grzbiety – 22 kwietnia 2008

Dzień bez sportu. Nawet córka przedszkolak nie dała się wyciągnąć na rolki.

Dwa razy wyszedłem dziś do przedszkola – odprowadzić i przyprowadzić. A potem komputer, komputer, komputer. Napisałem dzielnicowych. Najbliższy duchem był mi Darek z Krakowa, który od drzwi przeszedł ze mną na ty, potem posadził mnie przed komputerem, żeby pokazać mi swoją pasję – ASG czyli paintball dla zaawansowanych. A potem opowiadał o paralotniach, górskich maratonach rowerowych, skokach na spadochronie, kajakarstwie i nie pamiętam czym jeszcze. W międzyczasie też o pracy dzielnicowego. A na koniec aż podskoczył z radości, kiedy się okazało, że gram szachy. Do tego zagraliśmy i ja wygrałem. Spełnione marzenie.

Po przedszkolu chciałem wyciągnąć córkę przedszkolaka na rolki. Ale wybrała nudzenie się w domu.

I to tyle sportu na dziś. Jeśli nie liczyć bólu nóg po wczorajszym treningu. Czyli to był rzeczywiście dobry trening. I kiepskie rozciąganie.

Dlatego dziś to nadrabiam. Staję sobie gdzieś, opieram się i ciągnę łydkę. Albo na jednej nodze jak bocian i ciągnę drugą do góry, rozciągam udo. Takie rozciąganie po obiedzie, to nie musztarda, pytałem trenera R., ma to sens.

No dobra. Złamałem się. Wstyd mi się zrobiło, poszedłem do sypialni i zrobiłem co trzeba. Kilka serii grzbietów, brzuszków. Nawet w Wyborczej ostatnio pisali, żeby robić grzbiety, bo z prostego kręgosłupa bierze się dobry krok biegowy. Dla równowagi mięśniowej trochę brzuszków. Tak się rozochociłem, że jeszcze wrzuciłem 20 kilo na atlas i trochę pościągałem ten ciężar rękoma – raz ruchem bardziej na naramienny, raz na piersiowy, raz na biceps. Powstrzymałem się przed ćwiczeniami na nogi, bo jak odpoczynek, to odpoczynek.

Moja Sportowa Żona właśnie robi takie rzeczy na zajęciach przez dwie godziny. Mojego zapału wystarczyło na 10 minut. A i tak teraz czuję, że teraz sprawniej siedzę. 

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.