9 października 2006

Moja Sportowa Żona jest nie do poznania. Dziękuję wam za rady, żeby Moją Sportową Żonę zabrać na Poznań Maraton. Nic z tego, bo w weekend MSŻ ma na naszym Ursynowie maraton fitness. Sześć godzin ciurkiem. Kolejno: circulit (czyli rzeźbienie ciała), fat burning (czyli spalanie tłuszczu), club dance, funky, latino, pilates. Jeszcze do zeszłego roku takie imprezy nazywały się oficjalnie Maratonami Fitness. Teraz na bilecie jest napisane Ursynowski Festiwal Fitness. To nowa sportowa nowomowa, bo w tym roku Maraton Warszawski również zamienił się w Warszawski Festiwal Biegowy. MSŻ uważa, że brzmi to równie niepoważnie, jak festiwal piosenki przedszkolnej. I każe maratony nazywać maratonami. Fitnessowe też. A ja dociskam jeszcze przed Poznaniem. Znów dzięki wam za rady, ale wyluzuję dopiero w środę. Nie wiem, czy na poznańskim festiwalu maratońskim osiągnę zakładany wynik. Ale chcę mieć świadomość, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby dodać sobie mocy. Dzisiaj wszystko oznaczało godzinę BNP – biegu z narastającą prędkością. Ściśle według tętna, z pulsometrem. Najpierw 20 minut z tętnem między 140 a 153. Potem 25 minut drugiego zakresu (159-163). A na koniec 15 minut w trzecim zakresie (powyżej 170). Pod domem uparłem się, że dogonię rowerzystę na ścieżce rowerowej w alei KEN. Udało się. Z tętnem 184. A teraz Moja Sportowa Żona rozłożyła właśnie na podłodze karimatę, leży przed ‚M jak Miłość’ i ćwiczy wymachy nóg. Sport jest piękny.

Updated: 11 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.