W piątek dzwoni telefon z beztlenowego Festiwalu Biegowego w Krynicy. Dzięki Tomek. Mają dla mnie pakiet na Bieg Powstania. Już się zaczynam skuszać, ale za chwilę refleksja: nie to bez sensu. Tydzień mam przetrenowany jak ser szwajcarski, mocno dziurawo, bo wlecze mi się przeziębienie, nawet trochę polegiwałem albo podsypiałem. Coś się biegało, ale nie tyle, żeby móc wystartować w sobotę.
Poza tym walczę akurat z poprawkami do wywiadu z Pawłem Sito. Miało być o wódce, a wyszło znów o sporcie. Pogadaliśmy jak uzależniony z uzależnionym.
A po trzecie spieszę się na trening bynajmniej nie biegowy, na 14. Nie dam rady podjechać po pakiet.
W sobotę jadę na Powstanie, gdzie będę występował w roli trenera podopiecznych Kancelarii (nasi trenerzy Jarek i Maciek zorganizowali rozgrzewkę dla swoich grup). A potem w roli telefonicznego kamerzysty.
Jadę i widzę ludzi w czarnych koszulkach, i robi mi się trochę smutno. Zjeżdżają się z Ursynowa, z Konstancina. Tym razem to nie moje święto.
Jedziemy przez Konstancin, bo wybraliśmy się na basen do Wilgi. Do wody nie wszedłem, bo nie widziałem powodu, ale pograliśmy z Moją Sportową Żoną dobrą godzinę w siatkówkę plażową z utalentowaną młodzieżą. A potem poszedłem pobiegać godzinę z kawałkiem. Fajnie się przy tym gubiłem w cudzym lesie.
Na Bonifraterskiej wlazłem na słup i postanowiłem natelefonować wszystkich biegaczy na 5 km. Przy okazji gadając do kamery jak do telefonu. A potem na Krakowskim natelefonowałem wszystkich z 10 km, stawka po 2 km biegu rozciąga się na 11 minut. Oba filmiki można zobaczyć tutaj – na fejsbuku Kancelarii. Nazywają się transmisje ze słupa.
Za to w niedzielę prawdziwe święto. Po ośmiu latach wyciągania MSŻ – perswazją, prośbą, umowami – do Puszczy Kampinoskiej osiągnąłem sukces. Podjechaliśmy do Dąbrowy, MSŻ wsiadła na rower i objechaliśmy bagno Cichowąż. Spotkaliśmy jednego zaskrońca, jednego dzika i Pustynię Błędowską. Wiedziałem, że między Mogilnym Mostkiem a Palmirami jest piach, ale że tak dużo i że jeszcze utrzymuje się to aż do leśniczówki pod Sierakowem, to mnie zaskoczyło. Perspektywa biegacza jest jednak inna niż perspektywa rowerzysty. Albo rowerzystki:
Wziąłem na drogę pół litra w bidonikach. Ale na bieganie w takich upałach człowiek powinien chyba zabierać plecak ze stelażem wypełniony butelkami.
Odwodniłem się tak, że wlewałem w siebie wszystkie możliwe płyny i wsiąkało jak w ściółkę. Ale jestem zadowolony. I z tego, że pokazałem MSŻ ostatnią z moich ważnych rzeczy, która pozostała dla niej nieodkryta. I z solidnego treningu. Piachy z nawracaniem do roweru oraz odcinkami skipów zepsuły średnią, ale przyspieszenie na końcu było.
A za tydzień już będzie obóz w Rabce. Od soboty rusza okolicznościowy wideoblog na stronie Kancelarii na fejsbuku. Do zobaczenia.
Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.
Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.