Jeśli dziś wtorek, to stoję właśnie razem z pięcioma konkurentami w blokach startowych. W wielkim finale najważniejszego konkursu branżowego Grand Press. I to w niebylejakiej kategorii Wywiad. Dostałem nominację za rozmowę z krakowską sędzią Moniką Nawarą-Chodak. Tytuł mocny: Nigdy nie spotkałam diabła.
Wywiad zaczął się tak.
Twój Styl: Kiedy ostatnio sąd gotował obiad?
Monika Nawara-Chodak: W niedzielę rano.
TS: Co sąd ugotował?
MN: Botwinkę, bo jestem specjalistką od zup. Zostawiłam ugotowany obiad razem z wytycznymi dla męża, jak go podgrzać. I poszłam do sądu, dopracować duży wyrok w sprawie paliwowej, który ogłaszałam w poniedziałek.
Kiedy doszliśmy do takich obserwacji, wiedziałem, że jest nieźle:
MN: Sprawy o morderstwo są z reguły bardziej czarno-białe. Oskarżony jest zwykle załamany, dociera do niego, że złamał sobie życie, ale także, że odebrał je drugiemu człowiekowi. Tak było w sprawie o zabójstwo na tle narkotykowym. Rzadko kiedy natomiast skruszony jest przestępca gospodarczy. Białe kołnierzyki z definicji czują się niewinne.
A tu, że jest to jedna z najciekawszych rozmów w mojej niesportowej karierze:
MN: Nigdy nie widziałam diabła. Weźmy na przykład sprawy o molestowanie dzieci. Obrzydliwe, prawda? A często sprawcy sami byli molestowani w dzieciństwie. Sędzia w którymś momencie zaczyna rozumieć, dlaczego oskarżony właśnie tak układał swoje życie.
A potem sąd wydał mi polecenie:
MN: Nie wyrządzam nikomu krzywdy, wydaję wyrok zgodnie ze swoim sumieniem i mogę stanąć z każdym skazanym twarzą w twarz. Ale niech mnie pan zapyta, kiedy się najbardziej bałam w swoim życiu.
Zapytałem. A odpowiedź zwaliła mnie z nóg.
Zanim wyszedłem z sądu, podziękowałem wiele razy za rozmowę. I teraz stajemy w blasku przed publicznością, Pani Sędzio. Ostatni raz w barwach „Twojego Stylu”. Niezły paradoks – telefon z Pressa z wieścią o nominacji zadzwonił dokładnie nazajutrz po rozmowie z moim szefem, w której zostałem zwolniony. Na pomysł „ludzkiego”, a nawet więcej, bo „kobiecego” wywiadu z sędzią – przy tym wszystkim, co się w Polsce dzieje – wpadł zresztą mój szef, więc jemu też dziękuję.
Gala we wtorek wieczorem. Cieszę się już teraz całą klawiaturą, bo nie jestem faworytem w tych zawodach.
Jedyny akcent sportowy, to interwały, jakie po wywiadzie zrobiłem na Błoniach ze Szwagierką Sabiną, gdyż miałem na ten dzień zaplanowany trening, więc czemu nie w Krakowie. Interwały nie przyniosły efektu, potem słabo pobiegłem 10 km w Biegu Krutyni. Ale napisałem dobry tekst.
Zdjęcie z Moją Sportową Żoną. Bo jak banalne by nie było to dziękowanie mężom albo żonom na forum, to MSŻ się należy. Dzięki niej czuję, że nie muszę schodzić z bieżni – ani w bieganiu, ani w trenowaniu, ani w dziennikarstwie, ani w żadnej innej konkurencji, w której startuję.
4 thoughts on “Finał Mistrzostw”
Zanecil zanecil i nic…
Gratulacje!!
Dzięki 🙂
Musiałem poczekać na ogłoszenie nominacji 🙂
Niech Moc będzie z Tobą, mój Młody Padawanie!
Master Dziki