Obiecałem sobie, że nie użyję dziś słowa na Ł. I opowiem Wam o pewnej skrywanej przez ostatnie trzy tygodnie tajemnicy.
Pisałem, że odłożyłem treningi. Tak, od 1 stycznia nie biegałem, nawet na ostatnim Treningu Wspólnym jak mieliśmy przetruchtać ze stadionu na Koncertowej na Kopę Cwila (jakieś 600 m), to grupę prowadziła Moja Sportowa Żona, a ja doszedłem. Ocobiegatu byłby zadowolony. Tylko nikt nie chce powiedzieć, gdzie jest Ocobiegatu.
Nie biegam teraz naprawdę. Ale trenuję. Cztery jednostki treningowe w tygodniu. Homeworkout. Nie wiem, czy jest takie słowo w języku angielskim, ale jeśli nie ma, to trzeba je stworzyć. Skrzyżowanie homeworku z workoutem.
Nie lubię żelaznej siłowni. Wolę domową – z ciężarem własnego ciała lub prostym sprzętem. Ale póki biegałem, to sam bojkotowałem swoje mądrości w tej sprawie.
Perspektywa zostania bez żadnego reżimu treningowego, mojej podstawowej struktury życiowej, spowodowała, że postanowiłem na serio wziąć się za homeworkout. Żeby nie było nieprzyjemnie to zdefiniowałem go w przyjazny sposób:
- Cztery jednostki w tygodniu. Z założenia pn, śr, pt i sb.
- Każda trwa 30 minut ewentualnie trochę dłużej.
- Robię te ćwiczenia, na które mam ochotę.
- Ale wymyślam sobie zawsze jakieś struktury.
- Np. najpierw 100 brzuszków – po 20 powtórzeń różnych wariantów. Potem 4 razy 1 min. deski. Potem 4 serie po 40 liftów do tyłu i do boku (to ostatnie jest na zdjęciu). I czas mija, bo między ćwiczeniami siłowymi robi się długie przerwy, w których można się napić albo zrobić pół lekcji angielskiego z aplikacji.
- Albo skupiamy się na górze – taśma thera-band (rozpiętki z przodu i z tyłu, biceps, tricpes) – sześć serii po 20 powtórzeń każdego z ćwiczeń robi cały trening.
- W odwodzie mam jeszcze drążek, ale ostatnio mniej się lubimy.
- To jest oczywiście zestaw na kontuzje Ł. Wszelkie kontuzje stawu kolanowego – ćwiczenia wyłącznie nie obciążające tego miejsca. Jesteście zdrowi, to hulaj dusza.
Ja jeszcze w miarę hulałem dwa tygodnie temu, jak na dolnym zdjęciu. Dziś – po powrocie do domu – były rozpiętki z taśmą, ale na siedząco. Zresztą górę będę sobie teraz nieźle wzmacniał – o kulach.
Udało się nie napisać słowa na Ł. Ale wróci w przyszłym tygodniu, bo będzie co pokazać.
8 thoughts on “Homeworkout. Piąteczek biegaczy”
To co na zdjęciu czyli podnoszenie bokiem nogi leżąc na boku(tak jak tu leżąc na zdrowej nodze i potem na drugim boku „spod” zdrowej) to akurat zadane mi ćwiczenie juz na 2dzien po szyciu ł. wiec można robic i jest to nawet wskazane:)
Przemek, rehabilitację mam dopiero we wtorek. Na razie lekarz kazał tylko izometrycznie wbijać pośladek i piętę w materac. Ale chyba spróbuję w takim razie samowolnie tych liftów na boku. Dzięki za podpowiedź
powodzenia i nie niech Cię nie kusi forsowanie nadto czego nie trzeba… ps. przeczytałam wreszcie opis do bloga – a więc grywasz wieczorami na pianinie! pozdrawy zatem dla dzielnych sąsiadów!
Powodzenia! 😀
Pytanie trochę z innej beczki – poszukuję dobrej maty do ćwiczeń, czy mogę zapytać jakiej firmy jest Wasza? 😀
MartaChN – to granie wieczorami na pianinie, to wspomnienie z poprzedniej epoki. Ciekawe czy da się kiedyś mieć więcej czasu?
Yoga – witaj 🙂
Nazwę sprawdzę rano, kupiona w Go Sporcie. Jest piękna, ale ta plecionka się kruszy, po ćwiczeniach trzeba zamieść
Mata Spokey
dzięki za info o macie! poszukam