Rabka Zdrój Discovery.pl

Będzie o malutkich góralach, śniadaniu świątecznym w strojach narciarskich i o tym, jak pierwszy raz w życiu rządziłem z lonżą w ręku. Acha, i o bieganiu, a ściślej wycieczkach podbiegowych.

Pytał Fajka, czy ma sens robić jako trening siły biegowej wielokilometrowy wolny podbieg. Napisałem, że nie ma sensu, a w dyskusji w samochodzie z Moją Sportową Żoną doszedłem dlaczego – bo podbiegi mają ćwiczyć włókna szybkokurczliwe w mięśniach, z nich bowiem bierze się później szybkość, pochodna siły. Ale wiecie, co głównie ćwiczyłem przez święta w Rabce? Właśnie wielokilometrowe wolne podbiegi. Nazwałem sobie to wycieczką podbiegową.

To raczej długie wybieganie w utrudnionych warunkach niż siła biegowa. Ale w Rabce inaczej człowiek by w ogóle nie mógł biegać. W piątek potrzebowałem płaskiego odcinka 3 km, żeby zrobić 5 razy 3 km w tempie maratonu z minutowymi przerwami. I przekonałem się, że maksimum poziomu to względnie płaskie 2 km, a trzeci zawsze robi się mocno pod górę, gdzie byś nie pobiegł. Rabka leży w niecce.

Robiłem te wycieczki na Maciejową i Stare Wierchy z jednej, drugiej strony. A trzy sarny spotkałem nieopodal, na Krzywoniu, na podbiegach. Zrobiłem je tak: minuta w miarę szybko pod górę, minuta marszu. 7 odcinków i Krzywoń zdobyty.

Trening robiłem dziś rano po bieganiu ze szwagierką. Sabina (jedna z dziewczyn z Kasiny i okolic) po kilku miesiącach mówienia o bieganiu zdecydowała się wyjść na pierwszy, a potem drugi trening w święta. Zaczyna od klasycznego zera – minuta biegu, trzy minuty marszu, tętno skacze po odcinkach biegowych w III zakres. W tej fazie progres będzie najprzyjemniejszy, bo zauważalny z dnia na dzień.

Oliwia, córka Sabiny też wyszła z nami raz pobiegać. Szykuje się do minimaratonu w Krakowie (4,2 km) dzień przed moim biegiem. Fajnie.

Fajnie było też na koniach. Niebiegająca przyjaciółka MSŻ zaprosiła nas do stadniny i wszyscy mogliśmy przejechać się na Tarze. Siedziałem na koniu pierwszy raz w życiu, czując się nieco groteskowo, jak na lufie czołgu (wrażenie jest takie, że zaraz się spadnie do przodu). Za to wciągnęło mnie lonżowanie, bo dostałem taką fuchę, żeby konia rozgrzać. Najpierw w marszu, potem w kłusie, a później w galopie. Jako, że koń przyjechał z Irlandii, to reaguje tylko na angielskie polecenia. Dźwięczy mi w uszach „Tara canter, Tara canter”. Na zdjęciach MSŻ i córka 1klasistka na Tarze.

MSŻ na Tarze

 

Przeżyłem w święta jeden obrzęd jak z Discovery. Święcenie pokarmów w kaplicy przy regionalnym muzeum. Ksiądz był oczywiście, największe palmy Podhala stały przy ścianie, trzydziestka dzieciaków w strojach, koszulach, kapelusikach, kierpcach, kwiecistych kieckach albo portkach z pasem i w parzenicach. Prowadziła Majerczykowa, rasową gwarą opowiadała o zwyczajach i wierzeniach górali. Na co góralki współczesne, w których gronie stałem, nie były w stanie opanować reakcji. Bo wyobraźcie sobie, że góral dziś w XXI wieku miałby całkiem na serio wejść do domu ze święconką i krzykiem „Uciekajta, bo świencone niose!”.

córka 1klasistka na Tarze

Ale największe zaskoczenie to było wielkanocne śniadanie. Siedliśmy sporą, dziesięcioosobową rodziną do stołu – wszyscy w strojach narciarskich. Bo zaraz po śniadaniu ruszyliśmy w słoneczną niedzielę na prawie ostatni czynny wyciąg w okolicy – w Kluszkowcach nieopodal Krościenka, nad Zalewem Czorsztyńskim. Jeździłem na nartach bez rękawiczek, z widokiem na jezioro, wiosenne Pieniny i zaśnieżone Tatry.

Szok? A kto powiedział, że przeżywanie Wielkanocy przy stole zastawionym jedzeniem i przed telewizorem jest bardziej „po bożemu” niż na stoku narciarskim?

 

Updated: 5 kwietnia 2010 — 18:55

  1. biegofanka

    2010/04/06 08:37:18

    Nikt tak nie mówi… teraz w święta wszystko dozwolone. Fajnie miałeś, a o koniach to dużo mógłby Fajka opowiadać…:))


    ocobiegatu

    2010/04/06 10:43:23

    Fajka zrobił gigantyczne postępy w bieganiu bo jeździ na koniu – wspólnota koń – człowiek – przekazywanie mocy i siły- to moja teroria..:). Fajka może nam zechce zdradzić te metody treningowe z Pleszewa..:).Ja jeżdziłem na koniu tak 45 lat temu w Suwałkach jak mnie dziadek posadził na pociągowym o objechałem naokoło wiejskie podwórko. Koń kojarzy mi sie więc głównie z ..Dniem Konia…:)
    No i z vo2max. Konie pobierają ca 3 razy więcej tlenu na kg masy ciała w minute jak ludzie – tj. ca 150 u konia „zawodowego” vs. 50 – w miare wytrenowany biegacz-amator. Zawodowcy sa lepsi – sa tylko dwa razy gorsi od konia..:). Czytalem , ze koń ma stosunkowo duze serce vs. masa ciała. To by sie zgadzalo – w vo2max jedzie sie na sercu a na miesniach nie może być zbyt dużych różnic bo w końcu my ssaki jesteśmy..:)


    ocobiegatu

    2010/04/06 12:40:19

    że też nikt do tej pory o tym nie pomyślał …
    Przed zawodami boks z koniami , za drobną opłatą można wsiąść na chwilkę na konia , zamknąć oczy i MOC przekazać..:). Przeciez tak modne są teraz wśród naukowców mózgowe teorie zmęczenia.Już nie napiszę poprzez jakie narządy wszystko by sie nam rozchodziło po ciele..:)


    biegofanka

    2010/04/06 13:18:42

    Ocobiegatu – zawsze dorobisz teorię…;))


    pict

    2010/04/06 14:06:58

    U mnie totalnie biegowe święta. Sobota – 33 km BNP zakończone 5×100/100 m; niedziela – 8 km luzu, poniedziałek – 12 km w tym 10×100/100m, a dziś zaraz wychodzę poskipować. Życie jest dobre 😉


    biegofanka

    2010/04/06 14:47:43

    Pict – nie dołuj mnie, bo oprócz bólu stopy, to jeszcze przeziębienie dopadło mnie na święta… a w Twoim wypadku, to chyba nie tylko dobre, raczej piękne… chociaż ja też zawsze szukam tych pozytywnych stron nawet tego, że nie mogę teraz pobiegać tak, jakbym chciała…;))


    johnson.wp

    2010/04/06 16:53:29

    biegofanko – trudno mi uwierzyć. Duch ochoczy ale ciało mdłe? To zupełnie nie w Twoim stylu. Pewnie nas niedługo czymś zaskoczysz…


    johnson.wp

    2010/04/06 17:05:18

    Wojtku, trenerze – zadanie wykonane! Tak jak zaleciłeś, było 8x600m w średnim tempie 4:10 z 2min przerwami w truchcie, plus 3x w tempie 4:02. Puls dochodził do 92%, przy 75% w przerwach, więc nie szarpałem się na lepszą średnią. Gdy pomyslę, że Ty w jeszcze szybszym tempie zasuwasz cały maraton to… szybko sie męczę takim mysleniem:)
    Tak czy owak zamierzam atakować dychę w tempie 4:20, z nadzieją na finisz.


    piotrek.krawczyk

    2010/04/06 21:36:09

    Johnson. Gratulacje za ten mocny trening. Masz jak w banku 42 minuty na dyszkę. Tak myślę. Dziki


    ocobiegatu

    2010/04/06 21:45:32

    Tak patrzę znów na te zdjęcia z najbardziej chyba końskiego zdjęciowego wątku w historii blogu..))
    Ze też nie zauważyłem wczesniej ! przecież 1klasistka , nawiasem mówiąc bardzo ładna, promuje z koniem chód sportowy ! No spójrzy na nogi konia – są w jednej linii !!..:)


    fajka

    2010/04/06 22:51:45

    Fajka jeździ na koniu, biega, jeździ na nartach i na rowerze..i tańczy na kontynuacji kursu z małżonką Agnieszką..I dużo słucha muzyki.
    Ocobiegatu – czy postępy w bieganiu są pochodną jazdy konnej ? Nie wiem.
    Wiem natomiast, że jeździec ze mnie początkujący, aczkolwiek Bieszczady nasze na koniu zjechałem z ubiegłym roku z moją córką Kasią. Ale miło było zobaczyć konia (czyt. kuunia) na tym blogu. Szkoda tylko, że nie siedział na nim trener WS. Choć może koniowi bardziej do twarzy było z dziewczynami WS. W każdym razie swojsko się zrobiło jak nie wiem co 🙂
    Oto historia dnia:
    Po połówce w Sobótce Andante i Johnson oznajmili – fajka, szukaj jakiejś płaskiej połówki i zrób życiówkę. Szperam w necie i znajduję tylko Połówkę w Dąbrowie Górniczej, 11 kwietnia. Telefon, organizator mówi, że w grę wchodzi tylko lista rezerwowa, ale szansa jest mała. Zapisał – fajka jako 21 rezerwowy, a rezygnacji tylko 4. A głód biegania u fajki wielki. Andante na blogu majaczy, że dostrzega szansę. Nie wierzyłem mu..
    Drugi dzień świąt Wielkanocnych..Wiadomość od Agi, Cichociemnej tego bloga, którą poznałem w Sobótce..Fajka, mam ten bieg, ale nie mogę pobiec, bo kontuzja itp. Pogadam z organizaotrami, żeby wcisnęli Ciebie na moje miejsce, wszak pod jedną flagą Polska Biega jesteśmy.
    Ok. Odpowiadam, i nadal nie wierzę..
    Dziś Aga dała znać, że się udało. Godzinę później Andante zadzwonił, że czeka i cieszy się, że będę w Dąbrowie.. 🙂 🙂
    Będę i też się cieszę, naprawdę.
    Cichociemna Ago – jeszcze raz dziękuję za pośrednictwem tego bloga.
    Andante – super będzie znów razem pobiec.

    A ja jutro o świcie wyjeżdżam do stolicy na szkolenie. Wracam w piątek późnym wieczore. Buty do biegnia już spakowane, he,he podrawiam wszystkich, biegaczy i koniarzy 🙂


    biegofanka

    2010/04/07 09:01:32

    Johnson – czym tutaj zaskoczyć… nie bardzo jest czym… wczoraj znowu spróbowałam pobiec, pierwsze 3 km ok, na 4 zaczął się ból, ale 6 km zrobiłam, w każdym razie było już troszkę lepiej. Dam stopie odpocząć 2 dni i w piątek pobiegnę…:))


    biegofanka

    2010/04/07 09:09:54

    Agnieszko – chłopaki się cieszą, bo sobie razem pobiegną, a Tobie ucieka możliwość ponownego spróbowania swoich sił w półmaratonie… napisz może, jak tam u Ciebie… czy już lepiej:))


    quentino-tarantino

    2010/04/07 09:27:48

    johnson – ładny trening i piękny plan na Gniezno – będę trzymał kciuki w sobotę!

    A ja…”i chciałabym i boję się” 😉
    Szkoda, że pomiędzy Dębnem a Krakowem nie ma choć 3 tygodni przerwy.
    Prawdopodobnie spróbuję wariantu:
    – Dębno – 3:40
    – Kraków – 3:30
    Choć jeśli pogoda i inne czynniki będą sprzyjać w najbliższą niedzielę to może wyjśc i tak:
    – Dębno – atak ( w moim przypadku tak to trzeba nazwać 😉 – na 3:30
    – Kraków – spokojnie, tak aby doczłapać poniżej 4h.
    Co o tym sądzą Moi Skrzydlaci Bracia i Siostry ?…;-)


    biegofanka

    2010/04/07 11:42:06

    Quentino – myślę, że „leć” ile sił w nogach w Dębnie, w końcu jest okazja a i formę super masz, a potem przed Krakowem będziesz widział, na ile możesz znowu pobiec… może jak Robocop…;))


    quentino-tarantino

    2010/04/07 11:55:52

    biegofanko – mam „lecieć ile sił w nogach” ? Rozumiem, że będziesz czekała na mecie 😉
    W tym momencie przesyłam specjalne pozdrowienia dla Twojego Męża 🙂


    nuggers

    2010/04/07 13:32:17

    a ja się pochwalę, że przy okazji kupna plecaka do laptopa całkowicie niechcący nabyłem bagaż podręczny do samolotu mieszący parę butów do biegania i spokojnie oprócz tegoż lapa lekkie ciuchy.
    jak leciałem do Wiednia na połówkę to kombinowałem jak się zabrać, żeby w razie zagubienia bagażu (co mi się jeszcze nie zdarzyło, ale licho nie śpi) mieć to co dla mnie w tamten weekend było najważniejsze 😉
    jakby co to pisać na mkecki@gmail.com
    🙂

    M.

    P.S. Trenerze Wojtku – po przerobieniu tego treningu na połówkę i samym biegu musiałem odpocząć dwa tygodnie przez ból ścięgna po jakimś krzywym kroku (w międzyczasie uskuteczniłem kilka razy rower – ale to bieganie daje power do pedałowania, poezja!!!), ale już znów biegam i poprawiłem swój personal best na 5 km o 2:40 w stosunku do ostatniego pomiaru sprzed 3 tygodni :)))
    Trenerze, mój Trenerze! 😀


    johnson.wp

    2010/04/07 13:36:22

    Dziki – chyba nie jest aż tak dobrze, chcę tylko „dołożyć” quentino :))

    quentino – nie czytaj powyzszej linijki, bo widzę, że i tak się podpalasz :). Tak jak Cię namawiałem do szybszego tempa na połówce, tak teraz uważam, że lepiej biegnij na 3:40 w Dębnie, bo jak rzeczywiscie Cię stać na 3:30 to i tak przyspieszysz na ostatnich 5-7km i wyjdzie Ci 3:37. Wtedy może zachowasz sily na Kraków ale raczej uważaj.
    Jesli Cię nie stać na 3:30, to na 3:40 też może być walka.


    quentino-tarantino

    2010/04/07 13:47:08

    Dziki – połowa ludzi na blogu chce mi dołożyć ( m.in. Fajka wcześniej się odgrażał 😉
    Co ja Wam takiego zrobiłem?! To chyba za karę, że przez prawie 40 lat nie biegałem 😉
    I to najgorsze…nóż w plecy od krajana…johnson…;-) Spoko, ja na tym etapie to ścigam się z własnymi ułomnościami 🙂

    Johnson – czytaj powyższe linijki, zdrajco 😉


    sfx

    2010/04/07 14:09:13

    quentino. czuję, że pobiegniemy razem.
    bo nie czuję, żebym pobiegł na 3:20.

    wojtku, a co ty na taki bps jaki ja miałem – kros, kros i jeszcze raz kros (za każdym razem wersja górska)


    ocobiegatu

    2010/04/07 15:09:01

    quentino – a jaką masz życiówkę w maratonie ? ja bym spróbował tylko o minutke ją pobić. Zdaje sie , ze trenowales glownie pod polmaraton w zimie i duzo mocnych treningow. Czyli grales na wiolonczeli a maraton to gitara..:).
    Drugiego biegu nie powinno być..:)
    Niedawno czytałem u Greifa , że nawet nie zaleca biegać półmaratonu na 2 tygodnie przed maratonem- za mało czasu na regeneracje. No chyba , ze biega sie 10 lat maratony..:). Ja pobiegłem dwa maratony w 10dni – prywatny w parku a pozniej debiut ale to wszystko nie na maksa.Zwlaszcze ten pierwszy – troche ponizej 6 godzin.


    quentino-tarantino

    2010/04/07 15:28:15

    ocobiegatu – to się uśmiejesz ale dobra moja, że Ci humor poprawie popołudniu 😉
    W październiku w MP miałem 3:57:51…o minutkę mówisz… 😉
    sfx – Ty się na mnie nie ogladaj bo przy Tobie dostanę ksywkę po Dębnie Hamulcowy 😉
    Inna sprawa to bieg partnerski, że go tak nazwę…muszę się tego nauczyć bo raczej wilk stepowy jestem…a praktyczne dwa problemy z tym związane to:
    – tętno – pewnie innych też rozśmieszę ale pulsometr odłożyłem do szafki po dwóch treningach bo…u mnie tętno spoczynkowe to ok.60 😉 a gdy się odezwę to chyba ze 100…nie muszę dodawać, że trucht to już prawie 150 więc wszystkie te obliczenia porzuciłem, bo „u mnie to nie działa” ( teraz poproszę o gromy 😉
    – ubawiłem sie wielokrotnie gdy czytałem o pierwszym zakresie – swobodna rozmowa podczas – w moim przypadku kiepsko to wychodzi, no chyba, że sfx znasz węgierski bo chyba tak mi to wtedy wychodzi 😉


    piotrek.krawczyk

    2010/04/07 16:01:31

    Tu Dziki
    Dylemat pt. Dębno/Kraków rozstrzygam na korzyść Silesia Maratonu. Marysieńka jutro będzie miała operację Achillesa. A w Dębnie mieliśmy razem biec na 3:10. Nic tam po mnie bez Marysieńki. Przekładamy na przyszły rok, tyle że już na 3:05 :)?
    Trzymaj się Marysieńko!
    Dziki


    ocobiegatu

    2010/04/07 17:24:02

    quentino – pisalem prawde. Ja np.chcialbym dazyc do tego aby poprawiac sie za kazdym razem krokiem 7 – minutowym ( jak w bajce ale inaczej), do tego bym chcial biegac az pol godziny wolniej niz wynika z prognozy na maraton z dystansu 5, 10k..
    Zero ambicji..:)


    biega_czu

    2010/04/07 17:24:26

    quentino: Ja nie zamierzam Ci dokładać. Wręcz odwrotnie 🙂 W Krakowie zamierzam zostać „czwórkołamaczem”. A Kołczu Wojciech wyznaczył mi czas przebiegu nawet na : 3:53. Także jakbyś zaszalał w Dębnie, to w Krakowie będę w Twojej okolicy czasowej 🙂


    quentino-tarantino

    2010/04/07 18:03:23

    ocobiegatu – każdy musi szukać swego tempa – Twoje mi się podoba – 7 minutowe kroki:-)
    I tak jest o wiele lepsze niż np.7 mgnień wiosny 😉

    biega_czu – wreszcie ktoś kto nie chce skopać mi tylnego zawieszenia;-) To widzimy się w Krakowie!


    piotrek.krawczyk

    2010/04/07 19:46:48

    Tarantino. Albo Debno bardzo , ale to bardzo wolno i atak w Krakowie, albo Debno na wynik, a Krakow turystycznie. Mam przykład z zeszłego roku: Wrocław życiówka o sekundy z 3:15:01 do 3:14:45; po 2 tygodniach Warszawa jako zając na 4:00:00 i po kolejnych 2 tygodniach przyzwoita już życiówka 3:12:20 w Poznaniu. Tak biegał Dziki końcówkę sezonu 2009. Balsamiczne rozbieganie na maratonie w Warszawie na tętnie średnim 133 dało wynik w Poznaniu. Tylko nie można świrować i zmieniać decyzji, czyli tempa. Ale tamto było jesienią, teraz jest wiosna, trudno o dyscyplinę. Dziki


    quentino-tarantino

    2010/04/07 20:13:19

    Dziki – dzięki za sugestie. A tak przy okazji to te Twoje 3 ubiegłoroczne maratony robią wrażenie!


    piotrek.krawczyk

    2010/04/07 21:30:59

    Tarantino. Mów mi tak, mów! 🙂 Maratonów w zeszłym roku było sześć. Jeszcze dwa wiosenne, Dębno i Kraków 🙂 i zamykający sezon maraton leśny w Starej Miłośnie 2 tygodnie po Poznaniu. Bo mówiła Marysieńka: „maraton kocha kilometry”. Nie interwały, rytmy, tylko kilometry. Dziki


    johnson.wp

    2010/04/07 22:07:02

    bo dziki jest dziki
    dziki jest srogi
    dziki ma bardzo dzikie nogi


    ocobiegatu

    2010/04/07 23:20:53

    Dziki połówkę popieści
    i pęknie jeden trzydzieści
    opowie nam , córkom , żonie
    i laur juz tylko na skronie


    kalabris

    2010/04/08 17:53:47

    witojcie poświątecznie! czy mazurki,szyki i pasztety spalone? czytałam, że niektórzy nieźle w czasie świątecznym ganiali. Czy mężczyznom łatwiej? ja po jeździe na szmacie i innych takich wyczynach kulinarnych oraz obsłudze rodziny sił miałam niewiele, więc bieg pod superkompensację przed Gnieznem wyszedł marnie…


    kalabris

    2010/04/08 17:55:09

    tak, tak, chwila prawdy u nas już bliska. Gniezno pokaże co zostało z pracy zeszłorocznej po dłuższej przerwie i wznowieniu delikatnym treningów


    kalabris

    2010/04/08 17:57:42

    forma u mnie 🙁 do tego coś mi się przypałętało, a mianowicie drętwienie kończyn i mrowienie. Jestem już po zdjęciu


    kalabris

    2010/04/08 17:59:08

    i przed wizyta u ortopedy. Ale pobiegnę, jakoś dam radę, trzeba jakoś ratować się w tej depresji…


    mksmdk

    2010/04/08 20:55:42

    och- czytam tu o bardzo ambitnych planach łamania życiówek w maratoniach od siebie dodam taką radę że do bicia rekordów życiowych w maratonie należy podejść z pokorą i spokojem godnym nomen omen maratończyka bez zbędnych podpałek i patrzenia w kalkulator z 5 czy 10k prawdą jest ze maraton kocha km i bez nich jest bbb trudno sam jestem najlepszym przykładem który od 2005 roku mojego pierwszego maratonu (z godziwym wynikiem 3:53) na następna życiówkę czekałem kolejne 3 lata i 6 maratonów (nazywałem je wtedy frustrujące maratony teraz nazwał bym je szkołą) aż w końcu coś się ruszyło
    dopiero w 2008 poprawiłem się 2 krotnie jesienią po ok 8-9 min a w 2009 zrobiłem na wiosnę kolejny raz życiówkę urywając 21 min (także na 14 maratonów tylko w sumie 4 życiówki) a tak na marginesie w poniedziałek zdecydowałem (trochę wbrew sobie) jednak lecę Crakovie jako PLBiega team


    quentino-tarantino

    2010/04/08 22:26:21

    Dziki, mksmdk – mam tę pokorę w sobie dlatego tyle we mnie śmiałości co i niepewności…dla mnie już przed pierwszym maratonem ten dystans był magiczny i cały czas nim pozostaje.
    A Wy mnie tu dodatkowo…podłamujecie…”maraton kocha kilometry”…ja jestem właśnie na etapie podważania tej teorii…cale pół roku CELOWO bez długich wybiegań, wbrew fachowcom, praktyce i teorii…szlifowałem BNP głównie na 10km. Stwierdziłem, że baaardzo dłuuugie wybiegania nie są wcale budujące, przypominają mi puste przebiegi ( „bo nie było czasu załadować” ;-)…wolę konkretne treningi, krócej ale intensywniej…być może zapłacę za to frycowe albo nawet…frajerskie ale zaryzykuję.
    Jeśli się nie sprawdzi to w ramach pokornych przeprosiń będę robił długie wybiegania po kolanach 😉 Howgh!


    wojciech.staszewski

    2010/04/08 23:13:47

    Kalabris – nie jestem ortopedą, tym bardziej na odległość. Ale mrowienie i drętwienie przypomina mi początki mojej kontuzji z jesieni. To był przykurcz mięśnia dwugłowego uda, zalecenie ortopedy: stretching (początkowo pod opieką rehabilitanta, potem MSŻ).

    Quentino – tak jak Ci pisałem w mailu: uważam, że nie masz racji, ale z ciekawością badacza śledzę twój eksperyment. Powodzenia (bo jeśli Ci się uda dobrze biegać maratony na takich treningach, to będzie znaczyło, że świat jest ciekawy i nieprzewidywalny)

    Michał – po ilu odrzuceniach w Nowym Jorku dostajesz numer bez losowania? Kiedyś mi to mówiłeś.

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.