Widzę go, a nie widziałem go dobre pół godziny. Widzę coraz wyraźniej, coraz bliżej. Widzę, że biegnie niewyraźnie, że mogę go gonić. Przed podbiegiem się zbliżam, a po podbiegu wyprzedzam. Zamieniamy dwa słowa, widzę go kątem oka. Potem nie widzę, nie słyszę. Ale czuję, że się czai.
Jednocześnie nie mogę nic zrobić. Macie takie sny, że biegniecie i nie możecie? Tak się czuję na bruku Placu Krasińskich. Jakbym biegł w wodzie po kolana, w piachu po kostki. Wiem, że jemu też jest ciężko. Przestaje się liczyć technika biegu (chociaż wiem, że rozluźnienie ramion i pilnowanie ich pracy pomoże i jakoś tam staram się przynajmniej ruszać rękoma). Zostaje walka.
Ta walka to zaszczyt. Podopieczny Bartek odjechał mi z dwa-trzy lata temu, mogłem go oglądać w pierwszych 10 proc. dystansu, a potem albo na nawrotce, albo sprawdzić w wynikach, jak mu poszło. A teraz walczymy.
Moja Sportowa Żona na 20. kilometrze ujęła to tak:
Podopieczny Bartek czai się z tyłu jak myśliwiec w czarnej czapeczce. Ja widząc MSŻ z Małym Yodą i małym aparatem przebiłem się do przodu grupy, żeby dobrze wyjść na zdjęciu.
Podopiecznego widziałem już raz na skręcie z al. Niepodległości w lewo (zabijcie mnie, nie pamiętam, w jaką ulicę skręcaliśmy), chyba nawet wyprzedziłem go na chwilę. Ale potem organizm kazał mi zwolnić. A w tym biegu organizm decydował.
Myślałem całą sobotę, jak pobiec. Szybciej niż mogę i próbować przetrwać, ale wiadomo, że się nie da i stracę mnóstwo sekund. Wolniej niż mogę i próbować przyspieszyć, ale zwykle potem się nie udaje i wychodzi, co wychodzi. W końcu postanowiłem zrobić eksperyment w granicach rozsądku: nie będzie rządził Garmin. Zrezygnowałem z pulsometru, którego się ostatnio na startach mocno słuchałem, żeby zwalniać gdyby tętno przekroczyło 175, a przyspieszać, jeśli spada poniżej 170. Z zegarka nie byłem w stanie całkiem zrezygnować, ale umówiłem się ze sobą, że sprawdzam czas tylko na piątkach. Tak jak dawniej, kiedy GPS-y występowały jedynie w literaturze sience fiction, a żadnemu organizatorowi nie przychodziło do głowy oznaczanie wszystkich kilometrów.
Zaczyna się nieźle. Pierwszą piątkę robię w 19:17, a jest przecież pod wiatr. To tylko 3 sekundy wolniej niż mój spieprzony start na 5 km tydzień wcześniej. Przy okazji witam na blogu Dziecię Stanu Wojennego – gz81 – i wyjaśniam: to oczywiście racja, że z wyniku 19:14 nie da się pobiec półmaratonu poniżej 1:24. Ale ten nieudany start na piątkę to był właśnie ten „bieg na straty”, który zalecam też wszystkim Podopiecznym. Pierwszy start sezonu, w którym człowiek dopiero przypomina sobie, ile kosztuje radość na mecie, jakiej koncentracji i jakiego naprawdę wysiłku to wymaga. Kolejny Park Run będzie około docelowego 18:30.
Druga piątka, ta, na której ścieramy się lekko z Podopiecznym Bartkiem – w 19:38. Trochę zwolniłem, ale jak sobie przypominam moje najlepsze połówki, to zawsze na drugiej piątce zwalniałem, a potem ruszała husaria. Tym razem nie do końca się to udaje, wychodzi 19:41. Husaria porwała za to Podopiecznego, nie widzę go nawet na zbiegu na Trasę Łazienkowską, jasną, długą, prostą. Mierzę się trochę z facetem w żółtej koszulce, trochę z drugim w niebieskiej, trochę wyprzedzam. Odłączenie się od obsesyjnego kontrolowania co chwilę wszystkich parametrów Garmina sprawdza się świetnie.
Do trzech czwartych dystansu. Bo kiedy pod koniec organizm nie jest w stanie już do w pełni racjonalnych decyzji. Odpuszczam mimowolnie, widzę, że wyprzedzają mnie biegacze, Wojtek S. z Entre, kiedyś kolega z liceum, potem kolega z biegania, z 10 lat z nim nie wygrałem. Zawsze miał świetny, długi, profesorski finisz. To też zaszczyt, że mogę z nim walczyć.
Przed sobą widzę Krzyśka R., jego pokonałem ostatni raz z osiem lat temu, potem też się na zawodach nie widzieliśmy z powodu różnicy klas. A teraz mam go na wyciągnięcie rezerw glikogenu.
I widzę Bartka, Podopiecznego Bartka. Gonię, ale wynik z piątki i tak wychodzi żenujący: 21:03. Tu przespałem swoją szansę na euforię na mecie. Tu trzeba było patrzeć na zegarek i wysyłać z mózgu sygnał do mięśni: do roboty!
Zamierzam podobnie pobiec maraton. Żadnego pulsometra, sprawdzanie tempa na piątkach – ale do 25, najwyżej 30 kilometra. Potem będę się lepiej pilnował, co wyprawiam. I zamierzam, zapowiadam to od razu, pobiec maraton poniżej 2:58, a cel marzeń to będzie złamanie 2:55. To również nie wychodzi z takiej połówki jak niedzielna (wg LiczydloBiegowe.pl, bo w Danielsa/McMillana/Skarżyńskiego w tej kwestii nie wierzę), ale dołożę sobie jeszcze w górach grubą warstwę wytrzymałości.
Na Krakowskim jeszcze jestem przed Podopiecznym, ale kiedy skręcamy na Plac Teatralny, Podopieczny pokazuje, kto tu jest M-40, a kto M-30. Dobiega 8 sekund przede mną, a różnica czasów netto wyniesie 5 sekund na korzyść Bartka.
Dziękuję Ci mój (niegdyś) młody padawanie, że mogłem z Tobą walczyć. Byłeś w niedzielę lepszy.
Ja byłem lepszy od siebie samego sprzed roku. O minimalne, trudne do zauważenia z kosmicznej perspektywy 2 sekundy. Ale dla mnie ważne, bo przy Małym Yodzie trudniej o czas na trening, moje długie wybiegania z wózkiem to Monty Python, więc trening musi być coraz bardziej efektywny, żeby wygryźć kosmosowi te 2 sekundy.
Rok temu pobiegłem 1:23:32, teraz 1:23:30. Tutaj link do Garmin Connecta. Ale i tak najważniejsze jest to, czego nie ma w liczbach. Sensem tego biegu nie był czas, wielki wynik, ani słaby wynik, ani nic wyrażalnego Liczbą. Nie zwycięstwo, nie porażka. Nie miejsce, chociaż w kategorii dziennikarzy byłem tym razem drugi (pokonując drugiego w Wiązownie Arka R., a Bartosz O. tym razem nie był dziennikarzem). Sensem była Walka.
tomikgrewinski
2015/03/30 20:02:08
Wojtek gratulacje!
Obyś takiego ducha walki czuł też na maratonie!
Trzymam kciuki za 2.55!
–
kwasnaali
2015/03/30 21:32:48
Tak zdecydowanie walka! Mi odebrało moce po tym mini podbiegu przed konwiktorska i przez kolejne 2 km było tylko ciągniecie kończyn, trochę zwawsze na finiszu ale strata 1min! Nie do odrobienia! To był mój Max! 🙂
–
podopieczny_bartek
2015/03/30 21:39:59
Wojtek gratuluję! Walka w sporcie jest najważniejsza, niezależnie od prezentowanego poziomu. Z wczorajszego dnia mogę być zadowolony jedynie z pierwszych 13-14km i finiszu. Resztę wolę pominąć milczeniem i jak najszybciej o tym zapomnieć. Sezon się zaczął. Walczymy
P.S. Gratulacje dla wszystkich wczorajszych finiszerów
–
wojciech.staszewski
2015/03/30 21:44:36
Tomik, dla Ciebie też gratulacje – 1:33 jest o krok.
Kawonan – wiedziałem, że będzie ok. 1:40, ale nie wierzyłem, że ciut poniżej. Tym większe brawa.
Alicja – na dobrej drodze. U Ciebie akurat ciut powyżej. Ale i tak cel to dogonić siebie sprzed dwóch lat. Jeszcze zajmie to przynajmniej pół roku, ale myślę, że nie więcej.
Brawo dla wszystkich zadowolonych z wyniku. A pozostałym życzę, żeby znaleźli w biegu jakiś pozytyw, z którego się ucieszą 🙂
–
podopieczny_bartek
2015/03/30 21:59:39
u mnie jeszcze tętno było pozytywne – dokładnie takie, jak miało być:)
–
pict
2015/03/30 22:15:24
U mnie właśnie coś dziwnego z tym hr. Dopiero na 19km osiągnęło 170, a na następnym 171. Wszystkie wcześniejsze kilometry 165-69. Nie wiem co o tym myśleć.
–
wojciech.staszewski
2015/03/30 22:19:46
Pict – myśl, czy nie pobiegłeś przypadkiem półmaratonu w tempie maratońskim 🙂 Trochę przesadzam, ale coś jest na rzeczy chyba 😉
–
pict
2015/03/30 22:45:15
To jest mój problem, że nie potrafię tak się złoić, żeby na mecie rzygać. Dotyczy to również alkoholu.za dużo Marka Aureliusza chyba. 🙂
–
tomikgrewinski
2015/03/31 07:46:24
Ja pobieglem swoje 1.33.12 na tętnie 154-156!
Dopiero na podbiegu na 19k doszedlem do 160
Od styczniowego maratonu obserwuje znaczne obnizenie tętna, w zasadzie rzadko dochodze do 160…
Co o tym myślicie?
–
wojciech.staszewski
2015/03/31 08:29:53
@Tomik a jaki masz HRmax
–
m_rob
2015/03/31 08:59:37
Za to ja od 5km jechałem na tętnie 180 lub wyższym. Spadło nieznacznie na Łazienkowskiej by na Solcu wrócić na ten sam poziom. To i tak cud, że dowiozłem te 01:37 z hakiem do mety i urwałem 90 s ze starej życiówki. Zajechały mnie tradycyjnie pierwsze kilometry, a szczególnie ten z wiaduktem przy dworcu centralnym, który wyszedł mimo podbiegu 10s za szybko.
Niestety znów problemem byli biegacze ustawieni nie w swoich strefach, ale tu trochę strzałem w kolano były jednakowe czerwone numery dla wszystkich. Nie wiadomo czemu właściwe strefy oznaczały tylko małe kolorowe kwadraciki w lewym górnym rogu. Tradycyjnie na początku zamiast koncentracji i kontroli temperamentu była walka o wolne miejsce i slalom gigant między wolniejszymi biegaczami. Pierwszą maszerującą osobę minąłem jeszcze na Grzybowskiej!!!!
Gratulacje dla wszystkich walczących, to był naprawdę dobry bieg i fajnie było być częścią tej społeczności.
r.
–
1.marsz
2015/03/31 09:15:20
dobry odcinek wojtku, motywujący, przynajmniej dla mnie…
jeśli długo nie ma postępów to oczekiwania są duże, a frustracja jeszcze większa;
przez półtora roku chciałoby się poprawić wynik w maratonie o 10/15 min ale ja chyba nie mam na to teraz szans więc będę się cieszył, jeśli uda się urwać 2 s, oby starczyło zdrowia na walkę…
a że nawet dwie sekundy nie przychodzą same, dlatego robię sobie przydomowy obóz biegowy – urlop i dwa treningi dziennie do świąt, nie ma w planie praktycznie żadnych mocnych akcentów, jest trochę siłowni, jedna zb, jedna trzydziestka i jeden kross, nie wiem czy to nie za słabo ale skoro treser tak uważa, to po co się przemęczać?
marsz
ps. tomiku – moim zdaniem to bardzo dobry objaw, w ubiegłym roku przebiegłem połówkę na 148 bpm (181 hrmax) „wchodząc na”152-154 od 4 km, biegło mi się dobrze czas podobny do twojego, teraz w berlinie do 4 km miałem już III zakres
(165-170) i co prawda potem tętno (i tempo) spadało (19 km/145 – I zakres) ale męczyłem się okrutnie i zamiast walczyć z tymi co przede mną, walczyłem tylko o to , żeby nie zejść z trasy
m.
–
kubol7b
2015/03/31 09:47:53
@ korekta obywatelska:
‚Bo kiedy pod koniec organizm nie jest w stanie już do w pełni racjonalnych decyzji.’
cos tu nie halo. a poza tym to wreszcie kawal dobrego biegowego po_rno
i ja tam bylem i zyciowke w kategorii ‚z wozkiem’ zrobilem o prawie 7 minut, mimo ze pasazer coraz ciezszy z roku na rok. a do tego co najmniej kolejna minute stracilem na 3 postoje, zeby serwisowac pasazera. wydaje mi sie ze trasa byla szybsza niz ta poczatkowo planowana, przynajmniej dla wozkowiczow. jednak wenedow to nie agrykola.
u mnie to nie byl bieg walki, tylko bieg radosci i usmiechu od ucha do ucha. no moze na bonifraterskiej troche mniej, ale od miodowej juz sie ogarnalem.
–
johnson.wp
2015/03/31 13:12:15
Też lubię takie biegowe mięso 🙂 Pełen podziw i gratulacje dla bohaterów dnia!
Kubol, niestety z Biegu Kreta odpadam, bo nie pobiegałem odpowiednio do tego. Wyszykuję się na Bieg Fajki II
Marszu, podoba mi się Twoja decyzja o pójściu na całość 🙂 Niech kałdun odczuje determinację 🙂
Tomiku, objaw bardzo dobry :), ale może być objawem szczytu formy właśnie teraz, a nie trwałej tendencji na dłuższy czas, więc teraz to się już oszczędzaj i nie podbijaj więcej ambicji żeby nie zrobić o jednego treningu za dużo i nie przeciążyć mięśni. Po mojemu obniżenie pulsu to adaptacja metaboliczna czyli efektywniejsze zużycie tlenu podczas wysiłku, więc wyższe utlenowanie hemoglobiny, co wyczuwa organizm i obniża puls. Mamy takie chemoreceptory przy tętnicy szyjnej, które to wyczuwają. Można poczytać tutaj http://www.dbc.wroc.pl/Content/14559/podstawy_fizjologii_czlowieka.pdf strona 29. Czy to będzie trwały efekt na cały sezon to zależy od wiedzy trenera, który pomyśli żeby Cię utrzymać w tym stanie i nie przetrenować w kierunku kontuzji. To może być super sezon dla Ciebie! Powtórzę Ci, że byłbym ostrożny i zaplanował generalny atak na super życiówkę jesienią, gdy się upewnisz że to trwały efekt. Teraz weź swoje 3:2X 🙂
–
sfx
2015/03/31 16:11:15
w sobotę kros-maraton i najsłabszy wynik na tej trasie (latałem piąty raz) – 3h38’41”, ale jednocześnie najlepszy i jedyny wynik w maratonie „po”, czyli od czerwca ’14.
w niedzielę przechadzka z markiem kamińskim, czyli koszaliński etap wyprawy „3 biegun” szlakiem św. jakuba
biegnijmy.pl/index.php?plik=art20150330-1
–
beztlen
2015/03/31 16:36:12
Tomek – zrobiłeś po prostu, zgodnie z założeniami (podobnie jak Bartek) 21k biegu tempowego – szczyt formy, start główny pierwszej części sezonu dopiero za dwa tygodnie i tam na lecimy na maksa:)
–
wojciech.staszewski
2015/04/01 13:22:40
No to będzie Bitwa Warszawska II 🙂
–
beztlen
2015/04/02 11:30:18
Wojtek – chyba jednak nie:) chyba, że szykujesz się na 35:5x na 10k:)
–
wojciech.staszewski
2015/04/02 21:28:58
@bartek, @beztlen. Oj, a już zacząłem mobilizacje. 35:xx jest poza moim zasięgiem, dziś nawet w Krynicy (gdzie biegnie się z górki). Liczyłem na walkę na poziomie 2:55, tu miałbym szanse (choć faworytem byłby nadal Bartek)
–
k2bell
2015/04/02 22:07:32
Wojtku, bo Cię pomidorami obrzucę. Napij się wreszcie porządnie to od razu wrócisz do ścigania.
–
1.marsz
2015/04/02 22:17:07
czasem śnieg, czasem deszcz, wieje cały czas – a jak u was?
dziś już myślałem, że nie wyjdę, że odpuszczę ale jak zobaczyłem w tv andante i burego na rzeźniku, to od razu stanąłem na baczność przy butach biegowych
ociężale i powoli się mój obóz toczy, ćwiczę głównie hart ducha może się przyda?
marsz
–
podopieczny_bartek
2015/04/02 22:20:14
biegamy i pijemy – tak jest łatwiej przetrwać niedogodności pogodowe… na zdrowie!:)
–
k2bell
2015/04/02 22:46:54
Wojtek, już śpij. Oj oj, nie będzie wyniku.
–
1.marsz
2015/04/03 20:17:19
czy to znaczy bartku, że nie biegniesz orlenu, czy w ogóle maratonu na wiosnę?
dziś rano ćwiczenia ze sztangą (ograniczyłem się do samego gryfu):przysiady, wyskoki, wykroki,podrygi+8 km rozbiegania, po południu 18 km krosu- dalej ciężko i powoli, nie lubię tak, bo przypinam takiemu treningowi łatkę bezwartościowego ale może pochopnie, może nawet z takiego biegania są jakieś korzyści?
marsz
ps.rozciągam się przed tv z 2.odcinkiem „o co biega”, zupełnie inny zestaw niż robiłem, chyba warto czasem zmienić, jest też wywiad z zającem na 1h55 ale nie z dzikim zającem
–
kamilmnch1
2015/04/03 20:46:17
Miało być śpi miast śpij.
–
podopieczny_bartek
2015/04/03 21:20:22
Marsz, na imprezie orlenu pobiegnę na 10km.
Maraton na wiosnę i raczej w ogóle w tym roku odpuszczam; skupiam się na krótszych dystansach
–
1.marsz
2015/04/04 09:49:37
martwi i boli rosnąca opuchlizna w stawie skokowym, w miejscu gdzie się wiąże buta nie mam pojęcia co to może i jak może być groźne (rok temu nie pobiegłem maratonu z powodu kontuzji w tej nodze, która zaczęła się od stawu skokowego) – pjachu pociesza, że to może być skutek za mocno zawiązanych butów ale dziś rano spuchło jeszcze bardziej, a przede mną fajny trening (20 x 200 m) no i nie wiem… – zdarzyło się wam coś podobnego?
marsz
–
wojciech.staszewski
2015/04/04 14:37:03
Marsz – mrożenie (wbrew temu, co było na bieganie.com ja nadal w to wierze). I przełóż te dwusetki, kontuzje trzeba wyleczyć, nie pogłębiać akcentem
–
iga-01234
2015/04/04 14:46:00
Oj tak, często zdarza mi się mieć takie sny, w których chcę biec i kogoś dogonić ale ciągle wyskakują mi przed twarzą jakieś przeszkody, które spowalniają mój bieg. No i w końcu okazuje się, że jestem już o krok od przegonienia tego kogoś. I w tym momencie wywijam spektakularnego orła i znów niestety zostaję w style za wszystkimi. No cóż. Nieprzyjemne to są sny.
–
ocobiegatu
2015/04/04 16:26:37
Wszystkim biegającym i chodzącym pannom i panom radosnych Świąt
Oco
–
piotrek.krawczyk
2015/04/04 17:49:03
Pięknych Świąt! Dziki
–
kawonan
2015/04/04 18:14:56
Wesołego Alleluja !!! I do przodu !!!
Wojtek proszę o plan na kwiecień 🙂
–
1.marsz
2015/04/04 18:22:40
dzięki wojtek- dwusetki zrobiłem ale jest gorzej więc robię przerwę
marsz
–
piotrek.krawczyk
2015/04/05 19:12:06
A Dziki dziś około 13 km po Puszczy z Jakże Piękną Żoną. Trzy razy grad, trzy razy deszcz, poza tym słońce i niebo błękitne. Z Wólki od razu rympał nad jeziorko Opaleń, potem trochę szlakiem i znów rympał po wydmach, dalej Łuże i rympał na Łużową Górę, potem grzbietem Łużowej do Dąbrowy Leśnej, z Dąbrowy na południe, na ogromnej polanie największy grad. za chwilę słoneczko jakby nic się nie działo, wiosenne, kolorowe ptaszki śmiało podchodzą, też nie wiedzą o co chodzi, dalej rympał i przy Polanie Krwiodawców powrót do Wólki. Pa. Mokrości. Dziki