W pogoni…

Bieg Ursynowa – miłe zaskoczenie. Ale chcę Wam opowiedzieć o niedzieli, bo czegoś takiego dawno nie przeżyłem. A może nigdy, może to zostało mi dane wyjątkowo. Bardziej wyjątkowo niż maraton albo dobra piątka.

Pobiegłem tę piątkę na czwórkę. Zdaje się, że na brązowy medal. Życiówkę mam wywalczoną zębami jesienią na Siekierkach – 17:51. Wiceżyciówkę też stamtąd 18:09 albo 18:10. A teraz było 18:11.

Z niczego, nie zrobiłem żadnych interwałów w ostatnim tygodniu, tylko trochę siły biegowej i długich wybiegań pod Maraton Mazury. Poprzedni mój szybki trening to był nieudany Ekiden w poprzednią niedzielę.

To dało mi po buddyjsku do myślenia. O tym, żeby trenować ze spokojem w sercu. Żeby iść swoją drogą. Że jeśli robi się dobrze, to przy okazji wszystko się dobrze układa.

Podopieczni wrócili z obwarzankiem życiówek. Piotr (na blogu ok123) atakował 25, a pobiegł w 22. Krzysztof, który na bieg przyjechał prosto z sali operacyjnej (gdzie operował) atakował 25 i złamał o 15 s. Tomik 21:45, 11 sekund przed nim Zbyszek, a prawie minutę przed Zbyszkiem jego syn Kuba, wszyscy podopieczni. Zbyszek z Kubą zostali fajnie uwiecznieni w filmie z imprezy na MaratonyPolskie.pl.

1

A sam film z MaratonyPolskie.pl świetny. Pokazuje atmosferę, walkę Henryka Szosta (wyrównał życiówkę 13:58) z rywalami, nas, amatorów .

Z tego biegowego rytmu wytrąciła mnie niedziela. Kończę długie wybieganie po okolicy, dobiegam na własne podwórko, ktoś mnie klepie po ramieniu. Córka 3klasistka. Czeka na mnie na dworze, bo nie ma kluczy. Problem tylko, że ja też nie mam kluczy. Klucze ma tylko Moja Sportowa Żona – na drugim końcu miasta, siedzi na uczelni, zajęcia ma czasem do 17, a czasem do 20.

Więc jest 13:30, a my bez kluczy stoimy jak dwa słupki i nie wiemy co robić. Nie mamy pieniędzy, nie mamy telefonu, nie mamy kluczyków do samochodu. Nie mamy niczego.

Najpierw załamka. Potem działanie. Idziemy do sąsiadki, dzwonimy z jej komórki do MSŻ. Oczywiście MSŻ nie odbiera, pisze kolokwium, jak się później okaże.

Idziemy na plac zabaw. I nagle: Alleluja, szczęście z nieba. Córka 3klasistka znajduje w kieszeni 3 zł 11 groszy, resztę z loda, której mi zapomniała oddać. W jednej chwili zamieniamy się w paniska. Możemy iść do osiedlowego sklepu i kupić sobie obiad.

Wybieramy rozważnie, starannie. Nie tak jak zwykle, że się idzie i wrzuca do koszyka z grubsza to, na co człowiek ma ochotę. Nie, nie. Kajzerka 35 groszy, rogal maślany 1,40. Więc mamy jeszcze prawie półtorej złotówki. Kupić picie? Nie trzeba, w moim bidoniku z biegania jest jeszcze 125 mililitrów wody. To co? Banan na spółkę. Ważymy go zaśmiewając się przy tym, jak dzieci, bo nagle robimy się strasznie weseli, nagle mamy tylko siebie, ojciec z córką, a półki pełne kuszących, kolorowych dóbr nas nie dotyczą. Żadnych roszczeń, obrażań się, walk partyzanckich o chipsy, lizaki. Mamy skarb, banana za 1,25.

Zostaje nam jeszcze 11 groszy reszty. Znów pękamy ze śmiechu.

Włóczymy się po osiedlu, córka 3klasistka się do mnie przytula jak psiak. Przypomina mi się klimat takiego filmu z Willem Smithem, przy którym każdy Kowalski musi płakać kilka razy, bo ja płakałem – „W pogoni za szczęściem”. Nie znacie, to obejrzyjcie, podobno na faktach, Smith z dzieciakiem bieduje po noclegowniach i walczy o pracę maklera.

Wiem, że to nie to samo, że moje ubóstwo skończy się za kilka godzin, kiedy wróci MSŻ, odzyskam dostęp do kluczy, kluczyków, kart, komórek – ciekawe, że wszystkie rzeczy, bez których „nie da się żyć”, są na „k”, nawet car. Wiem, że to nie to samo, ale tym bardziej mocno to przeżywam, bo to doświadczenie jest mi dane tylko na te kilka godzin.

Najpierw się trochę złoszczę, że mam w domu pracę na komputerze, muszę pojechać do ojca, załatwiać, załatwiać – a zamiast tego lumpuję na osiedlu. A po godzinie widzę, że wreszcie odpoczywam, po raz pierwszy nie wiadomo od kiedy. Bo nawet, gdybym nie miał niczego do roboty, to usiadłbym pewnie przez portalem, telewizorem albo z książką w ręku. A teraz naprawdę nie mam niczego, tylko córkę i 11 groszy reszty.

Idziemy do galerii, do Euro, oglądamy laptopy, telewizory, empetrójki. Nawet miksery stają się zajmujące. Śmiejemy się z sokowirówki, że taka pękata, zachwycamy gofrownicą do prawdziwych gofrów i jak dzieci wpatrujemy się przez magiczne okulary w trójwymiarowe telewizory.

MSŻ wraca po trzech godzinach. Tyle co biegnę maraton. Te trzy godziny chyba bardziej zapamiętam. Na maratonie człowiek zwykle ma na ręku stoper. Tu nie mieliśmy naprawdę niczego, poza sobą.

Updated: 4 czerwca 2012 — 18:55

  1. basdlamas

    2012/06/04 22:06:25

    Dziki – bas wykorzystuje to miejsce by sie z tobą skontaktować. My jutro z Basową żoną planujemy przy nie najgorszej pogodzie wchodzić na polonine Wetlińska, Puchatek itd. spacerek. Wszystko od pogody. Daj znac co planujecie na najblizsze dwa dni. Żona basa kontuzjowana troche wiec nie wiemy czy wyjdizmey.


    marcin_kargol

    2012/06/04 22:36:22

    „Tu nie mieliśmy naprawdę niczego, poza sobą.” – czyli, szukając jeszcze głębszej głębi, takiej ojcowsko-córkowskiej, mieliście wszystko. Kurtyna 🙂


    ok123

    2012/06/04 23:05:42

    Pięknie Wojtek to napisałeś…
    Wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji. Miotałoby mną tysiąc uczuć. Ale może potrafiłbym zrobić to co Ty – po prostu ukraść sobie te kilka godzin z życia. Szczęśliwi, którym to łatwo przychodzi.


    ocobiegatu

    2012/06/04 23:06:00

    Fajnie napisane. Koniecznie potrzebna kolejna książka..:).To było jak jakiś film. Takie rzeczy się zdarzają w życiu. To się pamięta później całe życie.Nie dziewczynka z zapałkami tylko z 3 złote 11 groszy.:)


    ocobiegatu

    2012/06/04 23:13:01

    O kurde , niezła gafa. Przypomniałem sobię tą bajkę Andersena. Przepraszam. To takie moje głupie poczucie niby humoru..


    piotrek.krawczyk

    2012/06/04 23:33:39

    Tu dziki
    Lekki treking po okolicy w Beskidzie Niskim – to Dziki dziś. Nie uda się potrekingować z Basem, skontaktowaliśmy się, ale a nuż się uda, nic na siłę…
    Johnson uruchomił górną kończynę, już dobrze. Brak kontaktu ze światem oznacza lepszy kontakt ze Światem… Tak, żeby zadzwonić do Corvusa po telefon do Basa, Dziki musiał wejść na 620 mertów, to trwało godzinę, musiałem pokontaktować się z Burzą, czyli ze Światem, z Ciemnością, ze Strumieniem, a kontakt był bliski… no bliskie spotkanie z prawdziwym światem, żeby dopchać się do wirtualnego, tak jst prawiedliwie i to prawidłowa kolej rzeczy… Pa. Dziki


    chlopas

    2012/06/04 23:45:14

    Fakt, że napisane książkowo. Ale pragnę się przypierdolić. Córce zostało 3,11 z lodów nie z loda. Z lodem ona nic nie będzie miała wspólnego jeszcze długo. I dobrze. Ukłony.


    tomikgrewinski

    2012/06/05 00:42:53

    Wojtek
    Fajne przezycie, niby zwykle a niezwykle…
    Mialem kiedys podobnie, tyle ze sam.
    Starczylo na kefir i 2 kajzerki.
    Ale tez czulem jakbym skradl troche czasu dla siebie.


    rob-ss

    2012/06/05 08:55:41

    Normalnie Wojciech „Bear Grylls” Staszewski – jak przeżyć w miejskiej dżungli 😀
    A tak na poważnie to takie spontaniczne chwile spędzone z córką – bezcenne.
    rob


    alena_wro

    2012/06/05 12:00:00

    zarabisty tekst. zarabisty.

    ja sie poki co jaram zyciowka na 10 km i pudlem w kategorii wiekowej:) a najbardziej chyba tekstem: „Alena, jakos malo kobiet w tym biegu jest” – okazalo sie ze poprostu 115 przybieglo za mna, i tylko 6 przede mna:)


    ok123

    2012/06/05 12:10:02

    Słuchajcie, może ktoś pomoże mi rozgryźć wyniki Biegu Ursynowa (jak pisał Wojtek, parę osób biegło).

    Oficjalna tabela podaje (pisownia oryginalna):
    – wynik total: 23:45
    – wynik net: 23:07
    – diff net: +0:09:16.
    Czy ktoś może wie co to jest tajemniczy „diff net” (bo na pewno nie różnica pomiędzy netto a brutto)?

    U wielu osób te wartości się nie zgadzają, chociaż np. u Wojtka się zgadza:
    – wynik total: 18:14
    – wynik net: 18:11
    – diff net: +0:04:13
    (sekunda różnicy jest pewnie wynikiem zaokrągleń).

    Nie daje mi to spokoju, zwłaszcza, że czas z mojego Garmina odbiega zarówno od:
    – czasu brutto
    – czasu netto
    – czasu netto plus różnica
    – czasu brutto minus różnica
    (na szczęście mieści się pomiędzy netto a brutto).

    I bądź tu mądry 😉


    marta_szewczuk

    2012/06/05 12:52:25

    diff net to strata do zwycięzcy


    wojciech.staszewski

    2012/06/05 12:55:04

    Alena, zarąbisty wynik 🙂


    sfx

    2012/06/05 13:11:20

    dziki się panoszą
    nocnasciema.com/artykuly/pacemakerzy.php


    sten2012

    2012/06/05 13:49:10

    Film „W pogoni za szczęściem” daje do myślenia. Można na tę historię patrzeć na wiele sposobów. Mamy twardziela, który mimo gigantycznych trudności osiąga swój cel. Ale z drugiej strony mamy nieodpowiedzialnego człowieka, który w pogoni za pracą-marzeniem skazuje swoje dziecko na traumatyczne przeżycia. Mógł przecież pójść do dowolnej innej pracy. Mógł nie doprowadzić do tej sytuacji. Mógł wybrać wiele innych wariantów.
    Gdyby w ostateczności mu się nie udało, a na dodatek gdyby po drodze zrobił jakieś głupstwo w stylu: pożyczenie pieniędzy od znajomych, to nasza ocena oscylowałaby gdzieś między współczuciem, a potępieniem.
    Temat rzeka. Moja mądra żona daje pieniądze każdemu proszącemu, który ją o to poprosi. Nie są to dla niej duże kwoty. Kiedyś w końcu mnie to wkurzyło, ale jej odpowiedź wryła mi się do głowy chyba na zawsze: Wolę dać stu oszustom niż nie pomóc komuś kto tego naprawdę potrzebuje.


    ok123

    2012/06/05 14:28:43

    Marta, wielkie dzięki!
    Że też sam na to nie wpadłem, kompromitacja!

    Zmyliło mnie to, że organizatorzy zmierzyli mi czas netto aż o 22 sekundy krótszy niż pokazał Garmin (z reguły jest 2-3 sekundy różnicy) i tak kombinowałem jak koń pod górę szukając jakiegoś błędu.

    No, ale w tej sytuacji nie będę się kłócił z organizatorami… 😉


    ocobiegatu

    2012/06/05 14:35:35

    Jeszcze jedno. Jak dziewczynka to mogła zrobić ojcu – 3.11 ? Powinna mieć 2.45. Wszyscy wiemy o co chodzi..:).


    gepaard

    2012/06/05 16:17:41

    W takiej sytuacji cholera by mnie trafiła straszna. To pewnie przez pierwsze minuty… Mając świadomość beznadziei sytuacji może zachowałbym się jak Wojtek. Może… Ale tak, na pewno tak bym chciał się zachować.
    I jeszcze dość ważne. Kto był gapa? Bo jakoś tak mi sie wydaje, że łatwiej opanować złość na siebie niż na tą drugą osobę 🙁


    sfx

    2012/06/05 16:35:57

    chciałbym was podblogowo przesądować… skoro właściciel bloga z tego korzysta, to czemu nie 🙂
    czy jeśli uczestniczycie w biegach to:
    1. ścinacie zakręty… fajnie byłoby tu podać ewentualny powód
    2. uznajecie życiówki na dystansie bez względu na to, że trasa nie miała atestu (lub miała atest wynikający wyłącznie z jej długości)
    3. uznajecie życiówki atestowane mimo, że ścinacie
    pytania oczywiście tendencyjne, ale chciałbym ten temat opisać gdzieś na biegnijmy.pl.

    a moje odpowiedzi to:
    1. nie. bezwzględnie.
    2. nie. ale są wyjątki. biegi przeze mnie zmierzone.
    3. nie dotyczy (patrz odp. 1)

    temat obszerny, ale myślę że wart uwagi.


    sfx

    2012/06/05 16:38:26

    a i jeszcze muszę sprecyzować…
    w ścinaniu chodzi mi o skracanie trasy poprzez wbieganie np. na chodnik po to, by sobie ulżyć o kilka metry krótszym biegiem, w miejscach gdzie i tak organizator na to nie zwróci uwagi


    johnson.wp

    2012/06/05 18:03:30

    Wojtek – pięknie napisane, zapamiętałem sobie – zabrać w Bieszczady klucze od domu :))

    A w naszej akcji http://www.domore.pl/beta/view/p/akcja/12372822 mamy wreszcie 20%! 🙂 Dziękuję w imieniu Grupy Docelowej, która już planuje wrześniowy obóz w Zawadce. Część czerwcowych Dobrodziejów znamy, a innych właśnie poznaliśmy po sercu… A Prezes Dziki już tam czeka na Johnsona i pewnie nie wie o tej nowinie. Wczoraj nastąpiło przełamanie zdrowotne – ramię już prawie całkiem sprawne, cud szybkiej regeneracji, lekarze nie byli potrzebni 🙂 W Bieszczadach szykują się rzeźnickie „warunki” 🙂 Bas pisze, że jeszcze w życiu takiej burzy z gradem i piorunami nie widział, bał się o samochód… No ale jakże miałoby być inaczej, błoto po kostki to taka rzeźnicka tradycja…


    1.marsz

    2012/06/05 19:00:11

    kiedy właściwie ta rzeź niewiniątek się zaczyna?
    sfx – jak dotąd – 3 x nie (jeśli wynik org jest lepszy, przyjmuję ten z garmina)
    marsz


    sfx

    2012/06/05 19:35:01

    rzeź ma start w piątek rano wraz ze wschodem słońca… 3:20
    podstawowy limit to 16h / ca.75k+ lub 16h / ca.100k+


    kamilmnch1

    2012/06/05 21:14:12

    wróciłem do domu, ponad tysiąc km od wczoraj za mną, niewyspany ale in plus zauroczenie Białymstokiem, in plus bis wpis Wojtka, a największa radość to 20% :)))

    i padam ale w Białymstoku bardzo dobrze wyszedł bieg, bo zamiast BS BNP 🙂


    corvus78

    2012/06/05 21:33:26

    http://www.youtube.com/watch?v=sfmvNYx4ckQ
    … z mojej krwi można już adrenalinę ekstrahować 🙂


    basdlamas

    2012/06/05 22:32:20

    Bas nadaje z bieszczad.. cały czas pada.. pada pada i pada :).


    piotrek.krawczyk

    2012/06/05 22:42:40

    Tu Dziki W dziczy dziś ostatni jakikolwiek treking, z Zawadki na Cergową, podej


    beztlen

    2012/06/05 22:49:24

    Zbulwersował mnie tytuł na Bieganie.pl – „H.Szost-najlepszy polski długodystansowiec w historii” – aberacja, Henio z całym szcunkiem (znam go, cenię i dopinguję) jeszcze niczego nie osiągnął; stawianie Henia przed Kusocińskim, Chromikiem, Krzyszkowiakiem, Niemczakiem czy nawet Bogusiem Mamińskim…i to ma być fachowy portal o bieganiu.


    w502

    2012/06/05 23:12:01

    Zazdroszczę Wam rzeźnicy (Rzeźnicy?). Bardzo. Mam nadzieję kiedyś dołączyć do szacownego grona. Trzymam kciuki!
    A na filmiku mignął mi tegoroczny zimowy zdobywca Gasherbruma II – Adam Bielecki. W wywiadzie, który ostatnio czytałem, wspominał o treningu przed górami – między innymi elementem treningowym był właśnie Rzeźnik. Wniosek dla startujących – jeszcze trzy szczyty powyżej 8 tysięcy metrów nie zostały zdobyte zimą… 😉


    beautyandb

    2012/06/06 09:58:50

    Beztlen, pamietaj, że ten portal ma swoich odbiorców. Jeszcze Kusocińskiego czy Mamińskiego niektórzy może kojarzą. Ale kim do diabła był Chromik (ja wiem, ale ja w dzieciństwie przeczytałam jedna książkę Tomaszewskiego ;-)) Oni muszą pisac tak, żeby mieć kilkalność… A poza tym mam wrażenie, ze od jakiegoś czasu próbują nadrobić faux pas jakie popełnili przy okazji zmiany przez Szosta trenera. Delikatnie mówiąc faux pas…


    beztlen

    2012/06/06 10:55:37

    Chyba masz rację, to rodzaj przesadnych przeprosin za wcześniejsze zagrania poniżej pasa, ale moim zdaniem warto przypominać, że mieliśmy nie tylko wybitnych biegaczy takich jak Henio ale również gwiazdy biegów długodystansowych; zresztą to opracowanie statystyczne jest niespójne – wynik Bronisława Malinowskiego w jego czasach stanowił 99,9% w relacji do rekordu świata:), nie wspominając o „Kusym” i Krzyszkowiaku, którzy te rekordy bili…o tytułach mistrzów olimpijskich nie wspomnę; o Jerzym Chomiku też warto pamiętać pisząc o relacji wyniku naszego zawodnika do rekordu świata, bo Pan Jerzy trzykrotnie go bił (3km z przeszkodami).


    rob-ss

    2012/06/06 12:32:24

    dla mnie bieganie.pl to takie połączenie pulsu biznesu, faktu i super expressu. Jestem przekonany, że jak się nie daj Boże Heniowi noga powinie na igrzyskach to nie zawahają się wbić mu miliona igieł rob


    ocobiegatu

    2012/06/06 23:16:14

    Co sie dzieje ? Nikt nie pisze. Schizofrenia pilkarska trwa….
    Wybudowane stadiony za miliony. Bez biezni do biegania….Wroclaw splukany z kasy. Jest tyle potrzeb . Domy Dziecka , chore dzieci na bialaczke a tu to chore Euro. Swiat zwariowal na punkcie pilki noznej. To jest dla mnie chore. Teraz juz ciagle o tym mowia. Brakuje mi tylko jeszcze danych ile w danym dniu sie odlal jakis pilkarz. Wcale mi nie zalezy aby polscy pilkarze cos tam wygrywali. Jak dostana w dupe to nawet sie uciesze. Oczywiscie rownie dobrze sie uciesze jak wygraja.:). Jestem kibicem Slaska Wroclaw. No i z definicji Lecha i Poloni Warszawa…:). Ale to co sie dzieje w mediach to dla mnie jakis szal. Pilka nozna nie jest tego warta………..


    liberus

    2012/06/07 00:25:04

    Oco, pełna zgoda. Chociaż kibicem piłkarskim jestem od dziecka, to obecny szał mnie przytłacza. Marketing, klikalność, oglądalność przesłaniają sport. Całe szczęście, że nie mam tv, bo bym już do końca zwariował. Mecze naszych (plus kilka innych) obejrzę, ale to już nie ta sama ekscytacja co kiedyś. Przekora wewnętrzna się uruchamia, takie antynastawienie na tę propagandę sukcesu i wysokie oczekiwania.

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.