Dziennik wlokącego się ponad miarę pożegnania. Obiecałem, że póki zima nie odfrunie do zimnych krajów, będę dawał tytuł „Pożegnanie z zimą”, prawda?
Poniedziałek 4 marca, wiosna. W środku dnia pracy podjeżdżam do Lasu Kabackiego poczuć żywą żywicę. Ścieżki skute lodem, lud Ursynowa je udeptał, nie chcą odtajać. Wzdłuż ścieżek i na bocznych ścieżynkach ziemia – jak miło, jak miękko, jak przytulnie. Robię sześć serii ścieżki zdrowia: minuta marszu wykrocznego, minuta marszu dynamicznego, minuta skipów A, minuta marszu dla odpoczynku. Biegam na tym treningu z trzy minuty przed i po ćwiczeniach.
Wtorek, wiosna. Spod śniegu na Agrykoli ukazuje się tartan. Robimy z bankowcami z RBS dwuosobowe sztafety z przekazywaniem pałeczek – szybkie osiemsetki, a w przerwie (kiedy partner robi swoje 800 m) 400 m truchtu. Przyszła nieparzysta liczba bankowców, więc też mogę potrenować. A przed treningiem robię sobie samemu 45 min. w przewidzianym dla mnie u Danielsa wolnym tempie 5:00. Tutaj. Tętno ładne.
Środa, wiosna coraz bardziej. Ubezpieczeniowcy z Uniqa sami chcieli mieć trening na Agrykoli, robimy sztafety, ale czterystumetrowe. Też biegam. Tak i tak. Jest ściganie, jest trening.
Czwartek bez biegania. Robię ostatnie poprawki do sporego tekstu o korporacjach (ma iść w następną sobotę), oglądam „Rok diabła„, żeby się przygotować do wywiadu z Jaromirem Nohavicą. Dzwoni Radek (maratończyk) ze sportu z Gazety – żeby porozmawiać z himalaistą. Umawiam się z Piotrem Pustelnikiem na piątek rano, Piotr musi sobie ułożyć emocje. Wieczorem obchodzimy z Moją Sportową Żoną Dzień Kobiet, jest naprawdę gorąco.
Piątek – przychodzi mróz. Planuję godzinę treningu przed pracą, której mam akurat niezłą ciężarówkę. Nie wyrabiam się, robię 45 min. biegu zmiennego (dar Beztlena). Wychodzi średnio głównie dlatego, że strasznie wieje od wschodu, idzie zima, a ja latam po mało przyjaznej okolicy na Siekierkach.
Po bieganiu czyste szaleństwo. Rozmawiam z Pustelnikiem ponad godzinę przez telefon, jeszcze w dresie, ale przez telefon nie widać. Przebieram się za dziennikarza i jadę na spotkanie z Nohavicą. Dla mnie to bardziej niż gdybym się spotkał z Dylanem albo Cohenem. Świetny facet, taki czeski, trochę polski, mądry i nie zadufany w sobie. Rozmawiamy na Agrykoli, bo odbieram go z Trójki, mówię mu, że tu obok jest stadion Legii, która raz grała z jego ukochanym Banikiem Ostrava i wygrała 2:0. I rozmowa płynie jak mecz, półtorej godziny i to bez przerwy na zejście do szatni.
Wracam, spisuję rozmowę z Pustelnikiem, przesyłam do autoryzacji i jadę na trening. Trener Jarek prowadzi zajęcia z naszą nową grupą ING, jadę ich przywitać i pomęczyć taśmami Thera-Band. Wracam, czekam na autoryzację.
Zachodzę do Polska Biega i dowiaduję się, że akcja Polska Biega właśnie zrezygnowała ze zlecania mi pisania bloga w ramach stosunku pracy. To jest zrozumiałe, ale przeżywam jednak pewien szok emocjonalny. Czuję się – kto czyta uważnie ten od miesięcy to widzi – czuję się coraz bardziej na aksamitnym rozdrożu.
Macie tak czasem jadąc samochodem, że trudno Wam rozpoznać, czy to jeszcze jedna droga, czy już dwie równoległe? Ja w samochodzie tak nie mam.
Biegniemy dalej. Odpowiedzialność za blog przejmuje Kancelaria Sportowa Staszewscy. Na naszej stronie możecie dowiedzieć się o obozie biegowym w Rabce Zdrój, o treningach dla firm i planach dla biegaczy. Ale możecie też za free pooglądać filmiki instruktażowe i zarazić się od nas np. miłością do rozciągania.
W sobotę dwugodzinne wybieganie z wydłużającą się szybszą końcówką – tym razem już 5 km. Wszędzie biało, zima wróciła, ścięło, zamarzło – więc trudno powiedzieć, czy tempo rzędu 5:45 to tylko słabo, czy już dramat. Końcówkę chciałbym przyspieszyć do tempa półmaratońskiego – mam nadzieję na tempo około 3:50 – ale nie udaje mi się nawet do maratońskiego, walcze, żeby kilometry były poniżej 4:30.
Niedziela bez biegania. Martwi mnie pobolewający dwugłowy, robię dodatkowe rozciąganie oraz mrożenie, pomaga. Podejmuję decyzję: kupuję sobie rower. Kiedyś chyba przyjdzie wiosna i będzie można z przyjemnością podjechać do Gazety. Albo gdzie indziej.
Taki był mój biegowy tydzień. Sprawozdanie z kolejnego – w następny poniedziałek, 18 marca. Kancelaria postanowiła po długim namyśle, że utrzyma regularność w pisaniu bloga – ale raz w tygodniu. W każdy poniedziałek.
Do zobaczenia w komentarzach.
I od razu prośba o deklaracje. Za dwa tygodnie święto wiosny – Półmaraton Warszawski. Spotkajmy się znów w makaronowej knajpce na Saskiej Kępie – w sobotę 23 marca. Zarezerwuję stoliki, tylko proszę o wstępne deklaracje, kto się wybiera – żebym wiedział na ile miejsc zamawiać stolik. Szczegóły – czas i miejsce akcji – na blogu za tydzień.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.