Samo się nie wygra

– Rozwiedź się ze mną, nie jestem Ciebie godny – poprosiłem Moją Sportową Żonę za metą Biegu Truskawki. Ta cholerna puszcza pokazała w jakiej jestem czarnej dziurze z formą. Tak źle nie było od pięciu lat.

Pięć lat temu zdarzyło mi się nie złamać 40 minut na 10 km. To był bieg sylwestrowy w Krakowie, środek zimy, końcówka roztrenowania. Ale teraz? W mojej sportowej puszczy?

Bieg Truskawki wchodzi na stałe do naszego kalendarza biegowego. Pięknie jak na Mazurach – puszcza to jednak dwa levele wyżej niż mój sympatyczny przecież Las Kabacki. Sympatycznie jak w czasach oldskulowego biegania – bo kto to widział dziś na mecie ciasto truskawkowe. Wszystko na poziomie poza moją formą (acha, no i wyniki mogłyby się już pojawić, bo od półtora dnia bezskutecznie klikam tutaj i trochę jest jak w czasach oldkulowych, kiedy wydruk z wynikami wrześniowego maratonu można było dostać na styczniowej Chomiczówce).

Startuję, sześcioosobowa grupka liderów oddala się nieśpiesznie. Być w szóstce to był mój cel i on mi właśnie odjeżdża. Trudno, przyjechali szybsi. Biegnę na 7-8 pozycji, za chwilę na 8-9, do czwartego kilometra jest nieźle. Jestem dziesiąty, ale dwójkę przede mną mam na celowniku, żeby ich skontrować w drugiej części biegu. Na agrafce w połowie tracę do nich ze sto metrów, a kolejny zawodnik jest 100 metrów za mną.

Kto to jest optymista? Ten, kto wierzy, że tamtych dwóch można dogonić, a że dogonienie przez zawodnika z tyłu nie wchodzi w grę. Szklanka jest do połowy pełna, jedne 100 metrów jest mniejsze od drugich 100 metrów.

Kto to jest realista? Facet, który na ósmym kilometrze orientuje się, że tamta dwójka zniknęła już na polanie powstałej po tornadzie. A facet ukazuje się na zakręcie jakieś 15-20 metrów za nim. Czyli za mną.

„Samo się nie wygra” – pomyślałem, tak jak mówimy sobie z Dzikim na ping pongu, kiedy ktoś prowadzi np. 10:7. Nawiasem mówiąc w maju udało mi się przegrać seta z prowadzenia 10:3, a gra się do 11. Mistrzostwo świata. Wbiegając na pomosty prowadzące przez bagno na dziewiątym kilometrze myślałem ciągle, że samo się nie wygra, myślałem o ustępującym prezydencie i jeszcze o tym, że skoro ucieka mi wszystko – i dobry bieg, i dobry czas (chociaż jeszcze nie wiedziałem, jak będzie zły), i dobre miejsce, to przynajmniej muszę obronić pierwszą dziesiątkę.

Uciekłem sprzed gilotyny. Dobiegłem do mety na 10. miejscu, ale z czasem 40:24. Dno, truskawkowe dno.

MSŻ zrobiła mi niezłe foty. Trochę poprawiłem technikę na jej widok, wreszcie nie ma psa Pluto i człowieka z garbem na plecach:

MSŻ też miała biec, ale rano wymówiła się rzekomą niedyspozycją poimprezową. Przyznała się dopiero na miejscu, że starty ją spinają i to była wymówka, i że bieg wygląda na starcie i mecie tak fajnie, że chciałaby też przeżyć go na trasie. Może za rok, może ja do tego czasu znów zacznę biegać. A nie człapać, truchtać, dyszeć i dmuchać, z brzucha buchać, wlec się, dawać ciała, kompromitować siebie i własną rodzinę.

Samo się nie wygra. Samo się nie wytrenuje. Trzeba zachrzaniać. Przed Biegiem Ursynowa zamierzam się złoić.

Najcenniejsze, co oprócz tej nauki przywieźliśmy z Truskawia, to sesja Małego Yody. Klimat tego zdjęcia strasznie kojarzy mi się z tą fotografią z Mazur na kajakach, którą zrobił mi Janek. Trzy lata temu.

Updated: 1 czerwca 2015 — 18:55

  1. kawonan

    2015/06/01 21:39:07

    Yoda podobny do….. Janka !!!! 🙂 Drugi tydzień nic. Strzeliła łydka.
    Drugi tydzień przypałów , stresów, wpadek, nerwów w robocie i w domu.
    Wesele syna za 18 dni !!!


    kwasnaali

    2015/06/01 23:45:38

    CZy ten Mały Miś idzie w blond??:) pyszny bieg! A przecież Trenerze nie zawsze chodzi o wynik;) choć po to ciasto na mecie pewnie bym przyspieszyła:)


    ocobiegatu

    2015/06/02 13:56:16

    Yoda fatalnie. Nie pokazano nóg. Nie wiadomo czy jest wyprost w kolanie. Pilnować liny. Uczyć. Praca rąk – tragedia. . A ma być następcą Roberta, Tomka, Pereza. Coś trzeba z tym zrobić. Mogę się podjąć trenerki. Chyba,że beztlen obejmie go..).


    1.marsz

    2015/06/02 17:38:52

    nie zawsze słabszy wynik oznacza kiepską formę i przekreśla szansę na lepszy więc nie trzeba się tak chłostać wojtku, chyba, że literacko, to jak najbardziej…
    w związku z powyższą teorią planuję najbliższą połówkę pobiec szybciej niż ostatnią dyszkę…
    marsz


    popellus

    2015/06/02 19:46:36

    Kubol – no jakoś poszło, daj znać jak Rzeźnik 🙂 ?

    Johnson – (nie)stety nadal w formie, aż miło patrzeć na Iron Johnsona. U nas było jak zwykle ciekawie:)

    Najlepszego
    Pope


    tomikgrewinski

    2015/06/04 09:06:55

    No i Rzeźnik na raty za mną! 🙂
    I za Zziggym!
    I powiem szczerze ze był to prawdziwy Rzeźnik.
    Jako że nazwa zobowiązuje mocno się wycierpiałem na trasie..
    1 etap zrobiłem bardzo mocno, chyba za mocno..zamiast się pomału rozkręcać, nie oszczedzalem się na zbiegach, puszczałem nogi..
    Na mecie byłem 15 co jak na debiut było sporym sukcesem i zaskoczeniem..
    Niestety następnego dnia trzeba było za to zapłacić, okazało się ze ledwo wstaje z łóżka..nogi odmówiły współpracy.. Organizator dla „ułatwienia ” zamienił drugi etap z trzecim i w ten sposób startowaliśmy z Ustrzyk. I to był dla mnie prawdziwy horror.
    Nie byłem w stanie podnosić nóg, podchodzenie pod carycę czy smerek, było dla mnie prawdziwą katorgą, przy każdym kroku czułem ból..ten etap był dla mnie prawdziwą próbą charakteru.
    Trzeci dzień równie ciężki, bo nogi nadal były nie do użytku..nie byłem w stanie samodzielnie wejść i wyjść z samochodu..
    Na szczęście droga okazała się znacznie łatwiejsza, a trasa przez połoniny i widoki były prawdziwą nagrodą. Na mecie poczułem poczułem prawdziwą ulgę. I ogromną satysfakcję. To było spełnienie jednego z moich biegowych marzeń.
    Zasłużyłem na ten medal!

    Na razie mam mieszane uczucia.
    Z jednej strony bieganie w górach jest niezwykle, fasynujące, stale zmieniająca się trasa, duże urozmaicenia terenu, fantastyczne widoki.. To coś absolutnie niesamowitego.
    Z drugiej strony tego biegania jest tam naprawdę strasznie mało, głównie jest…podchodzenie. Przynajmniej na moim poziomie wytrenowania..I bardziej przypomina to rajdy turystyczne niż zawody biegowe.
    Nie wiem dlaczego ale było to dla mnie dużym zaskoczeniem 🙂
    Na razie wiem że nie jestem gotowy na ultra.
    Góry jak najbardziej ale raczej na krótszych dystansach, do półmaratonu.
    Na pewno strasznie dały mi się we znaki również godziny startów.
    Codziennie wstawaliśmy z Zziggym pomiędzy 2.30-3 w nocy.
    Żeby się przygotować, dojechać do cisnej, a potem na miejsce startów.
    Nie za bardzo rozumiem czemu etapówka musi zaczynać się codziennie o 5 a nie np o 7 czy 8 rano. W połączeniu z wysiłkiem fizycznym takie zarwanie 3 kolejnych nocy to spore osłabienie organizmu..nie było czasu na regenerację.

    A na koniec ogromne brawa dla mojego druha – Zziggiego, który okazał się prawdziwym góralem. I fighterem! Każdego dnia rozkręcał się coraz bardziej, co dało mu ostatecznie 16 miejsce w generalce i 2 w kategorii. Zbychu Respect! 🙂
    Rob dzięki za dozwolony doping i raporty!!! 🙂


    kubol7b

    2015/06/05 13:41:54

    Magda Laczak wygrala rzeznika!!!

    a fajka na trasie. 9:22 w semereku. cisniesz fajka!!!

    tomik, ziggy gratulacje!


    podopieczny_bartek

    2015/06/05 14:15:50

    A Kamil i Michał w smereku 9:13!!!! Dajesz Kamil!!!:)


    kubol7b

    2015/06/05 14:44:15

    kamil napieraj!


    1.marsz

    2015/06/05 17:33:13

    brawo tomiku, brawo ziggy – zapraszam w lipcu jest półmaraton izerski, dość płaski jak mówi pjachu, który jest na mecie – 14h20, upał/skwar – wypił z 7 litrów na mecie, kamil ponoć nie był w najlepszej dyspozycji

    oby nie:(
    czasnabieganie.pl/alberto-salazar-dopingowym-oszustem-,artykul,574984,1,12615.html
    marsz


    1.marsz

    2015/06/05 17:38:41

    andante – biegniecie?


    piotrek.krawczyk

    2015/06/05 19:30:10

    Tu Dziki
    Mam małą satysfakcję. Niekoleżeńską. Dziki w czasach ścigania miał piąte miejsce open w Biegu Truskawki z czasem poniżej 39 minut. To były czasy! I druga satysfakcja niekoleżeńska. Nie byłbym zainteresowany stawieniem się na Rzeźniku w Smereku w 9:22. A koleżeńsko – dobrze, że zmieniłeś Fajka partnera. Ambitnie pojechałem 🙂 Trzeba sobie kompensować życie… Kończę z bieganiem. Zaczynam trenować. Dziki


    piotrek.krawczyk

    2015/06/05 19:43:53

    Dziki
    Dowiedziałem się, że odpadł partner Fajki. Bardzo mi przykro. Szczególnie, że byłem sponsorem tego zawodnika, jakby nie było 🙂 Nie wiem, czy Fajka pociągnął dalej, mam nadzieję, że tak… Za to Kamil dobiegł w czasie. Trochę powyżej 15 godzin. Dz.


    1.marsz

    2015/06/07 14:56:30

    dziki- przegoń stare wyniki, będę ci wiernie kibicował…
    dziś 18 km/5’06,końcówka miała być bnp ale nie chciała
    marsz
    ps. czekamy cierpliwie na rzeźnickie relacje, kubol, twoją też:)


    wojciech.staszewski

    2015/06/08 17:49:20

    Całą niedzielę głowiłem się, gdzie są jakieś wieści z Rzeźnika. A TU były! Napiszcie dokładniej – pod nowym odcinkiem

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.