przegrane kabaty – 3 lutego 2007

Czy gdyby nasi przegrali w półfinale z Danią, to żałowaliby, że wbrew własnemu zdrowiu poderwali się do walki? Oczywiście że nie. Więc proszę się mi nie dziwić. Sobota rano. Najpierw pokłóciliśmy się z Moją Sportową Żoną. Ona jest kierowniczką w naszym związku (wymyśliłem jej ostatnio ksywkę ‚zastepowa’, co bardzo jej przypadło), więc umówiliśmy się, że to ona dzwoni do kandydatki na awaryjną opiekunkę w niedzielę. Ale kiedy wygłosiłem jej 17-punktową instrukcję, jak ma przeprowadzić rozmowę (zacząłem już w piątek wieczorem), to MSŻ się zezłościła, na co ja się wściekłem, a dalej to już znacie pewnie z autopsji. Pogodziliśmy się po dobrej godzinie, tuż przed moim wyjściem na zawody w Kabatach. Piszę o tym nie dlatego, żeby tłumaczyć się z wyniku. Tylko, żeby nie było, że u nas jest tak cukierkowo. A w Kabatach klęska. Mirek B. (którego pokonanie wczoraj zapowiadałem) tym razem odjechał mi nie o kilka sekund a chyba o minutę. Wszyscy znajomi mnie prześcignęli. Na ostatnich dwóch kilometrach – trzy osoby z tego jedna 200 metrów przed metą. Byłem jak dętka, flak, balon bez powietrza, dziurawa gumka – żeby tak się dać wyprzedzić na finiszu. Miejsce niby lepsze niż ostatnio, bo 20 (było 22), a w kategorii wiekowej 5 (było 6). Tyle że osób na starcie było o jakieś 10 procent mniej, więc na to samo wychodzi. Czas lepszy niż się w takich warunkach spodziewałem – na moim stoperze złamane 40 minut (o 3 sekundy). Z tym że nieoficjalne wyniki mówią, że miałem 40:05, więc nawet tę nagrodę pocieszenia mogę sobie schować. Cieszę się, że stanąłem na starcie. Żałuję że przegrałem wszystkie cele. Niepokoję się, że forma jest słaba mimo dwóch tygodni specjalnych treningów. Zastanawiam się, że może te treningi są dla mnie nietrafione. Na razie jadę dalej tym planem, trzeba sobie dać trochę szansę, a nie zmieniać trenerów po pierwszej porażce jak Cupiał w Wiśle. Po południu, kiedy MSŻ skończyła niespodziewane i darmowe warsztaty fitness w nowootwartym klubie na S., wybraliśmy się do sportowego marketu na D. i tam wypatrzyliśmy dla mnie niesamowicie fajną bluzę mojej ulubionej firmy na A. Rozglądaliśmy się w tym temacie, bo mój stary dres (też na A.) zaczyna się strzępić. I teraz z granatowych zmieniłem barwy na czarne. Nie ma w tym żadnego drugiego dna, ani nawet wystawki do efektownej puenty. Po prostu biegowa radość innego rodzaju, którą chciałem się z wami podzielić.

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.