Ale miałem w piątek twarde sutki, jak u modelki z Playboya. Dla biegacza to niestety nie najlepiej.
Ostatnio robią mi się takie zaburzenia gospodarki testosteronowej, po 20 minutach biegu twardnieją mi sutki, po 30 minutach jestem spocony, a po 40 sutki są już takie poobcierane, że w mikrouszkodzenia wciska się pot i zaczyna się już nieciekawie. W piątek nie było to dużym problemem, bo cały trening – wolne mini wybieganie – trwał godzinę. Ale na maratonach ludzie, którzy często mają taki problem, zaklejają sutki plastrami. Półśrodek to posmarowanie ich kremem, co po treningu uczyniłem.
W piątek robiłem eksperyment do sportowego tekstu nad którym pracuję. Kupiłem w aptece plastry na nos (10 sztuk 20 pln). One rozszerzają nozdrza, jak u Murzyna z południa kontynentu. Rzeczywiście więcej powietrza byłem w stanie zaczerpnąć nosem. Ale to nie znaczy, że więcej dostawało się do płuc, blokada była w krtani.
W sobotę zrobiłem sprawdzian na koniec tygodnia wyluzowania. Dwa razy trzy kilometry po żółtej trasie na maksa z trzyminutową przerwą w truchcie. Wyszło: pierwsza trójka ze średnią 3:47 na kilometr, druga – 3:45. Czyli szybciej, tak jak powinno być.
W zeszłym tygodniu rozmawiałem z trenerem Darkiem K., który postawił na głowie całą naukę, którą zaczerpnąłem od guru Skarżyńskiego. Trener Darek K. radzi biegać krótko (najdłuższe wybieganie to 1 godzina 10 minut), ale szybko (odcinki 400-metrowe szybciej niż tempo z rekordu na 5 km). To zachodnia szkoła trenerska, wprowadza ją teraz u nas Grzegorz Gajdus, trener dwóch naszych olimpijczyków. Trener Darek K. uważa, że trenowanie metodą Skarżyńskiego prowadzi do zatupania. Jest może potrzebne początkującym biegaczom, ale po kilku latach treningu także amator powinien pracować niemal wyłącznie nad tempem.
Ale z drugiej strony: dlaczego tak świetny czterystumetrowiec jak Paweł Januszewski nie jest w stanie dorównać wielu amatorom w ulicznych biegach na 10 km? Nawet gdyby zrobił sobie porządny BPS, to i tak nie dorównałby długodystansowcom-zawodowcom. Może trener Darek K. nie ma jednak racji?
Muszę o tym pomedytować.
Weekend zaplanowaliśmy sobie z Moją Sportową Żoną piękny. Jednego dnia nad Zegrze z jednym rowerem (ja bym wtedy biegł), potem deska, siatkówka, wieczorem impreza u znajomej. Drugiego dnia dwurowerowa wyprawa do Puszczy Kampinoskiej.
Zamiast tego wylądowaliśmy w sobotę rano na dyżurze lekarskim. Dziękuję Wam wszystkim za życzenia zdrowia dla MSŻ, ale coś się nie spełniają. W nocy z piątku na sobotę wyglądało na to, że choroba sama zadzwoni na 112 i zawiezie nas do szpitala.
Mam teraz taką prośbę do Was wszystkich. Pamiętacie akcję bodajże Faktu, żeby cała Polska natężyła się wyznaczonego dnia o jednej porze, żeby którejś z aktorek serialowych urosły piersi? Ja akurat w tej kwestii problemów nie mam (poza tym z własnymi sutkami, o którym było na początku), ale wpadłem na inny pomysł. Czy moglibyście dziś o 21.30 wszyscy natężyć się, żeby MSŻ wyzdrowiała? O 21.30 MSŻ bierze kolejną porcję antybiotyku, oby wreszcie pomogła.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.