Quentino Radzymino

Opowiem Wam o Quentinie i o Radzyminie. Quentino – wiadomo dlaczego, trzymaj się. Radzymin, bo w niedzielę w mieście cudu był upamiętniający półmaraton.

Ósma rano, wyjeżdżamy z Warszawy z Dzikim, który zaproponował podwózkę, support i foto. Support jest najważniejszy, bo maraton startuje z Ossowa, jak się tam zostawi samochód, to w Radzyminie trzeba czekać półtorej godziny na pierwszy autobus z mety na start.

9.30, upał, start. Zaczynam ostro, w granicach tempa na 1:20, biegnę w trzeciej grupce. Po kilometrze ich puszczam, a tempo spada mi gwałtownie aż do biegu na 1:30 z lekkim zapasem. Próbuję się zabrać z jednym, drugim, trzecim, ale wszyscy idą za szybko, zostaję sam. I tak sam będę biegł do mety.

Tyle że od siódmego kilometra zaczynam doganiać trzecią grupę rozciągniętą już w niezły wąż. A potem wyprzedzam moich rywali, z którymi w ostatnich trzech sezonach w zasadzie nie zdarzało mi się wygrywać. Najpierw wyprzedzam wielkiego Jacka G., dziś speca od butów, a niedawno faceta, który w takich biegach stawał na podium. Szok. Darka K. z Wołomina, zwykle on jest ode mnie kilka minut szybszy, dziś będzie odwrotnie. Krzyśka R., z którym przegrywam wszystko od pięciu lat. Na mecie kilka minut za sobą zobaczę Zbyszka K., który na jesieni wygrał (!) koleżeński maraton w Starej Miłośnie, a niedawno opykał mnie o wiele minut na dychę w Legionowie i jeszcze Piotra K., który też ma teraz ze mną bilans dodatni. Ze znajomych z moich okolic czasowych tylko Szymona D. nie dogoniłem.

Końcówka dramatyczna, bo w upale zgubiła mi się nadróbka i na 20. kilometrze włączyłem w głowie kalkulator – że zabraknie mi 10 sekund do złamania półtorej godziny. Czyli muszę te 10 sekund urwać. Wszedłem w nadprzestrzeń i dobiegłem z dziesięciosekundowym zapasem – 1:29:50. Miejsce niezłe – 4 w kategorii, 26 w ogóle (dotąd byłem w Radzyminie 27 i 28, z lepszymi czasami, ale przy pogodzie nie tak afrykańskiej).

Względność czasu. Uzyskałem najgorszy w moim życiu wynik w półmaratonie, a był to najlepszy bieg od maratonu krakowskiego 2009.

quentino

Quentino zaczął się do mnie odzywać na maila gdzieś po tym maratonie. A może już po Wrocławiu, nie pamiętam. Pisał jak trenuje – było jasne, że za szybko. Długie i wolne treningi polegały na tym, żeby wyjść na długo i biec wcale nie wolno, tylko szybko. A krótkie i szybkie – żeby wyjść i biec szybko, ale wcale nie tak krótko. Czyli mniej więcej tak samo, zawsze na maksa, zawsze ostro, mocno, twardo, jakby plan treningowy to był scenariusz Pulp Fiction.

Ileśmy się namailowali, Quentino próbował nawet wprowadzać spokojniejsze akcenty, ale zawsze mu się włączało turbodoładowanie i wychodziło znów na maksa.

Co najciekawsze u Quentina to się sprawdza. Gdzieś w okolicy maratonu krakowskiego 2010, gdzie Quentino znów zrobił życiówkę, chociaż poprzeczka była wysoko, zacząłem myśleć o psychicznej składowej treningu. Że może nie wystarczy dobry plan dostosowany do poziomu sportowego, ale też do temperamentu, charakteru człowieka. Że Quentino, to typowy twardziel, macho, fighter. Że traktuje bieganie, jakby to było judo, boks, walki w klatce. Że gdyby zjawił się nawet trener klasy międzynarodowej i zmusił Quentina do rozsądnego treningu – to Quentino by zmarniał w nudnym kieracie. Bo on musi cały czas być w boju, boksować się z kilometrami, z interwałami, z życiem.

Boję się trochę teraz o Quentina, czy nie zajedzie się potwornie ciężkimi treningami. Czy nie zrobi sobie krzywdy, kontuzji. Ale pewnie wytrzyma i ten kierat.

Nie boję się, czy da sobie radę z życiową tragedią. Pochować dwóch braci?! Tego nie sposób sobie nawet wyobrazić. A Quentino musi w tym dać radę. Naprawdę wiele osób o Tobie teraz mocno myśli: trzymaj się.

Myślę, że gdyby na wczorajszym tropikalnym półmaratonie w Radzyminie pojawił się Quentino, to zacząłby za szybko. I nie zwolniłby na drugim kilometrze. Ale bardzo możliwe, że Quentino wytrzymałby w tym tempie do końca. Dobiegłby do mety, wyciągnął z kieszeni swoje słynne ciemne okulary (na zdjęciu – w ręku) i głosem Johna Travolty zakląłby: Qrva, jak tu jasno!

Zdjęcie z Radzymina (dzięki, Dziki) wrzucę w czwartek. Dziś nasz Quentino, Kraków 2010. Trzymaj się mocno!

 

 

 

Updated: 16 sierpnia 2010 — 18:55

  1. wojciech.staszewski

    2010/08/16 22:24:54

    Koniecznie przeczytajcie piękny-mocny-szczery wpis Quentina pod poprzednim odcinkiem, prawie na samym końcu.


    sfx

    2010/08/16 22:41:53

    TAK
    QUE

    sfx jak zwykle (?) krótko i treściwie


    slaszldr

    2010/08/16 22:43:40

    que – polubiłem Cię od pierwszego zablogowania, jestetś twardzielem.

    Ty jesteś jak bruce willis któremu każą w którejś tam rundzie dać dupy, a on/Ty robicie swoje.

    …czasami koszt powrotu po zegarek na kangurku jest duży ale warto być sobą i robić swoje. Fajnie, że jesteś z nami.


    johnson.wp

    2010/08/16 22:57:10

    Życie choć piękne tak kruche jest…
    Quentino – powtórzę Ci – wierzę, że jeszcze się kiedyś spotkacie…
    Dostojewski potrafi ukąsić, ale myślę sobie, że sportowe bieganie jest tym dobrym szaleństwem. Człowiek ma szansę szczerze pogadać z samym sobą. Cieszę się, że możemy tutaj o tym opowiadać.


    piotrek.krawczyk

    2010/08/16 23:46:27

    Tu Dziki
    Tarantino – prędzej czy później pobiegniemy razem jakiś maraton. Bo najlepiej poznać się w biegu, szczególnie na maratonie… Któryś z nas poczeka na drugiego na mecie 🙂
    Jesteś w gazie (jak mawia Kamil D.) Hamulce fizjologiczne marnie hamują w emocjonalnej desperacji. Polecisz (poleć!) maraton jesienny na potężną życiówkę.
    A Dziki po ponad trzech miesiącach zrobił trening do zaliczenia nawet w czasach przed kontuzją. Drżyj Tarantino! 🙂


    mksmdk

    2010/08/17 12:22:48

    O mój Boże……. cóż tu dodać brak słów,ręce opadają mózg tego nie ogarnia.
    Co by ty napisać Quentin po prostu trzymaj się jak tylko możesz,podtrzymuj w maratońskiej wytrwałości swoją mamę jak tylko najmocniej potrafisz.A sam po prostu keep faith /fight
    Dość biernie bywam tu ostatnio – ogromnie dużo się dzieje
    W lipcu byłem na Helu wczasy=obóz treningowy a w sierpniu pobiegłem(jak można to nazwać bieganiem) katorżnika za 2 tyg biegnę znowu na helu ale tym razem 1 Bałtycki maraton po plaży.We wrześniu MWarszawski w październiku jeszcze jeden maraton we Włoszech i to by było na tyle kalendarz wygląda na zapełniony/spełniony ale z moim bieganiem nie jest najlepiej – coś się dzieje złego nie wiem co?


    mksmdk

    2010/08/17 12:29:02

    O mój Boże……. cóż tu dodać brak słów,ręce opadają mózg tego nie ogarnia.
    Co by ty napisać Quentin po prostu trzymaj się jak tylko możesz,podtrzymuj w maratońskiej wytrwałości swoją mamę jak tylko najmocniej potrafisz.A sam po prostu keep faith /fight
    Dość biernie bywam tu ostatnio – ogromnie dużo się dzieje
    W lipcu byłem na Helu wczasy=obóz treningowy a w sierpniu pobiegłem(jak można to nazwać bieganiem) katorżnika za 2 tyg biegnę znowu na helu ale tym razem 1 Bałtycki maraton po plaży.We wrześniu MWarszawski w październiku jeszcze jeden maraton we Włoszech i to by było na tyle kalendarz wygląda na zapełniony/spełniony ale z moim bieganiem nie jest najlepiej – coś się dzieje złego nie wiem co?


    mksmdk

    2010/08/17 12:31:01

    oj sorry za podwójny post może admin mógłby skasować jeden tak porządkowo


    quentino-tarantino

    2010/08/17 14:17:14

    Położyliście mnie na łopatki…nie wiem co napisać…przyznaję, że czuję się trochę nieswojo przy tak dużej ilości pozytywnych słów. Bardzo dziękuję! Ale tak jak wcześniej zasugerowałem – musiałem to z siebie wyrzucić ale…koniec tego „wątku”. Nie obawiajcie się – nie będę tu codziennie pisał „jak się czuję z traumą”.
    Jeszcze raz wielkie dzięki! Dużo pozytywnej energii dostałem od Was.

    Jedna „pretensja”…do Kołcza – pisząc o mnie omijaj szerokim łukiem słowo…macho – nie cierpię i „sie nie kreuję”. Siebie umieściłbym dokładnie pośrodku między „macho” a „popierdółką” – tam się widzę 😉 A swoją drogą, zaskoczyłeś mnie Twoim wczorajszym wpisem…dziękuję.

    Last but not least – „przeze mnie” nikt nie komentuje Twojego Radzymina co trzeba szybciutko naprawić. Zarąbistą robotę wykonałeś w niedzielę! Wiem co piszę bo w niedzielę podgotowałem się prawie 30km i czuję cieżar gatunkowy Twojego wyniku i biegu!


    quentino-tarantino

    2010/08/17 14:22:49

    Dziś było interwałowo-BNPowo.

    3 x 3km narastająco, na 4′ przerwach w marszu

    3km – 1km po 4:43 – 14:09
    3km – 1km po 4:15 – 12:45
    3km – 1km po 4:02 – 12:06

    Powiem tak – gdybym dziś robił tysiączki to wychodziłyby pewnie po 3:45…
    Ciekawe doświadczenie te 3 x 3km – mieszanka szybkości z wytrzymałością. Ostatnie 3km były blisko maxa.


    sten2007

    2010/08/17 15:00:08

    Dawno się nie dopisywałem, co czynię z radoscią. Biegałem po moich ukochanych Kaszubach. W sobotę 23 km w skwarze i żarze w lesie i wokół dwóch jezior. Cudownie jest po nudnym i płaskim Mazowszu pobiegać po pagórkach. Cudowny jest też tydzień bez telewizora i gazet.
    A po powrocie… Wojtkowy plan pod MW. Dzisiaj podbiegi.


    piotrek.krawczyk

    2010/08/18 00:18:34

    Tarantino – maczo jest ok 🙂 Albo się jest albo nie. Kto się kreuje nie jest maczo tylko dupkiem, bo maczo się jest albo nie. Na tym zdjęciu jesteś Burtem Lancasterem. Czyli maczo 🙂
    A Dziki poleciał dziś 30 km po 5’37, ostatnie 5 km po 4’46. To już trening jakby wiosenny, przesunęła mi się faza przez kontuzję.Taką trasą: trochę prosto, serpentyny, w górę, w dół, piach, przeprawy przez bagna i kanały, wbiegi na wydmy, piach, ostre zakręty, mostek stary, pokrzywy po łydkach, błoto, znów sypki piach, wioska widmo, w górę , wydmy, piach, w dół, stary las, żywa wioska, górskie trawersy, las po trąbie powietrznej sprzed paru lat, mostek, błoto, wydmy, błoto, nowe mostki, kręta droga, polana, koniec. Bieg na Mazowszu, start 15 minut autem od Warszawy, Puszcza Kampinoska oczywiście. Sten – poznaj Puszczę! Nie do znudzenia i trudno tu znaleźć coś po płaskim. Jak chcesz pokażę 502 255 301. Trening z przewodnikiem 🙂
    Dziki


    pict

    2010/08/18 08:16:19

    @Quentinio – przykro mi Kolego Spod Bloga i naprawdę nie potrafię nic mądrego napisać. Po prostu się trzymaj – ktoś musi podtrzymać świat.

    @Szanowni Spod Bloga. Pomóżcie, naprowadźcie. Temat: na 99% rozcięgno podeszwowe. Standardowy zestaw delikatnie dających o sobie znać symptomów: uczucie dyskomfortu, czasem lekkiego bólu, gorzej rano, lekko usztywniona stopa, przy chodzeniu odczuwam jakby uwieranie źle ułożonej skarpetki. Nie mam już złudzeń, że to coś innego. Mam to na szczęście o 3 dni i przestałem biegać. Podjąłem 3 działania :(1)solidne rozciąganie 2x dziennie z naciskiem na łydki,(2) turlanie zamrożonej butelki stopą, (3)duże dawki Ibuprofenu. I teraz moje pytanie. Czy jest taka opcja, że to tylko taki sygnał ostrzegawczy i w ciągu kilku dni zniknie? (bo naprawdę zareagowałem natychmiast) Czy iść do lekarza? (bo w sumie czy może coś innego poradzić na tym etapie). Czy jeszcze coś mogę we własnym zakresie? No i pytanie, którego najbardziej nie lubię – czy jest w ogóle jakakolwiek szansa na dobry wynik w Dębnie 😉 ba na pobiegnięcie Dębna? Można sobie biegać z tym i leczyć to?


    ocobiegatu

    2010/08/18 09:01:42

    pict – ja raz uderzyłem w biegu stopą w coś , zabolało , kontynuowałem bieg. Po biegu jakies ciągnięcie w obrębie rozcięgna. Wtedy wystraszyłem sie , ze to rozcięgno. Nie mialem jednak typowych objawow co opisujesz , jednak ciągnięcie było jak chodziłem.
    Nic z tym nie robiłem , przeszło po , dokladnie nie pamietam , dwoch tygodniach.
    Nie mialem opuchlizny , nic. Zauwazylem ,ze jak ide i mysle o tym rozciegnu-nie rozciegnu(?) to ciagnie bardziej a jak chodzilem sobie mocno zaaferowany rozmowa z kims to nie czulem zadnych dolegliwosci – to znaczy po zakonczeniu rozmowy i dojsciu gdzies przypominalem sobie jak bylem juz sam – acha , ja przeciez mam sie teraz znow skupiac na rozciegnu-nie rozciegnu(?). Nawet jak czytalem ten tekst to przez chwile czulem rozciegno. Inny przyklad – jak kiedys byla akcja maraton dwa lata temu to jedna z uczestniczek pisala o bolach pod kolanem. W jednym biegu sobie o tym przypomnialem i..z miejsca pojawil sie dyskomfort dokladnie pod kolanem – a nigdy tego nie mialem ! Reasumujac pomaga mi , a pewnie nie tylko mi , nie skupianie sie na dolegliwosci. Przejsc sie z fajna dziewczyna i zywiolowo z nia gadac – zadnych dolegliwosci nie bedzie..:)


    pict

    2010/08/18 09:55:19

    @oco – piękne to co piszesz i łapię się tego jak wielkiej szansy 😉 fakt, że nie mam żadnej opuchlizny – ciekawe czy to może mieć jakieś znaczenie?


    johnson.wp

    2010/08/18 11:31:56

    pict – sfx zaraz się odezwie, bo zaczęło się u niego coś podobnego. Miałem podobną historię w zeszlym roku, ale z lokalizacją w obrębie pięty. Minęło tak jak u oco – po 2tygodniach. W trakcie biegałem jednak. No dobrze – truchtałem – jestem znacznie wolniejszy od Ciebie. Zaczęło się po 15km plażą (w butach), potem dobiłem się 30km krossem. Przyczyna – chronicznie nie rozluźnione łydki. Rozięgno podeszwowe łączy się z tym wszystkim co mamy z tyłu aż do bioder. To tez często mnie bolało. Od wiosny biegam we wkładkach i jest radykalnie lepiej.
    Po ćwiczenia zajrzyj tutaj bieganie.pl/?show=1&cat=3&id=1279. Myslę, że taping duzo by pomógł.


    johnson.wp

    2010/08/18 12:21:07

    W niedzielę zrobiłem sobie test trenera Ż. Wstydzę się napisać całe nazwisko. 5x 6′ z narastajacym co 10 jednostek tętnem na 2′ przerwach. Podobno u równo wytrrenowanego biegacza dystans każdego odcinka powinien rosnąć równomiernie o ok. 100m. Ewentualne różnice wskazują na niewytrenowanie któregos z zakresów. U mnie to wyszło tak (puls ostatnich 3’/śr. tempo/dystans/różnica): 145 6:07 982
    155 5:41 1060 78
    165 5:04 1180 120
    175 4:44 1270 90
    185 4:12 1430 160
    Widać z tego, że największy talent mam do biegu szybkiego – zdecydowana odchyłka od normy. Natomiast mam braki dla pulsu 155. Przyznam, że NIGDY nie biegałem na tym pulsie, chociaż Skarżyński zaleca 75-80% Hrmax jako WB2. Po prostu nie walczę już o tempo 5:40 czyli 4h na maratonie. Natomiast biegam WB2 w okolicach pulsu 165, co ma pozytywny oddźwięk w tabelce. Pewnie, ze chciałbym pożądane tempo osiągać z mniejszym nakładem sił, bo u mnie główny problem to balans energetyczny, a nie wytrenowanie nóg. Tutaj pytanie – czy poprawę wytrzymałości uzyskałbym ćwicząc puls 155, który jak widać, jest u mnie zdecydowanie poniżej progu tlenowego? Coś mi się nie chce w to wierzyć, ale może mnie ktoś mądrzejszy przekona?
    Wybaczcie te kalkulacje, ale „Tyle krawiec kraje ile mu materii (za przeproszeniem) staje”…


    piotrek.krawczyk

    2010/08/18 12:22:59

    Pict – w armii przepisują na to 2 tygodnie w tramkach 🙂 Dodałbym godzinę chodzenia boso. Poważnie.
    Dziki


    johnson.wp

    2010/08/18 12:25:52

    Acha – w poniedziałek biegłem kolejne, trzecie wb2 na pulsie 165 czyli na 84%. Osiagi kolejnych tygodni poprawiają sie tak 5:19/ 5:16/ 5:08, ale czuję, że na tym pulsie znowu zdechnę na 30km maratonu.


    czepiak.czarny

    2010/08/18 12:34:20

    Pict – wszystko już wiesz.
    Objawowo miałam niewielki ciągnięcie Achillesa i dość mocne wrażenie sinika na pięcie. Bez opuchlizny.
    Pomagało: rozciąganie łydek, ale tak jak Johnson mówi – reszty też. Zginacze kolana!!, dwugłowe, pośladki, biodra, pasmo biodrowo-piszczelowe. Bardzo sobie chwalę ćwiczenie nr 14 z zestawu Marszałka. Gdy przestanie boleć: dużo wspięć na palce takich jak tu: http://www.klinikarehabilitacji.pl/artykul.php?id=art_15, chodzi mi o 2 fazę.
    W Ortorehu miałam robić wkładki, bo myślałam, że tak sobie pomogę, ale zamiast nich dostałam ćwiczenia (nie bezpośrednio na rozcięgno, ale generalnie problemy ze stopami oczywiście).
    Jeśli chcesz jeść nlpz to lepiej przez 14 dni (gdy przestanie boleć też). Blogowo karierę zrobił nimesil, dodałabym osłonowy.
    Lekarz – usg, jeśli chcesz wiedzieć, że to rozcięgno / nie rozcięgno, inaczej (czyli tylko na oko lekarza czy aparatu do rtg) odpuściłabym.
    Łydy dalej mam z kamienia. Mam wrażenie, że rozciągają się efektywniej, gdy podkładam klin pod palce stopy. Subiektywnie bardzo pomaga mi rozgrzewka i rozciąganie problematycznych miejsc przed bieganiem. Mimo to po 800 bolała jedna, na długim oba piszczele, po podbiegach druga. Symetrycznie przynajmniej 🙂 Przechodzi po sumiennym rozciąganiu.

    Pobiegniesz w Dębnie, tylko odpocznij chwilę na razie 🙂 Zdrowia życzę.


    czepiak.czarny

    2010/08/18 12:39:37

    Johnson, nie Ty jeden masz podobne zagwozdki i obawy co do 30 km. Jestem żywo zainteresowana odpowiedziami, patrząc na to jakie czasy miałam na 800 (nie do końca poprawnie zrobionych, ale jednak), a jak człapię długie coś mi nie pasuje.


    corvus78

    2010/08/18 13:40:05

    Pict w grudniu ubiegłego roku miałem najprawdopodobniej zapalenie rozcięgna podeszwowego; bolało szczególnie rano podczas pierwszych kroków, a później nawet jak nie chodziłem. Ból był tępy okresowo ostry tak, że nie mogłem chodzić ale biegałem wolno. Moje leczenie polegało na rozciąganiu i rozgrzewaniu bosej stopy +p/bólowe jak bolało i po 2 tygodniach przeszło.
    Spróbuj może rozgrzać stopę zanim założysz buty biegowe
    Pozdrawiam i życzę zdrowia


    ocobiegatu

    2010/08/18 21:16:49

    johnson – koncentrujesz sie na tętnie a tętnem się nie biega – Greif by Ci przetarł nos – temperatura otoczenia , strefy sie walą ..
    Daniels podaje w swoich tabelach temp. 16 stopni jako idealną a mamy lato – trenujemy w temp. mało podobnych do zawodów czyli maratonów poznym latem/jesienią…
    Ja nie jestem tylko fanem maksów na 5km ale tez specyficzności treningów w sposób totalny- a więc treningi u mnie muszą byc maksymalnie podobne do celu jaki mam osiągnąć.
    Gdybym , nie daj Boże , trenował do maratonu na maksa to bym zimą rwał szybkie treningi na 5-10km aby vo2 nie przyspało (szkoła amerykańska – w Europie ludzie sie przymulają zimą..) . Wiosną bym tłukł życiówki na 25km a pozniej na 30km jako główny cel – w weekend , w tygodniu – maks na 5km – tyle biegania..
    Reszta regeneracyjne chody a nawet chody NW ( ledwo co kupilem kijki) .
    Żadnych treningów typu interwały, kilometrówki , podbiegi i siła – tego nie ma w zawodach..Jestem fanem tempo-biegu.
    Oczywiście te biegi na zyciowke – 25,30 km bylyby zwiazane z pena analiza – ale nie tetna ! A wiec waga przed – po , na jakim stopniu odwodnienia dobrze mi sie biega ? U mnie jest to 2 % podejrzewam i w ogole wszystko specyficznie i podobnie – nawet pasta do zebow przed treningami winna byc taka sama jak przed maratonem – no moze przesadzilem albo i nie..:)


    ocobiegatu

    2010/08/18 21:23:58

    Oczywiśćie to nie jest żadna porada..to jest tylko parada a raczej radość dla mnie z takiego treningu, nad którym trenerzy by załamywali się ..:).
    Ale chyba o satysfakcję i radosc jednak u amatorów chodzi – nawet kosztem wyniku – choc nie zawsze..:)


    johnson.wp

    2010/08/18 21:35:25

    oco – zastosuję się do Twoich zaleceń już jutro. Wyrywamy z corvusem w teren. Nie będzie nas parę godzin. Ciał szukajcie nad Wartą…


    quentino-tarantino

    2010/08/18 21:58:55

    pict – ja miałem rok temu cholernie bolesną kontuzję stopy – Przeszywający ból „w poprzek” stopy. Pomogły 3 tygodnie przerwy i łagodny powrót do treningu.

    Mr Tętno – pominąłem w swoim treningu tętno (na razie) ponieważ na tym etapie nie chce Ono ze mną współpracować. Gdybym biegał tabelkowo według wskazań pulsometru miałbym teraz życiówkę w maratonie – 4:10 a w realu mam 3:30. Nie lekceważę tętna ale czekam aż się dobrze ułoży jak nowe buty, które potrzebują czasu aby zgrać się ze stopami…
    To czym chciałbym się z Wami podzielić za jakiś czas to porównanie ZUPEŁNIE RÓŻNYCH treningów, które zastosowałem na żywym (ciągle żywym) organizmie.
    1. Trening do wiosennej Cracovii.
    2. Trening do jesiennych maratonów.
    Sam jestem ciekaw tych experymentów, tzn. efektów bo naprawdę przećwiczyłem i ćwiczę absolutnie dwie skrajności. Myślę, że to może być bardzo ciekawe nie tylko dla Kołcza ale i innych wariatów blogowych 😉

    johnson – pesymistycznie się nastawiasz ale skoro tak to będzie jeden plus – Wasza trasa będzie miała nazwę – Szlakiem Corvusa-Johnsona, prawie jak Creutzfeldta-Jakoba albo Jacobsa Kronunga 😉


    quentino-tarantino

    2010/08/18 21:59:57

    pict – ja miałem rok temu cholernie bolesną kontuzję stopy – Przeszywający ból „w poprzek” stopy. Pomogły 3 tygodnie przerwy i łagodny powrót do treningu.

    Mr Tętno – pominąłem w swoim treningu tętno (na razie) ponieważ na tym etapie nie chce Ono ze mną współpracować. Gdybym biegał tabelkowo według wskazań pulsometru miałbym teraz życiówkę w maratonie – 4:10 a w realu mam 3:30. Nie lekceważę tętna ale czekam aż się dobrze ułoży jak nowe buty, które potrzebują czasu aby zgrać się ze stopami…
    To czym chciałbym się z Wami podzielić za jakiś czas to porównanie ZUPEŁNIE RÓŻNYCH treningów, które zastosowałem na żywym (ciągle żywym) organizmie.
    1. Trening do wiosennej Cracovii.
    2. Trening do jesiennych maratonów.
    Sam jestem ciekaw tych experymentów, tzn. efektów bo naprawdę przećwiczyłem i ćwiczę absolutnie dwie skrajności. Myślę, że to może być bardzo ciekawe nie tylko dla Kołcza ale i innych wariatów blogowych 😉

    johnson – pesymistycznie się nastawiasz ale skoro tak to będzie jeden plus – Wasza trasa będzie miała nazwę – Szlakiem Corvusa-Johnsona, prawie jak Creutzfeldta-Jakoba albo Jacobsa Kronunga 😉


    piotrek.krawczyk

    2010/08/18 22:52:30

    Tu Dziki
    John (Staszewski) raczej śpi. Po dzisiejszych 4 godzinach biegu i przed jutrzejszą wyrypą. Jak John śpi to donoszę, że jutro John robi wyrypę. Na rowerze, w dwa dni do Rabki samotnie. Support telefoniczny, ale po to, żeby na sport.pl była relacja na żywo. „Z czuba”. Na nowym rowerze, nie rozjeżdżonym – i to mnie martwi. Inne specjalistyczne niuansiki też mnie martwią. Ale wiem, że John zrobi wszystko, żeby dojechać. Bo żona czeka na mecie, bo „czterdziestki” zrobiły swoje, bo sprawa publiczna jak by nie było… To John, niech Ci się wszystko kręci. Dmuchajcie na południe. A kto mieszka na Śląsku lub w Małopolsce niech wsysa wiatr z północnej strony. Dziki


    piotrek.krawczyk

    2010/08/18 22:52:42

    Tu Dziki
    John (Staszewski) raczej śpi. Po dzisiejszych 4 godzinach biegu i przed jutrzejszą wyrypą. Jak John śpi to donoszę, że jutro John robi wyrypę. Na rowerze, w dwa dni do Rabki samotnie. Support telefoniczny, ale po to, żeby na sport.pl była relacja na żywo. „Z czuba”. Na nowym rowerze, nie rozjeżdżonym – i to mnie martwi. Inne specjalistyczne niuansiki też mnie martwią. Ale wiem, że John zrobi wszystko, żeby dojechać. Bo żona czeka na mecie, bo „czterdziestki” zrobiły swoje, bo sprawa publiczna jak by nie było… To John, niech Ci się wszystko kręci. Dmuchajcie na południe. A kto mieszka na Śląsku lub w Małopolsce niech wsysa wiatr z północnej strony. Dziki

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.