodzimy do vo2 i hr…
    Przy niskim hr mozemy sobie pozwolic na taki luksus , ze do tego zoladka , jelit doplywa wystarczajaca ilosc krwi aby dzialac..A nie ,ze tam miesnie maja prawie wszystko.
    Byc moze Kaminski z innych powodow jadl tluszcz – wchlanianie , temperatura..wiara w to.


    ocobiegatu

    2010/01/27 15:37:23

    a dieta weglowodanowa..?
    quentino racja..
    Badania wykazuja ,ze efektywnosc tej diety zalezna jest od …?
    Tu pierwszy noworoczny konkurs ocobiegatu…:)
    mozna strzelać …:)


    ocobiegatu

    2010/01/27 15:42:24

    W pytaniu chodzi o odpowiedz organizmu na diete weglowodanowa. O cos co jest w organizmie..


    piotrek.krawczyk

    2010/01/27 21:16:25

    Ocobiegatu. Ja też nie jem przed biegiem, także wtedy jak trenuję wieczorem. Jem raz dziennie, jak „skończę walkę” czyli wieczorem (chyba że zapomnę :). I nie umiem aż do późnego popołudnia powiedzieć żonie, co mam ochotę zjeść. To przychodzi z tkanek wieczorem i bardzo wyraźnie. Przez kilka ostatnich dni żarłem szpinak, przyszedł do mnie, wcześniej buraki były na topie. No i nie jem mięsa wcale. Niestety, nie całe życie, od 28 lat. Kolano podleczone i rozbiegane: 12 km po 5’35, tetno 141.


    sfx

    2010/01/27 21:32:21

    masakra
    test psychiki
    masochizm
    hardcore

    53 minuty… średnio 157 bpm… czyli w pełni II zakres, a w wielu momentach był III
    tempo średnio 5:44/km
    przebieg 9,4k
    podbiegów 143m

    pod górkę było czasem ponad 10min/km

    zawieje, zamiecie, nic nie widać – oczy prawie cały czas zamknięte, śniegu po kolana
    jedno podparcie, kilka ślizgów – ogólnie cało, zdrowo i w rezultacie bezpiecznie

    Przebiłem samego siebie i w tak piękną aurę, wyposażony w czołówkę ruszyłem po ciemku na mojego typowego, mocnego leśnego krosa… w sumie przewyższenie dziś wyniosło 143 metry.

    Było ciężko, satysfakcja tym większa.

    I jest do tego morał… w taką pogodę trzeba doposażyć biegowy strój w okulary, które też po ciemku zadziałają.

    A na koniec dobiegłem na salę i popykałem godzinkę w ping-ponga… potem jeszcze kilometr do domku.


    piotrek.krawczyk

    2010/01/27 23:36:54

    Sfx
    Nie wiem czym liczysz przewyższenia, ale Garmin kłamie. Ciało się podnosi i opada w biegu, ręce pracują, a on z innego urządzenia w satelicie z bardzo daleka liczy co 2 sekundy aktualne położenie. Widzę różnice znaczne po kilku biegach dokładnie tą samą trasą, po płaskim terenie też ocenia tak, jakby były zbiegi i podbiegi.


    sfx

    2010/01/28 07:32:08

    Ja korzystam z Polara i jest tam ciśnieniowy pomiar (wiadomo – zależny nawet od zmian pogody podczas treningu), a przewyższenia liczy od najniższego do najwyższego punktu podbiegów… korekta oprogramowania (np. przy zmianach +/- 1m, co mogłoby wynikać z „podskakiwania” czy pracy rąk) daje np. zmianę (wczoraj) ze 180m na 143m, co zgadzałoby się z górką na którą się wspinałem + kilka mniejszych podbiegów.
    Wydaje mi się, że jest to w miarę rzetelny pomiar.


    sfx

    2010/01/28 07:33:44

    A jeszcze przykładowo, biegamy sobie GP po dość płaskiej trasie na 5k… i Polar pokazuje mi +/- 5m, więc wątpię, żeby się choć trochę tu pomylił.


    biegofanka

    2010/01/28 09:36:12

    Dziki – powaga? Ty jesz tylko raz dziennie… ja to co 3 godzinki muszę coś przekąsić, a biec na głodniaka próbowałam, ale wtedy nie miałam siły, bo żołądek „krzyczał”, przed Dekorią pomimo, że zjadłam śniadanie, nagle pół godziny przed biegiem zaczęło mnie „ssać”… dobrze, że miałam banana…:))


    sfx

    2010/01/28 13:20:15

    Ja również biegam zwykle na głodniaka, a w najgorszym wypadku 3h po jedzeniu… i też lubię ten najmniej korzystny posiłek „nocny” po bieganiu…
    Wczoraj opisywany bieg (o 17:30) biegłem tylko po śniadaniu (o 7:00).


    sfx

    2010/01/28 13:23:52

    … biegłem o 18:30, potem o 20 pingiel i o 21:30 w domciu


    ocobiegatu

    2010/01/28 14:25:07

    Dziki – tylko się nie przyznawaj w Vitalia , że jesz raz dziennie ..:).
    Ja na śniadanie jem zwykle tylko jedna kanapkę i tak w przedpołudniowych biegach nie biegałem mimo wszystko na głodniaka. Przed maratonem musiałem o 6 zjeść śniadanie maratońskie i to był koszmar..


    johnson.wp

    2010/01/28 19:21:06

    Dziki, SFX, ocobiegatu – bo Wy jakieś zmutowane dziczyzny jesteście. Zupełnie tego nie rozumiem. Na szpinaku???
    biegofanko – mam to samo co Ty. Jak nie zjem drugiego śniadanka to umieram, a chudy jestem, no. Może dlatego, że w pracy mnie ssie przez mózg. Bronię się regularnymi dawkami czekolady i t. p. Synowie się na mnie skarżą, że im słodycze wyżeram. Strasznie szybko trawię, albo mojemu organizmowi tylko tak się wydaje. Wprawdzie krótkie biegi do 1.5h po południu mogę spokojnie wytrzymać, ale wczesniej chociaż drugie śniadanko musi być. Od dawna nie biegałem wieczorem.


    johnson.wp

    2010/01/28 19:36:40

    Dzisiaj o 13.00 (na porannych 2 kanapkach) i kawie dostąpiłem 80 min podobnej masakry jak SFX. Po 3 km rozbiegu (snieg po kostki) wykonałem siłę biegową w postaci ok. 4 i pół tysiąca wieloskoków z powodu półmetrowych zasp. Czyli trening pod Rzeźnika zgodnie z zaleceniami Basi M 🙂 I tak dzisiaj miał być drugi zakres. Skoro tylko wdarłem się po tych 7km na goły asfalt przetestowałem tempo półmaratońskie czyli 4:50 przez 2km. Kierowcy mijali mnie z jakimś takim zrozumieniem i nikt nie trąbił. Razem 13km, a zaraz potem w ramach gimnastyki siłowej zabrałem się za odśnieżanie chałupy. Zabrało mi to kolejne 1.5h, bo trzeba było rąbać łopatą zaszłości i wlazłem też na dach. W międzyczasie ćwierć tabliczki czekolady, czyli całość na minimalnym karmieniu. Ale potem nie czekałem do wieczora i rzuciłem się na makaron. Organizm wołał do mnie żebym wciągnął jakieś węglowodany…


    ocobiegatu

    2010/01/28 20:05:56

    whou..johnson …
    wygląda mi na to , że do serca bierzesz sobie Emila Zatopka/kenijczyków – w treningu ma byc ciężko po to aby w zawodach było łatwo..


    quentino-tarantino

    2010/01/28 20:06:44

    Dieta…tiaaa…sporo gigabajtów mógłbym tu zapisać w temacie…
    Teraz mam podobnie jak SFX – BMI najniższe od matury 😉 ale próbuję ratować resztki mięśni przed atrofią…
    Do niedawna miałem tak, że do południa nie musiałbym nic wrzucić nie licząc kawy.
    Ale gdy zacząłem biegać stwierdziłem, że minimum przyzwoitości biegowej to jogurt na początek i drugi po biegu-okienkowy.
    Dziki – zawiodłeś mnie…jesteś „malowany Dziki” – prawdziwy Dziki na dziczyźnie i borówkach leśnych jedzie 😉


    quentino-tarantino

    2010/01/28 20:12:42

    ocobiegatu – cholera, jak to wszystko się zmienia w XXI wieku…Machu Picchu w błocie tonie, wieża Eiffla za chwilę padnie i porysuje nasze Rysy…
    Kilka tygodni temu był wywiad z naszym najlepszym kolarzem. W zawodowym kolarstwie trenują dokładnie odwrotnie niz uczyła „dobra stara polska szkoła”…
    I bądź tu mądry.


    ocobiegatu

    2010/01/28 21:06:23

    quentino – no racja, no jak tu ma amator wierzyc w szkoly treningowe skoro np. kiedys byly zakwasy naukowo udowodnione , dzis nie wierzy sie w nie …byly laktaty – powoli odchodza w niepamiec ..
    prog anaerobowy – to samo…
    czyzby plany treningowe byly inne , takie super i trzymaly sie czasow ?..).
    Przeciez plany treningowe , tym bardziej nie sa udowodnione naukowo…………..
    a ol… te dlugie biegi , w tym sezonie biegam/chodze jeszcze wiecej intensywnie , to dla mnie sie najlepiej sprawdza ..


    piotrek.krawczyk

    2010/01/28 21:47:00

    Tarantino
    Dziki nocą wychodzą z kniei i wtedy zażerają żołędzie z braku szpinaku w poszyciu leśnym. Z dziczyzny – wiem na jakich dzkich roślinkach w Puszczy mogę po drodze pożerować, jak zapomnę pasa z bidonikami na długi bieg. Dziki są roślinożerne. Ludzie też, ale dziki wiedzą o tym, a ludzie nie za bardzo. Łosie też nie jedzą mięsa, a biegają 70 km dziennie.


    quentino-tarantino

    2010/01/28 22:02:57

    …czyli jednak jesteś Dziki…;-)


    ocobiegatu

    2010/01/28 22:32:42

    Dziki – wegetarianizm nie sprzyja jednak biegom ultra – wtedy nawet i 15% białka ( z mięsni) potrafi łyknąć organizm…
    Jednak indianie Tarahumara – wcinaja mnostwo meksykanskiej , bogatej w białko, czarnej fasoli i sa nalepsi ultra na swiecie..Mało mięsa jedzą , głównie kurczaki bo co tam w górach znaleźc można..

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.