Złoto

To miał być zupełnie inny odcinek bloga. O tym, jak Polacy wygrali złoto, a my we czwórkę jak to oglądaliśmy, wyskoczyliśmy z kanapy do góry. O tym, że na balkonie od początku drugiego seta wisi białoczerwona flaga, bo serce człowiekowi rośnie, kiedy może być dumny z orła. O tym, że hymn we czwórkę odśpiewaliśmy z telewizorem. Moja Sportowa Żona, Aga, Grzesiek i ja.

I o tym, że biegliście we Wrocławiu. Żyłem tym przez pół niedzieli, aż MSŻ krzywo na mnie patrzyła, że zamiast napawać się kajakami na Pilicy – a Pilica świetna jest na kajaki – esemesuję w sprawie wyników (dzięki Michał za sms-a z czasem Dzikiego, byłeś szybszy niż DataSportSystem). Więc miało być o tym, że Polska zaczęła właśnie wielkie jesienne bieganie. Że Dzikiemu się udało urwać 20 sekund z wymarzonej bariery, do której poprzednio zabrakło mu sekundy. I że to jest ta maratońska poezja, miesiące treningów, które poprawią życiówkę o 21 sekund. Pół sekundy na kilometrze. A ile szczęścia.

Że Sfinks poprawił się przez rok chyba o godzinę. I z tego co wyczytałem w komentarzach między wierszami jego organizm za to zapłacił, ale już fruwa, jak to sfinks. Że ocobiegatu dobiegł z matematyczną dokładnością. Że po Bolku, też wiem z komentarzy, tym razem maraton się przebiegł, ale odnalazł na mecie inne radości. To nie niusy, ale biegowa mozaika szczęścia.

Niezła sportowa piguła. Oprócz siatkówki i biegania podkreślę jeszcze te 16 km po Pilicy, człowiek by się nie spodziewał, że 45 minut od Warszawy jest taka przyjemna przyroda. Na odpoczynkach wyciągaliśmy z kajaka piłkę i odbijaliśmy, słońce świeciło, żyć nie umierać.

Słowem: miało być o tym, jak to wszystko mnie ładuje energią na obóz. Bo dziś zacząłem obóz biegowy przed maratonem. Robię to od jakichś trzech lat: przedostatni tydzień przed ważnym biegiem dociskam jak zawodowcy. Nie jest tak, że każdy maraton po obozie jest świetny. Ale każdy bez obozu (kiedy odpuszczę ten kierat) jest najwyżej średni.

Ale nie będzie, bo o 15.15 obóz skończyłem. I jest źle. Czarno w duszy. Nastrój nie siatkarski, raczej koszykarski graniczący nawet z piłkarskim.

Już opowiadam. W piątek zrobiłem weekendową trzydziestkę, tym razem z przyspieszeniem aż na 10 km. Trochę za słabym (tylko do 4:25), ale pocieszałem się, że było za gorąco, biegłem sam, wyniosło mnie wałem wiślanym do Obórek, to chyba już za Konstancinem, byłem, gdzie nigdy nie byłem. W sobotę dołączyłem do biegającego szefa na ostatnie kółko jego trzydziestki, zrobiliśmy szybką dziesiątkę. W niedzielę rekreacja. W poniedziałek rano szybkie pół godziny, interwały 3:15 szybko, 1:45 wolno, powtarzamy sześć razy.

Ból powrócił na czwartym powtórzeniu. Ciepłe kolano, rozsadzające kolano, promieniowanie do łydki. Ale co tam, siatkarze wygrali z Francuzami, to ja nie wygram z lekkim przecież bólem. Dobiegłem, poskarżyłem się MSŻ na nogę, zrobiłem zimny okład, popracowałem na łóżku (fajną mam pracę, mogę popracować na łóżku, nie?), pojechałem do pracy. Potem logistyka była precyzyjna: przyjeżdża MSŻ, jemy obiad, zostawiam samochód pod gazetą, MSŻ mnie podrzuca do metra, jadę do ojca w stroju biegowym, a potem lecę od niego do gazety po samochód.

Wybiegłem o 15.00. Ból się przyplątał po dwóch kilometrach. A po trzecim zaatakował jak Piotr Gruszka – bezwzględnie, z determinacją, na zabój. Przez 50 metrów próbowałem go pokonać. Ale to nie miało sensu, ból narastał, czułem, że to już nie jest walka, tylko głupota. Zacząłem kuśtykać, to prosta droga do załatwienia sobie nogi na długi czas.

Metro, autobus, zamknięty gabinet lekarski, słynna terapeutka Ewa W. nie odbiera. MSŻ mnie przytuliła, zrobiliśmy konsylium, ale nie jesteśmy przecież ortopedami. Wygląda to na jakiś stan zapalny, poszedłem do apteki (z córką 1klasistką na rowerze, bo przecież sport to zdrowie), mam coś do łykania, coś do smarowania.

Ale wiecie co? Świetny i szybki biegacz Bogdan B., z którym rozmawiałem tydzień temu do Biegania powiedział za co nie lubi sportu. Że można w jednej chwili zaprzepaścić wiele miesięcy harówy. Czuję, że te wybiegane hektary pójdą na marne. Może się wyleczę, może pobiegnę w Warszawie, ale nie będę miał tej nagrody w postaci poprawionej o małe oczko, o 21 sekund życiówki, bo bez obozu nie ma sukcesu. Może Warszawę przetruchtać, zaatakować Poznań, ale też źle to widzę, że BPS ustawiłem pod Warszawę, co mam robić przez te dodatkowe tygodnie.

Taki jest sport. Widzieliście w telewizji Piotra Gruszkę w koszulce Sebastiana Świderskiego? Bo SŚ nie pojechał na mistrzostwa z powodu kontuzji. Dramat.

Ja wiem, że bieganie to nie jest całe moje życie. Że rodzina ważniejsza, że praca ważniejsza. Ale boli mnie to, jak podstępnie ugryzło mnie tym razem życie. Bo np. jak w pracy miałem kryzys, to się przyłożyłem, pogadałem, przemyślałem, zmobilizowałem i poprzednia wierszówka była dobra, zobaczymy jak z wrześniową, ale chyba źle nie będzie. A z takim gorącym kolanem, co zrobisz? Nie przyłożysz się, nie pogadasz, nie przemyślisz, nie zmobilizujesz się. Nie można biegać więcej, żeby dobiec do sukcesu. Można posmarować maścią, przypomnieć sobie modlitwy proszących, spróbować znaleźć kompetentnego specjalistę. I patrzeć, jak pacemaker z napisem 2:50 rusza w drogę i nie zabiera cię ze sobą.

Updated: 14 września 2009 — 18:55

  1. sfx

    2009/09/14 21:55:53

    Tak. Koniec Wrocławskiej przygody 🙂
    Plan wykonany w 110%, lecz nie bez dozy dodatkowych doznań.

    Jak to dziki wydumał „robocza odprawa” była przydatna i dała pewnego kopa. Tego nam wszystkim, i tym na 5h i tym na 2h30 potrzeba. Telefoniczna pogawędka na wrocławskim rynku przez „głośnomówiący” z dżonem to było coś. Wspólnie z dzikim zrezygnowaliśmy z propozycji skosztowania dóbr regionalnych polecanych przez Andrzeja „Ocobiegatu” :). Ja poprzestałem na wcześniej skonsumowanym pucharze lodów, a Dziki uraczył się wyśmienitym sokiem jabłkowym. To dało energię.

    START

    Rajd dla mnie zaczął się po rozgrzewce. Na starcie ustawiłem się w miejscu, które miało wyznaczyć przybliżony czas, jaki upłynie od wystrzału startera do powtórnego pojawienia się w tym miejscu. Dla mnie miejscem tym były żółte balony na 3:45. Plan rekreacyjny, treningowy, wycieczkowy… po prostu lekki. Abym mógł bliżej poznać Wrocław. Przypomnę, że 3 strategie do wyboru obejmowały czasy 3h30, 3h45 i 4h00. Ruszyliśmy.

    Tempo stabilnego wzrostu. 5:40… 5:30… 5:20… 5:10… 5:00… baloniki nie wiem kiedy, ale chyba po 2km zostały za mną. Przede mną roztaczał się widok czerwonych… bujały się na boki w odległości ok. 300m, ale nie uciekały. I tak mijał miło czas. Pierwsza piątka 25:30, kolejna 24:49, potem 24:56, następnie 24:55 i 24:43. Równo miarowo i coraz szybciej. Baloniki się zbliżały. Kolejna piątka 24:29 i to ta, gdzie był ten osławiony podbieg. Na 32km baloniki 3:30 były już na wyciągnięcie ręki (15-20 sekund przede mną), a plan zakładał, że właśnie teraz mam przyspieszyć. Jednak ta piątka skończyła się właśnie w tym momencie. Nadeszło zwątpienie. Dotarło też do mnie, że plan i tak jest zrealizowany. Punkt gastronomiczny, który pojawił się na 10km do mety postanowił mnie zatrzymać :), i nie z powodu zmęczenia, znużenia czy jakichkolwiek dolegliwości. Tak sobie pomyślałem, że przecież planowałem sobie chodzić na każym „jedzonku”, więc dlaczego by nie zacząć od 32km? Choć w głowie był już przelicznik i wynik 3:26-3:28, to pozostał on w sferze „domniemania”.

    O kilometrach pomiędzy 32, a 38 mogę powiedzieć, że były one „konsultacyjne” – miałem możliwość zapoznania się z bolączkami kilku innych, którzy również postanowili sobie „pochodzić”.

    Wprawdzie nawet chciałem dojść tak do końca, ale kalkulator jeszcze w głowie pracował i powiedział, że choćbym się czołgał to i tak 4h będą złamane. Cel pośredni (3h45) również nie należał do nazbyt ambitnych. Pozostał jeszcze taki magiczny czas, z którym warto było się zmierzyć. Mianowicie 3:42. Dlaczego? Taką życiówkę ma mój biegający rywal. Przed moim startem powiedział, że mam ją poprawić, żeby miał większe motywacje gdy stanie na starcie w Warszawie.
    Tak więc moim celem stało się 3h42. Ruszyłem. Od 38km powróciło tempo z począku… 5:40… 5:30… 5:20… 5:10… 5:00… 4:50… 4:40 i tak już do końca. Momentami nie było lekko, ale dawało radę. W międzyczasie okazało się, że chciałbym mieć na mecie brutto nie gorzej niż 3:40. To też się udało. Spokojnie, bez finiszu, lekko i z uśmiechem. 110%


    sfx

    2009/09/14 21:59:55

    META

    Inna bajka. Namiastkę miałem już w Krakowie.
    Po wyśrubowaniu czasu na 3h38m30s skierowałem swoje cielsko w stronę punktu masażu. Tam dojrzałem maryśkę, z którą zamieniliśmy sporo zdań. Stwierdziła, że jestem co najmniej blady, a tak naprawdę to zielony (i nie jest ona jedyną osobą, która dostrzegła we mnie kosmitę). U mnie to norma (ale ja przecież siebie nie oglądam, więc co mogę mówić). 🙂 Posiedzieliśmy trochę, a ja potem poszedłem się położyć. Jak wstawałem, to musiałem kłaść się z powrotem, bo była kręcioła :). Trwało to tak 1h30, tak więc czas mi się nie dłużył, ale znowu trafiła na mnie maryśka i kategorycznie kazała mi się zgłosić po pomoc. Szkoda, że nie nalegałem na to wcześniej, bo nawet się w ambulansie pytałem, po 20min od mety, czy mogą na to coś zaradzić. Glukoza w każdym razie postawiła mnie na nogi. Nabrałem nowych doświadczeń. Przyjemnie pogawędziłem z „obsługą”. Ja na szczęście nie miałem prawdziwych problemów (jak choćby mój współpasażer ambulansu).

    Szacun dla maryśki… zna z dziesięć tysięcy osób, a ja jeden zawróciłem jej d… przez pewnie grubo ponad godzinę.

    W sumie nie ma tego złego coby….. nie musiałem czekać na losowanie, bo losowanie zrobili krótko po tym, jak wyzwoliłem się z problemu 🙂
    Samochód trafił we właściwe ręce… ale szkoda, że nie moje 🙂

    I tym optymistycznym akcentem zakończę.

    Poznań będzie lepszy !!!


    izabiegajaca

    2009/09/14 22:01:44

    Wojtku, nie wiem co napisać, bo jestem na samym początku drogi, którą Ty już dawno biegniesz. Na pewno jest wiele rzeczy, które teraz, kiedy ta jedna odpływa, zobaczysz w innym świetle. Organizujemy w Starej Miłośnie maraton, jeden z ostatnich w sezonie, 24 października w tym roku. W zeszłym roku było 36 zawodników, wielu z nich startowało u nas, bo z powodu kontuzji albo choroby nie mogli wystartować w Warszawie albo w Poznaniu. Mówili: dobrze, że jest taki koleżeński maraton, to chociaż sam dla siebie pobiegnę w tym roku, skoro nie wyszło to, co miało wyjść. Trasa leśna, bez atestu, ręczne mierzenie czasu, bieganie na pętli, ale dużo radości biegania i fantastyczne dzieciaki w wolontariacie i…to coś, dzięki czemu ja sama przeszłam drogę od wolontariusza do biegacza.


    sfx

    2009/09/14 22:05:06

    Aha. No i najważniejsze z mojego chwalenia się.

    POZNAŃ październik 2008 = 4:53:27
    KRAKÓW kwiecień 2009 = 4:07:42
    WROCŁAW wrzesień 2009 = 3:38:30
    POZNAŃ październik 2009 = 3:??:??


    bolek.03

    2009/09/14 22:12:49

    Szkielet, trzymaj się! Będzie dobrze!


    sfx

    2009/09/14 22:21:20

    Zamęczę Was, ale coś jeszcze mi się przypomniało.

    90 minut odpoczynku po dotarciu do mety i myśli jakie mnie naszły.

    Powiem (napiszę?), że to coś jest fenomenalne.

    Jak sobie tak leżałem i myślałem, to trzymało mi się jedno głowy… że jak wstanę, to znowu się położę… i jak tak dalej pójdzie, to po cholerę mi te męczarnie. Po co mi te maratony? Czemu jestem na tyle głupi, żeby doprowadzać się do stanu niższej – czyli leżącej 🙂 używalności. Po co mi to?

    Wszystkim tu zakomunikuję.
    TO ZNIECHĘCENIE BŁYSKAWICZNIE MIJA. CHĘĆ DO BIEGANIA TRWA.
    Nie mogę się doczekać kolejnego startu. Nawet jeśli i ten na końcu będzie obarczony pewnym dyskomfortem. Ale wtedy po glukozę pójdę zaraz „po”, aby stanąć twardo na nogach szybciej niż wczoraj.


    sfx

    2009/09/14 22:30:57

    A co do Ciebie Szkielet… nie do pozazdroszczenia. Życzę powodzenia. W końcu to tylko 13 dni.

    I dlaczego tak się dzieje?
    Maryśka też wciąż szuka tego dnia, kiedy będzie mogła normalnie funkcjonować, a na razie nam wszystkim kibicuje.

    Niby wszystko „teoretycznie” jest dobrze. Odpowiedni trening, odpowiednie rozciąganie i zapobieganie, odpowiednie leczenie. A jednak. Nie wszystko da się przewidzieć, nie wszystko da się wyeliminować, a potem pozostajemy z wieloma tygodniami treningu i brakiem szans na wygraną w zaplanowanym terminie.
    Ale w końcu i to mija. Będzie dobrze. MUSI BYĆ DOBRZE.
    Przypomnę optymizm, determinację i samozaparcie Mai Włoszczowskiej, którą również ominął najważniejszy start w ostatnich dniach. A i na blogu wspominałeś o nie biegających Polakach – naszej złotej młociarce. Jutro wybieram się na Pedro’s Cup, gdzie właśnie jej zabraknie.


    mksmdk

    2009/09/14 23:10:20

    Wojtek trzymam kciuki za twoje zdrowie za kolano za psychiczna czesc tej materii jaka jest chec zwalczenia kontuzji – napewno sie uda.Ale od razu nasuwa sie takie analityczne pytanie- jest skutek to gdzie lezy przyczyna? nie chce sie tu wymadrzac i nie bede ale napisze tylko tak – odpoczynek i regeneracja jest b wazny w treningu na 2 tyg przed M moze nie powowinno sie dociskac jak zawodowcy? – wtedy latwo o kontuzje.Z mojej osobistej teorii sportu podpartej paroma latami sportu prawie polzawodowego w mlodosci (choc inna dyscyplina) i po 4 latach biegania martonow(korzystajac m.in. z Twoich rad) tak mi wychodzi.Nie dokonca jestem zwolennikiem planow polegajacych na stachanowskiej pracy (czyt Greiff) -owszem prace trzeba wykonac – ale nie przed samym startem, tak samo jak czytam ze biegacze stosuja dlugie wybiegania tj np 30-35 km na dokladnie tydz przed maratonem to sie za glowe lapie (organizm nie jest sie w stanie zregenerowac w tydz) Skarzynski pisze o treningu budujacym i destrukcyjnym wyznacza granice empirycznią na 2,5 h gdzie ponad 2,5 h jest destrukcyjne i nalezy sie organizmowi dluższa regeneracja.Oczywiscie wszystko to jest wzgledne i kazdy osobniczy przypadek nalezy rozpatrywac osobno ale jesli nie miałeś zadnego epiodu zw z urazem tego kolana to to jest zmeczenie materiału i jesli chcesz jeszce długo biegac i miec z tego radoche a nie walke z bolami to ……nie tedy droga …..napeno nie w takim podejsciu jak napisałes „bo bez obozu nie ma sukcesu” nie bedzie sukcesu w wawie ale popatrz na to tak ze to jest znak bodziec taki niestety negatywny ale jednak do dokonania analizy.Moze sie myle i wymadrzam tu u Ciebie ale tak mi sie wydaje. Sam mam ogromna rozterke majac w planach akcje marton berlin -warszawa w 7 dni i moze nie pownienem a jednak pewnie to zrobie ale bez dociskania przed, bez obozu.Troche dlugo i mam skropoly ze tak tu wyskoczylem z tym tekstem ale sorry tak mi sie wydaje. Zycze zdrowia a i na koniec pochwale sie „tesciem” 61latkiem i jego debiutem w niedzielnym martonie we wroclawiu 3:53:20 netto brawo Andrzej.


    maryska_21

    2009/09/15 08:27:04

    Wojtek nawet nie wiesz jak bardzo rozumiem co czujesz….
    PRzeżywasz pewnie nawet bardziej niż ja sama …ja nie szykowałam się na życiówkę..
    SFX…..obiecuję, że w Poznaniu…będę miała lusterko…będzie okazja zobaczyć samego siebie….no i dzięki za miłe słowa o mnie….
    Wszystkim..gratuluję osiągniętych wyników.
    Nawet nie wiecie, jak bardzo zazdroszczę Wam tego pomaratońskiego bólu nóg…


    kalabris

    2009/09/15 09:10:31

    sfx!!! jesteś wielki!!! czytałam relację z zapartym tchem. Progres jaki poczyniłeś jest kosmiczny. I jeszcze będziesz w Poznaniu??? ja tez tam będę debiutować w drużynie portaloweji mam nadzieję, że dobiegnę….

    Wojtku, nasz trenerze, którego słuchamy jak… Myslę, że jesteś pod presją, bo tyle ludzi na Ciebie patrzy, jak trenujesz, jak sobie radzisz, jak startujesz… dla wielu jesteś wzorem godzenia pracy, rodziny i treningów – jak się organizujesz, jak to wszystko ogarniasz… Myślę, że wszyscy my tu „gazetowi” begacze i inni trzymamy za Ciebie Kciuki!!!


    piotrek.krawczyk

    2009/09/15 09:33:25

    Hej, tu Dziki. Na Johna pocieszenia nie podziałają, twardy jest nie miętki 🙂 i ambitny, kocha się ścigać, rywalizować. Gdybym nie był zającem w Warszawie na 4:00 to napisałbym Ci: z przyjemnością wygram z Tobą drugi maraton po 12 latach. W języku mojej specjalności zawodowej to się nazywa terapia prowokatywna 🙂
    Przy okazji zapraszam chętnych do grupy na cztery godziny w Maratonie Warszawskim. Będą konkursy, serwis turystyczny dla przyjezdnych i wewnętrzne zawody: kto najszybciej przebiegnie maraton równo w 4 godziny 🙂 Za złamanie bariery 4h nagrody – ludziki z sylwetką biegacza do przyklejenia na auto (kolor i płeć do wyboru). Za nie złamanie 4h taka sama nagroda. Mogę też przenocować kilka osób w Ośrodku prowadzonym przez moje Stowarzyszenie 4 minuty tramwajem od startu, dojście do tramwaju 8 minut. Warunki: materace/sofa, kuchnia, internet, łazienka z prysznicem, rowery, materiały edukacyjne i terapeutyczne 🙂 itp.
    A pod poprzednim wpisem znajdują się zwierzenia Dzikiego po Maratonie Wrocławskim.


    maryska_21

    2009/09/15 10:33:38

    Dziki….
    Jeżeli Achilles przestanie mnie boleć..to z wielka przyjemnością podłaczę się do wagonika z napisem 4.00..a i noclegiem nie pogardzę:)))


    ocobiegatu

    2009/09/15 11:22:39

    Restauracja MaratonWrocław , prawie 2000 klientów..:).
    A jednak w hali od razu napotykam Dzikiego.. PRZYSTAWKA- pierwsze 10km trochę poniżej 63 minut.
    Jakos byłem zobojętniały.Naśnione 3-4 godziny
    Pierwsze kilometry to wszystko- i radość i zniechęcenie i obojętność..
    Najgorsze było na około 6km poczułem pobolewania piszczeli. Czasem to mam na biegach długich. Nie mam tego na 5,10,15km gdy biegam intensywnie. Tu miałem złe chwile, pomyślałem zrobiłeś maraton 11 dni wcześniej , dołożyłeś życiówkę na 10km i życiówkę na 5km (wg planu BPS na Polska Biegaw środę ,w ostatnim tygodniu ale chyba z akcentem przesadziłem..).Pomyślałem , że może to się rozwinie w ból i będę się męczył tak do końca biegu..W piątek pobiegłem 5km w 31 minut i jakieś pobolewania miałem.Przystępowałem do maratonu z obawami , czy aby za wiele ostatnio nie biegałem przecież , choć się dobrze czułem , mogło się To gdzies skryć.. Na szczęście po kilku minutach przeszło.
    DANIE GŁÓWNE 20km w tempie – 10km /61 minut.
    Kelner przynosi danie główne..20km łouu, ależ tu podają ..).
    Czułem się coraz lepiej. Właściwie cały maraton został rozegrany na główce..
    Z każdym znakiem ( typu 15km) czułem się bardziej pobudzony i zadowolony.
    Połówka równo na 2.10 . W tym czasie czarni klienci już powoli zbierali się do wyjścia z restauracji..). Miał być chód sportowy po 21,1km ale nie zrobiłem tego , pierwotnie ten mój maraton to miał być na 4.30-5, z chodem . Dobrze się czułem , trochę tylko pochodziłem , może 1-1,5km na wiaduktach . Rozbawił mnie jeden zawodnik co truchtał z tyłu za mną na górce i nagle mówi oj z Korzeniowskim to nie wygram..Troche pogadaliśmy o chodzie. Restauracja to jemy. Byłem rezydentem stołów szwedzkich..)). Tylko izotoniki , za każdym razem banany. Dużo tego było ale udało się plan na 2% odwodnienia tyle było po biegu. DESER – 30-42,2 km w tempie 10km/57 minut.
    Na 30km pstryknąłem i Pan Starszy przyniósł deser).
    Świetnie się czułem , żadnej ściany nie było. Przeliczałem sobie wcześniej spalanie tłuszczu , węglowodanów , wiedziałem na jakim tętnie mogę biec aby takich rzeczy nie było.Wymyśliłem nawet wzór na ścianę w maratonie jak dopracuję to tu wkleję).
    Były tylko wątpliwości po 35km – znów wziąłem banana i zacząłem podjadać..
    I pomyslałem – no czyś ty zwariował ? przecież strawisz to w domu …jakos zjadłem ale zwolniłem tempo.Banan a sprawa Polska..) – nie, banan a prawdopodobieństwo kolki w relacji do tempa biegu ,v02max i hr – na piśmiennictwo nie natrafiłem…)).
    Gdyby ktoś pisał dyplom albo doktorat na tym – proszę dać znać..)).
    Tak , miałem dylemat z tymi bananami – na 20km jakoś poczułem coś pod lewym żebrem ale przeszło..
    Na tym etapie deseru prześcignąłem aż 218 zawodników i szczęśliwy wpadłem na metę. Mogło być szybciej ale nie o to mi chodziło. Może byłoby to zwiazane ze zbyt dużymi kosztami uzyskania wynikuWzór w przygotowaniu ..:). A tak to dolegliwości nie ma , mięśnie tylko troche bolały , wczoraj zagrabiłem całą działke. Maraton jako trening BNP..). Jeszcze muszę pochwalić trasę.
    Jest to jedyna trasa w Polsce , na której dosłownie obiega się miasto naokoło. Plan trasy wygląda niemal jak zdjęty ze stołu generalskiego . Bitwa biegacze miasto..)).
    Wypustki , kliny w jedną i drugą stronę ale nie ma biegania jak tygrys w zoo czyli tą samą ulicą w jedną i drugą stronę..


    beautyandb

    2009/09/15 11:46:52

    Tak, to jest ta chwila, kiedy ma się ochotę rzucić to wszystko w kąt… Ja tak miałam na mecie w Dubaju, jak się tam doczlapałam po 9 km spaceru. Ale po dwóch godzinach mi przeszło – jak popatrzyłam na ludzi ktorzy konczyli jako ostatni w limicie.
    Filozofując nieco – sport nam pokazuje, że nawet jeżeli nam się wydaje, że doskonale panujemy nad swoim ciałem, nad swoim ja – to nam się tylko wydaje. Ja akurat za to go cenię.


    biegofanka

    2009/09/15 12:42:18

    Wojtku – cóż mogę dodać… trzymam mocno kciuki! Wierzę, że dasz radę… tylko może teraz przyhamuj… podejdź spokojniej… może to tylko dopomnienie się o chwilę wytchnienia, pamiętasz, jak sam stwierdziłeś, że po odpoczynku też może wyjść super bieg…, może i życióweczka:))


    biegofanka

    2009/09/15 12:49:16

    Jak nasi siatkarze wygrali i był hymn, mieliśmy z mężem łzy w oczach… drużyna z charakterem… wtedy się wygrywa…
    Wojtku – jeszcze dodam, według tego, co napisał o Tobie Dziki, że z Ciebie twardziel…, więc taki facet z charakterem, który dokonał już tyle dobrego… dla nas wszystkich, chyba zdajesz sobie sprawę z tego, ilu ludzi dzięki Tobie biega… i to nie tylko rekreacyjnie, a ilu z nas trenując według Twoich wskazówek widzi postępy biegowe i uwierzyło w to, że może pokonać swoje słabości…


    biegofanka

    2009/09/15 12:53:54

    Jeszcze Wojtku dodam jedno (trudno, może wyjść patos): jak przebiegnę swój pierwszy maraton, zadedykuję ten bieg Tobie, jako mojemu Trenerowi i napiszę o tym do GW, wszystko jedno, czy to wydrukują, czy nie…


    biegofanka

    2009/09/15 13:35:41

    Ocobiegatu, Sfix – bardzo obszerne relacje… chyba jeszcze coś napiszecie… po tak długim biegu musi być dużo przemyśleń:)) Dziki – relacja trochę krótsza, poznać dłuższy staż biegowy;))
    Ogólnie – świetnie zrelacjonowany przez uczestników maraton wrocławski.


    biegofanka

    2009/09/15 14:33:02

    Mąż też patrzył na mnie krzywo, że ja już od soboty przeżywałam maraton wrocławski, Wasz udział, że mnie tam nie było… chociaż mogłam pokibicować w niedzielne południe synowi w meczu piłkarskim (pochwalę się, że jako prawy pomocnik strzelił bramkę), a popołudniu, jeszcze przed najważniejszym meczem naszych siatkarzy, poszliśmy na wybieganie całą rodzinką (młodszy syn na hulajnodze).


    piotrek.krawczyk

    2009/09/15 14:53:35

    B&B. W zestawie startowym we Wrocku znalazł się ten numer RW z Twoim artykułem o Dubaju. Pamiętam jak mówiłaś, że straciłaś swój egzemplarz. To zachowam dla Ciebie, bo mam już dwa. Przy okazji zachęcam Was do lektury, a zdjęcie z rekordzistą swiata H.G. bezcenne. Pozdrawiam. Dziki


    mksmdk

    2009/09/15 15:09:26

    No co ty Dziki oddasz egzemplarz Runers’a ze swoim zdjęciem z B&B 🙂


    beautyandb

    2009/09/15 15:17:23

    🙂 Bardzo, bardzo dziękuję. To w sumie nie jest o Dubaju, tylko o mnie i o moim bieganiu. Dubaj jest w tle. O samym Dubaju bylo w róznych miejscach – na bieganie.pl, na maratonczyku, no i na moim blogu (www.biegamsobie.blog.sport24.pl). Oj, zabolał mnie tamten maraton. Mam nadzieję, że w Berlinie sobie odbiję 🙂


    ocobiegatu

    2009/09/15 15:39:47

    biegofanko – na specjalne życzenie , przemyślenia…
    -wersja romantyczna po restauracyjnej..:).
    Był na końcu Ślężnej , przed wiaduktem , na trawce rozdzielającej dwa pasy jezdni , na ostrym zakręcie taki starszy pan, zupełnie sam…Wszystkim klaskał , zagadywał…
    Była na Hallera taka dziewczynka – obowiązkowo piąstka dla kogo się da.. Przybiłem i pomyślałem – oj mistrzyni M20 za 15 lat..
    Maraton łączy pokolenia , no miało byc romantycznie..
    Była taka kobieta , gdzieś po 30km , jak zobaczyła jak sie spiesze to doping personalny – dawaj szescset dziewiecdziesiat szesc dawaj ! mialo byc bez cyfr..)).
    Moj kolega , architekt robil mi zdjecia z rodzina na 32km, i o dziwo , bez zapowiedzi tez zechcial podjechac przed meta – alez niespodzianka…
    Ja nad nim ( narciarz w moim wieku – aktywnosc dwa miesiace w roku) dosc dlugo pracowalem – pod biegi..Ale sie nie udawalo , zreszta na namawianiu wsrod rodziny , znajomych mam bardzo slabe wyniki , wlasciwe zerowe …A teraz on ciagle dzwoni , dopytuje sie , architekt – musi w koncu zlapac wizje biegania..Mysle , ze mamy nowego…wreszcie…
    Biegofanko – już proszę nie pros o maraton w wersji dekadenckiej – nie ma takich rzeczy..))


    biegofanka

    2009/09/15 16:02:51

    Ocobiegatu – o przemyślenia już nie proszę, właściwie to chcę Cię namówić na koronę maratonów, skoro już zdobyłeś Wrocław i tak dobrze Ci poszło, pomyśl o Poznaniu, byłyby już dwa w tym roku zaliczone i na przyszły rok miałbyś tylko trzy… co Ty na to?;))


    ocobiegatu

    2009/09/15 17:40:33

    biegofanko – w dwa tygodnie zrobiłem dwa maratony i dwie życiówki -na 5 i 10km ..
    na razie wrażeń wystarczy…Nie zależy mi na razie na żadnej koronie , najważniejsze ulubione biegi w parku. Pewnie , że maraton porywa …jak w piosence , no powiedzmy ..10 w skali buforta albo raczej – beauforta ..)) , no było równo po 10.00 , ale nie dam sie ponieść tak łatwo temu wiatrowi..
    No i nie miało byc w wersji dekadenckiej – a wyszło..))


    piotrek.krawczyk

    2009/09/15 20:20:43

    Panowie z Wroclawia! Widzę, że porządnie wykonany bieg maratoński uruchamia gen twórczości, a ten wyzwala enzym poezji. Postaram się w Poznaniu tak, żeby też pisać nie komentarze lecz literaturę.
    MKS: ja oddam B&B drugi egzemplarz RW, a na moim pobiorę autograf. Zgadzasz się Ania? John, a co z kolanem? Spodziewam się, że to obchodzi wszystkich wyżej podpisanych i nie tylko. Dziki


    pict

    2009/09/15 23:39:01

    A tak poza tym panie Piotrze vel. Dziki 😉 oprócz gratulacji z życiówki, gratulacje również za ostatnią stronę we wrześniowym „Bieganiu” (pewnie się spóźniłem i inni już pospieszyli z winszowaniem 😉


    wqu

    2009/09/15 23:49:45

    Wojtku trzymaj się. Nagle złapało, to może nagle odpuści. Czego z całego serca życzę.

    Parę tygodni temu nieśmiało marzyłem tu o sformowaniu blogowej drużyny na czwórkę w MW. Ale długo było nas tylko dwóch debiutantów. Teraz z ulgą czytam, że będziemy jednak biegli pod dobrą opieką.
    Dziki – bardzo się cieszę, że będziesz nas prowadził. Marysiu, szkoda, że przez Achillesa nie możesz pobiec tak szybko jakbyś chciała, ale będzie super jeśli będziesz mogła i zechcesz pobiec z nami. Jak sobie wyobrażam, że będziecie biegli obok, to od razu mi raźniej. Bo choć trenowałem solidnie i nawet poradziłem sobie z Greifem, to przyznam szczerze, że mam stracha.


    sfx

    2009/09/16 07:25:10

    Wczoraj, zgodnie z wcześniejszymi planami, udałem się do Szczecina na Pedro’s Cup.
    Fantastyczne zawody. Po raz pierwszy miałem okazję pokibicować na imprezie o wysokiej randze (a przypomnę, że zwykłem ostatnio sędziować takie mniejsze, lokalne imprezki).

    Miło było obserwować w jednym czasie naszych świetnych sportowców i nawet momentami sobie myślałem… jak to fajnie tak rzucać młotem… kilka rzutów i koniec, a ja porywam się z motyką na… i walczę niemal 4h 🙂

    Asafa pobiegł tak, że buty mi prawie spadły… 9:82… kolejny rekord na naszej polskiej ziemi. Tomek Majewski tak jak i w Berlinie… trzymał w napięciu do ostatniej chwili… Cantwell jednak pokazał, że Berlin to nie przypadek. Ale i to cieszy. Tym bardziej, że wszyscy kibice go docenili. Ostatni rzut, którym wygrał był oklaskiwany na stojąco.

    Masa wrażeń. Polecam.

    A powiem jeszcze parę słów o Wrocławiu (na specjalne życzenie Biegofanki). Może w punktach?

    _1_ Trasa bajecznie prosta… ani na moment nie dała mi w kość. Niby był jeden podbieg, ale właśnie tam wyprzedzałem. Luz.
    _2_ Świetnie przygotowane i duża ilość punktów odżywczych. Chcesz wody? Proszę bardzo. Nie zdążysz? Wolontariusze podbiegną i podadzą. To samo z bananem czy izotonikiem.
    _3_ Strasznie mało kibiców… jakoś przynajmniej tak to odczułem. Byli zapaleńcy, ale można ich policzyć na palcach, może nie jednej, ale dwóch rąk.
    _4_ Polacy są Polakami. A więc poza radością jest i złość. Jest też głupota. Tu rozwinę.
    _4a_ Coś może 25-30km… 300m przede mną… skrzyżowanie… policja kieruje ruchem… ale nie może być normalnie… łokieć w be-em-ce musiał się spieszyć… mimo, że nie mógł to pogonił PO NOGACH POLICJANTA… ten kuśtykając go dogonił i wyrzucił z auta – dalej już mnie nie było 🙂 biegłem
    _4b_ Kibicka (jeśli można tak powiedzieć) w rejonie domków, a przynajmniej tak to zapamiętałem: „czy nie mogło by być z 10 pętli jak wszędzie gdzie robią maratony? po co oni nam się tu pałętają”
    _4c_ Dwie starsze kibicki, przebiegam obok, jedna z nich klaszcze i się uśmiecha – miło i serdecznie – konwersacja: „to są jacyś nasi znajomi ?”… „nie”… „to po co klaszczesz”… „bo kibicuję”… „to obcym też?”…


    sfx

    2009/09/16 07:29:23

    Wojtku… pytanie w trybie „pilnym”.
    Jak mi się tak nie chce ze 4-5 dni to mogę sobie na to pozwolić ?

    Chyba potrzeba mi trochę relaksu. Takiego luzu wewnętrznego. Bo w sumie to jak już się założy buty, to się zachciewa.


    johnson.wp

    2009/09/16 09:15:05

    Dziki ale kusisz… szkoda, że w tym roku nie zaplanowałem startu na MW. Jednak za rok przyjeżdżam napewno! Teraz kieruje mna ostrozność zalecana przez mksmdk, bo mam porachunki z moja rodzimą trasą w Poznaniu. Chcę poczuć tą przyjemność gdy wezmę ją pod but…

    SFX, Dziki, ocobiegatu, wyspio_biega, bolek.03 – co za opisy! Czytałem z wypiekami na twarzy – dramaty, zwątpienia, walka, nawet klęska, ale też restauracyjny luzik. Po prostu literatura! W kazdym z Was Przygoda przez duże drukowane P i charakter przez ce-ha. To tak magnetycznie ciagnie, ze już nie moge się doczekać mojej porcji męki..

    Wojtku – a może bys w Poznaniu odegrał rolę biegajacego trenera dla druzyny Polska Biega? Biegałbyś sobie pomiędzy zawodnikami powiedzmy na 3:30 (SFX ?), 3:40 (ja np) i 4:00, kontrolował tempo i zagrzewał do walki. Po jednej turze musiałbyś podgonic do przodu ale dla Ciebie to żaden problem, nawet z bolacym kolanem, a byłoby oryginalnie;)

    ocobiegatu – osobno gratuluję tempa 10 i czekam z niecierpliwoscią na Twoją złotą regułę energetyczną. Zaplanuj mi proszę maratońskie dokarmianie na wagę 64kg i tempo 5:13, rodzaj metabolizmu: bardzo szybki. Zastosuję się, a Ty będziesz miał dane do doktoratu…


    bolek.03

    2009/09/16 10:22:37

    Oto moje refleksje po Wrocławiu – trochę inne niż sfx. To był mój trzeci maraton – więc zaznaczam, że tzw. kontekst mam dość wąski. Osobiście bardziej bym się cieszył, gdyby było mniej odcinków z nawierzchnią z kostki (jak po niej jechali wózkarze?), albo – wzorem Krakowa, gdyby kostkę pokryć gumową matą. Podbiegów doliczyłem się trzech i to w drugiej części trasy. Dawały w kość. To jedyne detale, do których mogę mieć jakiekolwiek uwagi. A teraz plusy:

    Moim zdaniem doping był rewelacyjny. Nie mówię tylko o bezkonkurencyjnej grupie militarystów na rowerach (dlaczego nie wygrali konkursu?!), ale przede wszystkim o „zwykłych” przechodniach. Z trzech miast w których biegłem (oprócz Wrocławia to Warszawa 2008 i Kraków 2009), to właśnie we Wrocławiu ze strony mieszkańców dopingu było najwięcej. Najwięcej też kibiców stało na finiszu, podczas gdy w Krakowie można ich było policzyć na placach obu rąk. Kibicowali nawet kierowcy stojący przez nas w korkach! Niespotykany widok. W stolicy w podobnej sytuacji widziałem tylko wściekłość. Bardzo podobał mi się pomysł z wyczytywaniem przez spikera imion i nazwisk zawodników przekraczających metę. Naprawdę można się było poczuć jak sportowiec przez duże „es”.

    Szkielet, jak kolano?


    beautyandb

    2009/09/16 11:21:13

    Dziki, oczywiście, że dostaniesz autograf : , ja za to przyniosę ostatnie Bieganie i poproszę o specjalną dedykację 😉 na ostatniej stronie 😉

    Sfx, możesz sobie dac trochę luzu. Ewentualnie leciutkie rozbieganka po pół godziny, truchcik, co drugi dzien.


    wojciech.staszewski

    2009/09/16 11:39:58

    Kochani
    Czytam o waszym bieganiu, aż serce mi rośnie, obie komory. Co ze mną dalej, nie wiem. Przyczaiłem się. Krążę po lekarzach (będzie o czym pisać w czwartkowym odcinku) i nie robię nic. Łykam i smaruję. Nie biegam. Nawet staram się nie podbiegać do metra. Abstynencja potrwa do jutra wieczorem. A potem zobaczymy.


    sfx

    2009/09/16 14:06:19

    b&b… a ja sobie nieco pobieżnie… za co serdecznie przepraszam… zerknąłem na twojego blożka… i widzę, że zapędy są podobne… i 3:30 nas trzyma w ryzach :). na razie. i to już chyba niedługo 🙂

    dziś i tak pobiegłem. spokojne 12k. ale czy tak spokojne ? dlaczego przy wolniejszym niż zwykle tempie dziś tętno miałem +10 ? ktoś mi może to wytłumaczy ? czy to przez niedzielne „długie wybieganie” we wrocławiu ?

    a jeszcze jedno… może ktoś miałby jakiś nocleg w warszawie ? bo chciałbym na ten raz stać się maratońskim kibicem… i zobaczyć jak to jest po drugiej stronie


    piotrek.krawczyk

    2009/09/16 15:14:17

    sfx: oferta noclegu w Ośrodku Stowarzyszenia Terapeutów obejmuje też kibiców.


    ocobiegatu

    2009/09/16 17:26:22

    johnson – nie ma problemu tyle, że mało danych…
    Przede wszystkim średni procent Hrmax na którym bys chciał pobiec , ile izotoników dasz radę wypić na godzine , czy dasz rade podjadać banany na takim szybkim tempie…No i czy jesteś ryzykantem czy nie..
    Bo jesli tak – to zrobimy plan wg danych niemieckich pewnego Institut fur Sportmedizin – wiemy , że wszelkie artykyły naukowe ,które maja w treści słówka der , die, das są super precyzyjne i dokładne…)
    Jesli jesteś mniejszym ryzykantem – to będzie wg klasycznej teorii spalania węglowodany-tłuszcze – czyli wg „crossover concept” Jak ja miałem robic swój plan to miałem dylemat – no i pobiegłem bezpiecznie , czyli wg klasyka..Z obu źródel mam nieco odmienne dane co do spalania tłuszczu …Już miałem gotowy wzór wg dancyh niemieckich a tu znalazlem klasyka …Muszę to przemyśleć jeszcze..))


    wyspio_biega

    2009/09/16 19:08:47

    Ale się wszyscy rozpisali. Dodam jeszcze coś od siebie. Moi znajomi już mnie mają dosyć;)
    Sfx kibiców rzeczywiście nie było wielu, a większość z nich wydawała się przypadkowa, w sensie przechodnie, którzy zatrzymali się na chwilę zobaczyć co się dzieje. W każdym razie dopingowali świetnie, zwłaszcza starsi ludzie, którym chyba mniej się śpieszy i bardziej potrafią docenić takie atrakcje, jak widok gromady ludzi walczących z własnymi słabościami i bólem. Wspominałem już o dziewczynie za którą się trzymałem mniej więcej od 32 do 40 kilometra. Zbierała doping od wszystkich, nawet od stojących w korku kierowców, za wszystkie pozdrowienia uroczo dziękowała. Z takim dopingiem złamałbyś 3 godziny ;). Minąłem ją przed 41. km, dziękując za pomoc.

    Złość zauważyłem tylko na twarzach kierowców tkwiących na moście Grunwaldzkim, byli to jednak przejezdni (patrzyłem na numery rejestracyjne), do których informacja o maratonie zapewne nie dotarła. Być może tej złości widziałem mniej, bo Wrocław to moje rodzinne miasto, może też dlatego, że biegłem swój pierwszy maraton i byłem tak napompowany adrenaliną i endorfinami, że nie byłem w stanie tego dostrzec.
    Bolek.03 – grupa militarna na rowerach z napisem do boju, która obskoczyła chyba ze 4 punkty na trasie, była rewelacyjna, nie widziałem lepszej. Jeżeli nie dostali nagrody, to ktoś oceniający dał straszną plamę.

    Miałem jeszcze jedną sympatyczną przygodę w okolicach 31km. Dwie zupełnie przypadkowe dziewczyny, zamierzające przejść przez ulicę, podeszły do krawężnika i czekają aż przebiegnę. Uśmiecham się do nich, one do mnie. W pewnym momencie jedna postanawia wystawić rękę do piątki. Przybijam i plusk. Wybuchamy śmiechem, obracam się jeszcze do tyłu i widzę jak stoi biedna, spogląda na swoją mokrą dłoń nie wiedząc o co ją wytrzeć, druga dziewczyna pęka ze śmiechu. Tak mnie to rozbawiło, że straciłem chyba z 5 sekund na tym kilometrze;).

    Zauważyłem też pozytywy ostrożnego rozgrywania biegu. Był to mój debiut, jedyny bieg jaki w życiu biegłem to start na 5 km w czerwcu, więc doświadczenia nie miałem żadnego. Jedyne co wiedziałem, to to, że jestem w stanie zmusić się do sprintu na ostatnich metrach, niezależnie od tego jak jestem zmęczony. Z treningu wychodził mi o wiele lepszy czas, ale zdecydowałem się nie ryzykować i zacząłem zachowawczo. W drugi zakres wszedłem po 15km. Chciałem koniecznie przebiec drugie 21 km szybciej niż pierwsze. To mi się, dzięki ostrożności, udało. Jak policzyłem, w drugiej połówce wyprzedziłem 211 osób. Wychodzi idealnie po 1 osobie na 100m, czyli co pół minuty. To tak, jakbym mijał przydrożne słupki;). Trudno mi opisać, jak motywująco działa to na psychikę w momencie kiedy zaczyna brakować sił. Po 28km przyspieszyłem i od 33-34 km miałem kłopoty z utrzymaniem tempa, ale dzięki temu, że wciąż kogoś wyprzedzałem, byłem w stanie się zmobilizować. Nie wyobrażam sobie, żebym dał radę gdybym co 30 sekund słyszał za plecami sapanie kolejnego wyprzedzającego mnie zawodnika.
    Wojtek, trzymaj się, będzie dobrze.


    sfx

    2009/09/16 20:29:37

    Faktycznie… grupa militarna po pierwsze primo była najlepsza, a po drugie secundo była wszędzie :)… trzy razy udało mi się im piątkę przybić… a i jednej dziewczynie na trasie również, choć bez tak ciekawego skutku… piątek przybiłem znacznie więcej i zwykłem też niekiedy głaskać maluchów po głowie… rodzice wtedy czują się mile zaskoczeni, a i dziecko ma radochę…


    wqu

    2009/09/16 22:11:03

    Może spotkalibyśmy się w sobotę przed MW przy okazji odbierania pakietów startowych i prezentacji pacemakerów. Kto jest za?


    piotrek.krawczyk

    2009/09/16 22:56:59

    Dziki jest za. Chcę mieć publiczość podczas prezentacji zająców 🙂 Będę w Miasteczku Maratonskim chyba cały dzień, bo Ekiden jako kibic – biegną koledzy i odbieram około 14.00 Puchar Maratonu Warszawskiego. Drugie miejsce, nie obronilem pierwszego z zeszłego roku, chwale się zuchwale, ale są powody 🙂 Moze na XXXII MW wystawimy sztafetę Ekiden spod bloga?? Pozdrawiam. Dziki.


    tomikgrewinski

    2009/09/17 01:09:19

    Wojtku mysl pozytywnie bo to teraz najwazniejsze…
    My wszyscy trzymamy kciuki 🙂
    Mi 31 sierpnia minal pierwszy rok przygody z bieganiem.
    Plan roczny 10k ponizej godziny wykonalem juz w czerwcu i od tamtej pory 2-3 razy w tygodniu biegam samotnie dyszke po lesie.Najlepszy wynik to 52.38
    Sprobuje go powtorzyc na zawodach – 4 pazdziernika na Biegnij Warszawo.
    A plan na drugi rok to polmaraton na wiosne i moze maraton na jesien.
    Ale wczesniej zglosze sie do Ciebie po pomoc w ustaleniu planu treningowego.
    Pozdrawiam Cie serdecznie.


    sfx

    2009/09/17 07:31:50

    Ja się na spotkanie zapisuję, ale pakietu odbierać nie będę 🙂
    Nie wiem tylko o której godzinie i w jaki sposób dotrę do Wawy.

    Dziki… pewnie skorzystam z Twojej oferty, ale jeszcze muszę dopracować szczegóły transportowe 🙂


    beautyandb

    2009/09/17 08:17:10

    O, widzę, Piotr, że masz tak samo, jak ja. Też drugie miejsce w PMW, pierwsze nieobronione. Ale w zeszlym roku nie wygrałam żadnego biegu, a wygrałam kategorię, a w tym roku nawet z jednym wygranym nie mialam co marzyć, dobrze, że na podium się zmieściłam 😉

    Ja w ramach BPS przed Berlinem 😉 idę własnie robić się na bostwo 🙂


    johnson.wp

    2009/09/17 08:21:28

    ocobiegatu- mój trenerze;) zamierzam biec wiekszosc trasy na 82% hrmax, jednak na ostatnich 10-15km to pewnie będzie 85%. Wytłumacz mi różnicę między wersją bezpieczną i ryzykowną. W kazdym razie w szybkie trawienie bananów po 25km nie bardzo wierzę. Szybkość mojego metabolizmu polega na tym, że chyba nie za dobrze spalam tłuszcze. Do 21k w szybkim tempie mogę nie jeśc nic jednak z doświadczenia wiem że przy dłuższym dystansie muszę zjeść cos stałego przed upływem 2h. Na maratonie bede miał przy sobie 4 buteleczki Vitargo (razem 185kcal) i dwa żele (razem 198kcal).


    andante78

    2009/09/17 08:33:36

    O rany, ale wpisów :-). Dołączam się do gratulacji dla życiówkowiczów, w szczególności dla Dzikiego, ktory, czy chce czy nie, będzie teraz moim zającem, za którym będę gonił.

    Wojtek, trzymam kciuki za szybką rekonwalestencję. W tym całym sportowym nieszczęsciu widzę jedną wartość dodatnią (a może dodaną?) – przynajmniej w moim przypadku – bardziej dbam o normalną rozgrzewkę, przyzwoite rozciąganie, suplementację diety, nie przesadzam z inensywnością treningów… Do zobaczenia w Warszawie i Poznaniu!


    ocobiegatu

    2009/09/17 08:50:31

    johnson – kilka dni to potrwa ( ale przed MW napisze, moze sie komus przyda), musze dane wstawic do macierzy , rozwiazac macierz , znalezc granice funkcji „lim” a nastepnie z rachunku prawdopodobienstwa wartosc oczekiwana zmiennej losowej..)),
    Wojtku, trzymam kciuki za chlodniejsze kolano , jakos Amman mi sie kojarzy z tym odpoczynkiem , choc skoczkowie to maja wystrzaly energi


    wojciech.staszewski

    2009/09/17 09:30:13

    Ale wpisów, rzeczywiście 🙂
    Trochę było chyba pytań (do mnie), które poprzeoczałem, wczoraj zacząłem na jedno odpisywać, ale się zorientowałem, że już chyba nieaktualne, bo było spod poprzedniego odcinka. Sorry, zmobilizuję się teraz z odpowiedziami, jak możecie to powtórzcie pytania.
    Ocobiegatu, ja jestem po matfizie, więc wzory, które zapowiadałeś bardzo mnie ciekawią.
    Jest 9:29. Czekam aż córka 1klasistka się obudzi, śniadanie i wychodzę pobiegać. Nie wytrzymałem do wieczora. Lekki test kolana.


    pict

    2009/09/17 09:50:51

    Moje pytanie z odcinka „666 m szybko” też zostało bez odpowiedzi 😉 na szczęście od tamtego momentu jest lepiej. Przedwczoraj 15 km w tempie 4:20 i całkiem ok (choć mocy specjalnie nie czułem – może jeszcze nie czas). Wczoraj pierwszy zakres – wyszło pięknie 10 km w 5:07 a śr hr 138.
    Mam pytanko o tzw. „głód węglowdanowy” – od kiedy wyprowadzić z diety węglowodany? Chyba od dziś wieczorem lub jutra rana? I do kiedy wytrzymać? Niedziela? Poniedziałek wieczór? Oczywiście wszystko pod MW


    biegofanka

    2009/09/17 10:54:43

    Ale przedmaratońska atmosfera tutaj znowu… Już widzę Was wszystkich gotowych do startu… ostatnie przygotowania…, jejku co to będzie najpierw na MW, potem na MP… Zobaczcie, jak dzięki blogowi Wojtka można się spotkać, poznać osobiście przy okazji imprez biegowych… zawodowi maratończycy z debiutantami… super sprawa:))


    wojciech.staszewski

    2009/09/17 12:47:03

    pict – U Skarżyńskiego dieta węglowodanowa, to o ile pamiętam tydzień. Od poniedziałku bez węglowodanów, a od czwartku węglowodany wracają, ograniczamy białko. Ja to zrobiłem raz – z fatalnym skutkiem. Byłem ciągle głodny. Więc uważaj, żeby się nie zagłodzić. Tydzień niedożywienia będzie gorszy niż pożytki z diety węglowodanowej.
    A co wyszło z testu biegowego – wieczorem, późnym wieczorem.


    johnson.wp

    2009/09/17 13:35:10

    Jeszcze jeden komentarz do tematu Maraton Wrocławski. Zajrzyjcie do opisów na liście startowej. Organizatorzy dołożyli tam dodatkową rubryczkę na krótkie życiorysy biegowe. Bardzo ciekawa lektura! Taka Panorama Maratońska…


    ocobiegatu

    2009/09/17 14:03:58

    Czytalem , ze na ten trick z brakiem weglowodanow a pozniej ladowaniem organizm sie nabiera ale zwykle tylko raz , pozniej juz adaptacje moga byc w kierunku , ktorego sobie nie zyczymy. To bylo popularne kiedys ( o ile pamietam rodem z Australii) , jednak naukowcy kwestionuja w ogole sens tego.


    piotrek.krawczyk

    2009/09/17 20:52:09

    Tu Dziki. Mam przeciek z najbardziej wiarygodnego źródła. John 2 minuty temu wszedł do gabinetu ortopedycznego. Teraz trzymamy kciuki!


    sfx

    2009/09/17 21:04:51

    TRZYMAM


    johnson.wp

    2009/09/17 21:07:19

    ojej, to ja tez trzymam 🙂


    sfx

    2009/09/17 21:23:00

    I JAK ? POMOGŁO ?


    sfx

    2009/09/17 21:28:54

    A może i ilość komentarzy uleczy ?


    piotrek.krawczyk

    2009/09/17 22:42:41

    To John napisze czy pomogło. Ja tylko tyle – :-))) Pozdrawiam. Dziki


    wojciech.staszewski

    2009/09/17 23:16:18

    60. To chyba rekord?
    Wrzucam odcinek o tym, jaki jestem głupi. Szewc bez butów chodzi

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.