Dzisiaj był Dzień bez Sportu. Nie biegałem dziś, bo jest dzień przerwy. Nie pojechałem na rowerze do pani na SGGW, bo założyłem na spotkanie marynarkę, a to mi się z rowerem niezbyt zgrywa. Nie poćwiczyłem na atlasie, bo kiedy wieczorem rzuciłem córce przedszkolakowi, żeby porobiła fikołki na łóżku (a ja wtedy siadam sobie obok na atlas), to ona wolała zagrać w chińczyka. Nie poćwiczyłem na fitnessowej piłce, bo trudno uznać za ćwiczenie, że się na niej siedziało przez 20 minut gry w chińczyka. Nie popodciągałem się na drążku, bo córka licealistka podciągnęła się pięć razy i na tym skończyliśmy zabawę. Nie porobiłem brzuszków i grzbietów, bo mi się nie chciało. Nie obejrzałem nawet meczu Agnieszki Radwańskiej, chociaż akurat wtedy pracowałem przy komputerze w domu, bo się jej przeciwniczka wycofała i był walkower. Nie poszliśmy z Moją Sportową Żoną na halę na badmintona, bo są ferie i w tym tygodniu badmintona nie ma. Nie potrenowałem nawet stawu skokowego, chyba że ktoś chciałby mi zaliczyć podbieg z SGGW do samochodu na prostych nogach, ale moim zdaniem wyglądało to raczej na podbiegającego niezdarnie statystycznego Polaka. Miałem dzisiaj zwykły dzień statystycznego Polaka. Dzień bez grama sportu. Dzień niepełnosprawnych. Jadę po bandzie? Widziałem wczoraj w Gazecie bardzo ciekawy wywiad z takim mniej więcej mottem: dlaczego dziwimy się, że niepełnosprawny na wózku albo o białej lasce chce iść na mecze Euro 2008, a nie dziwimy się, że wybierają się tam tabuny mężczyzn z wielkimi brzuchami, którzy dostają zadyszki podbiegając do autobusu?
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.