Ślub jak z bajki. Pod urzędem się wypogodziło, spacer po Krupówkach, robiliśmy za misia, to znaczy ludzie robili zdjęcia Mojej Sportowej Żonie, wyglądała jak zjawisko, nimfa podhalańska, bogini seksualności, miss fitness i co tam jeszcze chcecie. Jak dostaniemy od kogoś z gości naszą fotę, to spróbuję wstawić. Toast na Gubałówce z widokiem na Tatry, wszystko w słońcu. Spacer do karczmy, góralska kapela, piosenka w wykonaniu gości pod przewodnictwem naszej świadkowej Sabiny W. i Królowej Podhala Izy S. Pierwszy raz w życiu widziałem, że MSŻ się wzruszyła. Kindziu, Kindziu pójdź do domu, hej wydajem Cię, nie wies komu. Teraz skacze nie po górach, tylko w gymu zimnych murach. Tyle zapamiętałem, kartkę zgubiłem, jak znajdę, to cały tekst zamieszczę, tak jak mojej żonie obiecałem.
Zabawa weselna jak z bajki. Jeden stolik co prawda nudził się niemiłosiernie, ale dwa pozostałe przepijały do siebie i przekrzykiwały się jak kibice na finiszu maratonu.
Może coś o bieganiu? W niedzielę czyli zaraz po nocy założyłem buty i pobiegłem ścieżką pod reglami. Bardziej symbolicznie niż treningowo. Tzw. fartlek, zabawa w bieganie wolne, kiedy mi się chce, szybkie kiedy się chce. Wróciłem naładowany nową energią na nowe życie. Ale okazało się, że parę minut po mnie wyleciał z pensjonatu Piotrek Sz., jeden z naszych gości – i zrobił biegomarsz na Giewont. Z Kuźnic dotarł na szczyt w 58 minut. O rany.
Życie biegnie dalej. W niedzielę mieliśmy jeszcze sesję zdjęciową pod Tatrami, najbardziej biegowe zdjęcie wygląda tak: MSŻ stoi przygotowana do sztafety, a ja nadbiegam z tyłu i przekazuję jej bukiet jak pałeczkę. Jak dostaniemy, to też wstawię. W poniedziałek dojechaliśmy z Rabki do Warszawy, pobiegałem tylko rano godzinę z hakiem po górkach. A dziś siedzę przykuty do komputera, piszę cały dzień tekst o restauracjach.
No prawie cały dzień, rano Kamil D. (też zawieszony jeszcze myślami między Poznaniem, gdzie kończył sztafetę, Zakopanem, gdzie był mi świadkiem i Warszawą) wyciągnął mnie na 43 i pół minuty biegania. Zrobiliśmy 10 km BNP, biegu z narastającą prędkością. Takie podbicie bębenka przed niedzielnym startem w Łodzi. Miałem już tej wiosny dwa dobre starty. Chciałbym sobie zrobić życiówkę w półmaratonie na nową drogę życia. Poprzeczka do przeskoczenia: 1:19:14.
Życie biegnie dalej. A wy? W poprzednim odcinku zabrakło do poprzeczki 23 komentarzy, ale mam nadzieję, że biegacie, chociaż wiosenna akcja się skończyła. Bo taka akcja, to – podobnie jak ślub – wcale nie koniec, ale szansa na nowy początek.
photophoto
2009/05/13 14:54:10
Gratulacje i najlepszego na nowej drodze zycia!!!
ja biore slub w najblizsza sobote – rano planuje jakies niezobowiazujace 7-8km na rozruszanie!
pozdrawiam
kubol
–
wojciech.staszewski
2009/05/13 19:31:14
kubol, to jakaś epidemia 😉
ktoś jeszcze?
może powinniśmy zmienić nazwę akcji na Polska Się Żeni?
–
beautyandb
2009/05/13 21:01:15
Wszystkiego najlepszego i gratulacje, panowie 🙂
Wojtku, chciałam tylko napisać, że pięknie piszesz o swojej sportowej żonie 😉 Ja w tym roku dobiegnę sobie do 10. rocznicy. Na razie razem z Polską dobiegłam do 33. urodzin – obchodziłam na trasie sztafety 🙂
–
biegofanka
2009/05/14 09:22:10
Wojtek, świetnie, że Wasz ślub się udał, kubol trzymam kciuki za Twój. Czytam o Waszych wynikach biegowych i podziwiam. Z mężem biegamy od ok. miesiąca. Chcielibyśmy wystartować kiedyś w maratonie, ale na razie to dla nas odległe marzenie. Synowie nas dopingują i my ich też w dyscyplinach sportowych, które uprawiają, więc myślę, że przy takim wsparciu uda nam się zrealizować założone cele. Wczoraj przebiegliśmy 6 km. Czuję się dziś świetnie, więc jutro też pobiegniemy. Na ten moment biegamy 3 razy w tygodniu, chyba wystarczy? Chętnie przyjmę rady od zawodowych biegaczy. Pozdrawiam:))
–
sfx
2009/05/14 10:31:23
Gratulacje, gratulacjami… oczywiście są należne nowożeńcom, więc i ja się mocno do nich dołączam.
Ale, ale…
gratuluję też, a może przede wszystkim tym, którzy co dopiero zaczęli się ruszać…
biegofanka… tak 3mać!! tego właśnie trzeba… nowych i nowych i jeszcze raz nowych zapaleńców.
Ja kontynuuję rozwój, przerzuciłem się na 5xtygodniowo… zobaczymy czy się nie wykończę, ale ruszam wg. guru Skarżyńskiego.
–
wojciech.staszewski
2009/05/14 13:05:09
biegofanka – sfinks ma rację, to za Ciebie i wszystkich co zaczynają najmocniej trzymamy tu kciuki.
3 razy w tygodniu to wystarczy (chociaż ostatnie 2 miesiące przed maratonem przydałoby się przeskoczyć na 4 razy w tygodniu). ale te 6 km to stanowczo za mało. jeśli myślicie o maratonie, to trzeba dwa treningi w tygodniu wydłużyć – do ponad godziny. powoli, wolniej niż teraz – ale dłużej. te treningi mogą być na razie z 2-3-4 przerwami na kilka minut marszu, ale chodzi o długotrwały wysiłek. trzeba nauczyć organizm spalać tłuszcz, a to się zaczyna dziać dopiero po pół godzinie. te wolne i długie treningi to podstawa do maratonu.
trzeci trening w tygodniu może pozostać na tych 6 km – próbujcie tu z tygodnia na tydzień trochę zwiększać tempo.
–
tokowy
2009/05/14 13:31:21
Mam tekst piesni, jakby co. Odspiewalem ja w drodze powrotnej moim dziewczynom, w przedziale pociagu wiozacego nas z pod samiuskich Tatr do stolicy. Trzymam kciuki za Lodz.
–
biegofanka
2009/05/15 11:39:52
Sfx i Wojtku, dzięki za Wasze wsparcie, bardzo się przyda, namówiłam już dwie znajome, które też zaczęły biegać. Wojtek, co do Twojej rady, bardzo dziękuję, oczywiście mamy zamiar od dzisiaj zwiększać dystans. Będę informować Was o naszych postępach i nie raz prosić o dalsze porady.