Kiedy ruda kobieta przynosi gorącą herbatę

Lubię wymyślać gry, od dziecka tak miałem, przed snem zawsze układam reguły gry talią 24 kart. A teraz przyszła mi do głowy taka gra dla dwóch osób: mówi się na przemian liczby i wygrywa ten kto pierwszy powie 100.

Zaczyna się od 1. Przeciwnik podaje liczbę większą, ale najwyżej o 10. Dodatkowo, jeśli ostatnia wymieniona liczba jest parzysta, to kolejna nie może być większa o 4, ale może być większa o 14. Ale jeśli rywal się zająknie lub wymieni liczbę szeptem, to przeciwnik może powiedzieć liczbę większą o 7, 9 lub 23. Jeżeli ktoś wniesie do pokoju gorącą herbatę, to wtedy od liczby, która została ostatnio wymieniona odejmuje się 6. W przypadku, kiedy jeden z graczy patrzył się na piękną kobietę w momencie, kiedy jego rywal wymieniał swoją liczbę, liczba ta zostaje podzielona przez 3, jeśli kobieta jest blondynką, przez 4 jeśli jest brunetką, przez 2,48 jeśli jest ruda lub wyciąga się z niej pierwiastek trzeciego stopnia, jeśli nie spełnia tych kryteriów, a jednak jest piękna. Wynik zaokrągla się w górę, jeśli liczba całkowita jest podzielna przez trzy, a w dół jeśli jest niepodzielna. Jeśli piękna kobieta wnosiła do pokoju herbatę, to poprzez sondę na Facebooku ustala się, czy liczbę 6 należy odjąć przed dzieleniem (względnie pierwiastkowaniem) czy też po tym działaniu. I tak dalej, takich reguł zmieniających, wyjątków, czynności paradoksalnych byłoby w tej grze jeszcze 67, chyba że zasady zostałyby ogłoszone we wrześniu, miesiącu Festiwalu Biegowego w Krynicy, to wtedy 73.

Otóż mam wrażenie, że szalenie podobne są reguły odżywiania. Każdy czytający biegacz wie, że przed startem potrzebuje węglowodanów (i nawadniania) oraz że nadmierna waga przeszkadza w bieganiu. To jest jak z zasadą zwiększania liczby najwyżej o 10. Czytający dokładniej wie, że budulcem mięśni jest białko, słyszał o przekąsce białkowo-węglowodanowej po treningu albo że należy zadbać o wysoki poziom hemoglobiny służącej do transportu tlenu. To jak z zasadą nie zwiększania o 4, ale możliwością zwiększenia o 14.

A potem zaczynają się schody, których wysokość starałem się zobrazować w kolejnych regułach. Tu już potrzeba dietetyka.

Jeden z naszych najambitniejszych podopiecznych, który wiosnę mimo jednej życiówki, zakończył niedosytem poszedł do dietetyka. Od wielu miesięcy myśleliśmy o nawiązaniu współpracy z dobrym, wiarygodnym dietetykiem – i znaleźliśmy w Warszawie poradnię Centrum Rehabilitacji Sportowej, gdzie mają fizjoterapeutów, ortopedów, psychologa sportowego i właśnie dietetyka. Nawiązaliśmy jako Kancelaria formalną współpracę i skierowaliśmy tam podopiecznego.

Dietetyk wpadł na trop wiosennych niepowodzeń. W uproszczeniu (i o tyle, o ile udało mi się zrozumieć): podopieczny starając się intensywnie zrzucić kilogramy spowodował, że organizm przełączył się na tryb obronny i wszystkie kalorie przekształcał w tkankę tłuszczową. Brakowało przez to w mięśniach glikogenu i treningi naruszały tkankę mięśniową, a na zawodach brakowało paliwa.

Podopieczny dostał realistyczne zalecenia dietetyczne – więcej posiłków, odpowiednio zbilansowanych. I wszyscy – podopieczny, dietetyk z CRS i Kancelaria – jesteśmy dobrej myśli.

Bieganie to najprostszy ze sportów – wystarczy założyć buty i wyjść na trening. Ale w pewnym momencie, przy osiągnięciu 90 proc. genetycznych możliwości, staje się skomplikowaną układanką pełną sprzecznych reguł nie do końca zdefiniowanych (co np. jeśli piękna kobieta wniesie do pokoju herbatę, ale nikt na nią nie spojrzy, a herbata będzie z dodatkiem limetki). Trenując jak dzicy możemy cały wysiłek przekreślić np. błędami dietetycznymi i potem na zawodach zamiast na Vervie jedziemy na niebieskiej benzynie niskooktanowej (młodsi: Google).

Biegam teraz tylko na koniec tygodnia. W piątek rano było 1,5 h powoli z czterokilometrową końcówką w tempie maratońskim, wieczorem impreza czterdziestkowa znajomego maratończyka, więc dużo rozmów biegowych było, a w sobotę 2 h 10 min. biegu po samochód na drugą stronę Wisły. Dwa długie wybiegania dzień po dniu, zobaczymy jak to wyjdzie na maratonie na Mazurach.

Początek tygodnia to nie bieganie, tylko treningi. Poniedziałek – robię z upodobaniem  ćwiczenia z Biegania.pl uzupełnione kilkoma podbiegami. Wtorek – godzina w pierwszym zakresie po 5:00. Założyłem pierwszy raz piękne buty, odpowiedź adidasa na modę free (ale bez minimalizmu).

buty adidas

To jest dokładnie to, o co chodzi, idealny dla mnie balans między amortyzacją i uaktywnieniem stopy. Moja Sportowa Żona chwali sobie te buty na fitnessie. Ale niestety podmokłe po burzy ścieżki w Lesie Kabackim przekonały mnie, że to jest but indoorowy, nie outdoorowy – nasiąka wodą od spodu. To będą moje ulubione buty na treningi w suche dni.

Środa – cztery kilometrówki i cztery 200-metrowe zbiegi na Agrykoli z Uniqą.

W tym tygodniu będzie podobnie, tyle że z Uniqą zrobię drugi raz siłę biegową. A za tydzień o tej porze będę siedział na cotygodniowym kolegium redakcyjnym z nowym biegającym szefem.

Konkurs o Metronom Maćka Trójkołamacza zgromadził rekordową liczbę – zero zainteresowanych. Jeżeli ktoś chciałby otrzymać taki metronom biegowy (pozwala poprawić rytm kroków, wskazany dla osób, które biegają z kadencją poniżej 80 podwójnych kroków na minutę) – piszcie na: bieganie@KancelariaSportowa.pl.

A na koniec: smacznego. Pora na drugie śniadanie. Idę zjeść banana, a potem na trening.

Updated: 27 maja 2013 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.