Dziś pierwszy trening progowy w roku. Zwykle unikałem takich intensywności o tej porze roku, ale przekonuję się do trochę szybszego biegania. Nie żebym na drugie miał Daniels albo Canova, ale już nie do końca Skarżyński.
Ponieważ ciągle jest zima, rozpoczęliśmy od czterech minutowych serii siły biegowej: 20 s. marszu wykrocznego, 20 s. marszu dynamicznego, 20 s. skipu A. Czyli zestawu, który zrobił w ubiegłym tygodniu furorę u tych Podopiecznych, którzy go w różnych wariantach dostali. Zachwytów zwrotnych było sporo. Będziemy powtarzać – oczywiście jeśli ma być to samodzielny trening, to z większą liczbą serii i z większymi utrudnieniami.
Dziś to było tylko siłowe maźnięcie. Przebudzenie mięśni do wysiłku. Potem przeszliśmy do treningu progowego. Zadanie było ambitne – 2 razy 3,5 km (trzy kółka wokół kanałku). I zrobiliśmy przy tym myk, który wymusił na drugim powtórzeniu takie samo, a u niektórych nawet szybsze tempo. Nie powiem jaki myk, bo może przyjedziesz do nas na obóz do Rabki albo trafisz kiedyś na trening 😉
Tempo progowe – nazwijmy je umownie półmaratońskim, w rzeczywistości jest trochę szybsze, u mocniejszych biegaczy o kilka sekund, u wolniejszych o kilkanaście. Moja Sportowa Żona właśnie odczytuje swoje wartości z Garmina i wychodzi na to, że z tą kilkusekundową korektą powinna już dziś pobiec półmaraton w 1:44. Ja jej prognozuję 1:43, ale chyba tę prognozę do marca (do Krakowa) przebije.
Po co trenować tempo progowe? Uczymy organizmu trzymania energetyki pod kontrolą. Biegniemy na tzw. progu mleczanowym. Czyli stężenie kwasu mlekowego rośnie, ale nie na tyle, żeby organizm nie radził sobie z jego utylizacją (w literaturze przyjmuje się 4 mmol/kg masy ciała). Inaczej: mleko się wprawdzie rozlało, ale jeszcze można powycierać.
Organizm uczy się tej kontroli i utrzymywania biegu o wysokiej intensywności przez dłuższy czas podczas zawodów. Teoria mówi też, że biegając pod progiem podnosimy go. Czyli wykonywanie raz w tygodniu treningu progowego (albo włączanie elementów tempa progowego w dłuższe, wolne biegi) umożliwi nam podniesienie trochę tempa przy zachowaniu kontroli (czyli biegu pod progiem mleczanowym). Na półmaraton jak znalazł.
Dziki powiedziałby jeszcze, że tempo progowe to trening głowy. Najmocniej pobiegł dziś Marek, ale ręce się składały też dla Andrzeja za niezwykłą pogoń i dla Marty, która wygrała wśród kobiet. Rywalizacja jest mobilizująca i szalenie ciekawa, jak się stoi przez godzinę o kulach przy trasie.
Ten facet o kulach dziś nie biegał. Jest pięć dni po operacji – w środę na blogu krwawy film. A półmaraton pobiegnie pewnie w czerwcu.
6 thoughts on “Wtorkowy trening. Progowy”
Z racji, że Wojtek często w uroczy sposób myli imiona…… wydaje mi się że znalazłam błąd w artykule. Może i wygrywam optymizmem, ale z pewnością nie biegowo 🙂 Więc chyba trzeba skorygować fragment „…Marty, która wygrała wśród kobiet. ” 🙂
Do zobaczenia za dwa tygodnie (niestety za tydzień mnie nie będzie 🙁 )
Pozdrowienia,
Marta
Chyba chodziło o Marlenę 🙂
Oj Marta, akurat wczoraj nie myliłem imion 🙂 Ani kolejności na mecie :-)))
1. runda była moja, druga Marty 🙂 Ale kto by patrzył, trening był przedni!
Marleno, Wojtku 😉 rzeczywiście zabawa była przednia 😉 uwielbiam takie wtorki 😉
Dziewczyny,
Wszystkie pobiegłyście świetnie :-)))
A co do szczegółów:
W tych „zawodach” liczyło się tylko drugie powtórzenie. W pierwszym startowaliśmy razem – i wiadomo, że jak ktoś biega 5 km w 32 min., a ktoś w 24 min., to nie ma możliwości żadnej rywalizacji. Zadanie „zawodów” polegało więc na wyrównaniu szans – stąd handicap na drugim powtórzeniu.
Zawody nie mierzyły więc waszej szybkości ani możliwości pokonania dwóch lub trzech kółek. Mierzyły wyłącznie jedną rzecz: kto po intensywnym wysiłku i krótkiej przerwie jest w stanie powtórzyć wysiłek na podobnym poziomie intensywności.
Z tego zadania wszyscy wywiązali się dobrze lub świetnie. Największe brawa dla tych, którzy drugie powtórzenie pobiegli szybciej niż pierwsze. A najlepszą „przebitkę” uzyskała Marta.
Skoro zabawa Wam się podobała już myślę nad kolejną 🙂