narty – 10 kwietnia 2007

Quiz! Które z podanych trzech zdań jest prawdziwe. 1. Premier Jarosław Kaczyński został prezesem Związku Akwarystyki. 2. Kot premiera pojechał w Alpy na narty. 3. Ja jeździłem dzisiaj na nartach. Trzecie! Naprawdę! Wsiedliśmy z Moją Sportową Żoną w autko i w niecałą godzinę dojechaliśmy do tych ośnieżonych gór, które widziałem dwa dni wcześniej na bieganiu. To dziwne, bo w Zakopanem wiosna, trochę deszczowa na irlandzką modłę, ale wiosna. Podjeżdżamy do Kuźnic, stajemy w ogonku do kolejki. Wiem, że to głupio brzmi, ale po pierwsze nie napiszę ‚kolejka do kolejki’, a po drugie to naprawdę był raczej mały ogonek, czekaliśmy na odjazd tylko 45 minut. Tatry robią wrażenie. Te smreki, te skały. I śnieg, miliony ciężarówek śniegu na szczytach i w dolinach. Normalnie zima. Tatry robią szczególne wrażenie, jeśli jest się w nich na nartach pierwszy raz w życiu. MSŻ nauczyła mnie jeździć dopiero w zeszłym sezonie, więc ten Kasprowy był dla mnie jak egzamin dojrzałości. Pierwszą część oblałem, bo początek zjazdu na Halę Gąsienicową jest naprawdę nieźle stromy, zrobiłem z siebie niezłą niezdarę przy pierwszych próbach szusowania, potem wypięła mi się narta, której na potwornie stromym stoku nijak nie mogłem wpiąć, aż musiała mi pomóc MSŻ, potem wypięła mi się narta ponownie, a kiedy wreszcie sobie poradziłem i już już miałem ruszyć, to zadzwonił mój szef i zaczął mi tłumaczyć, że tekst, który oddałem przed świętami trzeba napisać od nowa oraz dziwił się niezmiernie, co to za wiatr w słuchawce. To co mu miałem powiedzieć? Że jestem na nielegalnie przedłużonych świętach i może by już skończył, bo mam przed sobą pionową ścianę Gąsienicowej? Zjechałem jak paralita, więc nie mogłem sobie odpuścić, wjechaliśmy krzesełkiem na górę i zrobiliśmy Gąsienicową jeszcze raz. Już lepiej. Byłem pewnie najsłabszym narciarzem na stoku, ale narciarzem, a nie skrzyżowaniem pająka z wiatrakiem. Potem przeszliśmy na drugi stok – Halę Goryczkową. Jezu jak pięknie! Byłem już na różnych beskidzkich nartostradach, ale czegoś tak cudnego nie widziałem. Najpierw ciasno wytyczone trzy zakosy. Potem szeroki i łagodny jak uśmiech Giertycha stok. W dolince trochę tarasów – kilkadziesiąt metrów prawie po płaskim i kilkadziesiąt metrów ostro w dół. I wjazd w las, w którym nartostrada wije się, jak premier w koalicji. Jedzie się dobre 10 minut. Za pierwszym razem myślałem, że przeoczyliśmy dolną stację wyciągu krzesełkowego i zaraz znajdziemy się w Kuźnicach. Ale nie – nagle z lasu wyrosły krzesełka, a na polance pojawiło się schronisko z dostępną herbatą oraz potrawami barowymi. Wybraliśmy bigos, tradycyjny, polski. Polska jest oczywiście w pewnym sensie wielka, ale też na szczęście nie taka duża. Po nartach pożegnaliśmy Rabkę, w sklepie Adaś kupiliśmy pęto góralskiej kiełbasy oraz 10 deko szynki domowej, docisnąłem gazu, córka przedszkolak zapadła w drzemkę natychmiast, MSŻ dopiero, kiedy się ściemniło. I przed północą dotarliśmy do Warszawy. Święta, góry i już po. Wracamy do naszej codzienności, MSŻ do fitnessu, córka przedszkolak do przedszkola, a ja do pisania i biegania. PS. A Związek Akwarystyki i tak wcześniej czy później zostanie odzyskany.

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.