Nowa świecka tradycja. 10d10, edycja druga

Na drugiej edycji kabackiej Dziesiątki do Dziesiątej postanowiłem zrobić trening. Kinga też. Jej wyszedł, mnie nie za bardzo. Acha – mieliśmy jeden debiut na 10 km i dwa rekordy życiowe. Się dzieje i się będzie powtarzało się.

Było super. 10d10 to takie niby zawody, niby trening. Zasady pamiętacie: każdy sam ustala godzinę startu, żeby przy zaplanowanym tempie biegu dobiec o 10.00. Dzień przed biegiem myślałem najbardziej o Dorocie i Radku, bo oni na zawodach nie biegają na swoim poziomie z treningów. Może tutaj stres startowy ich nie dopadnie i wystrzelą. Wystrzelili oboje! Życiówka na takiej trasie – krosowej, oślizgłej od zimnej jesieni. Dorota 52 minuty, Radek 48, o jakieś 2-3 minuty lepiej niż na oficjalnych zawodach.

Bo magia tych zawodów jest taka, że zaczynasz samotnie. Albo w małej grupce. W oddali majaczy biegacz, albo zaczyna majaczyć po trzech-czterech kilometrach. A potem robi się coraz większy ścisk, doganianie, kula śnieżna się rozpędza i człowiek leci jak na skrzydłach. Chyba że przesadził na wstępie albo miał dyżur w pracy od 3 do 8 rano, to wtedy kula się po nim przetacza. Bo bieganie na czas to nie bajka, ale brutalne urealnienie naszych wyobrażeń o sobie samych.

Ja się nie urealniłem na czwartym kilometrze. Wymyśliłem sobie trening: 5 km easy plus 5 km w tempie prawie progowym. Dobry trening przez Biegiem Niepodległości, nie chciałem robić teraz szybkiej dziesiątki, bo naprawdę szybką mam biec za dwa tygodnie. Założyłem więc czas 46 minut, pierwsza piątka po 5:00, a druga miała być w 4:12, bo 4:00 się bałem. I na trzecim-czwartym kilometrze dogonił mnie Tomek (zwany niegdyś pod blogiem Toreksem), który biegł na 43 minuty. Powinienem się z nim zabrać, ale policzyłem, że przyspieszenie po 4:15 będzie zbyt lekkie.

No i kiedy przyspieszyłem w połowie dystansu, to 4:10-4:12 okazało się akurat. Tomka już nie dogoniłem, ale kilka osób tak. Na finiszu przegrałem z Kasią, nieczęsto się ścigamy.

Wszystkich przebił Adam z Łodzi i Maciek z Łodzi (piszę w liczbie pojedynczej bo przez całą niedzielę myślałem, że to jedna osoba). Przyjechał z naszą rakietą wśród kobiet – Justyną, która się do tejże Łodzi przeprowadziła. Najpierw Adam udowodnił, że Łódź nie jest dalej od Ursynowa niż Białołęka (1 h 10 min. samochodem), a potem Maciek powiedział, że nie biega i pobiegł dychę w 54 minuty.

Strasznie dużo liczb. Emocje na zdjęciach. Zapisywanie wyników i radości.

Nowa, świecka tradycja. Trzecią edycję – 10d10.03 – zaplanowaliśmy z Kingą na spontanie zaraz po biegu. Na niedzielę 16 grudnia – po zakończeniu roztrenowania. Test w punkcie wyjścia w bezinwazyjnych okolicznościach przyrody.

Komentarze

9 thoughts on “Nowa świecka tradycja. 10d10, edycja druga”

  1. Justyna od niedawna z Łodzi :)

    Muszę sprostować fakty w historii – Adam to kierowca. On nas dowiózł w ową kosmicznie szybką 1h10min. A biegał Maciek-który-nie-biega-a-i-tak-ma-super-czasy. Reszta się zgadza 😀 emocje były i radość też 😉

  2. Justyna od niedawna z Łodzi 🙂 Już sprostowałem, ale nadal nie rozumiem. Chyba że… Adam przyjechał i spał w samochodzie, a Maciek z niego wyskoczył i przyszedł z Tobą pobiec chociaż nie biega. Dobrze zrekonstruowałem?

  3. Jestem w ciężkim szoku. Promujecie łamanie przepisów, przekraczanie prędkości i narażanie ludzi na kalectwo albo śmierć???
    1h10 samochodem z Łodzi to ma być wyczyn? To szczyt głupoty do publicznego potępienia, a nie powód do dumy. Z przyjemnością czytałem Twojego bloga Wojtku.
    Czytałem.

  4. Google maps pokazuje dla soboty tej rannej pory czas dojazdu na ul.Moczydłowską która jest 3km od zjazdu z autostrady zwykle 1h20 i 142 km. Nie wiem z którego miejsca z Łodzi koleżanka ruszała ale nawet mogła by nie łamać przepisów aby zrobić tę trasę w 1h10 min.( jak mieszka blisko a2,a1 czy s8)

  5. Niestety kolega dwa wpisy powyżej poszedł sobie bo chętnie bym poczytał, ile wg niego się jedzie bezpiecznie i zgodnie z przepisami z Warszawy do Łodzi , google pokazuje że od wjazdu do zjazdu na trasę S/A jest 125 km po bezkolizyjnej drodze szybkiego ruchu, więc ile się należy bujać żeby nie wywołać zgorszenia publicznego i nie narażać ludzi na kalectwo?

  6. Jeśli kolega mieszka na wjeździe na A2 pod Łodzią i w sobotę było zero ruchu to być może nie musiał łamać przepisów.
    Ja znam A2 z innej strony i znam ludzi, którzy chwalą się, że przejechali z Łodzi do Wawy (Centrum) w 1h jadąc 200 km/h, dlatego tak zareagowałem.

    Tylko po co się tym zachwycać, cytat z fejsa „nie biega ale za to potrafi dojechać z Łodzi do Wawy w 1h 10 min! Wow”
    Przecież od tego tylko krok do przechwałek i promowania pirackiej jazdy.
    Wiem, że Wojtek namawia Polaków do zmiany złych nawyków (m.in. narzekanie na blokowanie drogi ze względu na biegi, pasywne kibicowanie biegaczom), dlatego byłem w szoku, że zachwycał się „rekordami” na publicznej drodze.

  7. Chociaż na maratonie liczę czas co do sekundy, to tu nie robiłbym zbytniej napinki. Wierzę, że Adam/Maciek/Justyna jechali około dopuszczalnych 130 km/h autostradą i że to im pozwoliło tak szybko dotrzeć.
    Sam staram się nie przeginać, nie zachrzaniać po mieście albo w mijanych miasteczkach. Ale parę mandatów za przekroczenie prędkości było. Nie jest to powód do dumy, ale też nie wstydzę się strasznie, że nie jechałem 50 km/h na szosie za Łomżą, gdzie stoi fotoradar. Albo na zakręcie koło stacji benzynowej przed Tarczynem (ten już zlikwidowali).
    Myślę, że grzmiąc w tej sprawie jesteśmy blisko hipokryzji. Raz pisałem tekst o przekraczaniu prędkości. I dojechałem z Ursynowa do Instytutu Transportu na Pradze Północ przepisową pięćdziesiątką. Po drodze NIE WYPRZEDZIŁ mnie JEDEN samochód (stara ciężarówka, bodaj marki liaz)

  8. Michał, ale matematyka mówi że różnica np między 1h a 1h:10 jest całkiem duża. Jak pomiędzy wynikiem biegowym 40 i 46:40 na dychę 😉

    Ja wiem, że z WWa do Łodzi jest mniej niż 140 km a skoro jest autostrada, to czas 1h z hakiem 10 minut na dojazd w obu miastach do celu jest realny. Tak samo jak teraz dojechać w 3h do Wrocławia. Nie ma co się oburzać, już chyba bardziej na 70/50 bo kto tyle nie jeździ w zabudowanym – pewnie mało kto. A misiaki oraz fotoradary łapią POWYŻEJ 20km przekroczenia. W innym przypadku się po prostu nie opłaca. A prawdę mówiąc 20 km/h przekroczenia w mieście to chyba znacznie większe zagrożenie niż 160km na autostradach (wiekszosć naszych budowana kilka lat temu więc o wiele bezpieczniejsze niż praktycznie wszystkie zachodnie, które mają po kilkadziesiąt lat). Bo statystycznie na autostradzie wszędzie jest tak samo dobra droga (ogrodzona i przede wszstkim bezkolizyjna, dwie jezdnie po 2-3 pasy) a w miasteczkach nagle może się pojawić miejsce w którym jest naprawdę niebezpiecznie.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *