o pucku – 21 grudnia 2006

Dziś dzień bez treningu. Bieganie uczy pokory. Już tłumaczę, jak te dwa zdania się ze sobą wiążą. To było prawie dziesięć lat temu, mój trzeci maraton w życiu – w Pucku. W pierwszym w Warszawie złamałem 4 godziny, w drugim poległem (prawie 5 godzin) i przyszedł Puck. Mądrzejszy o doświadczenia sprzed roku wiedziałem, że nie można podpalić się na początku, lecieć do przodu jak strzała, bo wtedy strzała spala się na 30. kilometrze i spada w dół na 33. Ruszyłem z pokorą, obiecując sobie, że do połowy trasy nie zrobię kilometra szybciej niż w pięć minut. I tak biegłem, wyprzedzany przez większość biegaczy. Puck to nie jest duży maraton, na półmetku było za mną chyba tylko kilkunastu biegaczy. I to przeważnie starszych lub nieco pokracznych. Finał był dobry. Nie poleciałem do przodu jak z procy, ale przyzwoitym tempem dotarłem do mety łamiąc o kilkanaście sekund założone 3:45. O tym myślałem na wczorajszym treningu. Że serce się rwie do przodu, ale trzeba z tą samą pokorą powoli wbić w nogi te zimowe kilometry. Bo jeśli teraz zacznie się szaleć, podbiegać, to nie będzie wiosną fundamentu na budowanie szybkości. A dziś z pokorą odpoczywałem. Choćby się chciało biegać, to trzeba dać organizmowi szansę na regenerację. Żeby jutrzejszy trening był jak ruch kielnią murarską, a nie lepienie bałwana. Jutro biegam. Nie zgadniecie gdzie. Na Maciejową! Ciekawe, czy ktoś wie, gdzie to jest?

Updated: 11 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.