rodzina – 27 listopada 2008

Pucharowa środa. Czyli tenis z Moją Sportową Żoną i rekreacja z córką licealistką. Będzie rodzinny odcinek.

Dziś jest pucharowy czwartek, Lech niestety znów uległ. Momentami ładnie grali. Ciągle mam nadzieje, że ten Lech jest jak tamta Wisła, ale czy nie okaże się jednak, że to Warta i nie warto?

Powinna być dziś wieczorem siatkówka, ale postanowiłem sobie zrobić wagary i spędzić z MSŻ. Widzę po tej siatkówce, jak bardzo w biegowym reżimie treningowym trzymają mnie zawody. Biegania prawie nigdy nie odpuszczam, bo trenuję, mam plan, mam zamiary, mam ambicje, cele, życiówki do złamania. Siatkówka też jest fajna, momentami nawet fajniejsza. Ale dlaczego nie zrezygnować i nie zatopić się w oczach MSŻ, skoro to jeszcze fajniejsze?

Miałem za to pucharową środę. Rano byliśmy na tenisie, tym razem ćwiczyliśmy bekend, MSŻ jest w tym lepsza, a to jak wiecie bardzo u nas sprzyja mirowi domowemu. Na koniec trener postawił nas po dwóch stronach siatki i pozwolił odbijać do siebie, ale z ułatwieniem, że piłkę najpierw się przyjmuje rakietą, żeby miękko odbiła się koło odbijającego, a dopiero potem przebija na drugą stronę siatki. Tak jakby grać w siatkówkę tylko na dwa odbicia z koszykarskim kozłem pomiędzy. I zaczął liczyć rekord – wyszło dziesięć przebić.

A po południu w czasie Fasolek córki przedszkolaka zrobiliśmy sobie 6 km biegania z córką licealistką. Nauczyłem się czegoś ważnego – kto nie biega maratonów powinien robić krótkie podbiegi. Najpierw dwa razy zrobiliśmy pełny podbieg na Agrykolę, 550 m. Córka licealistka nie była się w stanie mocno rozpędzić (bo brakowało jej tchu pod koniec), biegła wolniej niż w biegu na 10 km. A to bez sensu, podbieg powinien być szybki, mocny, wtedy trenuje się siłę, wzmacnia mięśnie. Skróciliśmy podbiegi do 250 m i to jest maksimum rozsądku dla niemaratończyka, bo tempo zrobiło się ciut lepsze od możliwego w zawodach na 5 km. Na końcu ostatniego podbiegu nawet się zziajałem.

Piszecie w komentarzach o rozbieganych rodzinach. Od zawsze wiedziałem, że to ważne i miłe. Od kiedy córka licealistka wzięła się serio za bieganie, czuję jakie to przyjemne. Chyba za tydzień w sobotę pobiegniemy razem w biegu mikołajkowym. A w niedzielę na długim dystansie 100-150 m pobiegnie też córka przedszkolak.

Dziś zjedliśmy urodzinowy makaron (węglowodany) z synem postlicealistą. Wspólne bieganie nas nie połączy, ale dowiedziałem się, że wakacyjne wyjazdy w góry nie były dla niego jednak taką katorgą jak sądziłem. Szczerze, to marne pocieszenie. Cóż, nie wszystkim po drodze na ścieżce biegowej. 

Updated: 13 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.