superkompensacja – 17 września 2007

Córka przedszkolak nie musi robić znienawidzonych przysiadów. Co to ma do biegania? Już wyjaśniam. Najpierw o superkompensacji. Pisze o tym w trzeciej książeczce guru Skarżyński, przejrzałem ją przed chwilą i mam teraz zagwozdkę. To co pamiętałem o superkompensacji, to prosta prawda, że człowiek musi też odpoczywać. Po jednym mocnym treningu możesz zrobić drugi lżejszy, trzeci mocniejszy, ale następnego dnia musisz odpocząć. Bo inaczej się zajeździsz, zarżniesz, sam się zadusisz własnymi nogami. Z poprzedniej lektury pamiętałem, że ta przerwa nie powinna być dłuższa niż dwa (a może trzy?) dni, ale teraz nie mogłem znaleźć jasnego zdania na ten temat. Schemat idealnej superkompensacji to pnąca się do góry sinusoidka. Na treningu tracisz moc, krzywa idzie w dół. Po treningu zaczyna się piąć. Przekracza punkt wyjściowy. Łapiemy ją zanim zacznie opadać i następnym treningiem ciągniemy do góry. Czasem po 24 godzinach, a czasem po trzech dniach. Ale guru Skarżyński pisze też o superkompensacji przed startem. Żeby 4-5 dni (a w moim wieku to chyba nawet 6 dni) przed startem zrobić ostatni mocny trening. Obliczony pod to, żeby w dniu startu złapać sinusoidkę w szczytowym punkcie. Trudno z tymi zaleceniami pogodzić moje plany treningowe na ostatnie i najbliższe dni. Ale z drugiej strony filozofia odpuszczania i luzowania, którą wyznaje mój guru wielokrotnie nie sprawdziła się na moim organizmie. Muszę przemyśleć, co z tym zrobić. Na jutrzejszym treningu (planuję szybkie, to znaczy w tempie maratonu, 6 km). Dziś była wzorcowa superkompensacja międzytreningowa. Czyli całkowity odpoczynek po wczorajszej trzydziestce i tygodniowym obozie. Zero biegania aż mi czegoś wieczorem zaczęło brakować. Dawniej zrobiłbym serię ćwiczeń razem z córką przedszkolakiem. Ale Moja Sportowa Żona odwiedziła wczoraj ortopedę za pieniądze, który to ortopeda kazał sobie niczego nie mówić, obejrzał gruntownie układ kostny córki przedszkolaka, powiedział, co jest, dodał, jak to zinterpretował ortopeda za składkę na NFZ (rzeczywiście) i stwierdził, że półtora roku robienia przysiadów wprawdzie nie zaszkodziło, ale nie było też specjalnie sensowne. W Ameryce człowiek pewnie mógłby uzyskać odszkodowanie od NFZ-u. Córce przedszkolakowi też jednak czegoś wieczorem brakowało, bo zapytała, czy porobimy brzuszki. Więc kiedy MSŻ pojechała na fitness, to my sportowo nie pozostaliśmy w tyle. Najpierw ja robiłem grzbiety i brzuszki na ławeczce, a córka przedszkolak fikołki na łóżku. A potem ona robiła brzuszki, a ja rozciąganie. Wszystkie mięśnie mam już gotowe do porannego treningu. 

Updated: 12 marca 2009 — 18:55

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.