bilard

Maraton jest jak bilard. Na pierwszych kilku kilometrach przymierzasz się do uderzenia, ustawiasz siłę, kąt i wszystko, co się da ustawić. A potem lecisz przez cały maraton jak ta bila, ale i tak jest już przesądzone – w jakim momencie bila uderzy w pozostałe, jak one się rozbiegną i czy właściwa trafi w odpowiednią dziurkę, czy nie zupełnie.

Sorry, Chłopaś, za ten niefachowy język, ale ja się na bilardzie znam jak Jarosław Kaczyński na biegach przełajowych.

Więc ruszam, zaraz za startem tworzymy spontanicznie dwudziestoosobową grupkę na 2:49, biegniemy po 4:00. Jest ze mną też Daniel-Źrebak, ta ksywka zaraz znów stanie się uzasadniona. Po drugim kilometrze postanawiam odpuścić, bo tempo jest dla mnie za szybkie. Ale na czwartym znów łapię grupkę. I wtedy jest już dla mnie pozamiatane.

Już wiadomo, że na 19. kilometrze zacznę od grupki odpadać, grupka zacznie się już zresztą zmieniać w wężyk. Że jak za połówką podjedzie na rowerze Moja Sportowa Żona z butelką zimnej wody do wylania na głowę, to pomoże mi tylko na parę kilometrów. Że na 29 kilometrze będę miał ostatnią szansę, żeby zwolnić do 4:20-4:30 i dobiec w miarę dobrze łamiąc z zapasem trzy godziny.

Wykorzystuję tę szansę, dobiegam w 2:56:49 zbierając po drodze Daniela.

Dla Daniela jest pozamiatane na piątym kilometrze, kiedy wyłazi z niego źrebak i każe mu pognać do grupki biegnącej przed nami na czas 2:45. Wytrzymuje to tempo do trzydziestki, a potem brak energii, skurcze. Tak nie dobija się koni. Kiedy mijam Daniela na 36. kilometrze, wiem, że dociągnie poniżej trójki. Zawsze potrafi to zrobić, nawet kiedy maraton przejedzie się po nim. Ta bila jest tak zaprogramowana, że nawet jeśli się już ledwo toczy, to dotrze do celu.

Przeżywam cudowny finisz z walką o 50. miejsce w klasyfikacji ogólnej w tłumie ryczących kibiców. Zaraz wyprzedzę Dominika, z którym w Kabatach nie mam w ogóle szans.

mw

Dzięki Wam! Krzyczeliście, jakby to były mistrzostwa świata. Dzięki temu przez chwilę ja czułem się jak mistrz świata, a teraz Wam chciałem napisać, że byliście mistrzami świata w kibicowaniu.

Kibic, to słowo się teraz źle kojarzy. A przecież nie każdy kibic łamie krzesełka, obraża zawodników i sędziego. Wyobrażacie sobie taki piłkarski standard: przychodzi na maraton rodzina X, kibicując panu lub pani X, a wszystkich pozostałych biegaczy wyzywa od złamanych chujów? Jeszcze raz Wam dziękuję 🙂

A potem sam zostaję kibicem. Wbiega Alena, z legendarnej polskobiegowej drużyny, a tuż za nią Joasia z drużyny tegorocznej, rewelacyjnie, 3:49. Znajomi z Gazety – Kasia i Radek – łamią czwórkę. Kamila, który pobiegł 3:07 nie zdążyłem zobaczyć, bo odbierałem wtedy ciuchy z depozytu – w przyszłym roku będę na niego czekał parę minut w strefie mety, a w kolejnym on będzie czekał na mnie.

Zbyszek, Tomek i Tomik, z którymi rozgrzewaliśmy się przed biegiem przybiegają w cztery godziny z małym kawałkiem. Po nich Magda, Małgosia i Lilka z gazetowej drużyny, wszystkie lepiej od założeń. Bankowcy, tyle granatowych koszulek, że wszystkich nie spamiętam – pierwszy Paweł tak jak w Krakowie, po nim największe zaskoczenie Robert debiutant, który na treningach bywał gościem i zawsze gada na rozciąganiu, Adam debiutant, Robert, Krzysiek debiutant i Alina. Kilka osób przeoczyłem – Que, Fajkę, Jagnę – bo tłum w Warszawie się robi prawdziwy, Polska naprawdę biega.

To nie był maraton moich marzeń. Ale gorycz niepowodzenia przetrawiłem między 30. a 35. kilometrem. Potem było już tylko szczęście, że udało się dobiec poniżej trzech godzin. I tak się kończy moja tegoroczna historia z maratonami. W przyszłym roku dobiję do pięćdziesiątki. Maratonów.

 

Updated: 26 września 2011 — 18:55

  1. mksmdk

    2011/09/26 19:38:13

    Wow jakie dynamiczne zdjęcie.
    Ja pobiegłem prawie poł dystansu z Jackiem H-B możne za dużo gadaliśmy i ja odpadłem o całe 10 min na drugiej polówce. Ale i tak było fajnie. Było chłodniej niż we Wrocławiu a na Ursynowie europejsko.Moje gratulacje.


    agatta1981

    2011/09/26 19:39:24

    Sporo napisałam ale nie nadaje się to do publikacji… 😉
    Wystarczy tylko napisać „Gratuluję”? Pierwsza 50 to dla mnie biegowe marzenie,sen o trafieniu w jutrzejszej kumulacji-choć uważam że mam większe szanse trafić tą szóstkę niż wcisnąć się przed Ciebie Kołczu 🙂
    Wszystkim Maratończykom gratuluję raz jeszcze i łączę wyrazy podziwu 🙂


    bolek.03

    2011/09/26 19:46:56

    A propos kibiców, czy to tylko moje subiektywne wrażenie, czy faktycznie grupek zagrzewających nas do walki (zwłaszcza na Ursynowie) było jakby więcej niż zazwyczaj?


    mbucz

    2011/09/26 19:54:07

    No i pięknie! Nie trzeba bić życiówek, żeby czerpać radość z biegania!


    beat.usia

    2011/09/26 20:11:49

    Jak to Francuzi mawiaja: ‚chapeau’ Wojtku!!!


    andante78

    2011/09/26 20:44:29

    Wojtek, MKS ma rację, zdjęcie jakby zrobione w 3D :-), wydaje się, jakbyś cały czas biegł 🙂


    mfxy

    2011/09/26 21:35:11

    muszę tu dać wyznanie cichociemnego: wreszcie zrozumiałem o czym Wy tu z Wojtkiem na czele piszecie. Otóż mnie – zwolennika kameralnego biegania masowe biegi nigdy nie przekonywały, tak samo jak nigdy nie przekonałem się do dużych stadionowych koncertów.
    Do wczoraj: ponieważ na jakiś czas pracuję w Berlinie postanowiłem wyjść rano w niedzielę pobiegać a przy okazji podbiec do trasy i zobaczyć maraton i tak zupełnie spontanicznie dołączyłem do biegu biegnąc gdzieś od 4 km do 25 km a więc mniej więcej pólmaraton (koło mnie ludzie celowali w 3,50 całość).

    Muszę przyznać, że zawsze czytając Wojtka o „fieście biegania”, „biegowym święcie” etc. określenia te były dla mnie na wyrost i niezrozumiałe.
    Teraz jak wiem jak wygląda 40 tys. ludzi biegnących, około milion kibiców, dziesiątki (!) kapel i zespołów rockowych, jazzowych na chodnikach, jakieś szkoły samby, jakieś grupy grające na bębnach – takiej motywacji w bieganiu jeszcze nigdy nie przeżyłem. dosłownie widziałem jak krok się wszystkim zmieniał w zależności od rytmu muzyki.
    kto miał słuchawki na uszach – tracił, bezwzględnie.

    Zawsze lubiłem to miasto, ale teraz jedno z moich dodatkowych miłych skojarzeń będzie Kottbuser Damm pełen biegnących ludzi.
    trochę nie mogłem się dzisiaj zebrać z robotą rano, jak na kacu, głowa boli, mięśnie czuję, choć wszystko w najlepszej kondycji. jak po za krótkim urlopie.


    johnson.wp

    2011/09/26 22:30:40

    Co za dynamiczne ujęcie, jakby rzeczywiście to był bieg na dychę 🙂 No znowu się pozytywnie wzruszyłem bieganiem, a myślałem, że nie wyjdę z depresji. Chcę takiego noszenia pod skrzydłami:) Piszcie, piszcie jak było!


    piotrek.krawczyk

    2011/09/26 23:31:38

    Tu Dziki
    Johnson – jesteś z żelaza, masz to na piśmie. I masz to w nogach, nie tylko w nogach, w całym Johnsonie to masz. Twój triumfalny triathlon, on jest jeszcze w Twoich mięśniach i komóreczkach. W głowie już są następne triumfy. To dobrze. Odpocznij jeszcze chwileczkę. A od Dzikiego nie zarazileś się syndromem półmaratonu Dzikiego, nawet w bliskim kontakcie w Puszczy Bialowieskiej nie mogłeś się zarazić. Bo jesteś na tą przypadłość odporny. Po triathlonie w ogóle nie dotyczy Ciebie ten mój syndrom „nic nie mogę” 🙂 A Dzikiemu blog zjadł wpis o MW, został tylko odlot od tematu, treści właściwe pochłonęła sieć – litosciwie dla Maratonu Warszawskiego. To napiszę tutaj, co dziś Dziki. A Dziki dziś z nowym pacemakerskim Timexem, mierzącym tylko czas i tętno, uwolniony od tempa i dystansu, Dziki pojechał do Puszczy biegać na tętnie poniżej 145/min. Nic więcej nie wiem. Nie zobaczę trasy, jakimś cudem wróciłem na miejsce startu przed zmrokiem. Prawie same rympały, czyli bieganie po chaszczach, po mchu, w poprzek dróg i ścieżek. Słońce na zachodzie, potem smugi zachodu Słońca, nie pozwoliły mi zginąć bez wieści. Nie było długo, trochę ponad 1,5 godziny, ale planowałem połowę tego po tygodniu z przebiegiem 162 km i po wczorajszym bieganiu przez 4 godziny 15 minut na maratonie. Dziki na odwyku od Garmina 🙂
    A wypasiony i super dokładny aparacik do lokalizacji, w który zaopatrzył mnie wczoraj Maraton Warszawski, ten aparacik wykazał, że Dziki przebiegł wczoraj na maratonie 45,2 km. Tak stoi na stronie Maratonu Warszawskiego. Inni mają grzeczne 42,..Gdzie ja się włóczyłem? Nie wiem… Dziki


    beautyandb

    2011/09/26 23:34:45

    Tak, ja też gorycz przetrawialam gdzieś do 37 km. Na wiosnę będzie 13., w końcu złamię niezłamywalne. Za to dzisiaj chodzilam na obcasie i z uśmiechem. A jak mi się biegło – to na aniabiega.blox.pl 🙂


    alena_wro

    2011/09/27 05:12:16

    Wielkie gratulacje dla wszystkich, kto osiagnal cel!!! i za zyciowki:))) troche, ale to tylko troszeczke Wam zazdroszcze:))
    Bo mimo ze nie mam zyciowki, to jestem baaardzo zadowolona z biegu:) podeszlam do niego z taka pokora, z nastawieniem, ze jak jesli bedzie trzeba, to zejde poprostu, lub pomaszeruje sobie spokojnie do konca i tyle. Bo jak jeszcze moglam sie nastawiac: od maratonu krakowskiego byly miesiace niebiegania, szukania sposobu na kolano. jak juz sie udalo, to do Warszawy zostalo 5 tyg:)) wiec poki doszlam do 2h wybiegania, zdazylam zrboc tylko jedno!!! reszta to wszystko ponizej 2h. Zero biegow interwalowych, zero podbiegow (troche nadrabialam to silownia), kilka razy BNP. To byly cale moje przygotowania. A potem sie okazalo ze caly tydzien przed maratonem bede musiala spedzic w Chinach. No wiec 6h roznicy czasowej, duzo pracy, 5h snu na dobe, 2 treningi, i z piatku na sobote, zamiast spac i sie regenerowac – 17 h powrotu do kraju! Probowalam spac w samolocie, probowalam spac na lotnisku – uzbieralam z 6 godzin. Dopiero jak w sobote wieczorem polozylam sie spac w Warszawie u znajomych (kiedy to w Shanghaju juz byl wczesny poranek), dotarlo do mnie ze biegne jutro maraton i jestem kompletnie wyczerpana.
    Wiec jakie moglam miec nastawienie? byle dobiec, bo chce korone:) no i pobieglam. delikatnie, spokojnie, nie zawracajac glowy zegarkiem. Polowe maratonu bieglam z zaprawionym maratonczykiem, ktory tez poopowiadal mi o setce, potem on zwolnil. Po kilku kilometrach bez slowa doczepil sie do mnie bardzo skupiony gosc:) Milczal przez 10 km chyba, ale twardo sie trzymal, doganial po wodopojach i znowu bez slowa biegl obok:) Jak sie okazalo, to byl jego debiut i bardzo potem dziekowal:) no i doczepil sie rowniez pan Wojtek – wbieglismy razem na mete, jak juz na ostatnich kilomerach nie mialam kompletnie sil, zmuszal mnie do glebokiego oddychania i chwalil jak mog zeby podniesc na duchu:)) debiutant zwolnil kilka km przed meta, ale zlamal 4h:)
    Chyba pierwszy raz bieglam na sile woli – ostatnie 4-5 km nie wiedzialam po co to wszystko robie i moze bym tak sobie poszla.. pomogl trik ze im szybciej bede biegla, tym szybciej bedzie po wszystkim:))) przybieglam tylko 4 min gorzej od zyciowki krakowskiej:)
    Zgodze sie z opiniami, ze kibice byli niesamowici!!! banan mialam na buzi mimo juz braku sil:)
    Spotkalam kilka osob polskobiegowych przed i po biegu, a z blogowiczow nawet widzialam Dzikiego! (szlysmy z Malgosia przed, a Ty mijajac nas o cos ja pytales:)) ) ale zanim dotarlo ze Dziki to Dziki, juz byl daleko:)
    Za 3 tyg Poznan, poki co jeszcze budze sie o dziwnych porach, ale mam nadzieje ze do tego czasu nie bedzie sladu po podrozy i po MW:)


    biegofanka

    2011/09/27 08:19:44

    Alena – to super udało Ci się pobiec pomimo braku komfortu przygotowawczego. Gratuluję!:))


    biegofanka

    2011/09/27 08:24:16

    Wojtku – muszę to napisać… Nasz świdnicki biegacz Kaziu Nosal (M60), który tak świetnie zadebiutował w maratonie we Wrocławiu pomimo tej niesprzyjającej pogody, w wywiadzie do naszego lokalnego tygodnika wspomniał oczywiście o Tobie i Twoich cennych radach, z których skorzystał przygotowując się do maratonu:))


    biegofanka

    2011/09/27 08:27:54

    Maraton to maraton… rządzi się swoimi prawami… uczy pokory, czasem sponiewiera człowieka, ale jak słyszę, to jedni biegacze pokonując kolejne maratony coraz bardziej się w nich zakochują, inni coraz bardziej zaczynają go nie lubić… ale zarówno jedni, jak i drudzy chcą pokonać kolejny… jak już się spróbuje… zaczyna wciągać…


    quentino-tarantino

    2011/09/27 08:51:06

    Wojtek – nie przegapiłeś mnie, bo jakieś 300 m przed metą krzyknąłeś do mnie – coś „o złamanym chooyu”, albo „Dajesz Quentino!”. Ja usłyszałem to drugie 😉

    Krótka relacja z Wawy:

    Maraton Sqbany

    http://www.quentino.pl/


    fajka

    2011/09/27 12:08:35

    Hej Biegacze !
    Wczoraj późnym wieczorem wróciłem do domu, a podróż zajęła mi ponad 10 godzin (420 km.). Zmęczenie poczułem dopiero po opuszczeniu auta osobowego. A dziś już jestem pozbierany do kupy, niebawem ruszam na roztruchtanie. I na poważnie rozważam start w Poznaniu, walkę o kolejną życiówkę. A w Warszawie nie było lekko, choć życiówka dla mnie piękna. Stolica państwa mnie urzekła. Kibice i atmosfera super. Organizacja też. Trasy nie oceniam, bo byłem tam pierwszy raz. Szkoda tylko, że nie prowadziła przez stare miasto. Jak zwykle Mękę Pańską przeżyłem na ostanich 12 km. Ciągle mam problem ze skurczami, które dźgały mnie w łydkach i udach. Nie łamały tak bardzo jak dawniej. Nauczyłem się z nimi walczyć, wiem kiedy trochę zwolnić, zmienić technikę biegu, jak zacisnąć zęby i zapomnieć o bólu. To nie to co dawniej, ale jednak kilka minut straciłem. Tak, domyślam się w czym jest problem. Johnson zapytał przez telefon: fajka, czy zmieniłeś przed maratonem tryb życia ? Zmieniłem Johnsonie – odpowiedziałem. Dwa tygodnie przed dbałem o siebie i wystrzegałem się złego jak mogłem. Na co Johnson parsknął i rzekł – fajka, tobie trzeba minimum kwartał abstynencji.
    Wiem Johnsonie, że masz rację i myślę o tym dużo. Do Poznania za mało tygodni żeby nazbierać kwartał, ale przed Krakowem 2012? Kto wie ?
    Ale żeby wszystko było jasne. Broń Boże nie narzekam, choć Męka Pańska ponownie mnie dopadła. Jestem szczęśliwy jak po każdym poprzednim maratonie. Piąte podejście i piąta życiówka. Już chcę więcej i więcej. Biegofanka ładnie ujęła to łaknienie w ostatnim wpisie.
    Jeszcze raz gratulacje dla Wszystkich. Szczególnie dla Aleny – ukłony, gdybyś normalnie trenowała byłabyś lepsza ode mnie 🙂 Ciągle miło wspominam Kraków. I dla Jastrzębia – też wiosną w Krakowie poznałem to uczucie poprawienia życiówki o kilkanaście minut. Ps. Wrócę kiedyś do Warszawy 🙂 Tak już postanowiłem. Ps. 2. Jeśli ktoś ma sposób na skuteczną walkę ze skurczami, a będzie ona różnić się od kosmicznych zaleceń Johnsoa, please, please.. 🙂
    Trzymcie się wszyscy, do zobaczyska w Poznaniu.


    fajka

    2011/09/27 12:13:37

    marsz – zapytałeś o tempo. Moje było równe do ok. 30 km. Końcówka wolniej z powodów o których napisałem wyżej.


    nuggers

    2011/09/27 12:59:46

    Fajka, pochwal się wynikiem a nie tylko piszesz, że życiówka 😉 no chyba że ja jestem ślepy lub po polsku nie umiem czytać.. 😉

    m


    alena_wro

    2011/09/27 13:38:42

    Fajka, mysle ze troche przesadzasz z tym co by bylo gdyby, ale mam nadzieje jeszcze kiedys pobiec z Toba caly maraton:) Krakow byl bajka!! I podziekuj prosze zonie za kibicowanie – porzadnego kopa mi dala:) a zobaczyc znajoma twarz wsrod kibicow to w ogole bylo cos niesamowitego:)
    przyjedzce do Poznaniaaaaaaa!!


    tanczacy_jastrzab

    2011/09/27 14:40:04

    Fajka, gratuluję życiówki jeszcze raz. Strasznie się cieszę, że podobało Ci się w Warszawie:) Przyjeżdżaj tu jak najczęściej. Masz zaproszenie od chłopaka z Woli.
    Może Dziki dałby się namówić na organizację którejś edycji „biegu Dzikiego” w formie długiego wybiegania po Warszawie? Wtedy moglibyśmy zahaczyć o starówkę i przebiec przez parę innych miejsc, o których pisze Dziki na swoim blogu? Będę go „urabiał” na treningach otwartych, może się uda;)
    Pozdrawiam fruwająco z ukochanej Warszawy. Wasz Jastrząb


    nuggers

    2011/09/27 14:46:19

    Jastrząb – świetny pomysł z takim biegiem :)))

    m


    fajka

    2011/09/27 15:19:23

    nuggers – Mój wynik był w poprzednim odcinku. Odezwałem się wtedy na chwilę, a dziś rozszerzyłem relację. Żebyś nie musiał grzebać za dużo przypominam: 3.36.15 netto. pozdr.


    nuggers

    2011/09/27 15:54:23

    piekny wynik 🙂 gratulacje!!!

    jak zresztą dla wszystkich, zwłaszcza pokurczonego (byłem, widziałem – szacun!) Que ;)))

    m


    ocobiegatu

    2011/09/27 15:56:39

    Świetny pomysł z tym wybieganiem w Wawie, choć wiem jak trudno jest opracować optymalną trasę na jednej pętli. Moje 26km obejmuje właściwie wszystko co najważniejsze i najładniejsze we Wrocławiu. Rynek też. Nie jest zabronione bieganie po Rynku. No może trochę głupio by to wygladało więc zakładam tam chód.Jak i w okolicach Katedry.Reszta jednak biegiem się da.W planie mam podłączenie biegania po Ogrodzie Botanicznym , co jest koło Katedry oraz wydłużenie trasy do zoo. Tj . meta nie przy Iglicy ale w zoo.Całość ma mieć 30km a meta , po nabieganiu zoo przy wybiegu dla strusi . Wszak polskobiegowy bieg więc jak inaczej…).
    Strusiowy Bieg – szczegóły na wiosnę..:).


    pict

    2011/09/27 15:59:34

    Czas na moją mini-relację. Sobota. Fajnie, chociaż krótko – najpierw spotkanie z trzema dżentelmenami w hallu Centrum Olimpijskiego, potem przelotnie z Wojtkiem oraz Dzikim przed prezentacją tegoż. Założyłem specjalnie trzymaną na tą okazję koszulkę „Running Sucks” i ostre spojrzenia niektórych biegaczy i biegaczek są bezcenne- już zawsze do biura zawodów będę zakładał ten t-shirt.

    Niedziela. Pogawędki przed startem z wyspiem i quentiono – bezcenne. Potem szarpane kilometry – wszystko przez grupę na 3:00, która biegła je tak szybko, że przez jakiś czas ich goniliśmy. Kibice dodawali skrzydeł, Łazienki fajne. Wszystko dobrze. Cały czas obawiałem się, że za szybko poszedłem – że nie dam rady, bo tempo było w granicach 4:10, a na pierwszych 3-5km nawet większe. Potem uformowała się grupka-autobusik na 2:57-58, której przez spory kawałek liderowałem, bo nikt nie bardzo kwapił się do tej roboty. Ale pomyślałem, że jak mam dać radę to nie ma to żadnego znaczenia, a może komuś pomogę. Warunki ok, trasa szybka. Arbuzowa – dziwne to było, ale dobrze, że trwało krótko. Gorszy od arbuzowej był tylko taki stromy zbieg – to było do niczego.. Dużo, nawet bardzo dużo zjadłem (w sumie 3 żele i kawałek banana), dużo wypiłem (na każdym punkcie co najmniej dwa duże łyki + 2x 250ml szerszenia w trakcie i 250 ml przed startem) – do tego stopnia, że w pewnym momencie stwierdziłem, że jestem przejedzony 😉 ale to też okazało się dobrą strategią. Do tego łapałem każdy kubek z wodą, który się udało i polewałem się obficie – również wydawało mi się w pewnym momencie, że przesadziłem, ale nie zemściło się to na mnie w żaden sposób. Od 28 km przyjąłem swoją psychologiczną taktykę – wyznaczałem sobie kolejne cele, czyli kolejne odcinki, na których trzeba utrzymać tempo w okolicach 4:10 i to się udawało, chyba nawet 41 i 42 kilometr przeleciałem dobrze i szybko. Biegłem te ostatnie kilkanaście kilometrów jak w transie. Po prostu biegłem, a kolejne kilometry kończyły się naprawdę szybko. W moim subiektywnym odczuciu maraton miął bardzo szybko. Jedyne co mi „nie poszło” to finisz – biegliśmy ostatnich kilak kilometrów we 3ch – niestety z autobusu nie został nikt – jeden koleś dołączył do nas dopiero na 15km i okazał się najsilniejszy, a drugim był znany skądinąd biegacz „kolor” (nigdy się nie spodziewałem, że będę kiedyś biegł w takim tempie jak on). Na finiszu okazało się, że jeszcze jeden biegacz podjął walkę. Z tej czwórki finiszowałem jako 3ci – na więcej po prostu nie było mnie stać. Ale skończyłem 2:57:20, co jest dla mnie wynikiem jak z marzeń. Na mecie bezcenne spotkanie z Wojtkiem, który skończył 30 sek wcześniej (tak blisko coacha jeszcze nie byłem chyba!) i wyrzut endorfin, który kazał mi się śmiać jak głupek. Piękne w tym wszystkim było to, że znów wszystko kontrolowałem, że się udało. Czas zawdzięczam w dużej mierze wyspiowi, który zmotywował mnie, żeby biec lekko szybciej na początku niż planowałem i tak już zostało. Naprawdę było pięknie. Chcę więcej takich biegów!

    @wyspio – Bardzo Ci dziękuję! Brakowało mi na koniec Twojego towarzystwa i przez długi czas się rozglądałem i czekałem, że dołączysz.

    @Quentino – na Łazienkowskiej to ja do Ciebie krzyczałem (lub też ja 😉

    @fajka – moim zdaniem receptą jest siła biegowa – nie daj sobie wmówić, że alkohol szkodzi ;-)))


    johnson.wp

    2011/09/27 17:39:49

    Dziki – dzięki za wsparcie terapeutyczne:)

    Alena, B&B, Que, Pict – dzięki za biegowe natchnienia 🙂

    Fajka – może posłuchaj Picta, a nie mnie:) Ja też taką diagnozę sobie postawiłem, że zabrakło mi siły biegowej, bo tej robiłem co nie miara na wiosnę w prawdziwych górach i wtedy były efekty, a teraz tego nie było i efektem były spuchnięte czworogłowe już po 17km i tempo 5:50. Zaraz wychodzę i sprawdzę jak bardzo spuchnięte, ale ciekaw jestem opinii Kancelarii Staszewscy czy dobrze myślę.

    Oco – Twoja diagnoza może byłaby trafna, ale już 4 dni po triatlonie miałem niesamowity ciąg, aż do… startu.

    Jastrzębiu – pomysł znakomity, zobaczyć Wasze trasy! Świetny pomysł na nudną zimę. Napisz jednak jak się robi taki progres. Jak trenowałeś, Johnson prosi o naukę.

    Que – zobaczymy się w Rakoniewicach! Będę zającował koledze na 50min, chyba dam radę…


    fajka

    2011/09/27 17:40:10

    pict – Dzięki 🙂 Takie recepty i spostrzeżenia są dla mnie bezcenne 🙂 Jeszcze bardziej przykładam się do podbiegów. Nie dam sobie wmówić, obiecuję :))


    fajka

    2011/09/27 17:43:10

    Johnson, Pict – chociaż z drugiej strony siłę biegową powinienem mieć ok. W ostatnich miesiącach zrobiłem sporo progresywnych crossów po moich Sowich Górkach. Jestem zatem w rozterce i chyba jednak bliżej kosmicznej teorii Johnsona :))


    wojciech.staszewski

    2011/09/27 18:10:21

    Johnson – Kancelaria Sportowa trochę się gubi w splotach twoich mięśni czworogłowych i dwugłowych Fajki. Ale dwa drogowskazy, które w tych rozmyślaniach widzę: 1. Siła biegowa jest dobra i wskazana (w formie krótkich, intensywnych podbiegów uaktywniających włókna szybkokurczliwe)
    2. Mięsnie tylne uda (dwugłowy, półbłoniasty, półścięgnisty) należy wzmacniać osobno, wykonując np. lifty, ponieważ nie wzmacniają się one na podbiegach.


    quentino-tarantino

    2011/09/27 19:19:07

    Pict – jasna doopa! To był mój najszybszy kilometr więc look który wykonałem na hasło, które Ktoś rzucił trwał ułamki ułamków – pomyliłem Ciebie z Kołczem. A zresztą, czy Wy się jeszcze czymś różnicie…bo na pewno nie wynikiem 😉 Dzięki Pict!

    Johnson – super, że bedziesz w Rakoniewicach! Organizuje to ekipa z połówki z Grodziska, więc jak nam wyniki nie wybiegną to chociaż zjemy „na zimę”…

    Nuggers – dobre!!! Ja generalnie w biegu jestem „poqrczony”, a na 30-stym to już biegnę „w domek ślimaka”. Jeszcze raz dzięki!

    Gdyby tak co kilometr był jakiś znajomy saport, to na bank miałbym zawsze wynik o 3-4 minuty lepszy. Miedzy innymi dlatego Haile bez pejsa nie rusza się nawet do toalety…

    Q.


    johnson.wp

    2011/09/27 19:26:22

    Droga Kancelario (przy okazji jeszcze raz powiem- ach te nogi na zdjęciu, co za kankan…),

    Krótkie i intensywne – zapisałem i zastosuję, ale pewnie się uda przed MP tylko ze 3-4 razy. Teraz dokładam jeszcze trochę zamieszania. Podczas biegu i wczoraj regularnie czułem tzw mięśnie biegacza – te od strony pachwiny, zatem spuchnięcie nie było wirtualne – mózgowe. Właśnie wróciłem z 9km przebieżki. Wyszło szybciej niz trucht, bo mnie… niosło. Tempo maratońskie 5:03 i naprawdę niski puls – troszkę powyżej I zakresu. O co chodzi? Może rzeczywiście zaprogramowałem się na to tempo, tak jak pisze Oco, a 4:35 to stres? Będę podawał dalsze szczegóły, bo w czwartek WB2 – spróbuję ile się da wydłużyć bez zbytniej przesady w kierunku przetrenowania.


    gepaard

    2011/09/27 19:33:27

    Gratulacje dla wszytskich maratończyków!
    Ja cały czas dochodzę do siebie – psychicznie. Te czasy, co to za każdym startem poprawiało sie życiówkę o 10 minut juz nie wrócą… W kwietniu atak na 3:15 zakończony totalna klapą. Teraz atak na 3:10 – 3:15 zakończony…no sam nie wiem jak to nazwać? Rozczarowaniem? Generalnie zmuszam się do cieszenia się z nowej życiówki. Dzisiaj nawet coraz lepiej zaczyna mi to wychodzić Wyszło 3:18:15 (poprawa o 61 sek.)
    Jak było? Organizacyjnie super. Przygotowany też byłem solidnie, ale:
    – przeziębienie na 2 tygodnie przed maratonem, chyba nie wyleczone do końca
    – ciepło i słoneczko
    – kolka (WTF???) od 15km; musiałem nawet na 19stym trochę sie przespacerować, żeby wnętrzności uspokoić
    – czwórki odmawiające współpracy od 30km
    spowodowały, że wyszło jak wyszło.
    Na półmetku ładny międzyczas, tak na ok. 3:14, samopoczucie ok, kolka minęła. Do 30km tempo po 4:35 też sympatyczne. A potem zgon Ale głowa wygrała i postanowiłem skrócić męki, zatem tempo spadło tylko do 4:50-4:55. Plus kilka przemarszów przez punkty z wodą (ostatni na 40stym ). Przykro tylko mi było, jak mnie baloniki na 3:15 mijały i nie byłem w stanie sie ich utrzymać Aha, i kończę z bieganiem maratonów na życiówki…


    corvus78

    2011/09/27 20:37:22

    … Johnson czy w weekend robimy trzydziestkę nadwarciańską ścieżką?


    biegofanka

    2011/09/27 20:59:53

    Gepaard – gratuluję udanego biegu, bo życiówkę masz! Co do Twojego ostatniego zdania… do następnego maratonu;) Wiosną, jak biegniesz, będzie życiówka:))


    piotrek.krawczyk

    2011/09/27 21:08:19

    Tu Dziki
    Gerard/Gepard – minuta urwana z życiówki czy cztery minuty – jest rekord. Jak sobie zaliczysz to uwolni się głowa. I Poznań mógłby być znowu Twój, jak była Warszawa. Wiem, że ciężka końcówka obciąża moralnie. A tu świadectwo Dzikiego: Wrocław, wymęczona życiówka o 20 sekund, pól sekundy szybciej na kilometr, złamane wreszcie 3:15, ale końcówka nie do chwały, a do wstydliwego ukrycia… Myślałem: „Dziki, zrobiłeś chałę, koniec z życiówkami, od jutra biegasz maratony bez ścigania, turystycznie, na zaliczenie, dla zdrowia, jak chcesz, ale koniec z życiówkami”. Za tydzień zającowałem na MW, a za 2 tygodnie maraton w Poznaniu, życiówka z wolną głową podbita ponad 2,5 minuty. Proszę Cię, nie mów „nigdy”! 🙂 Dziki


    wyspio_biega

    2011/09/27 22:05:33

    Czołem!

    Powtórka z wiosny. Pięknie przeprowadzone przygotowania jak pan Daniels przykazał, rozpoczęte w trakcie czerwcowych szybkich startów. Dwutygodniowy obóz w Górach Bystrzyckich z naturalną siłą biegową w lipcu. Sierpień z przebiegami po 100km tygodniowo. Na wolnych treningach tętno poniżej 65% HRmax przy tempie 4:45. Satysfakcjonujące ciężkie jednostki dwa razy w tygodniu. Jak na lato relatywnie mało piwa i fajek. Potem wpadka w Sochaczewie zrzucona na pogodę i tydzień przerwy w bieganiu, poprzedzający start. A potem katastrofa we Wrocławiu. Maraton, który miał być długim wybieganiem na granicy spaceru, okazał się pierwszym maratonem ze ścianą.
    Na wiosnę wypisałem tu jedną, sprawdzoną na sobie, mądrość:
    Dziewczęta i chłopcy, nie biegajcie ultra na tydzień przed łamaniem trójki, chyba ze jest to B44, który wart był każdej ceny.
    Dziś dopisuję drugą:
    Nie biegajcie również tropikalnego maratonu na dwa tygodnie przed ponownym łamaniem trójki, chyba że jest to wasz ulubiony maraton w rodzinnym mieście.

    Ta wiedza niestety nie pojawia się przed startem. Pojawia się, kiedy jest już za późno. W pierwszym przypadku był to kilometr dwudziesty piąty, w drugim trzydziesty czwarty.


    wyspio_biega

    2011/09/27 23:24:12

    Ruszam z Pictem, chce biec wolniej niż ja, więc stwierdzam, że pociągnę z nim 5-10km i spadam. Pict rusza ostro, przez pierwsze kilometry mam wrażenie, że trochę go spowalniam, ale potem osiągamy symbiozę. Pict wyrywa do przodu pod wpływem każdego dopingu (w Berlinie złamałby 2:40), a na każdym znaczniku stwierdza, że lecimy za szybko. Nie zwalniamy jednak, pomału klaruje nam się grupka uciekających przed szalonym zającem, którego ambicją było zgubić jak najwięcej prowadzonych biegaczy. Po pięciu kilometrach wskakuję na właściwe obroty. Lecimy po ok 4:10, czuję się świetnie, tętno stabilizuje się, tempo wygodne i nie nastręcza trudności. Dobrze mi, więc odkładam ucieczkę na potem. Półmetek z międzyczasem na 2:47:30. Około 25km powracam do koncepcji spadania. Zmieniam Picta na prowadzeniu, ale on i tak wyskakuje za chwilę obok mnie. I tak do 28km, gdzie nasz siedmioosobowy tramwaj spada ze skarpy na Podgrzybków. Wcześniej dwa razy mijam swoją mobilną ekipę wspierającą, która obsługiwała też jednego pokurcza, co to ma takie życiówki, że nawet ze złamaną nogą je poprawi;)
    Na trzydziestym oderwało się dwóch motorniczych, w tym Pict, i podróż nagle zamieniła się w koszmar. Zostaję w odległości rzutu beretem jeszcze przez kilka kilometrów, ale już czuję, że słabnę. Pomału się gotuję, trzeci raz w tym miesiącu. Zwalniam i gasnę bulgocząc, nie tak raptownie jak zazwyczaj, ale systematycznie. I stopniowo odjeżdża 2:58, potem niedobitki z grupy szalonego zająca, 2:59, 3:00.
    Po 36 już nie myślę o wyniku, po prostu biegnę dochodząc do siebie. Głowa wraca do typowego maratońskiego pobudzenia analitycznego. Nie liczę już minut i sekund, ale dni i tygodnie. Czy trzy tygodnie wystarczą? Po Dębnie wystarczyły, choć Silesia była we wtorek i miałem dwa dni ekstra. Ale czy wchłonę dwa ciężkie starty i odpocznę? Wchłonę, B44 i agonalne Dębno przerobiłem na bieg życia. No tak, ale tam nagroda była większa i jednorazowa, drugiej takiej już nie będzie. Na niegramatycznym maratonie będzie chłodno. Ale trasa podobno trudna. Silesia też łatwa nie była. I tak sobie myśląc, przekraczam metę z czasem 3:03.

    A na osłodę drugie miejsce w kategorii biurokratów, o której zapomniałem. Była szansa stanąć na pudle, ale spieszyło nam się na piwo.

    Wojtek, dobra metafora, ale chyba dotyczy już tylko wykonania założeń. Gdzie wpisać oszacowanie własnych możliwości?
    Pict, dzięki. Już wcześniej komplementowałem Twoją konsekwencję i rozsądek w planowaniu sezonu, nic tylko się od Ciebie uczyć. Wiosną pewnie polecimy coś razem.
    Que, jak Ty to robisz? 😉
    Fajka, gratuluję, dzięki za doping we Wrocławiu, czas na Poznań.
    Jastrząb, wiedziałem, że bicie życiówek na treningach szybko Ci przejdzie, ale nie spodziewałem się że z takim skutkiem. Gratuluję!
    Alena, jadę. Jeszcze nie wiem czy po swoje, ale na pewno jadę.
    Dziki, dobry pasterzu, musiałem uciekać i żałuję, że nie spotkałem Cię po biegu.

    Pozdrawiam

    wyspio


    johnson.wp

    2011/09/28 08:19:39

    Wyspio – życzę nam obu w Poznaniu gdzieś tak koło 4 stopni i deszczu 🙂 Przepraszam pozostałych, ale my z Wyspiem mamy chyba żarowstręt. Dżaro-wstręt też – ciężko z tym żyć…


    johnson.wp

    2011/09/28 08:25:33

    W sobotę wczesnym rankiem zapraszamy z Corvusem na Otwartą Trzydziestkę – słynnym na blogu szlakiem nadwarciańskim. Odcinek Rogalinek-Most Lecha. Zbiórka na stacji benzynowej Orlenu przy moście Lecha i przejazd do Rogalinka. Będzie miejsce w samochodzie Taty Corvusa – pogromcy Piły 2011. Podamy dokładną godzinę.
    Basiasty – może byś pojechał z nami rowerem jak nie możesz inaczej?


    biegofanka

    2011/09/28 08:53:12

    Johnson – dołączam się do życzeń. Świetna pogoda była na tegorocznym półmaratonie ślężańskim, kiedy to w trakcie biegu jeszcze zaczęło padać (ponoć przez moment nawet grad był, choć tego nie odczuwałam). Biegło mi się rzeczywiście świetnie w takich warunkach:))


    biegofanka

    2011/09/28 08:55:59

    Wyspio – dramatyczny ten Twój opis, ale osłodzony na końcu tym drugim miejscem. Gratuluję!:))


    biegofanka

    2011/09/28 08:59:03

    Poznań wczoraj opłaciłam, więc „klamka zapadła”… ile będzie, tyle będzie, ale biegnę. Już się cieszę na spotkanie z koleżeństwem biegowym i na sam bieg, choć wiadomo, że znowu w trakcie będę się męczyć i pod nosem marudzić… „na co mi to…”;)


    wiqert

    2011/09/28 09:42:28

    A czy ktoś sie wybiera na BiegnijWarszawo z tego znamienitego towarzystwa?

    Maciek.


    nuggers

    2011/09/28 11:49:36

    ja mam zamiar pokibicować 😉


    piotrek.krawczyk

    2011/09/28 19:59:15

    Tu Dziki
    Mam nadzieję, że w momencie startu Biegnij Warszawo o 11:00 też będę miał jakieś 10 km do mety nocnej setki w Puszczy. Dziki


    majka.bally

    2011/09/28 22:32:32

    Halo, prośba o pomoc.
    Od tygodnia mojego Michała boli prawa strona stopy (krawędź). Michał twierdzi, że „lekko supinuje”. Nic na ten temat w necie nie znaleźliśmy. Biega w butach, które mają przebieg 1600km prawie.
    za 3 tygodnie debiutuje w maratonie.
    Ważna rzecz: zaczęła go boleć po dystansie 27km (wcześniej do 21, 23, 25 biegał, ale długie wybiegania ma tradycyjnie raz w tygodniu, pozostałe 3 biegi w tygodniu ma po ok 10km).
    Mrozi 1-2 razy dziennie, ale po biegu czuje na nowo.

    Co to może być, co robić, pomocy ;


    majka.bally

    2011/09/28 22:41:25

    aaa, mamy:

    Boli zewnętrzny bok stopy

    Może to być:

    – przeciążenie mięśnia strzałkowego długiego, który kończy się w stopie. Należy wtedy schłodzić stopę (żel, wanna) i odpocząć kilka dni.
    – przeciążenie stopy wynikające z nieprawidłowej mechaniki biegania. Zdarza się zwłaszcza przy stopie wysoko wysklepionej i supinującej (opierającej się za bardzo na zewnętrznych krawędziach). Stopa jest wtedy sztywna i słabo dostosowuje się do podłoża.

    Dla biegających w tradycyjnych butach radą będą buty z mocniejszą amortyzacją (a w przypadku supinacji także ze wsparciem od zewnątrz). Dla wszystkich ćwiczenia, np. ” rozgniatanie” bosą stopą leżącej na podłodze piłeczki tenisowej.

    Dzięki, Wojtku. Coś jeszcze oprócz ćwiczeń z piłeczką?


    piotrek.krawczyk

    2011/09/28 22:51:50

    Hej Majka. Prawa strona której stopy? Zewnętrzna prawej czy do środka lewej? Ból jest tępy czy ostro kłuje? Promieniuje gdzieś wyżej? Buty teoretycznie już dawno swoje przebiegły. Na początek cztery dni przerwy – nic się nie stanie. Jak to rozcięgno – najwięcej wie Sten. Zapytajcie Ewy Witek – Piotrowskiej z Ortorehu. Była taka możliwość na serwisie Polska Biega. Taka zakładka „zapytaj fizjoterapeuty” lub podobnie. Dziki


    majka.bally

    2011/09/28 23:07:16

    Tępy.
    Nie promieniuje.
    Zewnętrzna część prawej stopy.

    Michał mówi, że może z tym biegać (biega), ale boi się, że coś się stanie, szczególnie, że za chwilę maraton.

    Dziki, dziękuję. Znaleźliśmy na polska biega, zdjęcie 7.

    polskabiega.sport.pl/polskabiega/1,105541,7727990,Stopa_wola_ratunku.html?as=2

    „7. Naciągnięcie ścięgna mięśnia strzałkowego krótkiego/ złamanie zmęczeniowe piątej kości śródstopia

    Przyczyny: Złe ustawienie stopy (nadmiernie na zewnątrz, czyli supinacja). Za dużo biegania, przemęczenie. Niestabilność stawu skokowego, np. z powodu jego skręceń w przeszłości.

    Leczenie: Konieczna jest wizyta u ortopedy! Trzeba zrobić rtg., bo może chodzić o złamanie kości. Jeśli to kwestia ścięgna, przerywasz bieganie, robisz okłady z lodu, do tego maść, ewentualnie leki przeciwzapalne. ”

    Czyli do niedzieli nie biegać, żel 2x dziennie i ćwiczenia z piłką.
    Ech.

    Dziękujemy!


    tanczacy_jastrzab

    2011/09/29 09:50:34

    Mili, podobno ruszyły już zapisy na BIEGOWE ZWIEDZANIE WARSZAWY Z DZIKIM. Czy ktoś może wie gdzie można się zapisać? Zapytałem Dzikiego na jego blogu ale nie odpowiada. Pewnie zajęty jest gotowaniem;)
    Wasz Jastrząb


    wojciech.staszewski

    2011/09/29 19:42:55

    majka, współczuję mężowi. dobrze, że znaleźliście rady, co zrobić. żeby twój mąż nie tracił czasu – brzuszki w domu, statyczne płotki z kija od szczotki. może być też jazda na rowerze, długo, na niskich przełożeniach – praca tlenowa, podtrzymanie kondycji. zdrowia 🙂


    majka.bally

    2011/09/29 20:01:34

    o, dzięki, Wojtek. Smarowanie Altacetem pomogło, ale i tak wstrzyma się z bieganiem do niedzieli, jak poradził Dziki.
    Rower to dla nas codzienność ; A te skoki przez płotki… Nie obciążą stopy? Na jakiej wysokości ustawić kij, np jak jest tapczan?
    Brzuszki robi wg planu MSŻ (zamiast weidera) 😉
    Nie mąż…jeszcze!

    Bardzo dziękujemy za rady 😉


    piotrek.krawczyk

    2011/09/29 20:16:37

    Tu Dziki. Okej. Pierwszy BPPW (Bieg Po Prawdziwej Warszawie) odbędzie się w niedzielę wyborczą 9 września. Start o godzinie 10:00 spod stacji Metra Słodowiec. Biegamy po Bielanach i Żoliborzu. Bieg ma na celu uczczenie 44 rocznicy urodzin Johna, czyli Kołcza, czyli Wojtka Staszewskiego. Zobaczymy obowiązkowo dom rodzinny Johna, Jego szkoły, podstawową i liceum. Uwaga! Bieg odbędzie się z biegającym, licencjonowanym przewodnikiem po Warszawie. Przewonik to Rafał, a w niedzielę został maratończykiem! John, sam widzisz, że musisz być… 🙂 Dziki

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.