Flagę wywiesiłem na balkonie już w środę. Bo flaga nie jest ich. Nie należy do składających wieńce, broniących krzyża, walczących właśnie o odzyskanie niepodległości czy zwolenników prawa i sprawiedliwości Kalego. Nie należy do kombatantów wydarzeń, do tych, co nie dadzą pogrześć mowy, co spiski widzą nie tylko w Brukseli, ale i w brukselce. Flaga jest nasza, wspólna, polska. Ich i nasza, twoja, moja. Jak czarne i białe klawisze na fortepianie tworzą jeden instrument, tak czerwień i biel to powód do naszej wspólnej dumy.
Na numerze startowym Biegu Niepodległości można było dopisać sobie nazwisko „swojego” bohatera. Wpisałem Dziadka Legionistę – starego piłsudczyka, potem akowca, potem słuchacza Wolnej Europy. Dziadek wolności nie doczekał, umarł w lecie 88 r., a teraz ja pobiegłem nie tylko w wolnej Polsce, ale wolnej Europie. Wystartowaliśmy jako biało-czerwona flaga (to świetny pomysł organizatorów) – jedni koszulkach białych, inni w czerwonych.
Wystartowałem trochę za szybko: pierwszy kilometr w 3:29, drugi w 3:33. Zaczęła mi chodzić po głowie bezdyskusyjna życiówka z atestowanej trasy – czyli pobicie 36:03 z Biegu Niepodległości trzy lata temu. Urealnił mnie podbieg na wiadukt nad Alejami Jerozolimskimi – kilometr wyszedł w 3:43. I mniej więcej takie tempo mi zostało prawie do końca. Wyszło 36:53. Czwórka.
Finisz. Za mną Renata K., trzecia wśród kobiet. Fot. Magda Lewicka. Dzięki 🙂
Lubię sobie przed biegiem ustalić skalę ocen. Tutaj było tak: życiówka to marzenie, złamanie 36:30 to bardzo dobrze, złamanie 37:00 to dobrze, poprawa zeszłorocznego 37:37 to minimum przywoitości, poniżej rzucam bieganie 😉
A życiówka właściwie i tak wyszła. To dziwne, ale na 10 km mam trzy życiówki. Najlepsza jest z Kabat – 35:22, ale tam trasa nie ma atestu, bo prowadzi leśnymi dróżkami, a w dodatku z dokładnych pomiarów wynika, że jest o jakieś 160 m za krótka. Jeśli to prawda, to i tak chyba mój najlepszy bieg w życiu, bo te 160 m da się przebiec w jakieś 25 sekund, czyli znaczyłoby to złamanie 36 minut na prawdziwych 10 km. Ale w IAAF-ie by mi tego nie uznali, szukajmy więc dalej.
Życiówka na atestowanej trasie to 36:03 z Biegu Niepodległości trzy lata temu. Było pięknie, prosto i z górki. Czyli trasa nieregulaminowa – bo musi być w zasadzie po pętli (o ile pamiętam odległość między startem i metą nie może przekraczać w linii prostej 50 proc. długości dystansu czyli 5 km) i nie może być z góry (różnica wysokości nie może być większa niż 1 promil czyli 10 m). Stara trasa biegu tych warunków nie spełniała, czyli była nieregulaminowa.
Zajrzałem więc do mojego najważniejszego pliku. To historia którą zapisuję liczbami – czasy, międzyczasy, miejsca w klasyfikacji, trochę nazwisk tych, których poznałem, wyprzedzałem, mnie wyprzedzili. Od dobrych piętnastu lat. Ktoś by powiedział, że to wyniki biegów, a to moje alter ego, rzeczywistość równoległa, drugie życie. Przegrzebałem plik i znalazłem mój najszybszy bieg na atestowanej i regulaminowej trasie: 37:00, Maniacka Dziesiątka w Poznaniu 2007. Czyli wyszło na to, że dziś jest oficjalna życiówka.
Daleko mi do triumfalizmu, bo wydaje mi się, że 36:15 z Kabat sprzed miesiąca było szybszym biegiem. Bieganie wg planu zaczerpniętego trochę z notatek z kursu, a trochę od Danielsa nie dało porządnego efektu, bo i po miesiącu dać nie mogło. Mam teraz długie jesienne wieczory ery roztrenowania, żeby wymyślić, jak wytrenować się pod 10 km.
Ogłaszam koniec roku. Zaczynamy roztrenowanie. Trzeba oddać krew, żeby zrobić coś dobrego dla Polski i Polaków i zmniejszyć radykalnie obciążenie treningowe, żeby zrobić coś dobrego dla siebie. Dajmy sobie odpocząć fizycznie i psychicznie, żebyśmy mieli w przyszłym roku energię do rozwoju.
W tym tygodniu w weekend przydałoby się potruchtać jakieś pół godziny. Piszę jakieś, bo najlepiej nie patrzeć na zegarek. W kolejnym tygodniu – wyjść dwa-trzy razy na jogging. W kolejny jeden-dwa razy. W następnym raz albo wcale. I znów raz. I dwa razy. I trzy razy, tu już można trochę pomyśleć o czasie, raz pobiegałbym nawet godzinę oraz o tempie, drugi raz pobiegałbym trochę szybciej niż na joggingu.
Gratuluję wszystkim, którzy są zadowoleni ze swojego Biegu Niepodległości. Piszcie na blogu o swoim bieganiu, bo ja od jutra zamierzam pisać głównie o niebieganiu.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.