mecz – 8 czerwca 2008

Do Meczu pozostało 120 minut. Myślę, że gdybym nawet w dniu dzisiejszym wygrał Maraton Warszawski, to sam uznałbym, że to mniej interesujące.

Rany boskie, flaga już wisi na balkonie, Moja Sportowa Żona chodzi po domu z gwizdkiem na piersiach, córka przedszkolak dopytuje, kiedy zagrają Polacy, a ja nie mogę, wychodzę z siebie. 120 minut to chyba tyle, co rycerze Jagiełły spędzili w zbrojach przed bitwą wysłuchując dwóch mszy taktycznych. Że bluźnię? Na gazeta.pl też napisali, żeby Bóg nam pomógł.

Miewałem przy pisaniu bloga problemy tematyczne. Bo jak pisać o bieganiu w momencie roztrenowania? W ostatnich tygodniach było łatwiej, bo niby roztrenowanie, ale były jakieś starty, zresztą pogoda taka, że chce się polatać dla przyjemności. Gorzej przy roztrenowaniu jesiennym, kiedy ze sportów tylko siłownia, pływalnia i badminton na hali. Ale jakoś tam sportowe życie się toczyło.

Dziś jestem w kropce. W piłce. Cała para w gwizdek sędziego. Kogo obchodzi, że do supermarketu zabrałem córkę przedszkolaka na hulajnodze. Że potem pojechaliśmy sobie na przejażdżkę – córka przedszkolak na rowerku, a my z MSŻ na rolkach. Że jeszcze musiałem pojechać do sklepu po truskawki i dla przyjemności wybrałem się na rowerze. Albo że przed chwilą wróciliśmy z podwórka, gdzie przegrałem z MSŻ w badmintona (całe szczęście, bo to ona była Polską), a potem poodbijałem z dwoma nastolatkami naszą piłkę siatkową.

A jednak o tym piszę. Bo chociaż dzisiaj najważniejsze są uniesienia ducha, to zdrowy duch jest w zdrowym ciele. Po całym dniu rekreacji naładowany energią usiądę przed telewizorem z MSŻ, chipsami, salsą czosnkową, piwem i kolegami. I będziemy tę energię emitować do Klagenfurtu.

Ile obstawiacie?

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.