Beskid Dzieciństwa

Pękło mi serce. Nie w sobotę na 34 kilometrach najkrótszego odcinka Siedmiu Dolin na Festiwalu Biegowym w Krynicy. I nawet nie przez to, że start był z mojej Piwnicznej, nieopodal łukowatego mostu na Popradzie, przez który szliśmy z moim ojcem.prl na wycieczkę na Kicarz, kiedy miałem pięć lat, sześć lat, osiem lat, dziewięć i dziesięć. Bo zawsze szliśmy na Kicarz, w każde wakacje spędzane w Piwnicznej.

A teraz zaczęliśmy – z grupą pięciuset nieznajomych, których widać w tle na zdjęciu od podbiegu na Kicarz. A raczej podejścia, bo stromizna jest tam niezła, ciekawe jak sobie radził tam pięcioletni chłopczyk.

Zaczynam z Marcinem, obozowiczem z drugiej bodaj edycji obozu biegowego w Rabce, który wtedy w bieganiu nie stawiał jeszcze kroków, a dopiero raczkował. Potem spotkaliśmy się na maratonie w Krynicy, Marcin pobiegł w cztery godziny z małym kawałkiem. Rok temu spotkaliśmy się znów, wtedy Marcin po przebiegnięciu 66 km w Siedmiu Dolinach stawiał mnie na nogi, żebym dokończył setkę. Tutaj jest napisane. Trochę gadamy, trochę próbuję się go trzymać. Nadrabia na podbiegach, to oczywiste, ale na zbiegach dochodzę go z trudem, a w połowie dystansu przestaję. I zostaję.

Przede mną wąż ludzi. Za mną mój Beskid Dzieciństwa i wąż pościgowy. Ale ja się tu z nikim nie ścigam, musiałbym się poddać już na starcie. Ja tutaj biegnę sam. Sam z myślami. Że znowu okazałem się za słaby na góry. Że mój brak predyspozycji do podbiegania wyłazi boleśnie. Nawet w marszu mnie ludzie wyprzedzają pod górę, chociaż ja po górach, tych górach łaziłem od dziecka.

Rozmawiam ze sobą, jak trener z trenerem. No nie da się. Nie da się dobrze biegać, jeśli się nie nabiega kilometrów. Dobrze jest zrobić interwały w mocnym tempie, dobrze jest pierwszy zakres biegać, a nie truchtać. Ale to niewiele da, jeśli się nie przebiegnie – przy moich ambicjach wynikowych – tych 60-70 km tygodniowo. A jakbym u siebie dobrze zliczył, to wyjdzie ledwie maraton.

Biegi górskie to naprawdę miękkie masełko. Nie ścigasz się z czasem, ja nie ścigam się też z rywalami. Ciągle podchodzisz, bo jest stromo pod górę. A jak nie jest stromo, to podejście zmienia się w niezłe alibi.

Łapię siebie na tym idąc – momentami – po drodze do Bacówki nad Wierchomlą. Tam naprawdę jest łagodnie, nawet rok temu zdychając na pełnym dystansie Biegu Siedmiu Dolin i uciekając przed limitem, prawie cały ten odcinek przebiegłem. Teraz idę, bo tak naprawdę mam ściankę. Małą, niepoważną, ale taką, której nie chce mi się pokonywać i daję się jej pokonać.

Aż wyprzedza mnie dziewczyna w łososiowej koszulce. Zagaduję, bo lubię w połowie trasy jak wampir podczepić się do mocnej dziewczyny i poderwać do lotu. Ale łososiowa nie wchodzi w kontakt, rwie do przodu. Za nią biegnie biała. Po chwili się znamy – Karolina, Wojtek. Jesteśmy zresztą znajomymi na Facebooku, tyle że nie kojarzyłem. Gadamy i gonimy, bo Karolina ma o co walczyć, jest w czołówce kobiet. Łososiowa na podbiegach nam odchodzi, ale Karolina mówi, że na zbiegach ją dochodziła.

Moja Sportowa Żona czyta – to od razu zaznaczę, że nie tutaj mi serce pękło. Ale stworzyliśmy z Karoliną fajny team, zrezygnowałem przy bacówce z opychania się kolejnymi garściami rodzynek, żeby ruszyć z nią na trasę. Krótkie podejście pod Runek, łososiowa z 200 metrów przed nami, a potem pogoń.

Karolina tak była uszczęśliwiona Beskidem, czasem lepszym niż się spodziewała, że w pewnym momencie to mnie chyba bardziej zależało na dogonieniu łososiowej. Dopadliśmy ją przed przełęczą, potem było małe podejście, łososiowa odeszła, ale nie więcej niż na 100 metrów. I zaraz ją mieliśmy.

Człowiek musi mieć cel. Nawet jak nie widzi sensu albo widzi bezsens, to powinien sobie znaleźć cel. Jak już zrealizowaliśmy cel: łososiowa, to pożegnałem Karolinę, żeby nie uciekło mi złamanie czterech godzin. Niby to niewymierne, przecież trasa mogła być wytyczona innym reglem i czas byłby o 10 minut gorszy albo lepszy. Ale jednak złamanie, to zawsze złamanie.

Wyszło 3:54. Niecałą minutę za mną wpadła na metę szczęśliwa Karolina. A Marcin, walczący ze skurczami na zbiegu, był tylko dwie minuty przede mną.

Można by to zdjęcie na deptaku nazwać „krynica radości”.

A serce pękło mi następnego dnia. Jechałem po płotki i piłki, które zostawiliśmy po obozie w Rabce, bo wszystko nam się w samochodzie nie mieści. Jak zawsze przez Piwniczną.

Zwykle oglądam tam rynek, na którym kawiarnia Smocza Jama zamieniła się w niezłą restauracyjkę, w której coś zjadam. Patrzę na Czercz, w którym się kąpałem jako dzieciak albo na placyk zabaw, na który chodziłem kolejno ze wszystkimi swoimi dziećmi. Ale teraz podjechałem na Węgierską.

Campingu, na którym obozowaliśmy z ojcem.prl, kiedy miałem 15 czy 16 lat już nie ma. Są domki campingowe, ale tam gdzie rozbijaliśmy namiot jest jakaś dziwna instalacja. Ale serce pękło mi minutę później.

Dojechałem do tego drewnianego domku, pomalowanego na paskudny pomarańcz, w którym spędzaliśmy wakacje, kiedy miałem kilka lat. W zasadzie rok w rok, cały miesiąc w Piwnicznej. Takie moje miasto jest. Popatrzyłem na balkon naszego pokoju, który zazwyczaj dostawaliśmy. Jaka fizyka mogłaby sprawić, żeby tam wyszedł mój tata? Nie ojciec.prl zmitologizowany w książce, tylko tata, tatuś. W dżinsach, w czarnych chodakach, bo taka moda była, w kolorowym swetrze, którego nie potrafię opisać, choć widzę cały wzorek albo brązowej koszuli, gdyby dzień był cieplejszy. Czterdziestoparoletni, niedogolony (chyba na wakacjach się nie golił codziennie), sprawny.

Przywiozłem kubek z Piwnicznej, podrzucę mu w tygodniu. Ten, który mu dałem rok temu z napisem „Krynica” popękał.

Updated: 14 września 2015 — 18:55

  1. kwasnaali

    2015/09/15 08:06:13

    Piękne widoki, pozytywni ludzie, walka ze sobą i wielka radość w Krynicy:) gratuluję. Tak właśnie wyobrażam sobie bieganie.


    kubol7b

    2015/09/15 09:15:48

    Wojtek, mimo ze ‚specjalizuje’ sie w gorskich ultra to mi tez podbiegi nie ida. chocbym nie wiem ile natlukl km podbiegow na treningach, na zawodach wszyscy mnie wyprzedzaja. u mnie to nie sprawa miesniowa, tylko problemow ze stawami krzyzowo-biodrowymi.
    teraz w alpach to juz byl dramat do kwadratu – alpejskie nacje jak kozice mnie przeskakiwaly jednym susem.
    ale i tak biegania w gorach nie zamienilbym na asfalt.
    krynicy zazdroszcze, nie bylem tam juz 3 lata, moze czas wrocic i urwac jakas godzinke z poprzedniego wyniku? choc kusi mnie tez iron run – to dopiero frajda. biegl ktos?


    sten2013

    2015/09/15 11:09:28

    Z tym przygotowywaniem do biegania po górach jest dziwna sprawa. 4 lata temu przebiegłem pierwszy raz B7D w czasie 16:20. Do startu bardzo mocno się przygotowywałem, masa godzin na treningach i przebiegniętych kilometrów. Sobotni start zaliczyłem praktycznie bez treningu biegowego. Kontuzja po ubiegłorocznym starcie w ŁUT wykluczyła mnie z regularnych treningów biegowych na praktycznie 8 miesięcy. W tym czasie przebiegłem łącznie może 100km. Trochę wróciłem do biegania na 3 tygodnie przed B7D. W międzyczasie dużo jeździłem na rowerze. Efekt końcowy: porównywalny wynik do tego sprzed 4 lat. Różnica: wtedy bardzo słabo podchodziłem pod górę. Wszyscy mnie wyprzedzali, nadrabiałem na zbiegach. Teraz: pod górę szedłem jak czołg, chyba nikt z mojej strefy tempowej nie wyprzedził mnie na podejściu. W dół, tragedia, wlokłem się jak żółw. Trzeba to wszytko połączyć i w końcu złamać 16h.


    gapulka_00

    2015/09/15 15:56:21

    Witam! Czytam regularnie, lubie bloga, pierwszy raz komentuję, lubię biegać lecz mało biegam, dzieci małe jeszcze mam, czasu mało, zmeczenie też robi swoje, rozumiem, kiedy Pan pisze o bieganiu, takim jakim by się chciało, żeby było, ale go nie ma, lubię refleksyjne fragmenty, poruszaja czasem pożądnie.
    Pozdrawiam.


    piotrek.krawczyk

    2015/09/15 19:21:05

    Tu Dziki
    Dziki dziś przegrał 1:4 w ping ponga z Johnem. Zły dzień. Dziś stowarzyszenie zostało zaatakowane przez mściwych wrogów z udziałem mediów. Nieprawdziwe i jednostronne informacje podała Gazeta Wyborcza w wydaniu internetowym. Ale Johnson miał gorzej dziś. To Dziki dziś 14 km po Łosiowych Błotach i po Starym Bemowie w tempie 5’09. Od razu lepiej. Dziki


    pjachu1

    2015/09/15 19:58:43

    Dziki – psy, karawana, etc…
    A ja powoli wybieram się do Warszawy, więc jakby mozna było liczyć na nocleg w świetlicy 🙂
    Odpowiedź na zadane pytanie – nie akceptuję jakiejkolwiek formy cenzury (a tym jest zgłoszenie wpisu Kamila do usunięcia). Rozmawiamy. Przeca rozmawialiśmy…


    kubol7b

    2015/09/16 13:37:14

    ultra – dwumiesiecznik o bieganiu dalej niz maraton. wlasnie przekartkowalem. zdjecia rewelacja. o tresci sie wypowiem jak cos przeczytam. kupilem na napierajce.

    fajnie ze cos tak niszowego sie pokazalo. poki co im kibicuje, bo do biegania jakos nigdy sie nie moglem przekonac, a i szczyty przestalem kupowac jakis czas temu. zostaly mi tylko ziny dwoch warszawskich klubow wysokogorskich i to musze powiedziec jest rekord swiata – ile mozna zrobic posilkujac sie tylko praca spoleczna. i BUKA i A/ZERO reprezentuja poziom o niebo wyzszy niz jakiekolwiek znane mi komercyjne magazyny. mam nadzieje, ze ULTRA na stale zagosci na mojej polce obok dwoch powyzszych.


    1.marsz

    2015/09/16 22:29:21

    trochę z głupia frant zapisałem się na maraton do tokio, no i masz babo placek wylosowali mnie-
    obiecałem synowi, który zaczął się uczyć japońskiego, pewnie dlatego:)1
    sportowo to będzie wyzwanie ponieważ pomiędzy jesiennym, który wypada u mnie w zimie, a wiosennym, tokijskim maratonem, który też wypda w zimie, nie ma nawet trzech m-cy przerwy – za to turystycznie – to będzie spełnienie;
    chyba powoli godzę się z własną niemocą i z maratończyka, który lubi odwiedzać nowe miejsca, zmieniam się w podróżnika, który lubi pobiegać w obcych miastach, w sumie też fajnie…
    mam nadzieję, że w loterii do londynu mi się nie poszczęści…
    marsz


    kubol7b

    2015/09/17 09:55:02

    wow, marsz, swietna wiadomosc (mimo wszystko)! gratuluje!

    a propos zimowych biegow to nie zapominaj o biegu kubola w pierwszy wknd nowego roku, bo w tym roku to juz nie ma przebacz. jak trzeba bedzie to organizator przeprowadzi losowanie i tez Cie wylosuje.

    a w tym roku pierwszy raz od wielu lat nie wystartuje w setce po puszczy kampinoskiej. planowalem lamanie 10h, ale te plany musze odlozyc na 2016.
    kto biegnie? dziki, johnson, bas?


    1.marsz

    2015/09/17 15:30:15

    no to zrobił mi się napięty kalendarz:)
    marsz


    piotrek.krawczyk

    2015/09/17 20:45:48

    Kubol – Dziki biegnie sto po Puszczy. Oczywiście. A nawet mam zamiar biec z dużym aparatem z dużym obiektywem. Bo zawsze żałuję tych obrazów nad ranem, o wschodzie, wstającej mgły, szronu na przekwitających wrotyczach, nieba widzianego tylko pod daszkiem czapki, chcę to mieć na zawsze. 11 godzin poczeka. Dziesięciu nigdy tu nie pobiegnę. Ale Tobie kibicuję. Myślałem, że w tym roku Piotrek Wieczorek odda pierwsze miejsce na rzecz szybszego Kubola. Ale tak się stanie dopiero za rok. Jak Ciebie nie będzie, znów wygra Wieczorek. Jak od siedmiu lat. I dobrze. Należy mu się. Ale za rok koniec dominacji 🙂 Dziki


    sten2013

    2015/09/18 08:27:52

    Widzę, że duch tarahumarowcowy powrócił na właściwe miejsce podblogowe.
    Do setki w Puszczy przymierzałem się kilkukrotnie. Przymierzałem się mentalnie, bo fizycznie boję się monotonni biegu. Te 100 km trzeba biec! Nie ma wymówki, że przecież jest górka, a pod górkę wiadomo, że się nie biegnie tylko idzie i można odpocząć.
    Dziki, będę ci kibicował.


    1.marsz

    2015/09/18 10:16:39

    może się kiedyś skuszę na 100 km ale raczej płaskie, np. kaliską – ponoć przy dobrym wytrenowaniu daje się pobiec 1’/km wolniej niż maraton – prawda to?

    wczoraj takie nietypowe 10 km: 2′ szybko/2′ wolno – starałem się płynnie „przełączać biegi” z 2 (tempo 510/540 – tu było ok) na 3 (tempo 420/435 – tu było zbyt wolno jak na szybko) i z powrotem; całość – 452/10,7km/52, tętna nie mierzyłem ale od połowy było już dość ciężko…
    marsz


    1.marsz

    2015/09/18 14:51:06

    „Inny z uczestników miał swój autorski sposób na wrocławski maraton i – jak przyznał – całą trasę zamiast przebiec… przeszedł.” – oco czy to byłeś ty?
    marsz


    piotrek.krawczyk

    2015/09/18 20:18:42

    A Dziki dziś do Puszczy z Jakże Piękną Żoną. Nie biegać. Mamy teraz czas koło dziesiątej rocznicy ślubu i wesela. Ślub był w Warszawie, wesele na Suwalszczyźnie, ślub w czwartek, wesele w sobotę i w niedzielę. A piątek dziesięć lat temu był dniem najpiękniejszym, niby nic nie robiliśmy, niczego nie musieliśmy, mogliśmy wszystko. Zjeżdżali się goście do chaty Mikołajewie, dekorowaliśmy stodołę nagietkami i jarzębiną, zwiozłem z Suwałk ogromną, moją własną beczkę piwa Wigry, wieczorem z dwiema parami przyjaciół poszliśmy do sauny, raczej do bani do Maćkowej Rudy, dżemy muzyczne w różnych konstelacjach, najpiękniejszy dzień w życiu. Dziś też. Udaliśmy się na wagary z pracy. Dzieci do instytucji, a my do Puszczy. Pierwszy raz pokazałem Agacie Cmentarzysko Mamutów koło Niepustu, białe od słońca gałęzie, step z wrzosem, sucha kraina, Finlandia, lodowcowa rzeźba, znów nic nie musi być i wszystko może być. Na Miłosnej Górce zrobiliśmy biwak, tam nikt nie chodzi, są ślady wyłącznie nieludzi, dotrzeć na Cmentarzysko Mamutów to rympał nad rympałami, ta wydma w paśmie Niepustowych Łysych Gór otrzymała nazwę Miłosnej Górki po naszym biwaku. Także wyłączyłem Miłosną Górkę z Cmentarzyska Mamutów. Jako Strażnik Cmentarzyska. Bo Dziki jest Strażnikiem Cmentarzyska Mamutów w Puszczy Kampinoskiej. Potem, jak Jakże Piękna Żona skonsumowała część rocznicowego prowiantu, jak oboje skonsumowaliśmy ciepło piasku, delikatność gaszonej przez jesień zieleni, widok wrzosowiska, otoczeni wybielonymi przez słońce i przez lata gałęziami, jak kości ogromnych zwierząt, ruszyliśmy na zachód, rympałem w stronę Ćwokowej Góry i Karczmiska. Tam zawsze było jezioro, tam w tafli przeglądały się wielkie sosny, dziś na Paśnikach w kilkuhektarowym zagłębieniu same suche turzyce, ten obraz też warty zobaczenia. Wracamy już legalnie, przez mostki na bagnie, dziś mostki zupełnie niepotrzebne, nie ma bagna. Ale przybierze. Puszcza daje sobie radę z suszą, z lodowcem, z huraganem. A Dziki miał dziś piękny dzień. I nie zamierzam tego zabiegać. Dziki


    wojciech.staszewski

    2015/09/18 22:25:59

    Oco, zrobiłeś to?!
    A wiecie o Johnsonie?!? Robi z synem, to co kiedyś podchwycił, pamiętam, po jakimś moim odcinku – Czerwony Szlak!!! Relacja jest na FB. Kto fejsbukowy, niech śledzi Johnsona. Ostatnie zdjęcie z okolic Wisły.


    piotrek.krawczyk

    2015/09/19 19:42:41

    Tu Dziki
    To Johnson nie pojechał na Mont Blanc? (Dziki złośliwy). Byłem świadkiem tej tragedii. Było wszystko, logistyka, sprzęt, wola i motywacja. Johnson z Maćkiem przechowali się w Ośrodku Stowarzyszenia Terapeutów, pojechali ostatnią SKMką na lotnisko pokoczować sobie do odprawy, odlot koło piątej rano, koło dziesiątej Dziki wysyła SMSa do boju, a tu Johnson dzwoni za chwilę: …Dziki, nic z tego, wracamy do Poznania, wszystko sprawdzałem dziesięć razy, ale nie sprawdziłem ważności mojego dowodu osobistego… Jak w PRLu, nie wypuścili za miedzę, człowiek jest legalny i ważny o ile jego dokument tożsamości ma właściwą datę ważności, absurd i żal. Johnson natychmiast modyfikuje plan i jeszcze tego samego dnia Chłopcy, Ojciec i Syn, są w Polskich Beskidach, nie płaczą nad straconym czasem, kontynuują Wielką Wyprawę, nic tej Wyprawy nie umniejszy, a tak musiało być…
    A Dziki dziś do Puszczy na trzy i pół godziny. Jutro planuję to samo. Dziki


    johnson.wp

    2015/09/20 01:57:53

    Tak Wojtku, piękne są Twoje Beskidy. Na ponowne odwiedzenie Piwnicznej muszę jeszcze trochę popracować. Może w przyszłym roku razem ze Stenem jak dobrze połączę podbiegi ze zbiegami? Chciałbym pobiec z Tobą Sten 🙂 Ale można też pobiec w Beskid nie po medal ale dla samego Beskidu. Tak jak teraz to robimy z synem. Byłem w Beskidzie Śląskim dawno temu i na krótko, zupelnie go zapomniałem, teraz to dla mnie jak odkrycie nieznanej pieknej wyspy. Beskid jest wspaniały, prawdziwe góry, wysokie przełęcze, przestronne widoki, nie potrafię tego poetycko opisać, bo nie jestem Dzikim, on by to potrafił 😉 Na szczęście dawne cesarskie nasadzenia kornik zeżarł i zewsząd widać połoniny i przepastne doliny. Może jeszcze ze dwa pokolenia turystw sie nacieszą zanim znowu biznes leśny im to zasłoni. Idziemy z namiotem i samowystarczalni, tak jak chcieliśmy to zrobić w Alpach, by skorzystać z wolności. Nie mogliśmy wyjechać do Europy, granice są nadal realne, nie udała sie nielegalna migracja. Tak Dziki, tak się czuję, jak w PRL 2.0… Na szczęście w Beskid można pojechać, jak dawniej 🙂 Można nawet po granicy chodzić, bo patrole zniknęły i nie żądają na szlaku dokumentów co kilometr jak w latach 80tych. To się pewnie też wkrótce skończy, bo w całej Polsce szukają takich jak ja, nielegalnych. Widziałem na dworcu w Poznaniu, a na stacji metra w Młocinach ochotniczy jednoosobowy patrol obywatelski nagabywał nas z synem czy aby nie jesteśmy Ukraińcami, bo się podejrzanie rozglądaliśmy.


    johnson.wp

    2015/09/20 02:22:55

    Na szczęście biegle mówimy po polsku… Tutaj w Beskidach nikogo to nie obchodzi. Barman w Wegierskiej Górce podał nam żurek na wieprzowej białej, ale to nie był żaden test na imigranta, sami poprosiliśmy, a on nam podpowiedział jak mamy uciec przed burzą, bo znał góry i sprzyjał naszej potrzebie wolności. Chodzi nam się z Maćkiem wolniej, bo plecaki ciężkie, jeżyny i jagody zatrzymują, a co dzień prawie tysiąc metrów w pionie sie uzbiera, jak w Alpach… Poza tym mnóstwo zdjęć robimy, pozowanie czas zabiera 🙂 Na Hali Rysiance, gdzie panorama dech zapiera i konkuruje o pierwsze miejsce w naszych górach, przygarbione sylwetki biegaczy szukały swojego medalowego szczęścia w Maratonie Beskidzkim. Usprawiedliwiała ich gęsta mgła, ale ja przyglądałem im się z zupełnie różnej perspektywy wędrowca. Ciekawe doświadczenie, mam w sobie obie dusze, Czerwony Beskidzki może mieć oba wymiary, przestrzenny i czasowy, chciałbym to kiedyś połączyć. Teraz z Maciejem liczy się dla nas przestrzeń, jest ogromna, chcemy przejść od Ustronia aż do Babiej Góry, ponad sto kilometrów i 5000m podejść. Byłoby poważne wyzwanie biegowe na jeden raz, kto wie, kusi mnie ta myśl 🙂 A na razie czas dajemy sobie nawzajem… Dzisiaj taktyczne zejście spod Pilska do Korbielowa, bo w niedzielę ulewy, ale w poniedziałek idziemy na Babią 🙂


    piotrek.krawczyk

    2015/09/20 19:09:01

    Tu Dziki
    Przepięknie Johnsonie, mój Mistrzu. Przepięknie Macieju, mój Młody Kolego. Dziki w tym roku przez dwa tygodnie zasypiał i budził się pod Babią Górą podczas obozu terapeutycznego w Zawoi. Dobrej widoczności z Diablaka życzę. Zobaczysz wtedy swoje ukochane Tatry. A Dziki dziś 34 km po Puszczy. Z Dziekanowa Leśnego na południowy zachód przez Janówek i Truskawkę aż pod Wiersze, powrót przez Zaborów Leśny i Pociechę. W Puszczy wszystko na swoim miejscu, delikatnie pachnie grzybami, ale grzyby w Puszczy jeszcze się nie odważyły wysypać, drzewa stoją jeszcze w zieleni, ale pod nogami już żółte i brązowe liście, cisza jak w piosence Eli Mielczarek, ale samotność w Puszczy nie odbiera lecz dodaje siły. I miejsce się znajdzie dla każdego. Dziki m.youtube.com/watch?v=AiIc0sDda2U


    piotrek.krawczyk

    2015/09/20 19:23:24

    Albo jeszcze lepiej: m.youtube.com/watch?v=3-W_CwF6KDU
    Dzi

Nie ma możliwości dodania komentarzy do Archium Bloga.

Zapraszam do komentowania nowych wpisów ksstaszewscy.pl/blog/.