Kiedy w piątek rano wysłuchałem o Bydgoszczy wszystkiego, co miał mi w kolejnym odcinku do opowiedzenia ojciec, podjechałem po córkę licealistkę, załadowaliśmy rower na dach i pojechaliśmy do Puszczy K. Opis krajoznawczy podawałem chyba dwa tygodnie temu, nic się nie zmieniło. Z tym że puszcza rowerowo jest trudniejsza niż biegowo jeśli chodzi o planowanie trasy – trzeba uważać na piachy, bruk, ścieżki przez bagna.
Po 24 kilometrach poprosiłem córkę licealistkę o pomoc i zaczęliśmy się ścigać na ostatnich sześciu. Nie udało mi się przyspieszyć do pożądanego tempa 4:00, ale z równo utrzymanego (a nawet lekko rosnącego) 4:13 jestem zadowolony. Bardzo zadowolony.
To chyba jedyny pożytek z prób biegania trzydziestek piątek: że trzydziestka zrobiła się relatywnie krótsza.
W środku dnia popracowałem mały ciutek, bo tak naprawdę pozwoliłem sobie na ostatni piątek wakacji. Pisałem, że przyjechała do nas Rabka? Prezesowa (siostra MSŻ), Królowa Podhala (przyjaciółka siostry), obie z dziećmi. Po południu wybraliśmy się do parku linowego w Powsinie, żeby pokazać, co stolica ma najlepszego poza Syrenką i metrem. I żeby przeżyć razem trochę ekscytacji.
Razem – bo córka przedszkolak zrobiła trasę Odkrywca (to już drugi stopień, byliśmy z niej naprawdę dumni), a prezesowa z córką poszły na Adrenalinę (trzeci stopień). Królowa Podhala chodziła po ziemi z wózkiem, a my lataliśmy z aparatem fotograficznym. Chcecie jakieś zdjęcie? Córka przedszkolak pięć metrów nad ziemią.
Tu widać w oczach, że straszno (na Podhalu mówią: bojno). Na następnym zdjęciu widać pod spodem, dlaczego.
W sobotę zdążyłem przed deszczem zrobić BNP. To środek treningowy, który w BPS-ie, tym na stronie, wpisałem bodaj od piątego tygodnia. Ja sobie pozwalam na to wcześniej. Dobry BNP musi być wyrazisty, a prędkość musi rzeczywiście i skokowo narastać. Przebiegłem 45 minut – 15 z tętnem do 150, 20 z tętnem do 160 i 10 z tętnem ok. 170. Ponieważ kończyłem zdecydowanie szybciej niż w 4:00, to znów mogłem być zadowolony.
W niedzielę odpoczynek. A w poniedziałek podbiegi. Zrobiłem je ciut inaczej, na krótszym 200-metrowym odcinku w taki sposób: szybko do góry, szybko na dół (zbieg!), szybko do góry i odpoczynkowy marsz na dół. Powtarzamy sześć razy, mija pół godziny. Chodziło o to, żeby zbiegami trochę podkręcić szybkość, bo chciałem we wtorek wystartować na 10 km w Kabatach. Niestety, we wtorek jest rozpoczęcie roku w Fasolkach, a Moja Sportowa Żona ma wtedy zajęcia. Idę na Fasolki, bo póki człowiek normalny, to będzie dostosowywał plan do życia, a nie odwrotnie.
A jeśli mam jakiś plan na życie, to punkt który chciałem pokazać w tym odcinku bloga wygląda tak: sport jest fajny, rekreacja jest fajna, ale najfajniej, kiedy można wciągnąć w to dzieci i przekazać im gen sportowy. Bardziej robi się to przez przykład niż przez nasienie.
wqu
2009/08/31 21:21:53
Pod Twoją nieobecność Wojtku idziemy z Torexem reprezentować biegającą Polskę w Kabatach. W ostatnią sobotę ostatnie z trzech i pół okrążeń kabackiej pętli gładko pobiegłem tempem 5:40 – moim tempem maratonu. Faktycznie po tych trzydziestkach piątkach zmalał respekt dla dystansu dziesięciu kilometrów. To zresztą wcale nie musi być dobre. Isinbajewa też straciła respekt dla wysokości poniżej 4,80 co się w Berlinie zemściło choć jest w wyśmienitej formie. Na szczęście wciąż czuję duży respekt przed szybkim biegiem, liczę więc na zastrzyk przedstartowej adrenaliny. I na Torexa, który będzie uciekał 😉
–
torex
2009/08/31 21:36:19
no ba – na 10 km to Ci mogę uciekać, za to na dłuższych to ja obstawiam tyły.
Wojtku może się skusisz na 10 km w sobotę:
frograce.pl/
Co najfajniejsze przed biegiem głównym są starty dla maluchów, moja córa-szkolniak i syn-przedszkolak już zapowiedzieli, że będą biegać.
–
biegofanka
2009/08/31 22:21:07
Co do przekazywania genu sportowego, byłam pełna podziwu obserwując podczas sobotniej imprezy biegowej jedną rodzinkę sportową z Lęborka: najmłodsza córka 3 miejsce wśród biegu krasnali, starsza 1 m-ce wśród juniorek i najstarsza 1 m-ce wśród chempionek, a ojciec – 6 m-ce w klasyfikacji open głównego biegu na 15 km. Nie byłam pewna, czy to była rodzina, czy po prostu klub sportowy, ale sprawdziłam dzisiaj po nazwiskach, że to jednak rodzinka. Miałam ochotę podejść i zagadać na ten temat. Naprawdę świetna sportowa rodzina.
–
biegofanka
2009/08/31 22:24:00
Wqu, Torex – udanego biegu w Kabatach, a Twoim dzieciakom Torex – zapału do biegu i fajnego przeżycia:))
–
mksmdk
2009/09/01 10:01:50
Wojtek napisał „żeby pokazać, co stolica ma najlepszego poza Syrenką i metrem” szczególnie to ostatnie słowo mnie rozbawiło-miód na me serce-metro jest też najlepsze w Warszawie biegowo(oczywiście porównujemy się do autobusów tramwajów,szybkiej kolei miejskiej,pracowników biur w ratuszu i ew innych spółek miejskich-ale jesteśmy bezkonkurencyjni-trochę samochwała ze mnie i z nas – ale to prawda – może w końcu ktoś nam rzuci rękawice. To może napiszę coś o tym jak przeleciałem w sobotę trzydziestkę dwójkę w 2h50 z tego najlepsze jest ze miedzy 24 i 29km -tę 5kę zrobiłem w tempie 4:43min/km i udało się przyśpieszyć dobrze poniżej planowanego 5:00’/km i nie było to trudne.
–
kawonan
2009/09/01 21:59:19
A ja w niedzielę zrobiłem 12 km w 64 min. Myślałem, że będzie gorzej, bo nowe buty nadal obcierają pięty,ale po 3 km rodzinka dowiozła mi stare i w nich dokończyłem dystans.Dzisiaj biegałem interwały( w nowych) – pod koniec treningu znów podrażniłem piętę.Mam nadzieję, że je w końcu przełamię.A tak w ogóle w sobotę wróciłem z Zakopanego – Antałówka, Pardałówka, Droga Homolacka, Bachledzki Wierch – w takich okolicznościach przyrody odbyłem 4-y treningi( w starych butach).Po Tatrach też pohasałem- udało się przejść Orlą Perć w 4godz.40min!
–
wqu
2009/09/01 22:45:04
Nasz team biegowy dziś w Kabatach wybiegał życiówki. Torex dobiegł w niecałe 45 minut, a ja 2 minuty za nim. 47 minut na 10 kilometrów to jednak za piękne, by mogło być całkiem prawdziwe. Trasa nie ma bowiem pełnych 10km. A szkoda, bo wystarczyłoby ją odrobinę zmienić, tak jak biega Wojtek, i byłaby równiutka dziesiątka.
–
makos_wolomin
2009/09/01 23:12:19
to i ja sie pochwale. blog czytam regularnia, ale rzadko sie wypowiadam 🙂 zadebiutowalem na Kabackiej dyszce. czas okolo 44:30 musielismy sie spotkac na trasie, bo ostatnie 2 km to byl u mnie prawdziwy ogien :)) pozdrawiam
–
wojciech.staszewski
2009/09/02 11:47:52
gratuluję, żałuję, że nie mogłem się pościgać, a potem popatrzeć jak finiszujecie.
ale dzięki torex za podpowiedź. jedziemy w sobotę całą rodziną do Żabińca (Frog Village 😉 , biegnę na 10 km.
–
biegofanka
2009/09/02 12:19:57
Również gratuluję wybieganych życiówek:))
–
ocobiegatu
2009/09/02 21:04:58
A ja dziś w idealną pogodę maratońską zrobiłem sobie urlop aby się porekreować..:).
Rano poszedłem do parku (1km) i pobiegłem 10km w 60minut. Wróciłem do domu, wypiłem izotonik i poszedłem do sklepu po banany , denerwowała mnie kolejka bo miałem cos w planach przecież.. Wrociłem znów na chwilę do domu. I znów do parku – tym razem chód sportowy 15km w 1.51 z tętnem 120 czyli 0,65% Hrmax , poziom tak zwany regeneracyjny.. Powrót do domu , napoje . A potem znów – 10km w 56 minut. BNP..hihi. Wyszło w sumie 43km w 5.36. Z tego 20km biegu.
Dobrze sie czuję ale metody nie polecam. Po to aby to robic trzeba trenowac techniki chodziarskie. Nie znajdziecie takich metod chyba w żadnych planach , w życiu robi sie rzeczy głupie..:) , ale jestem bardzo zadowolony bo życiówkę juz mam…
Acha – naprawde nie nalezy robic maratonu przed maratonem …ja biegłem tylko 20km a , że sie tam wplatało 23km chodu to inna sprawa..))
–
biegofanka
2009/09/03 14:14:20
A ja się przeziębiłam (to chyba po tej sobocie, za dużo wylałam na siebie wody w czasie biegu) i wczorajszy trening odpuściłam… niestety… Może jutro dam radę. Ocobiegatu – zależy mi, aby w przyszłym roku osiągnąć wynik podobny do Twojego wyniku z Dekorii… Jakoś muszę dać radę… mam cel i chcę go zrealizować…
Takie małe spostrzeżenia odnośnie tej 15-tki, po pierwsze K-40 uzyskały lepsze wyniki, niż K-30, więc przede mną jeszcze poprawa wyników; po drugie myślałam, że tylko wysokie długonogie kobiety są w stanie osiągnąć super wynik, dlatego tym większe było moje zdziwienie, kiedy na pierwszym m-cu na podium w K-30 stanęła mała, drobna kobietka – niesamowite… osiągnęła świetny wynik. To mnie podbudowało… W każdym razie nie zraziłam się po pierwszych zawodach na dłuższy dystans…. wręcz przeciwnie… mam duży zapał…
–
wojciech.staszewski
2009/09/03 15:02:11
Biegofanka. Mali ludzie są jak żywe motorki. Wojtek Staszewski, 173 cm, do 15 roku życia najniższy w klasie
–
ocobiegatu
2009/09/03 17:57:14
Biegofanko – na razie spośród oficjalnie zgłoszonych zawodników Polska Biega na tej trasie to ja jestem rekordzistą..:). Tak łatwo tronu nie oddam ale życzę Ci ,abyś za rok rekord podgryzła…. Tymczasem po maratonie jestem w swietnej kondycji psychicznej. Udało mi sie to łyknąć..Moze treningowo to nie zaleca sie aby biegac tak duzo przed pierwszym maratonem. Mało jednak mówi sie o podejściu psychicznym amatora. A o tym właśnie można podczytac miedzy wierszami z mózgowych teorii zmęczenia. Jest taki dialog między organizmem a mózgiem (dyrektorem). Organizm ma udowodnic , ze bedzie dobrze a mozg to zaakceptowac i pozwolic na wiecej..
Jak ktos biega tylko do 35km to jak ma udowodnic główce , że da radę więcej ?
Zawsze mogą byc wątpliwości , ze sciana jest na 36km.
Ja biegam tylko do 25km , raz było u mnie 25km bieg plus 5km chód.
Typowym oszustwem w fizjologii wysiłku jest trening interwałowy – biegamy szybko ,pozniej trucht – główka zapomina o truchcie i pozwala pozniej w zawodach na dluzszy bieg typu tempo. Ja to zrobiłem podobnym oszustwem, tyle ,ze z chodem sportowym.Po odpoczęciu w chodzie na 15km az dziwilem sie , że mam tyle sil , nie bylo jakiejkolwiek sciany. No była …jak wróciłem do domu i spotkałem sie ze ściana murowaną..:).
–
sfx
2009/09/03 21:00:53
A ja dziś zakończyłem przygotowania do Piły… lekkim rozbieganiem 12k na mojej ulubionej trasie Koszalin – Mścice – Koszalin z małym „ALE”…
to „ALE” zauważyłem, ale dopiero teraz, że jest też opisane w pewnym serwisie informacyjnym…
A więc rozpocząłem, tradycyjnym na tej trasie, zbiegiem od domciu. Na końcu zbiegu z lekką górką pośrodku (po ok. 1,5km) jest mostek… na nim należało zawrócić, bo choć nigdy to się w mej 31 letniej karierze nie zdarzyło – nawet w czasach dziecięcych zabaw w tej okolicy – tym razem mostek był umiejscowiony w niecce basenu o głębokości ok. 1 m (w sumie robiąc z lokalnej rzeczki namiastkę Wisły 😉
Wybrałem się podczas zaniku deszczu, a więc zawróciłem i skorzystałem z mostka usytuowanego ok. 8m wyżej, z którego roztaczał się dotąd mi nieznany widok zalanego wąwozu małej rzeczki.
Udałem się w dalszą drogę lekkim objazdem (w sumie nie nadrabiając więcej niż 50m), a dobiegając do lasu odczułem na sobie kilka kropel urywających się z nadchodzącej chmury. Chmura, niczego sobie, stała się lekko oberwana, a więc waga moja wzrosła o balast wodny. Spotęgowane było to tym bardziej, iż pobliska droga nie poskąpiła mi kąpieli wśród rozpryskujących się fal spod nadjeżdżających tirów 🙂
Wracając deszczu już nie było, lecz tiry wciąż podążały tą drogą roztaczając wilgotną aurę.
Wróciłem, zrobiłem tradycyjne rozciąganko i po kąpieli wyschłem. Cyframi opiszę: 12k w 63 minuty przy średnio 139 uderzeniach serducha.