Kto jedzie w góry?

Znacie taki gatunek biegacza, który znużony bieganiem po szosie, walką o sekundy urwane z rekordu życiowego na atestowanych trasach i całym tym wyścigiem sznurów w pewnym momencie mówi zmienia środowisko naturalne na bardziej naturalne, leśne, często górskie… No przecież, że znacie, są takie frakcje na podblogu, dyskusje się przetaczały jak burze. A ja od innej strony.

Czym bardziej zbliżał się wyjazd na Chopok tym bardziej byłem podekscytowany. Podobno to w sensie narciarskim niezła imitacja Alp niecałe 100 km od granicy. – Ale sobie pokrawędziujemy – żartowały Moja Sportowa Żona z Biegaczką Sabiną/Ulubioną Szwagierką (moją).

Na przekleństwo krawędziowania już się tu kiedyś chyba skarżyłem. Bo moja naturalna wiatrakowatość utrudnia mi osiągnięcie na nartach techniki, która ze ślizgania się na tyłach pozwoliłaby mi na przejście do prawdziwego krawędziowania. W tym sezonie podobno jest już całkiem nieźle, zwłaszcza, że dostałem dobre, twarde narty po MSŻ (która kupiła sobie już takie dobre, że wszystko same robią poza wiecie czym). Ale zawsze zostaje to ale. I sam sobie odbierając przyjemność z jazdy analizuję przy każdym skręcie czy wystarczająco ładnie zakrawędziowałem.

No i pojechaliśmy na ten Chopok, a tam bajka. Można wjechać jedną kolejką i zjechać dwunastką (taki numer trasy) albo jedynką, a jak się pojedzie sąsiednią, to jedenastką albo piątką, chyba, że czternastką do niższej kolejki, a stamtąd znów jedenastką do bazy. Piszę te numerki z pamięci, bo zawiesiłem sobie na nich to niesamowite uczucie wolności na stoku. Na dwunastce (bajecznej nawiasem mówiąc, urozmaiconej, zaskakująco pofałdowanej) przy pierwszym zjeździe nawet nieźle krawędziowałem, ale w czym dziwniejsze rejony jechaliśmy, tym mniej to krawędziowanie się liczyło.

Po godzinie wjechaliśmy na szczyt Chopoka, trzeba było na górnej stacji kolejki wsiąść w gondolę na samą górę. A tam wicher (nie wiatr), mleko (nie mgła) i zlodowacenie (nie powietrze). Spróbowaliśmy zjechać na drugą stronę, ale po 2-3 minutach stwierdziliśmy, że nie wiemy, gdzie jesteśmy i dokąd jedziemy, więc trzeba podchodzić na górę, póki mamy orientację, gdzie jest góra.

Wyglądaliśmy potem tak:

Ale to nic. To był dopiero początek szczęścia. Zjechaliśmy na południową stronę gondolą do połowy góry, pod chmury i odkrywaliśmy kolejną pajęczynę tras. Wśród nich niezwykły gatunek nartostrad, których wcześniej nie znałem – leśne drogi, jakimi w lecie może zjechać wóz ciągnący drewno albo wbiec biegacz na treningu. Tu nie ma już żadnej techniki, żadnych krawędzi, spadek jest łagodny, trzeba uważać, żeby nie podjechać zbyt blisko krawędzi tam, gdzie droga trawestuje zbocze.

No i ta długość. Nie mówcie mi, że długość nie ma znaczenia. Najzwyklejszą trasą zjeżdża się dwa razy dłużej niż z wielkiej góry w Jurgowie. A pod koniec dnia zrobiłem sobie dobrze. Wjechałem już sam na szczyt i zjechałem na sam dół, chociaż byłem najsłabszym narciarzem w grupie. Ale może dlatego bez obciachu, bez przymusu krawędziowania znalazłem przyjemność z ratowania się na oblodzonej nartostradzie. Albo i nie ratowania, kiedy wywaliłem się na zbyt trudnym zakręcie, jedna narta mi się wypięła i zaczęła zjeżdżać po lodowcu, to ja za nią na tyłku, a kiedy po jakichś 150 metrach się zatrzymała, to ja się nie mogłem zatrzymać… Zjazd z tej surowej krainy, gdzie tylko ptacy i wariaci się zapuszczają w takich warunkach w niższe partie, gdzie ciżba ludzka rozjeżdża leśne przecinki tak, że też nie ma już mowy o żadnym krawędziowaniu… Wszystkie wywrotki zaliczone trzeciego dnia w puchu po południowej stronie, kiedy pogoda się trochę poprawiła.

Odkryłem przygodę na nartach. Ciągle jestem szosonem, ciągle myślę o sekundach do ugrania na atestowanych trasach, ale rozumiem bardziej tera Tarahumara. Bo powiedziałem sobie to przejeżdżając w skurczu izometrycznym prawej strony poprowadzoną nad ostrym urwiskiem trasą 5a: dla mnie teraz stoki wokół Rabki choćby przygotowane jak wyprasowane spodnie sztruksowe, będą miały wdzięk interwałów na stadionie. A to co kocham w nartach, to dzicze, głusze i przyrody.

Biegać biegam.

A kto kocha góry, to mam dobre ogłoszenie: Kancelaria Sportowa Staszewscy z radością oznajmia, że właśnie ogłosiła szczegóły V Obozu Biegowego w Rabce-Zdroju. Gdyby ktoś chciał wiedzieć, na jaką górę pobiegniemy, na której nigdy nie byliśmy, znajdzie informację TUTAJ.

Updated: 2 lutego 2015 — 18:55

  1. piotrek.krawczyk

    2015/02/03 00:12:01

    Na Górę Wdżar. Noc na skałkach i z powrotem. I obóz załatwiony.


    pjachu1

    2015/02/03 19:39:06

    Dwa tygodnie przerwy w pracy – pierwsze od xx lat wakacje. WAKACJE. Czyli turnus rehabilitacyjny z Maćkiem. Tam gdzie wydmy nadwiślańskie porośnięte lasem. Dzikiego klimaty puszczańskie (no, prawie puszczńskie) Trochę baseniku, trochę biegania… I znowu w pracy. W Górach. W Świeradowie.
    Jak tu biegać, Panie Trenerze, jak tylko w górę lub w dół i to w dodatku po śniegu. Chyba znajdę bieżnię i będę śmigał jak Marsz.
    Wojtku, to teraz już tylko prawdziwe narciarstwo – free albo przynajmniej tury. Wolność jest poza TRASĄ!!! 😉 Nawet tą najdłuższą.
    Aaa … i trawersujemy stok, a nie trawestujemy.
    Zdrówko for ever!!!


    piotrek.krawczyk

    2015/02/03 21:49:04

    Dobry Reporter najpierw trawestuje, potem trawersuje 🙂 A Dziki dziś na krótko do Puszczy. Ale wydmę zwaną Łużową Górą zaliczyłem dziesięć razy. Start z Dąbrowy, dobieg 2 km, podbiegi i nawroty dziesięć razy każda runda to 700 metrów, powrót 2 km. Wszystko w godzinę i 6 minut. Dziki


    tomikgrewinski

    2015/02/03 22:20:18

    A ja w tym roku bez nart..
    Słyszeliście o Rzeźniku Na Raty?
    Zapisaliśmy się z Zziggym! 🙂


    kamilmnch1

    2015/02/03 22:22:35

    Tomik, ja też płaciłem na raty. Pół ja i pół partner.


    podopieczny_bartek

    2015/02/03 22:29:09

    Tomik, co roku 10k?:)


    wojciech.staszewski

    2015/02/03 23:36:07

    Ups. A tak uważałem na ten trawers, zeby nie zrobić błędu jak z adaptować i adoptować. No i strawestowalem sie publicznie


    1.marsz

    2015/02/03 23:47:28

    marsz trochę przypadkiem w górach bystrzyckich po raz pierwszy zresztą:ciężkojak w świeradowie- pięknie jak w eskimoskim niebie dziś „zakładałem ślad” biegowy (10km/6’02/137 bpm), jutro może znajdę czas i siły na coś mocniejszego marsz


    1.marsz

    2015/02/04 15:57:11

    na chopoku byłem kiedyś ale za trudne, za wąskie i nie przygotowane te trasy jak na moje umiejętności:),syn bardzo chciał polecieć w niebo- startuje się ze stoku na nartach i z opiekunem, a potem szybuje nad szczytami, miałem straszny dylemat ale w końcu uleglem i wzbili się, dość długo krążyli i szczęśliwie wylądowali…
    a dziś nie było mocy więc tylko 12 km bardzo powoli ale przy wstajacym słońcu i po wyratrakowanej trasie wokól jagodnej-sam z tym sniegiem, lasem i biegiem-cudnie
    marsz


    piotrek.krawczyk

    2015/02/04 21:59:45

    A Dziki dziś 11 km po Bielanach w tempie zająca na 50 minut na 10 km. Takim zającem będę w kwietniu na Orlenie. Dało radę, tempo 4’58. Dziki


    pjachu1

    2015/02/05 12:12:59

    To ja dziś z rana na kawę do eskimoskiego nieba czyli ze Świeradowa do Chatki Górzystów. Po świeżym puchu (tak z 15 cm, a pod spodem stary śnieg). Czyli +500 -150 + 150 i -500 m, a to wszystko na 16 km. Rejon Chatki Górzystów to taki lokalny biegun zimna – dziś w nocy było -20 choć na nieodległej Polanie Izerskiej tylko -10. Taki mają tu klimat (mikroklimat)
    W drodze powrotnej na zbiegu niebieskim szlakiem spotkałem sunącą w górę ciężkozbrojną grupę 20 osób wyekwipowanych jak w Alpy + rakiety śnieżne na nogach. Osobiście pochwalam ich jak najbardziej prawidłowe ubranie na górską przygodę w przeciwieństwie do takich co to w „adidasach” i kurteczce pakują się w szpony zimy i stają się klientami GOPRu. Ale bezcenne było ich ominąć sadząc susy w kopnym śniegu. Pomykając jak kozica (no, może kozioł czyli cap). I słysząc głośne „łaaał!!!”
    No to Zdrówko!!!
    PS Dziś rano w Karkonoszach lawina przysypała dwie osoby. Ciekawe jak były ubrane.


    bartek6942

    2015/02/06 10:30:02

    Witam wszystkich i autora tego bloga. Fajnie jest tak pojechać sobie w góry i pojeździć, na nartach. Zapomina się, wtedy o wszystkim i liczy się tylko chwila, w której czujemy wolność jeżdżąc, na nartach slalomem lub po prostu zjechać sobie kawałeczek.


    kamilmnch1

    2015/02/07 22:43:42

    Gdzie się podzialiście?


    podopieczny_bartek

    2015/02/07 22:45:57

    poszli w góry


    kamilmnch1

    2015/02/07 22:47:15

    Oby doszli a potem się dobrze napili.


    tomikgrewinski

    2015/02/07 23:17:49

    Rob dzisiaj zaszalał w Falenicy!!!
    A podopieczny złamał 40minut i jest w szoku..
    Fajnie było.


    kamilmnch1

    2015/02/08 21:59:31

    Prostata! Dla wszystkich pijących dzisiaj!


    podopieczny_bartek

    2015/02/08 22:00:31

    Prostamol!!!:)


    kamilmnch1

    2015/02/08 22:21:00

    Barca rzundzi


    podopieczny_bartek

    2015/02/08 22:22:52

    nie przeprosili ich za gola kontaktowego i teraz mają problem chłopaki:)


    kamilmnch1

    2015/02/08 22:35:09

    Wojtek, pijesz dzisiaj?


    kamilmnch1

    2015/02/08 22:41:03

    Gdzie jest Dziki?


    podopieczny_bartek

    2015/02/08 22:46:33

    Dziki zdziczał i przestał się odzywać albo biega po sztucznej warszawie:)


    kamilmnch1

    2015/02/08 22:53:45

    Podobno Dziki jeździ metrem z włączonym garminem


    podopieczny_bartek

    2015/02/08 22:59:49

    w dodatku pod prąd


    ocobiegatu

    2015/02/08 23:36:20

    A Puchar Afryki dla W.K.S . Z Ghaną w karnych 9 do 8 , Ghana prowadziła 2 : 0 w karnych, później Wybrzeże odrobiło . I dalej do pudła. I na koniec strzelali sobie bramkarze………Niesamowite emocje . Oglądałem przypadkowo na eurosporcie – life. Zawodnicy modlili się , klękali, płakali, odwracali się . Jeden z Ghany słaniał się na nogach i nie potrafił odebrać medalu od Blattera. Bramkarz który strzelił na koniec sam wcześniej ciągle z emocji padał na murawę . Cały spocony podchodził do ostatniego karnego co miał strzelić koledze bramkarzowi z Ghany. Takich emocji w piłce i takich karnych jeszcze nigdy nie widziałem.


    ocobiegatu

    2015/02/08 23:39:51

    Acha. Co do picia. To wytrzymałem ultra 140 dni aż do 1 stycznia. Później ciąg. ale teraz znów jestem nigdzie nie pijący Andrzej.P…:). Jestem na 4 tym kilometrze.


    piotrek.krawczyk

    2015/02/09 19:47:01

    Tu Dziki
    Bartek i Kamil – oddawajcie Garminy i wszystko co tam macie. Oco też. A Dziki dziś 90 minut po sztucznej Warszawie. Bloki, wszędzie bloki, długi i wysoki. Przez Chomiczówkę pod Łosiowe Błota, tam ciemno jak w dupie, to nawrót na bloki, jeden długi, drugi wysoki, na chwilę wpadłem do prawdziwej Warszawy na Stare Bielany, wszystko bez sensu i celu, po godzinie biegu Dziki odnalazł sens i cel, ale już nie pamietam o co było kaman. Dziki


    piotrek.krawczyk

    2015/02/09 19:49:44

    Bartek6942 – zmienić ksywkę! Bo Bartek jest tylko jeden – to Podopieczny Bartek! A Ty, Bartek6942, nie ściemniaj. Dz.


    podopieczny_bartek

    2015/02/09 20:49:23

    Dziki, dziękuję:)


    podopieczny_bartek

    2015/02/09 20:49:49

    Ale garmina i tak nie oddam, mimo, ze jak go kupiłem to miał włączoną opcję ultra…:)


    kamilmnch1

    2015/02/09 21:12:23

    Bartek, nie uciekniesz od przeznaczenia!!!


    kamilmnch1

    2015/02/09 22:54:49

    Nie ma odcinka a muszę iść spać by rano biegać.


    arbiter8

    2015/03/12 10:32:39

    To się nazywa dopiero zapał i fascynacja ale efekty są i satysfakcja też i to się liczy najbardziej

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.