Nowy tydzień zacząłem od wyluzowania. Tylko rolki w tempie przedszkolaka i zabójcze grzbiety a la pilates. Wziąłem się od rana do roboty, wróciłem po południu, Moja Sportowa Żona poleciała na fitness, a ja zostałem z dylematem: kapcie czy jeszcze coś zrobić. Przekonałem córkę przedszkolaka, że fajnie będzie wyjść, ona na rowerze, ja na rolkach, zrobiliśmy 45-minutowy objazd ścieżek rowerowych na Ursynowie. Naprawdę lubię ekologiczną i sportową twarz mojej dzielnicy. Acha, tak naprawdę to żartowałem, nie mam w domu kapci. Tylko klapki z plastikowymi kolcami symulującymi akupresurę. Kupiłem je w lecie podczas najbardziej absurdalnego spływu kajakowego świata. Musiałem wtedy kupić klapki, bo te które miałem wcześniej zostały w mule Małej Panwi, kiedy usiłowałem wypchnąć kajak z mielizny. Więc kiedy tego dnia przenosiliśmy – kilkanaście razy – kajak przez zwalone drzewa, to chodziłem boso albo pożyczałem japonki od MSŻ. Szczyt absurdu. Sam to wszystko zorganizowałem. Bywam naprawdę mistrzem dezorganizacji. Dzisiejsza wyprawa rowerowo-rolkowa zakończyła się bez przygód. Postanowiłem sobie dołożyć jeszcze grzbiety. Od jesieni głoszę, że to najważniejsze mięśnie jeśli chodzi o prostą sylwetkę i jedne z najważniejszych, jeśli chodzi o wyniki biegowe. W zimie dowiedziałem się, że podobną filozofię wyznaje dziedzina fitnessu zwana pilatesem – że moc wypływa z głębokich mięśni tułowia. MSŻ zrobiła mi instruktaż jak się powinno robić pilatesowe grzbiety. Dawniej kładłem się na ławeczce na brzuchu, zahaczałem stopy o poprzeczkę i wachlowałem kilka serii po dziesięć ruchów, raz za razem, co przypominało nieco symulację aktu płciowego. Teraz napinam grzbiet mocno do góry i trzymam przez kilkanaście sekund (MSŻ kazała przez pół minuty, ale bez przesady, nie chcę być mistrzynią pilatesu). Więc trzymam, mięśnie grzbietu tężeją mi jak twarz, a cały sztywnieję jak pomnik. Gdybym miał piersi, to pewnie przypominałbym w tej pozie warszawską Nike. Boginię Nike, nie buty. Buty mam New Balance’a. Potwornie się brudzą w tym błocie. Jak ta jesień jeszcze trochę potrwa, to mi się zatopią jak klapki w Małej Panwi.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.