maciejowa – 8 kwietnia 2007

Bieganie jak na skrzydłach. Z widokami jak ze starego westernu. 7.30, teściowie zbierają się do kościoła, bo mają taki imperatyw z rana. A ja na bieganie, bo to mój imperatyw. Wbiegłem ostro do góry przez Tatarową do Maciejowej. Nie wziąłem pulsometru, bo nie po to przyjechałem na trzy dni w góry, żeby się bawić w aptekarza, ale czuję, że z dobrym pulsem i w dobrym tempie. Przed Maciejową jest polana, a z niej cudny widok na Tatry. Rano, zanim przyszły chmury, wręcz niesamowity. Dokoła zielenie, lasy iglaste i trawy, symbol nowego życia. A za nimi niesamowicie plastyczne białe Tatry. Jakby poprawione w Photoshopie, bo wschodnie ściany fosforyzują od słońca, a zachodnie ciemną bielą podkreślają głębię. Tak nieprawdziwie piękne, jakby to była dekoracja Gór Skalistych ustawiona do westernu w latach 50. poprzedniego stulecia. Tego nam brakuje na tym Mazowszu. Szerszych widoków. A potem zbieg do Rabki, leciałem jak na skrzydłach, jak na paralotni. Ostatni raz oglądałem te góry w śniegu (bodaj w połowie lutego) – surowe, zimne, martwe. Teraz zachwycająco zmartwychwstają. Godzina biegania. Nie spotkałem tym razem tylu ludzi lasu, ludzi gór, co podczas treningu w Święta Bożego Narodzenia. Chyba było za wcześnie, tylko koło Maciejowej spacerował ktoś, pewnie ze schroniska, a potem jeszcze szły dwie osoby z psem wilczurem, prawdopodobnie wyszły rano wyprowadzać psa na sikanie i się zaszły. A potem już po polsku – rodzinne posiłki i tradycyjne swary. Pokłóciliśmy się z Moją Sportową Żoną o wakacje, stary spór: sami, czy z grupą znajomych, a co, jeśli nikt nie będzie chciał. Próbujemy się teraz po tej kłótni ciepło odrodzić.

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.