Dlaczego nikt tu jeszcze nie napisał Hollywood? – zapytał Dziki, kiedy wracaliśmy z 33-kilometrowego treningu w Puszczy Kampinoskiej i mijaliśmy wysypisko na Radiowie. Dla mnie to tekst miesiąca.
Odparłem, że gdybyśmy byli Pawłem Althamerem albo Katarzyną Kozyrą, moglibyśmy zrealizować taki projekt. Wypowiedzielibyśmy się wówczas w sztuce w kwestii przemijania oraz prawdziwych wartości. Bo z jednej strony fabryka snów, najpopularniejsza sztuka XX wieku, a z drugiej to wysypisko śmieci. I to ciągle takie niezagospodarowane. A przecież górka szczęśliwicka, serce parku na Ochocie, też kiedyś była wysypiskiem. Albo góra z symbolem Polski Walczącej przy Bartyckiej. Tu zauważyłem przytomnie, że ona taka niezagospodarowana jednak. A Dziki jeszcze przytomniej, że opanowali ją downhillowcy, zjeżdżają na rowerach masowo.
Czyli i tak skończy się na sporcie.
Ja za trzy tygodnie biegnę Kraków, maraton. Potrzebuję długich wybiegań. Dziki za dwa tygodnie ma Toruń, też maraton, pierwszy w drugim biegowym życiu (pierwsze to tysiące kilometrów joggingu, seria świetnych długich biegów i dwa maratony z dość słabymi jak na jego możliwości czasami). Z radością podjąłem jego wezwanie na trzydziestkę.
Guru Skarżyński (bodaj www.skarzynski.pl) zaleca przynajmniej jeden taki megatrening dwa tygodnie przed maratonem. Zawodowcy powinni biegać 40 km, amatorzy 30. My ustaliliśmy sobie trasę 33 km start z Roztoki w sercu Puszczy Kampinoskiej i na Zachód przez drogi odwiedzone raz, dwa razy albo nigdy. Muszę wam powiedzieć, że kiedy po 15 kilometrach biegu w spokojnym pierwszym zakresie (tętno ok. 140, obaj wzięliśmy pulsometry) napotkaliśmy wielką, szeroką na 7-10 metrów rzekę, to się przeżegnałem, bo chociaż nie mam przekonania, żeby Bóg istniał, to w tym miejscu z pewnością zetknąłem się z sacrum.
Tego wolnego biegania zrobiliśmy 2 godziny, coś koło 21 km. Potem było 11 km naprawdę szybko. Tętno 160, tempo prawdopodobnie ok. 4:30-4:40 czyli ciut szybciej niż Dziki ma pobiec maraton. I dostałem niezłą lekcję pokory.
Będę pisał szczerze i uczciwie jak dziecko na spowiedzi. Teraz jestem szybszy od Dzikiego, półmaraton przebiegłem o kwadrans szybciej, w maratonie nawet jak Dziki pobije wszelkie oczekiwania, to i tak zrobi życiówkę o prawie pół godziny gorszą od mojej. A po tym treningu Dziki był w niezłej kondycji, spokojnie mógł dokręcić w tym szybszym tempie kolejne 9,2 km i złamać w tym treningowym przecież biegu 3:45 w maratonie. A ja byłem dętką. Żywym wysypiskiem śmieci. Pustą bateryjką. Biegaczem na nagłej emeryturze.
Czy to był zły dzień? Czy błędy żywieniowe? Czy taka faza obniżenia formy, bo może forma musi się rysować sinusoidą i między półmaratonem warszawskim (dwa tygodnie temu), a maratonem krakowskim (za trzy tygodnie) musi zaliczyć dołek? Nie wiem. Wiem, że dzisiejszy trening nauczył mnie pokory. Nie jestem mistrzem świata. Nie jestem gwiazdorem Hollywood. Nie jestem superpolskabiegaczem. Każdy dobry bieg muszę sobie wypracować na treningach, a to oznacza dużo potu, totalne odwodnienie, przykurcze mięśni, ból wnętrza i pękające pięty. A propos, czy ktoś wie, co zrobić z pękającą (na razie 1 cm) piętą?
Tytułowy Hollywood pojawił się już dwa razy. Ale powiem wam, że chociaż trening był dziś bolesny, to las przez który biegliśmy można nazwać szczęśliwym. Szczęśliwy Las. Gadaliśmy sobie przez te dwie godziny pierwszego zakresu i żadnych problemów przyginających człowieka do ziemi, wymagających pijackiego piwa. Dobre bieganie. I uszczęśliwiające okoliczności przyrody. Puszcza momentami iglasta, tylko sosny i mech, posprzątana, jakby przeszła tędy gigantyczna Moja Sportowa Żona z megaodkurzaczem Zelmera. Taki sterylny las – jak w Gorcach, jak w Beskidach, jak dolny regiel w Tatrach – kocham najbardziej. A za chwilę w ramach przełamywania monotonii liściaste chabezie, krzaki, badziewie, ekologiczne śmieci, to co woli Dziki. Zaraz jakby parkowa aleja, dookoła żółto jak w jaju, krzaki i dostojne zadrzewienie. I w tym wyłania się rzeka, magiczny mostek.
A pięć kilometrów dalej przez drogę przebiegł nam łoś. Prawdziwy, puszczański. Nie wiadomo, co to znaczy, kiedy łoś przebiegnie drogę. Ale dla takich chwil warto biegać. Hollywood.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.